Reżyseria:
Spike Jonze
Scenariusz: Spike Jonze
Zdjęcia:
Hoyte Van Hoytema
Muzyka:
Will Butler, Owen Pallett
Kraj:
USA
Gatunek:
Romans, Dramat, Komedia
Premiera: 12 października 2013 (Świat)
14 lutego 2013 (Polska)
Obsada: Joaquin Phoenix, Amy Adams,
Rooney Mara, Olivia Wilde, Scarlett Johansson, Chris Pratt
Po tym jak Spike Jonze zrobił
wielką furorę filmami „Być jak John Malkovich”
oraz „Adaptacja”
nie wstrząsnął już więcej światem kinematografii. Nie mniej, w
2013 roku na ekranach światowych kin pojawiła się jego najnowsza
produkcja, futurystyczny obraz samotności i miłości. Przejmujący
tytuł, „Ona”,
zaskoczył krytyków, posypały się tu nominacje do licznych nagród,
w tym do Oscarów. Obraz ma szansę na tytuł najlepszego filmu roku
i choć w moim odczuciu nie jest zbyt powalający, to nie jest
całkowicie bezbronny w tym starciu.
Świat jutra, w którym sztuczna
inteligencja wykorzystywana jest każdego dnia. Świat, w którym
miłe listy piszą za nas specjaliści. Jednym z nich jest Theodore
(Joaquin Phoenix),
przechodzący ciężkie rozstanie. Zdystansowany do świata i ludzi
musi pogodzić się z myślą o rozwodzie ze swoją ukochaną żoną
(Rooney Mara).
W pogoni za nowinkami technologicznymi i chęci zrobienia porządku w
swoim komputerze ulega reklamom o nowym systemie operacyjnym, ze
zbudowaną na ludzkim DNA sztuczną inteligencją. Kilka prostych
pytań dobiera dla niego bardzo seksowny i sympatyczny głos Samanthy
(Scarlett Johansson),
która wkrótce staje się dla mężczyzny czymś więcej niżeli
tylko głosem z komputera.
W swoim najnowszym filmie Spike
Jonze prezentuje zupełnie odmienny od dominujących w dzisiejszym
świecie obrazów jutra, gdzie nasze życie nie zmienia się tak
radykalnie jak byśmy się tego spodziewali. Jedynym urozmaiceniem
stają się technologie, a także najrozmaitsze usługi je
wykorzystujące, mające na celu ułatwić nam żywot. Nie mniej,
pisanie listów za innych, czatroomy, w których słowo pisane
zamienia się na mówione, to jedyne drobne udogodnienia, które mogą
doprowadzić do całkowitego rozleniwienia człowieka. W takim
świecie żyje właśnie główny bohater tego filmu, jakby nie było
również przyczyniający się do tej tendencji. Pracuje wręcz w
takiej redakcji listów, gdzie może wykorzystywać swoją
ponadprzeciętną zdolność do tworzenia. W pewnym jednak momencie
rodzi się tutaj dość przygnębiająca, ale jednocześnie
przerażająca historia. Człowiek, który nie może pogodzić się z
odejściem swojej małżonki popada w całkowitą izolację- rzecz
codzienna, nie taka zaskakująca. To co jednak martwi to odskocznia,
którą sobie obiera, a która okazuje się nie być niczym dziwnym w
prezentowanym świecie.
Odpowiedzią na wszystkie zmartwienia staje
się system operacyjny zbudowany na sztucznej inteligencji, który
jest wiernym towarzyszem każdego dnia. Może być z nami każdego
dnia, pilnować podczas snu, zamawiać za nas zakupy, segregować
pocztę i wyłapywać tylko to, co jest dla nas najistotniejsze.
System inteligentny, z którym możemy porozmawiać, a który dzięki
wbudowanej intuicji będzie potrafił wyczuć, gdy coś jest z nami
nie tak i być może pomoże nam rozwiązać problem. Nic dziwnego,
że z takich kontaktów rodzi się większe uczucie, na dzień
dzisiejszy dla nas oczywiście dziwaczne, ale nie takie znowu
niemożliwe. Nie zaskakuje,
że człowiek taki, jak Theodore wchodzi w relację i odczuwa tak
silne emocje z wirtualnym. Staje się to kwintesencją prawdziwego
sensu każdego związku, gdzie dobieramy sobie partnera
kompatybilnego na poziomie intelektualnym, moralnym i emocjonalnym,
gdzie dotyk i fizyczna bliskość drugiej osoby nie warunkuje
powodzenia tych relacji. Nie mniej, na jak długo coś takiego
wystarcza? Możność zrozumienia i dyskutowania z wirtualnym nie
zastąpi ciepła i fizycznego podparcia w trudnych chwilach. W końcu
każdy człowiek seksualnie rozwinięty ma też swoje potrzeby.
Starania Samanthy, aby wyjść z tego problemu są zaskakujące, a i
tutaj widać narodziny nowego biznesu w świecie, gdzie ludzie
zaczynają łączyć się w pary z wirtualnymi, niecielesnymi bytami.
Pomimo wszystko wydaje się iż taka forma kontaktu może być
idealnym środkiem terapeutycznym dla ludzi odizolowanych. Dzięki
niemu wyjdą do ludzi, poznają swoje prawdziwe uczucia i przełamią
bariery, które wcześniej sami sobie w głowach ustawili.
Trzeba więc przyznać, że taka
fabuła, życie Theodora może być i jest poruszająca. Momentami
widz odczuwa współczucie dla bohatera, a innym razem kompletnie nie
rozumie tych poczynań. Jonze jednakże trzyma się swojej idei i
wiernie ją realizuje. Wszystko jest spójne, idealnie ze sobą gra.
Nie wykorzystuje efektów specjalnych, przez co nie jest to typowa
fantastyka naukowa. Więcej tu za to dramaturgii, ludzkich emocji,
które chcąc nie chcąc przechodzą na widza. Jednakże w moim
odczuciu, obraz nie jest takim jakim się oczekuje. Nie wyzwala w
człowieku tak skrajnych uczuć, jak się spodziewa, a szkoda. Być
może z powodu dość spokojnego nastroju, jaki tutaj panuje. Zdjęcia
nie szokują kontrastem, a muzyka jest niczym kołysanka idealna do
łóżka. Piosenka, którą Samatha pisze dla Theodora „The Moon
Song” może nie porywa, ale ma w sobie coś niesamowicie
magicznego. Może nawet i zasługuje do tytułu najlepszego filmowego
kawałka zeszłego roku.
Tym razem Joaquin Phoenix ma
całkiem inną rolę niż dotychczas. Wciela się w człowieka
skrytego, odrobinę zakręconego- typowego nerda, mającego świra na
punkcie nowinek technologicznych. Człowieka zaadaptowanego do nowego
świata wirtualnego, ale tak odizolowanego od świata ludzi. Dzięki
Phoenixowi ta postać w ogóle ma rację bytu. Tak bardzo oddał się
tej roli, że widz nie ma problemu z tym, aby uwierzyć w jej
autentyczność. Z pewnością niejeden widz mógłby się z nim
utożsamiać. Dla jednych wydawać może się iż postać jest dość
niemrawa, dość nijaka i momentami może faktycznie tak jest, ale
dzięki Joaquinowi coś tu się dzieje, dzięki niemu film osiąga
zupełnie nowy poziom.
Niestety, „Ona”
nie jest filmem, jaki spodziewałam się obejrzeć. Miałam nadzieję
na coś bardziej emocjonującego, bardzo melodramatycznego. Nie
oznacza to jednak, iż film pozbawiony jest jakichkolwiek uczuć,
wręcz przeciwnie. Fabuła, w której świat realny przenika się ze
światem wirtualnym jest bardzo fascynująca, choć mało dynamicznie
rozwinięta. Tym samym widz ma szansę na analizę psychiki głównego
bohatera i jego relacji z Samathą- programem komputerowym. O dziwo,
film ma w sobie więcej magii niż inne filmy z gatunku fantasy.
Tutaj dominują uczucia, drobne gesty widziane oczyma bohatera i
programu komputerowego. Trudno jest więc nie docenić jego walorów,
ale czy zasługuje na miano najlepszego filmu roku? Wątpliwe.
Ocena:
7/10
Słyszałem już o tym filmie i w końcu się wybrałem. Zgadzam się z oceną, ale szału wielkiego na pewno nie robi ;)
OdpowiedzUsuńOcenę wystawiłam identyczną :) Tylko, że napisałaś, że liczyłaś na coś więcej, a ja z kolei myślałam, że film będzie jakimś niewypałem ;)
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że "Ona" ma raczej marne szanse na to, by zostać filmem roku, mimo wszystko cieszę się, że został doceniony nominacją.
Pozdrawiam!