Reżyseria:
Akiva Schaffer
Scenariusz: Evan Goldberg, Seth Rogen, Jared Stern
Scenariusz: Evan Goldberg, Seth Rogen, Jared Stern
Zdjęcia:
Barry Peterson
Muzyka:
Christophe Beck
Kraj:
USA
Gatunek:
Sci-Fi, Komedia
Premiera: 27 lipca 2012 (Świat) 21 września 2012 (Polska)
Obsada: Ben Stiller, Vince Vaughn, Jonah Hill, Richard Ayoade, Rosemarie DeWitt, Will Forte, Mel Rodriguez, Doug Jones
Premiera: 27 lipca 2012 (Świat) 21 września 2012 (Polska)
Obsada: Ben Stiller, Vince Vaughn, Jonah Hill, Richard Ayoade, Rosemarie DeWitt, Will Forte, Mel Rodriguez, Doug Jones
Akiva Schaffer nie słynie z tego, że robi jakoś zabójczo dobre
filmy. Choć sam staje się aktorem w swoich początkowych filmach,
nie wynosi to jego produkcji ponad przeciętność. Po pierwszym
tytule- „Hot Road”, który zasadniczo przeszedł
bez większego echa pomiędzy nami, Schaffer angażuje gwiazdy kina
komediowego i tworzy nowe spojrzenie na popularną za oceanem „Straż
sąsiedzką”.
Evan (Ben Stiller)
jest właścicielem jednego z lokalnych marketów. Jednakże kiedy w
tajemniczych okolicznościach zamordowany zostaje jeden z jego
pracowników, a także przyjaciół, mężczyzna zaczyna obawiać się
o bezpieczeństwo miasteczka. Postanawia założyć staż sąsiedzką,
która będzie broniła porządku. Niestety, odzew jest bardzo mały,
ale Ci, którzy przychodzą na inauguracyjne spotkanie od razu łapią
bakcyla. Tworząc czteroosobową drużynę stają się sobie bliżsi
niż rodzina, chociaż nie są najlepsi w swoim nowym zadaniu.
Wkrótce okaże się, że to od nich będzie zależało życie
planety, kiedy będą zmuszeni bronić miasteczko przed inwazją
kosmitów.
Jeżeli kiedykolwiek zastanawialiście się jak wyglądać będzie
najgorsza komedia sezonu, to oto macie odpowiedź pod postacią
„Straży sąsiedzkiej”. Okazuje się, że wystarczy
zaangażować do produkcji kilku błaznów światowej sławy, wcisnąć
im w usta dość wulgarne i całkowicie nieśmieszne żarty, a
następnie dowalić stertą kosmitów żądnych ludzkich bebechów i
tak oto macie zidiociałą fabułę, która ubawić potrafi jedynie
swoją durnotą. Ciężko orzec, w czym tkwi tutaj problem, bo
przecież obraz ogląda się całkiem nie najgorzej i nie trzeba
tutaj zbytnio wysilać naszych mózgów. Nie mniej, każdy jakiś
mózg posiada i wie kiedy widzi straszliwą kiszkę. Co prawda,
mogłoby być znacznie gorzej. Szczęśliwie, jest całkiem znośnie.
Film ten to uosobienie wszelkich lęków dorosłego mężczyzny.
Każdy ojciec chciałby dokopać chłopaczkowi dobierającego się do
jego ukochanej córeczki, ale przede wszystkim mieć ku temu
usprawiedliwienie. Każdy chciałby wykazać się przed niedoszłym
szefem, że niezatrudnienie go było największą pomyłką jego
życia. Ostatecznie, chodzi tutaj też o przełamywanie pewnych
stereotypów, o umiejętność komunikacji w związkach, ale i z
otoczeniem. Co ciekawe, fabuła nie prezentuje sztampowej koncepcji.
Udaje jej się wybić poza przyjęte ramy i to chwilę pociąga.
Jednakże tam gdzie wydawałoby się, że obraz będzie pokazywał
dość fascynującą walkę czwórki mało rozgarniętych facetów
traktujących się jako straż sąsiedzką z przybyszami z kosmosu,
zostajemy zaskoczeni bardzo rozbudowanymi relacjami pomiędzy nimi.
Elementy science fiction schodzą więc na dalszy plan ustępując
miejsca komedii, takiej, których dziś pełno, czyli pozbawionych
subtelności, a niezwykle dosadnych, wulgarnych i w konsekwencji-
mało zabawnych. Szkoda, bo naprawdę zapowiadało się ciekawe kino.
Przez chwilę można było pomyśleć, że przynajmniej kosmici
podratują trochę kulejącą fabułę i wzbogacą ją swoją
efektywnością. Ci wyglądają dość przerażająco, choć i tutaj
reżyserowi udało się dokopać jedynemu fascynującemu elementowi
poprzez zabawę z ogłuszonym wrogiem. Żenada, jakich mało. Troszkę
tu i wybuchów, trochę głupawych czynów z uroczą zabaweczką, ale
przede wszystkim mało fascynujących ujęć, czy też muzycznych
wycieczek. A szkoda.
Zazwyczaj na Bena Stillera zwalałam klapę konkretnej produkcji.
Ewidentnie wypadł z formy, udowadnia to także w roli Evana.
Wcześniej był irytujący, teraz jest całkowicie niewidzialny.
Dotychczas dysponował przesadzonym dowcipem, natomiast teraz w ogóle
został go pozbawiony. Pracę za niego wykonują Vince Vaughn (Bob),
Jonah Hill (Franklin) oraz Richard Ayoade (Jamarcus). Totalne świry
komediowe. Ich humor nie jest jednak zbytnio wyrafinowany, a można
rzec, że wręcz prostacki. I choć Jamarcus jest dość znośny
dzięki swojemu brytyjskiemu akcentowi, a także spełnianiu swoich
ukrytych pragnień (cóż za zbieg okoliczności!), to jednak
pozostali dwaj pozostawiają spory niesmak (choć pewnie też nie u
wszystkich).
„The Watch” to, jak dla mnie, spory zawód.
Spodziewałam się naprawdę odjechanej komedii ze sporą dawką
science ficiton, a dostałam za to jakąś niedorobioną
półprodukcję, w której priorytetami są lokalne orgie, czy też
walka o większą ilość jednoznacznych i niesmacznych żartów.
Kosmici nie robią tak piorunującego wrażenia, a wszystko trochę
za bardzo przypomina polowanie rodem z „Predatora”.
Zabawne- owszem (w szczególności lokalizacja mózgów kosmitów),
ale ostatecznie wydaje się, że cała ta jatka pozbawiona jest
większego sensu.
Ocena: 3/10
Przyznam, że film jest dość nieciekawy. Przynajmniej mnie zbytnio nie zafascynował.
OdpowiedzUsuń