Reżyseria:
Doug Liman
Scenariusz:
Christopher McQuarrie, Jez Butterworth, John-Henry Butterworth
Na
podstawie: powieści Hiroshiego
Sakurazaki „All
You Need Is Kill”
Zdjęcia:
Dion Beebe
Muzyka:
Christophe Beck
Kraj:
USA, Australia
Gatunek:
Sci-Fi, Akcja
Premiera:
28 maja 2014 (Świat) 06 czerwca 2014 (Polska)
Obsada:
Tom Cruise, Emily Blunt, Brendan Gleeson, Bill Paxton, Jonas
Armstrong, Tony Way, Kik Gurry, Franz Drameh, Dragomir Mrsic,
Charlotte Riley
Podróże w czasie są jednym z
najbardziej fascynujących, najbardziej dochodowych, a co za tym
idzie najczęściej wykorzystywanych motywów jakie pojawiają się
we współczesnym kinie science fiction. Gdy dodamy do tego inwazję
obcych, mamy klasykę gatunku. Co jednak wyjdzie, gdy połączymy te
wszystkie elementy z motywem „Dnia
Świstaka”?
Najnowszy, porywający film Douga Limana o tytule „Na
skraju jutra”,
który właśnie zagościł na ekranach polskich kin.
W
czasach inwazji z kosmosu, siły zbrojne jednoczą się przeciwko
jednemu wrogowi- Mimikom. Jedyną nadzieją na ocalenie ludzkości
jest stworzenie kombinezonów dodających siły żołnierzom.
Podpułkownik William Cage (Tom
Cruise),
który jeszcze nigdy nie brał udziału w żadnej bitwie, zostaje
zdegradowany do szeregowego i wysłany na front u wybrzeży Francji.
W starciu z Mimikami i nie znając obsługi sprzętu jego wyprawa
zakrawa o misję samobójczą. Podczas walki z jednym z kosmitów
wchodzi w posiadanie ich zdolności do władania czasem i wpada w
pętlę czasową, po każdym zgonie cofając się w czasie i raz po
raz przeżywając tę samą walkę. Do czasu, gdy spotyka legendarną
już wojowniczkę Ritę (Emily
Blunt),
która wierzy, że jest on ich ostatnią nadzieją na ratunek.
Kiedy w sieci pojawiły się
pierwsze zapowiedzi „Na
skraju jutra”
nie były one zbytnio zachęcające. Przedstawiały bowiem totalnie
niezrozumiałą fabułę ulokowaną w czasie jakiejś poczwarnej
wojny. Wraz z kolejnymi przyszło przeświadczenie, że nowy film od
wytwórni Warner Bros. będzie nie tylko spektakularny, ale to
właśnie o nim będzie się mówiło tego lata. Seans potwierdza
wszystkie te przypuszczenia, a nawet wychodzi daleko naprzód.
Okazuje się, że nie jest to jedynie pusty blockbuster, ale przede
wszystkim genialne kino science fiction z humorem i świetnie
wykorzystanym potencjałem podróży w czasie, a w zasadzie
zapętlenia w nim.
Źródło: Warner Bros.
|
Podczas, gdy inne filmy borykają się z problemem
ogarnięcia czasoprzestrzeni i próbie nie zaserwowania widzom
nielogicznej sieczki, Doug Liman wraz z rzeszą scenarzystów
terroryzują jednego bohatera ciągłym odtwarzaniem jednego dnia, w
którym mężczyzna wciąż musi umierać. Kiedy inni mogą mieć
problemy z takim „Dniem
Świstaka”,
w nowym
filmie z Tomem Cruisem twórcy całkowicie wykorzystują potencjał
historii próbując rozweselić widza za pomocą ciągłych zgonów
głównego bohatera, tzw. resetowania. Ubaw ten przyrównać można
do sytuacji ciągłej umieralności Deana Winchestera w epizodzie
„Mystery spot” serialu „Supernatural”.
Nie da się jednak łatwo zapomnieć o tym, że film ten to typowe
science fiction- pełne obcych, niezwykłych technologii, pełne
emocji, pełne akcji. Szczęśliwie twórcom udaje się stworzyć
naprawdę porywający film, który nie tylko nie jest nielogiczny,
ale przede wszystkim trzyma w napięciu do ostatniej chwili.
Początkowo bezcelowe zgony okazują się mieć o wiele większy sens
i prowadzić bohaterów do określonego punktu. Od tamtej pory nic
już nie jest takie samo, a akcja nabiera jeszcze szybszego tempa- o
ile jest to w ogóle możliwe. Czegoż chcieć więcej od tak
prostej, ale jednocześnie fascynującej fabuły.
Od efektów specjalnych i to w
dodatku oglądanych w technologii 3D aż głowa boli. Oczywiście,
nie jest to typowe przeżycie trójwymiarowe, nawet jeżeli ogląda
się go w technologii IMAX. Jednakże zawsze większą frajdą jest
seans na super giga ekranie, w którym wszystko jest większe, a co
za tym idzie bardziej efektowne (nawet z czarną muszą plamką
latającą po projektorze!). Dzięki temu właśnie wszelkie sceny
wybuchów i walk zdecydowanie lepiej wyglądają.
Źródło: Warner Bros.
|
Natomiast
kosmici... cóż ich prędkość rzadko kiedy pozwalała na
dostrzeżenie ich wyglądu, no chyba, że same tego chciały!
Świetnie zrealizowane, w szczególności jak dostawały
turbodopalacza, choć trzeba przyznać, że z twarzy takie jakieś
dziwaczne. Wieczne rozdziawione gębuszki mocno przerażały,
zupełnie jak jakieś straszne potworasy z legend miejskich. Bardzo
dobrze tutaj pasuje muzyka Christophe Becka, który może nie tworzy
niczego spektakularnego, ale bardzo ładnie to wszystko tutaj gra ze
sobą. Szkoda, że nie ma jakichś konkretnych akcentów muzycznych,
o których długo by się pamiętało, ale przynajmniej całą uwagę
można poświęcić filmowi.
Od pewnego czasu Tom Cruise
trafiał jedynie na kiepskie role. Jako, że świetnie sprawdza się
w kinie akcji to właśnie w takich produkcjach najczęściej można
go zobaczyć. Jednakże to co się stało z nim przy okazji roli
Williama Cage'a, to coś niesamowitego. Nie wiem, czy to duet z Emily
Blunt tak na niego podziałał, czy on sam przeszedł jakąś swoistą
metamorfozę, ale zupełnie inaczej się teraz patrzy na jego grę.
Oczywiście, nadal to nie jest jakaś wiekopomna kreacja aktorska,
ale za to da się go przeżyć w tym filmie. Jest dynamiczny, twardy,
świetnie gra emocjami. Widać, że jest w formie. Niestety, nie
takiej jak Emily Blunt, gdyż to do niej należy ten film.
Niesamowita, wręcz zjawiskowa, która udowadnia, że umorusana
piachem, błotem i krwią wygląda o wiele lepiej niżeli
wypacykowana na potrzeby kostiumowych produkcji. Pokazała, że jest
kobietą z charakterem, świetnie się odnajdując w tej roli. Nie
zapomnę jej tego nigdy!
Źródło: Warner Bros.
|
Bardzo lubię sytuacje, w której
moje negatywne przeczucia co do filmu się nie sprawdzają. Wszystkie
złe emocje z jakimi weszłam na seans „Na
skraju jutra”
szybko zniknęły, a ja sama całkowicie zaangażowałam się w ten
niesamowity film. Świetnie wykorzystany został potencjał historii,
bardzo dobrze twórcy wybrnęli z wielu pułapek jakie czyhają na
twórców takich produkcji. Nie ma tu mowy o jakiejkolwiek nudzie,
każde wypowiedziane słowo ma jakiś sens. Nie ma tutaj zbędności
i dziwnych zapychaczy czasu. Każdy element ma swoje miejsce i cel.
Aż
dziwne jest, wręcz szokujące, że twórca
bardzo przeciętnego „Jumpera”
stworzył naprawdę
porządne futurystyczne kino akcji, które bawi, ale przede wszystkim
trzyma w napięciu. Świetny obraz z dobrą muzyką i pięknymi
efektami. Konieczne do zobaczenia na wielkim ekranie!
Ocena: 8/10
Świetny film. Przed seansem zastanawiałam się jak to właściwie ma wyglądać, jak będzie wyglądać główny szkielet fabularny. Dostałam film bliski ideałowi, gdyby nie zakończenie.
OdpowiedzUsuńNikt mi nie wmówi, że Cruise nie potrafi grać i jedzie na jednej minie. W pierwszych scenach miałam ochotę wyjść, kiedy jego postać chciała wymigać się z bezpośredniego kontaktu ze strefą walk. Po chwili dotarło do mnie, że Tom to osiągnął swoją grą. :)
Oj tak... ja już w głowie miałam ułożony idealny finał :D
UsuńChyba nie rozumiem. Co osiągnął swoją grą?
Tom sprawił, że jego postać na mnie działała tak jak to zostało założone. W pierwszych scenach niby się nie wysilał, a miałam ochotę coś mu zrobić (pożyczyć patelnię od Roszpunki) i nawet wyjść z kina. Zaznaczam, że tego aktora naprawdę lubię.
UsuńRozumiem :) ja ogólnie też nic do niego nie mam, ale ostatnio jakoś tak na same tragi filmy trafiam w jego wykonaniu :D a ten taki wiesz... na poziomie konkretnym :)
UsuńŚwietny film, zgadzam się w 100%
OdpowiedzUsuń