NOWOŚCI

środa, 9 lipca 2014

1137. Black Sails (sezon 1), aut. Robert Levine, Jonathan E. Steinberg

Oryginalny tytuł: Black Sails
Reżyseria: Neil Marshall, Sam Miller, Marc Munden, T.J. Scott
Twórca: Robert Levine, Jonathan E. Steinberg
Na podstawie: powieści Roberta Louisa Stevensona "Wyspa skarbów"
Zdjęcia: Lukus Ettlin, Jules O'Laughlin
Muzyka: Bear McCreary
Kraj: USA
Gatunek: Przygodowy, Dramat
Premiera: 15 stycznia 2014 (Starz)
Liczba odcinków: 8
Obsada: Toby Stephens, Luke Arnold, Tom Hopper, Zach McGowan, Mark Ryan, Hannah New, Jessica Parker Kennedy, Hakeem Kae-Kazim
     Piracka brać wciąż cieszy się niesłabnącą popularnością. A wszystko to rozpoczęło się wraz z powieścią Roberta Louisa Stevensona o tytule „Wyspa skarbów”. Filmów opartych o jej fabułę powstała cała masa, aby później historia piracka mogła rozrosnąć się wzdłuż i wszerz. Po przeniesieniu na mały ekran opowieści o Spartakusie stacja telewizyjna Starz czerpie z twórczości Stevensona dając własną interpretację, a w zasadzie prequel dla przygód kapitana Flinta o tytule „Black Sails”.

     Na czarnych wodach wokół wyspy New Providence wszyscy marynarze boją się o własne życie, gdy na horyzoncie dostrzegą statek z czarną banderą, na której rządzi jest sam kapitan Flint (Toby Stephens). Nie mniej, jego cele są coraz mniej dochodowe, dlatego też pomiędzy załogą tli się zarzewie buntu. Jednakże Flint ma plan, którym jest zdobycie zapisu kursu jednego z najbogatszych statków pływających po okolicznych wodach. W tym celu napada na jedną z łajb. Na jego nieszczęście zapiski trafiają w ręce Johna Silvera (Luke Arnold), który ani przez chwilę nie ma zamiaru zdradzić mu iż posiada prawdziwy skarb. Licząc na łatwy zysk na wyspie New Providence, gdzie piraci mogą się rozliczać wraz z Eleanor Guthrie (Hannah New), dostosowuje się do załogi Flinta podając się za kucharza. Jednakże na miejscu jego plany zaczynają się komplikować.
     Piraci to jeden z moich najulubieńszych motywów, jednakże to jak prezentują ten wątek Robert Levine oraz Jonathan E. Steinberg mocno odbiega od moich wyobrażeń co do dobrej produkcji przygodowej. „Black Sails” oczywiście rozpoczyna się pełną parą, w końcu to pilot mający zachęcić do dalszej oglądalności, aczkolwiek szybko zmienia się tutaj front. Szybko już można było się przekonać, że cały sezon nie będzie składał się jedynie z ataków na kolejne statki, czy walki wręcz, a trzeba będzie uzupełnić go o aspekty dramatyczne. W końcu mamy tutaj bohaterów i konkretne ich historie, które mają zaprezentować ich osobowość.
Wydaje się jednak, że o wiele za dużo jest tutaj konkretnych spisków, szeptów za plecami kapitana i rozmyślania o sensie prowadzenia interesu na New Providence, a za mało działania. Wszystko jest to więc utrzymane w bardzo monotonnym tonie, który bardzo często zanudza nie oferując niczego, co mogłoby nas rozruszać. Wszystko toczy się tutaj o władzę, czy to Flint bojący się utracić swoją załogę, czy Guthrie niechcąca stracić respektu wśród piratów i swoich podwładnych. Często więc działają poza prawem, często występują przeciwko wszelkim zasadom moralności. Na dodatek gdzieś pomiędzy plątaniną nagich ciał rodzą się wątki homoseksualne, gdzieniegdzie nawet prezentuje się mężczyzn jako zwierzęta, a kobiety w roli ich ofiar. Miło jest jednak popatrzeć, jak rodzące się nowe sojusze- niekiedy nawet i zaskakujące, mogą odmienić losy zwykłego człowieka, czy takiej sponiewieranej panny do towarzystwa.
      Nic bardziej nie zachęca do pirackiego seansu, jak śpiewy wprost z marynarskich ust, czy beztroskie krajobrazy rysowane przez nadmorskie kurorty. To pierwsze wbija się od razu w naszą pamięć, dzięki sekwencji rozpoczynającej każdy kolejny odcinek. Jeden z najgenialniejszych i najpiękniejszych openingów jakie kiedykolwiek mogło powstać. Nie chodzi już jedynie o kompozycję muzyczną stworzoną przez Beara McCreary'ego nawiązującą do tradycyjnych marynarskich szant, ale to co dzieje się na ekranie. Komputerowo stworzone rzeźby, wyglądające niczym stworzone ręcznie po prostu powalają, a przy okazji świetnie prezentując mroki działalności piratów. Najdrobniejsze detale, czyli szkielety, ośmiorniczki, piraci, czy nawet konie, wszystko to z największą starannością powstało w trzy miesiące. Cudowne i zniewalające. Aż za każdym razem, przy każdym rozpoczynającym się odcinku chce się na to patrzeć i słuchać! Skoro już o staranności mowa... statki pirackie stworzone na potrzeby produkcji również nie należą do najgorszych, wręcz przeciwnie. A wszystko to w pięknych krajobrazach cudownego Cape Town w Afryce, gdzie woda jest czysta i zachwyca lazurem, a piasek prawdziwie piaskowy.
     Piraci, jak to piraci- każdy inny i niekoniecznie wszystkich sympatią trzeba darzyć. Tworzenie takich ról, jak chociażby kapitan Flint jest bardzo niewdzięczne, bowiem oczywiste jest, że jest to twór do znienawidzenia. Toby Stephens poradził sobie jednak znakomicie. Dzięki jego profesjonalizmowi niekiedy widz ma lekkie załamanie i oczywiście słabość, żeby polubić- przynajmniej dopóki nie wywinie kolejnego numeru, a trzeba przyznać, że człowiekiem jest on bardzo zaskakującym. Więcej emocji dostarcza jednak postać Johna Silvera- tutaj Luke Arnold, czy nawet Billy'ego Bonesa, czyli gra Toma Hoppera. Te dwie role wspierające są jak najbardziej trafnie dobrane do odtwórców, choć oczywiście całkiem skrajne. Świetnie się uzupełniają. Jednakże jeżeli ktoś myśli, przynajmniej któraś z pań, że już szansa stracona na jakiegoś przystojniaka, do którego można będzie powzdychać, to oczywiście nadzieje odżywają, gdy do gry wkracza Charles Vane, a mianowicie Zach McGowan. Niesamowicie zbudowany, a dzięki swoim długim włosom... zwierzęcy. Trzeba przyznać, że przechodzi chyba największą przemianę ze wszystkich i tu nie koniecznie na plus, jednakże wzbudza najwięcej emocji swoją grą aktorską, a w szczególności barwą głosu. Nie należy zapominać, że w obsadzie znajdują się też żeńskie postaci. Oczywiście, nie jest ich zbyt wiele, ale Hannah New jako Eleanor Guthrie oraz Jessica Parker Kennedy jako Max tworzą zgrany duet, w dodatku wspierający mężczyzn na planie. Błyszczą i radują, choć ta druga może odrobinę mniej. Z dość dziwacznym akcentem bardziej irytuje, ale na szczęście nie pojawia się tu zbyt wiele razy. Uff.
     „Black Sails” bardzo szybko może zmęczyć widza, ale na szczęście po dość ślamazarnym wstępie akcja nabiera tempa. Zbliżający się kres ery piratów i ich wielkich łupów daje się we znaki, tym samym lekko sabotując wrażenia po kolejnych seansach. Wydarzenia, w których jeden podkłada świnię drugiemu, ludzie tracą życie, czy robią wszystko, aby to życie zachować kreują charakterne postaci, z których naprzód wychodzi tylko jeden człowiek- kapitan Charles Vane. Nie tylko zachwyca postępem, ale również i swoją osobą. Widz od pewnej chwili zaczyna sobie zdawać sprawę, że już tylko dla tej postaci ogląda dalej ten serial. Wszystko jednak się zmienia, w ostatnich odcinkach, bo finał nie tylko serwuje wielką bitwę, ale również nieoczekiwane zwroty akcji, które w końcu kierują we właściwą stronę. Jak to wszystko się potoczy, okaże się w następnym sezonie, który został już zamówiony przez stację Starz.

Ocena: 7/10

1 komentarz :

  1. Ja też miałem inne wyobrażenia, ale ostatecznie jednak zaakceptowałem pomysły twórców i chętnie obejrzę kolejną serię. Co do postaci kobiecych to nie jest ich wcale mało jak na produkcję o piratach. Oprócz dwóch kobiet, które wymieniłaś są jeszcze intrygująca Miranda Barlow i słynna, niemalże legendarna piratka Anne Bonny.

    OdpowiedzUsuń