Oryginalny
tytuł: R.I.P.D.
| Reżyseria: Robert Schwentke | Scenariusz: Phil Hay, Matt Manfredi
| Obsada: Jeff Bridges, Ryan Reynolds, Kevin Bacon, Mary-Louise
Parker, Stephanie Szostak, James Hong, Marisa Miller, Robert Knepper
| Kraj: USA | Gatunek: Fantasy, Akcja, Komedia
Premiera: 17 lipca 2013 (Świat) 09 sierpnia 2014 (Polska)
Dotychczasowe moje
spotkania z produkcjami Roberta Schwentke można było uznać za
niesamowicie udane. Raz bardzo romantyczny seans „Zaklętych
w czasie”, innym razem
coś bardziej dynamicznego- „Red”,
a teraz reżyser sięgnął po zupełnie inny gatunek, który w ogóle
się nie sprawdza. „R.I.P.D. Agenci z zaświatów”
wiele obiecywali, ale okazało się być to kolejnym niewypałem.
Fabuła jest dość prosta. Dwóch
skorumpowanych gliniarzy odnajduje sekretne złoto. Nick (Ryan
Reynolds) ostatecznie
chce być w porządku wobec swojej żony i postanawia je zwrócić.
Jego partner (Kevin
Bacon) nie popiera jego
decyzji i przy najbliższej okazji zabija go. Jednakże zamiast
cieszyć się życiem po śmierci Nick zostaje zwerbowany do agencji
z zaświatów, która ściga zbiegłe z czyśćca dusze. Jego
partnerem zostaje Roy (Jeff
Bridges), odbywającego
stuletnią służbę. Powracają na Ziemię, aby odnajdować dusze i
przy okazji zbadać sprawę złota.
Kiedy widzi się podobne tytuły
oczywiste jest, że nie będzie tutaj chodzić o głębokie emocje,
czy rozmyślania, ale przede wszystkim czystą akcję, a co za tym
idzie- dobrą zabawę. I te oczekiwania nie były zbyt rozbieżne z
tym co zaserwował nam „R.I.P.D.”
poza jednym małym szczegółem- nie tylko jest to marne kino
dramatyczne, ale również słaba rozrywka. Wielka tragedia, gdy
człowiek traci ukochanego, tutaj zastąpiona została zabawą w
nieumarłych agentów. Oczywiście, poniekąd mogłoby się to
sprawdzić, gdyby nie fatalne wykonanie całego pomysłu. Z jednej
strony stawia się na fantastykę, a jednak w ogóle nie dba się o
jakoś efektów. Wszystkie przemiany w demony wyglądają tak
tandetnie, że walki robotów z „Pacific Rim”
przypominać mogłyby reality show. Strasznie męczący jest fakt tak
słabego wykorzystania możliwości dzisiejszej technologii. Niby
scenarzyści próbują nadrobić te wtopy humorem, ale jednak nie do
końca spełnia to swoje zadanie, kiedy wszystko jest sprezentowane
od niechcenia. Najgorsze jest to, że postaci również nie wnoszą
niczego nowego, a przy tym obsada nie ma możliwości wykazania się.
Przykre, że wśród nazwisk pada Jeff Bridges, bo można uznać to
za jego największą porażkę. Momentami film ciekawy, ale ogólnie
wypada bardzo słabo- niemalże pod każdym względem.
Oryginalny
tytuł: Red 2
| Reżyseria: Dean Parisot | Scenariusz: Erich Hoeber, Jon Hoeber |
Obsada: Bruce Willis, John Malkovich, Mary-Louise Parker, Helen
Mirren, Anthony Hopkins, Byung-hun Lee, Catherine Zeta-Jones, Neal
McDonough | Kraj: USA, Francja, Kanada | Gatunek: Akcja, Komedia
Premiera: 18 lipca 2013 (Świat) 26 lipca 2014 (Polska)
Ocena:
5/10
Kiedy Robert Schwentke
zachwycił mnie swoją interpretacją komiksu o podstarzałych
agentach na emeryturze, nie spodziewałam się, że „Red”
może zostać zniszczone jakąkolwiek kontynuacją tych intrygujących
przygód. Jakież było moje zdziwienie, że tytuł nie tylko
doczekał się sequela, ale w dodatku mocno podupadł na pomyśle.
Po tym jak Frank (Bruce
Willis) odnalazł
ukochaną Sarah (Mary-Louise
Parker) postanawia się
ustatkować. Na bok odkłada swoją przeszłość agenta i liczy na
to, że w końcu będzie mógł spokojnie odpoczywać na emeryturze.
Jednakże, Sarah jest wyraźnie znużona takim życiem i tylko
wyczekuje jakiejś misji, w której mogłaby uczestniczyć wraz ze
swoim mężczyzną. Jak na zawołanie pojawia się Marvin (John
Malkovich), który
oznajmia przyjaciołom, że znowu cała ekipa RED znalazła się na
celowniku.
Pierwszym filmem byłam niesamowicie urzeczona. Ekipa staruszków
nieźle podrygująca na ekranie to było coś autentycznie urokliwego
i mocno zaskakującego. Jednakże wraz ze zmianą reżysera i
zniknięciem Morgana Freemana cała ta opowieść przestała być
atrakcyjna. Oczywiście, pojawia się kilka znaczących postaci,
zobaczymy tutaj Hopkinsa w dość nietypowej roli i Zetę-Jones,
która całkowicie straciła pazur i swój czar. Cała opowieść
stała się mocno banalna, przerysowana, wręcz irytująca. Ponownie
ratowanie własnych tyłków i swoista walka starego z nowym w
całkiem innym wydaniu. Można by rzec, że jest to coś
interesującego, ale jakoś przez cały seans w głowie kołacze się
jedna myśl- to już było! Wówczas chociaż było zabawnie, było
ciekawie, bo w końcu było to coś nowego. Teraz wtórnością trąci
nie tylko fabuła, ale nawet i poczucie humoru, które już zdążyło
wywietrzeć i całkowicie nas znużyć. Jednakże, pomimo wszystko
potrafi jeszcze zaskoczyć, rozbawić również, no i poza tym obraz
zachwycić może montażem i oprawą. Całkiem fajnie się to
prezentuje. Nie jest to może pierwszy wybór na smutny wieczór, ale
co niektórych zadowolić może to co serwuje produkcja sygnowana
nazwiskiem Deana Parisota.
Oryginalny
tytuł: G.I. Joe-
Retaliation |
Reżyseria: Jon M. Chu | Scenariusz: Rhett Reese, Paul Wernick |
Obsada: Dwayne Johnson, Adrianne Palicki, D.J. Cotrona, Byung-hun
Lee, Ray Park, Bruce Willis, Jonathan Pryce, Ray Stevenson, Channing
Tatum | Kraj: USA | Gatunek: Akcja
Premiera:
11 marca 2013 (Świat) 12 kwietnia 2014 (Polska)
Ocena:
6/10
„G.I. Joe: Odwet”
to już kolejna produkcja z zabawkami od Hasbro w roli głównej.
Stephen Sommers skoncentrował się na zabawie, którą oferowały
modyfikacje żołnierzy, natomiast Jon M. Chu obiera całkiem inny
kierunek, zabierając całą zabawę i odkrywając nieodkryte
tajemnice. Czy intryguje? Niektórych na pewno.
Pod przywództwem prezydenta ekipa
G.I. Joe zostaje zlikwidowana. Przynajmniej w większości. Z ataku
na bazę udaje się ocaleć jedynie Roadblockowi (Dwayne
Johnson), Flintowi (D.J.
Cotrona) i Jaye
(Adrianne Palicki).
Wyruszają więc do człowieka, od którego wszystko się zaczęło i
liczą na to, że właśnie on pomoże im pomścić ich przyjaciół,
ale przede wszystkim odkryć dlaczego popierający ich dotychczas
prezydent odwrócił się od nich. Aby to zrobić będą musieli nie
tylko się przegrupować, ale przede wszystkim zaufać ludziom,
których dotychczas uważali za wrogów.
Druga odsłona o „G.I.
Joe” to produkcja mocno
naciągana, ale jednak potrafiąca nas rozruszać. Szokuje już od
pierwszych chwil, gdy dochodzi do nieoczekiwanego i, jakby nie było,
wstrząsającego wydarzenia. Wszystko zmienia, wywraca nasze
wyobrażenie o tym filmie do góry nogami, totalnie zaprzeczając i
niszcząc wszelkie relacje, które dotychczas udało nam się
nawiązać z bohaterami. Po tym szoku, akcja już jest mocno
stonowana- na tyle na ile to jest możliwe. Wszelkie ucieczki,
wybuchy i walki wręcz nadal robią wrażenie, w szczególności w
sytuacjach, kiedy czarny znowu wystąpi przeciwko białemu.
Nieoczekiwane zwroty akcji to najwyraźniej hasło przewodnie tego
filmu. Wśród postaci ciężko ogarnąć kto jest tym dobrym, a kto
złym. Zacierają się granice pomiędzy dobrem a złem. Jedyne co
boli to tak dramatyczne pozbawienie żołnierzy wszystkich gadżetów,
którymi zachwycać można było się w pierwszym filmie.
Efekciarstwa nie ma tutaj zbyt wielkiego, choć trzeba przyznać, że
scena, w której wrogowie prezentują moc nowej broni jest po
prostu... powalająca! Szkoda tylko, że jest to tylko jedna taka
chwila, po której znowu jest nijako. Bardzo mało jest tutaj dobrych
momentów, obraz nie grzeszy również zbytnią urodą. Wszystko jest
mało wyraziste, a aktorzy mocno irytują. Nawet Bruce nie był w
stanie udźwignąć tego, co się tu wyrabiało. Fajny odmóżdżacz,
ale to wszystko!
R.I.P byli boleśnie wtórni. Czegoś w tym filmie zdecydowanie zabrakło. Marna podróbka facetów w czerni, ale pamiętam, że dobrze bawiłam się na tym filmie.
OdpowiedzUsuń