NOWOŚCI

wtorek, 5 sierpnia 2014

1138. Godzilla: Król potworów, reż. Ishirô Honda

Tytuł oryginalny: Gojira
Reżyseria: Ishirô Honda
Scenariusz: Takeo Murata, Ishir
ô Honda
Zdjęcia: Masao Tamai
Muzyka: Akira Ifukube
Kraj: Japonia
Gatunek: Horror, Sci-Fi
Premiera: 03 listopada 1954 (Świat)
Obsada: Akira Takarada, Momoko K
ôchi, Haruo Nakajima, Takashi Shimura, Akijiko Hirata

     Spośród wszystkich potworów, które kroczyły po świecie w filmowych wizjach reżyserów Godzilla jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych. Po tę postać sięgano dziesiątki razy i to nie tylko na japońskiej ziemi, ale również amerykańskiej. Przez te sześćdziesiąt lat legenda jest nadal żywa, o czym świadczyć może najnowszy hollywoodzki obraz stworzony przez Edwardsa. Cała historia rozpoczęta została przez Ishirô Hondę, który prawie dziesięć lat po ataku bombowym na Hiroszimę i Nagasaki nakręcił „Godzillę: Króla potworów” mającego być metaforą tych straszliwych wydarzeń.

     U wybrzeży Japonii dochodzi do tragedii, w czasie której w tajemniczy sposób zniszczony zostaje kuter rybacki. Po tym wydarzeniu grupa naukowców morskich stara się odnaleźć przyczynę tych wydarzeń. Wkrótce cała Japonia odkrywa istnienie tajemniczej bestii głębinowej, zbudzonej przez bombę atomową, gdy ta przybywa do Tokio siejąc straszliwe zniszczenie za pomocą radioaktywnego promienia. Dr Yamane (Takashi Shimura) wraz ze swoją córką Emiko (Momoko Kôchi) starają się znaleźć sposób na powstrzymanie potwora. Ratunkiem dla wszystkich wydaje się być dr Serizawa (Akijiko Hirata), dysponujący jedyną bronią mogącą raz na zawsze pozbyć się Godzilli.
     Film, który przeszedł do klasyki, który stworzył potwora giganta terroryzującego świat, czy Japonię. Opowiadający nie tylko o kolosie, ale przede wszystkim o przeżyciach każdego Japończyka, który próbuje otrząsnąć się z tragedii w Nagasace i Hiroszimie. Mówi się, że „Godzilla” jest uosobieniem wszelkich ich lęków i niszczącej siły ataków atomowych. Przede wszystkim jednak jest chęcią uhonorowania zmarłych i zachowania w pamięci tej części ich historii. Widać to przede wszystkim za sprawą naukowca, pragnącego powstrzymać potwora bez konieczności uśmiercania go. Można by tutaj mówić wiele o wszelkich metaforach dających się rozszyfrować, sprawiających, że ten film godny jest uwagi. Aczkolwiek pomimo tych wspaniałości zasianych w ludzkiej mentalności ten film wnosi tyle co nic. Jako obraz wypada dość anemiczne, momentami naprawdę głupio. Momentami przypomina to jeden z gorszych filmów klasy B. Wszystko to przez dość dziwaczny scenariusz, który zawiera w sobie nie tylko swoistą dramaturgię nadającą kształt całej produkcji, ale i całkiem zbędny, bo praktycznie w ogóle nie widoczny wątek romantyczny, czy wątek mało strasznej „grozy” pod postacią potwora niszczącego wszystko wokół. Twórcom nie udaje się uniknąć banalności zarówno w zbudowanych dla bohaterów kwestiach, jak i ich czynach. Scena na wzgórzu, gdzie pierwszy raz zobaczymy Godzillę jest co najmniej dziwaczna, a i później wcale nie jest lepiej, przez co widz w najmniej odpowiednich momentach dostaje głupawki.
     Trzeba jednak przyznać, że film ma klimat. Jak na czasy kiedy realizowano zdjęcia do filmu wszystko wypada rewelacyjnie, pomimo swojej sztuczności. Efekty wykonane w najbardziej nienaturalny sposób, ale jednak robiące wrażenie, jak chociażby promień na morzu. Niesamowite kolizje zabawkowych kolejek, czy samochodów, no ale przede wszystkim sama Godzilla, która ma swój urok, ale... Mówi się, że potwór stworzony przez Hondę jest najbardziej poważny. Ciężko jest się z tym zgodzić, gdy spojrzy się na ten ciapowaty pysk z tymi gigantycznymi oczami, jak u Ciastkowego potwora. Wywołuje to jedyne rozczulające emocje, niżeli strach, czy chociażby podziw- jak to jest z potworem od Edwardsa. Przy nowej bestii ta z 1954 roku wydaje się mikroskopijnym tworem, który sięga niewiele ponad standardowej wysokości budynki. Dziwne. Pomimo wielkości i oczywistej masy, Godzilla sprawia wrażenie lekkiej. Winę tutaj można byłoby zrzucić na odtwórcę roli, a także sam kostium, który ważył 90kg i człowiek ewidentnie miał problemy, żeby się w nim poruszać. Zaskakujące jest więc, że w ogóle nie widać tego na ekranie, gdyż potwór porusza się sprężyście, dynamicznie i bez problemu sięga po słupy telegraficzne, czy kolejki. Było to mocno zaskakujące. Inną sprawą są zdjęcia- momentami naprawdę dobre, ale niekiedy tak makabrycznie zmontowane, że pozbawiają ten film jakiegokolwiek sensu- tu idealnym przykładem są co chwilę wypływające statki na morze...
     Nie wiem, czy jest ktokolwiek kto zachwyca się tutaj obsadą. Jest kilka kluczowych postaci, które tak naprawdę nie mają znaczenia. Bohaterowie filmu nie mają za zadanie prezentować konkretnych osób, ale bardziej pewne schematy osobowości. Mamy miłośnika zwierząt, który chce ocalenia Godzilli, a także naukowca z dylematem czy użyć swojego wynalazku, czy też nie- innymi słowy dochodzi do starcia różnych ideologii, indywidualnych podejść do nauki. Z drugiej zaś strony pojawia się tutaj też jedna jedyna znacząca rola kobieca, która pokazuje bardzo skrzywiony jej wizerunek. Przy końcu filmu już chyba każdy miał dość pokrzykującej i płaczącej niczym Usagi Tsukino Momoko Kôchi...
     Film noszący miano najlepszego z serii o królu potworów daje bardzo dobre wyobrażenie jeszcze przed seansem. Jednakże szczerze trzeba przyznać, że poza wszelkimi odniesieniami do II wojny światowej i atakiem bombowym na dwa japońskie miasta „Godzilla: Król potworów”, to tak naprawdę film mocno przeciętny. Nie zachwyca ani scenariuszem, ani wykonaniem, choć trzeba przyznać, że z łatwością można przymknąć oko na to drugie. Dość koślawe są tutaj wątki poboczne, montaż niekiedy bardziej bawi niżeli buduje powagę, a sama Godzilla sprawia wrażenie niedojrzałego, przyjacielskiego smoczka, niżeli złowrogiej, niszczycielskiej bestii. Spotkanie z Ishirô Hondą pozostawia więc widza w całkowitym rozdarciu, gdyż z jednej strony nie trudno jest docenić hołd dla historii Japonii, ale z drugiej... nie do końca kupuję tę koncepcję.
Ocena: 6/10

Recenzja dla portalu A-G-W.info!

a-g-w.info
Za zaproszenie na pokaz filmu serdecznie dziękuję Dyskusyjnemu Klubowi Filmowemu Ambasada oraz kinu Kosmos w Katowicach.

5 komentarzy :

  1. Sześćdziesiąt lat temu to było coś świeżego w kinie grozy, poza "King Kongiem" i "Bestią z 20.000 sążni" widzowie zasadniczo nie znali filmów o wielkich potworach, a "Godzilla" dzięki zastosowaniu kostiumu dał dużo więcej realizmu niż poprzednicy. Jak na lata 50' i tak był spory, bo mierzył 50 metrów, więcej nie było potrzeba przy ówczesnej zabudowie Japonii. Porównywanie potwora Edwardsa z pierwszym Godzillą Hondy nie ma sensu. Ale już w latach 90' Godzilla urósł do 100 metrów i zyskał sobie dużo potężniejszą i groźniejszą sylwetkę. I chociaż potwór Edwardsa ma z Godzillą dużo więcej wspólnego niż pokraka Emmericha z 1998 roku, to ciągle tylko imitacja.
    Co do wagi kostiumu, kiedy zorientowali się, że aktor nie uciąga to zdecydowali się na pół kostiumy - "spodenki na szelkach" do zdjęć od pasa w dół i "górna część" od pasa w górę.
    Co do fabuły i postaci, nie byłbym tak krytyczny, Japończycy po wojnie dopiero tworzyli swoją kinematografię, nie mając wcześniejszych solidnych podstaw.

    I na koniec. Jeśli oglądałaś "Godzilla: Król potworów" to nie dziwię się, że tak źle go oceniłaś, bo to wersja amerykańska, przemontowana i z dokręconymi scenami, w porównaniu z oryginalnym japońskim "Godzillą" straszna kicha ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż... po to się ogląda różne filmy na przestrzeni dziesiątek lat, aby właśnie je porównywać :) Jakoś co chwilę słychać przyrównania Godzilli Edwardsa do Hondy, a nie można zastosować tego zabiegu w drugą stronę? :)

      Na prelekcji przez seansem mówiono, że to jest oryginalna japońska wersja. Nie ta zamerykanizowana :)

      Usuń
    2. No tak, no tak, rozumiem. Daje to w sumie niezły kontrast i pokazuje co się przez te 60 lat stało.

      Ojojoj, to aż się boję co by było jakbyś amerykańską zobaczyła :D Albo włoską, ale to już inna historia :D

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. W porównaniu do najnowszej wersji starsza odsłona wygrywa pod każdym względem, mimo bardzo rozwiniętej technologi jednak to starsze filmy bardziej do mnie przemawiają. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń