NOWOŚCI

sobota, 19 kwietnia 2014

SZORTy #6: R.I.P.D. Agenci z zaświatów, RED 2, G.I. Joe Odwet

Oryginalny tytuł: R.I.P.D. | Reżyseria: Robert Schwentke | Scenariusz: Phil Hay, Matt Manfredi | Obsada: Jeff Bridges, Ryan Reynolds, Kevin Bacon, Mary-Louise Parker, Stephanie Szostak, James Hong, Marisa Miller, Robert Knepper | Kraj: USA | Gatunek: Fantasy, Akcja, Komedia
Premiera: 17 lipca 2013 (Świat) 09 sierpnia 2014 (Polska)

Ocena: 3/10


     Dotychczasowe moje spotkania z produkcjami Roberta Schwentke można było uznać za niesamowicie udane. Raz bardzo romantyczny seans „Zaklętych w czasie”, innym razem coś bardziej dynamicznego- „Red”, a teraz reżyser sięgnął po zupełnie inny gatunek, który w ogóle się nie sprawdza. „R.I.P.D. Agenci z zaświatów” wiele obiecywali, ale okazało się być to kolejnym niewypałem.
     Fabuła jest dość prosta. Dwóch skorumpowanych gliniarzy odnajduje sekretne złoto. Nick (Ryan Reynolds) ostatecznie chce być w porządku wobec swojej żony i postanawia je zwrócić. Jego partner (Kevin Bacon) nie popiera jego decyzji i przy najbliższej okazji zabija go. Jednakże zamiast cieszyć się życiem po śmierci Nick zostaje zwerbowany do agencji z zaświatów, która ściga zbiegłe z czyśćca dusze. Jego partnerem zostaje Roy (Jeff Bridges), odbywającego stuletnią służbę. Powracają na Ziemię, aby odnajdować dusze i przy okazji zbadać sprawę złota. 
     Kiedy widzi się podobne tytuły oczywiste jest, że nie będzie tutaj chodzić o głębokie emocje, czy rozmyślania, ale przede wszystkim czystą akcję, a co za tym idzie- dobrą zabawę. I te oczekiwania nie były zbyt rozbieżne z tym co zaserwował nam „R.I.P.D.” poza jednym małym szczegółem- nie tylko jest to marne kino dramatyczne, ale również słaba rozrywka. Wielka tragedia, gdy człowiek traci ukochanego, tutaj zastąpiona została zabawą w nieumarłych agentów. Oczywiście, poniekąd mogłoby się to sprawdzić, gdyby nie fatalne wykonanie całego pomysłu. Z jednej strony stawia się na fantastykę, a jednak w ogóle nie dba się o jakoś efektów. Wszystkie przemiany w demony wyglądają tak tandetnie, że walki robotów z „Pacific Rim” przypominać mogłyby reality show. Strasznie męczący jest fakt tak słabego wykorzystania możliwości dzisiejszej technologii. Niby scenarzyści próbują nadrobić te wtopy humorem, ale jednak nie do końca spełnia to swoje zadanie, kiedy wszystko jest sprezentowane od niechcenia. Najgorsze jest to, że postaci również nie wnoszą niczego nowego, a przy tym obsada nie ma możliwości wykazania się. Przykre, że wśród nazwisk pada Jeff Bridges, bo można uznać to za jego największą porażkę. Momentami film ciekawy, ale ogólnie wypada bardzo słabo- niemalże pod każdym względem.
Oryginalny tytuł: Red 2 | Reżyseria: Dean Parisot | Scenariusz: Erich Hoeber, Jon Hoeber | Obsada: Bruce Willis, John Malkovich, Mary-Louise Parker, Helen Mirren, Anthony Hopkins, Byung-hun Lee, Catherine Zeta-Jones, Neal McDonough | Kraj: USA, Francja, Kanada | Gatunek: Akcja, Komedia
Premiera: 18 lipca 2013 (Świat) 26 lipca 2014 (Polska)

Ocena: 5/10


     Kiedy Robert Schwentke zachwycił mnie swoją interpretacją komiksu o podstarzałych agentach na emeryturze, nie spodziewałam się, że „Red” może zostać zniszczone jakąkolwiek kontynuacją tych intrygujących przygód. Jakież było moje zdziwienie, że tytuł nie tylko doczekał się sequela, ale w dodatku mocno podupadł na pomyśle.
     Po tym jak Frank (Bruce Willis) odnalazł ukochaną Sarah (Mary-Louise Parker) postanawia się ustatkować. Na bok odkłada swoją przeszłość agenta i liczy na to, że w końcu będzie mógł spokojnie odpoczywać na emeryturze. Jednakże, Sarah jest wyraźnie znużona takim życiem i tylko wyczekuje jakiejś misji, w której mogłaby uczestniczyć wraz ze swoim mężczyzną. Jak na zawołanie pojawia się Marvin (John Malkovich), który oznajmia przyjaciołom, że znowu cała ekipa RED znalazła się na celowniku.
     Pierwszym filmem byłam niesamowicie urzeczona. Ekipa staruszków nieźle podrygująca na ekranie to było coś autentycznie urokliwego i mocno zaskakującego. Jednakże wraz ze zmianą reżysera i zniknięciem Morgana Freemana cała ta opowieść przestała być atrakcyjna. Oczywiście, pojawia się kilka znaczących postaci, zobaczymy tutaj Hopkinsa w dość nietypowej roli i Zetę-Jones, która całkowicie straciła pazur i swój czar. Cała opowieść stała się mocno banalna, przerysowana, wręcz irytująca. Ponownie ratowanie własnych tyłków i swoista walka starego z nowym w całkiem innym wydaniu. Można by rzec, że jest to coś interesującego, ale jakoś przez cały seans w głowie kołacze się jedna myśl- to już było! Wówczas chociaż było zabawnie, było ciekawie, bo w końcu było to coś nowego. Teraz wtórnością trąci nie tylko fabuła, ale nawet i poczucie humoru, które już zdążyło wywietrzeć i całkowicie nas znużyć. Jednakże, pomimo wszystko potrafi jeszcze zaskoczyć, rozbawić również, no i poza tym obraz zachwycić może montażem i oprawą. Całkiem fajnie się to prezentuje. Nie jest to może pierwszy wybór na smutny wieczór, ale co niektórych zadowolić może to co serwuje produkcja sygnowana nazwiskiem Deana Parisota.
Oryginalny tytuł: G.I. Joe- Retaliation | Reżyseria: Jon M. Chu | Scenariusz: Rhett Reese, Paul Wernick | Obsada: Dwayne Johnson, Adrianne Palicki, D.J. Cotrona, Byung-hun Lee, Ray Park, Bruce Willis, Jonathan Pryce, Ray Stevenson, Channing Tatum | Kraj: USA | Gatunek: Akcja

Premiera: 11 marca 2013 (Świat) 12 kwietnia 2014 (Polska)

Ocena: 6/10


     „G.I. Joe: Odwet” to już kolejna produkcja z zabawkami od Hasbro w roli głównej. Stephen Sommers skoncentrował się na zabawie, którą oferowały modyfikacje żołnierzy, natomiast Jon M. Chu obiera całkiem inny kierunek, zabierając całą zabawę i odkrywając nieodkryte tajemnice. Czy intryguje? Niektórych na pewno.
     Pod przywództwem prezydenta ekipa G.I. Joe zostaje zlikwidowana. Przynajmniej w większości. Z ataku na bazę udaje się ocaleć jedynie Roadblockowi (Dwayne Johnson), Flintowi (D.J. Cotrona) i Jaye (Adrianne Palicki). Wyruszają więc do człowieka, od którego wszystko się zaczęło i liczą na to, że właśnie on pomoże im pomścić ich przyjaciół, ale przede wszystkim odkryć dlaczego popierający ich dotychczas prezydent odwrócił się od nich. Aby to zrobić będą musieli nie tylko się przegrupować, ale przede wszystkim zaufać ludziom, których dotychczas uważali za wrogów.
     Druga odsłona o „G.I. Joe” to produkcja mocno naciągana, ale jednak potrafiąca nas rozruszać. Szokuje już od pierwszych chwil, gdy dochodzi do nieoczekiwanego i, jakby nie było, wstrząsającego wydarzenia. Wszystko zmienia, wywraca nasze wyobrażenie o tym filmie do góry nogami, totalnie zaprzeczając i niszcząc wszelkie relacje, które dotychczas udało nam się nawiązać z bohaterami. Po tym szoku, akcja już jest mocno stonowana- na tyle na ile to jest możliwe. Wszelkie ucieczki, wybuchy i walki wręcz nadal robią wrażenie, w szczególności w sytuacjach, kiedy czarny znowu wystąpi przeciwko białemu. Nieoczekiwane zwroty akcji to najwyraźniej hasło przewodnie tego filmu. Wśród postaci ciężko ogarnąć kto jest tym dobrym, a kto złym. Zacierają się granice pomiędzy dobrem a złem. Jedyne co boli to tak dramatyczne pozbawienie żołnierzy wszystkich gadżetów, którymi zachwycać można było się w pierwszym filmie. Efekciarstwa nie ma tutaj zbyt wielkiego, choć trzeba przyznać, że scena, w której wrogowie prezentują moc nowej broni jest po prostu... powalająca! Szkoda tylko, że jest to tylko jedna taka chwila, po której znowu jest nijako. Bardzo mało jest tutaj dobrych momentów, obraz nie grzeszy również zbytnią urodą. Wszystko jest mało wyraziste, a aktorzy mocno irytują. Nawet Bruce nie był w stanie udźwignąć tego, co się tu wyrabiało. Fajny odmóżdżacz, ale to wszystko!

1 komentarz :

  1. R.I.P byli boleśnie wtórni. Czegoś w tym filmie zdecydowanie zabrakło. Marna podróbka facetów w czerni, ale pamiętam, że dobrze bawiłam się na tym filmie.

    OdpowiedzUsuń