NOWOŚCI

wtorek, 11 lutego 2014

1107. Zniewolony. 12 Years a Slave, reż. Steve McQueen

Oryginalny tytuł: Twelve Years a Slave
Reżyseria: Steve McQueen
Scenariusz: John Ridley
Na podstawie: ksiażki Solomona NorthupaTwelve Years a Slave”
Zdjęcia: Sean Bobbitt
Muzyka: Hans Zimmer
Kraj: USA, Wielka Brytania
Gatunek: Dramat, Biograficzny
Premiera: 30 sierpnia 2013 (Świat) 31 stycznia 2014 (Polska)
Obsada: Chiwetel Ejiofor, Michael Fassbender, Benedict Cumberbatch, Paul Dano, Paul Giamatti, Lupita Nyong'o, Sarah Paulson, Brad Pitt
      Jeden z filmów 2013 roku obsypywany chyba wszystkimi możliwymi nominacjami do wszystkich możliwych nagród świata filmowego. Choć „Zniewolony” otrzymał już jedynego Złotego Globa za najlepszy dramat roku, to przed nami jednak rozdanie tych najważniejszych statuetek. Ekranizacja prawdziwej historii zniewolenia Solomona Northupa, autobiograficznej powieści jego życia, ma szansę aż na 9 Oscarów, w tym za reżyserię dla Brytyjczyka z pochodzenia- Steve'a McQueena, który już zdążył zyskać przychylność widzów i krytyków takimi hitami jak „Głód”, czy „Wstyd”.

     Pierwsza połowa XIX wieku, kiedy to kraj zalało niewolnictwo. Kiedy jedni czarnoskórzy zostają zakuci w kajdany i sprzedani swoim białym panom, Solomon Northup (Chiwetel Ejiofor) wraz ze swoją uroczą rodziną prowadzi dostojne życie. On sam jest artystą, dlatego też kiedy dostaje propozycję rozwijania swojego talentu i zarabiania na tym, godzi się praktycznie bez przeszkód. Jednakże zły los chce, że pewnego wieczoru zostaje porwany, uznany za niewolnika i sprzedany nowemu właścicielowi. Dostaje nowe imię- Platt, i trafia do pana Forda (Benedict Cumberbatch), który szybko docenił jego pracowitość i talent muzyczny. Niestety, na skutek niefortunnego zbiegu zdarzeń jego życie ulega diametralnej zmianie, w czego konsekwencji trafia do nowego, o wiele bardziej okrutnego właściciela- Eppsa (Michael Fassbender), który zamienia zarówno jego życie, jak i innych czarnoskórych w prawdziwe piekło.
     Z obrazami takimi, jak „Zniewolony” ciężko jest powiedzieć złe zdanie, bo jeżeli nie do końca Ci się spodoba uznany zostaniesz na totalnego nie wrażliwca. W końcu scenariusz traktuje o bardzo poważnej historii, tak ważnej i tak delikatnej, że każda niepochlebna opinia aż boli. Oto opowieść prawdziwa, przełożona wpierw na kartki papieru, aby potem stać się pełnometrażowym filmem. Fabuła skupia się tutaj na człowieku, dość znanym, bo przetrzymywanym w niewoli przez dwanaście pełnych lat. I na tamte czasy nie byłoby w tym nic dziwnego, bo niewolnictwo było na porządku dziennym, to jednak porwanie człowieka, pozbawienie go tożsamości i zrobienie z niego czyjąś własność jest już jednym z najbardziej wstrząsających wątków, jakie mogłoby poruszyć kino. Przedmiotowe traktowanie człowieka, które czyni z niego własność innego człowieka, jest chyba najbardziej poniżającym i najbardziej brutalnym z występków. Wydawałoby się, że momentami całe to bestialstwo, które powinno wylewać się z ekranu, nagle gdzieś wyparowuje. Nie tego się człowiek spodziewa i emocje wciąż pozostają poza zasięgiem naszej ręki. Aż do czasu, do tej jednej sceny, która łamie serca, która porusza niczym chłosta Jezusa w „Pasji”. Taka oto scena uwydatniająca wszystkie wady człowieka, wszystkie słabości, ale przede wszystkim bezsilność. Na samo wspomnienie łzy cisną się do oczu.
     Porusza tu przede wszystkim fakt wykańczania każdej ze scen przez reżysera. Gdzie niektóre z filmów już dawno skończyłyby maltretowanie widza, to w „Zniewolonym” twórca z natarczywością kontynuuje tyranizowanie bohatera, a tym samym widza, dając mu sposobność do jeszcze głębszego przeżywania emocji. Poza tym robi to wrażenie estetyczne, bo w końcu nic nie porusza bardziej niż kontrast człowieka skrępowanego i wiszącego na stryczku z krzątającymi się w tle niewolnikami. Jedno z najpiękniejszych ujęć w całym tym dziwnie spokojnym obrazie. Jest tu również też coś niepokojącego. Z pewnością atmosferę podsyca dość enigmatyczna ścieżka dźwiękowa stworzona przez Hansa Zimmera. Niekiedy staje się balsamem dla duszy, a innym razem tle niczym bat skórę. Dość nietypowe zestawienie, niekonwencjonalne, ale świetnie się sprawdza. Wzbudza dyskomfort będąc całkowicie rozbieżną z tym co na ekranie. Dźwięk, muzyka i obraz tworzą bardzo zgrabną całość, która wręcz genialnie przenika się wzajemnie. Przejścia są bardzo płynne, co nie daje wrażenia chaosu. Zdumiewające wykorzystanie możliwości montażu, a to zasługuje na Oscara.
     Aktorsko film wypada bardzo dobrze. Nie ma tutaj ról słabych, czy średnich, są tylko te najlepsze. Aczkolwiek trochę przykro, kiedy człowiek czeka cały film na pojawienie się Brada Pitta, a on wyskoczy w jednej czy w dwóch scenach, gdzie cały występ nie zajmuje dłużej niż 10 minut. No, ale to nie na nim skupiać ma się uwaga widza, bo nie on jest tutaj czołowym bohaterem. Pierwsze skrzypce gra Chiwetel Ejiofor i widać, że się stara, i widać, że jest dobrze, ale i tak czegoś tutaj brakuje. Być może zabrakło mu charyzmy, czegoś czym przykuł by uwagę do siebie. Momentami dość bezosobowy i bez charakteru, na dłuższą metę staje się to męczące. Więcej iskry miał już w sobie Benedict Cumberbatch czy Michael Fassbender, którzy to wcielili się w jego właścicieli. Jeden skrajnie różny od drugiego, nie oznacza to, że gorszy. Ten pierwszy łagodny jak baranek, ewidentny przeciwnik niewolnictwu czarnoskórych, a przynajmniej przenoszenia na nich swojej frustracji. Ten drugi zaś to jego całkowite przeciwieństwo- korzystający ze swojej własności nie tylko przy zbieraniu bawełny, ale również dla cielesnych uciech. Typowy przykład tyrana przedmiotowo traktujący ludzi. Najwyraźniej ta negatywna postać, tak bardzo spodobała się krytykom, że kreacja Fassbendera zasłużyła na zaszczytne miejsce wśród pięciu najlepszych drugoplanowych kreacji ubiegłego roku. Zobaczymy, czy powędruje w jego ręce statuetka- choć osobiście wątpię. Ten film to także i role kobiece, w tym również i czarnoskórych pięknych pań. Lupita Nyong'o nie zabawiła na ekranie zbyt długo, nie mniej jej debiut w filmie spotkał się z uznaniem krytyków niemalże równie dla mnie niezrozumiałym, jak tym w stosunku do pana z filmu „Kapitan Phillips”. Pewnie, że poświęcenie dla roli i bardzo wiele emocji zostaje przez nią ukazane, ale mnie akurat nie przekonuje.
     Najnowsza produkcja twórcy „Wstydu”, nie szokuje, nie poraża na tyle, na ile człowiek by oczekiwał. Od takich obrazów jak „Zniewolony” oczekuje się krwi i potu, a dostaje się jedynie ułagodzoną wersję niewolnictwa. Zrozumiałe, że przez 12 lat poznać można różne jej odcienie, aczkolwiek dalej chodzi o przywłaszczenie sobie wolności drugiego człowieka. Film nie jest zły, wręcz przeciwnie, bo przecież porusza historią i z każdą chwilą coraz bardziej zachwyca wykonaniem. Jego problemem jest to, że całkowicie zawodzi na poziomie emocjonalnym. Nie ma tu wielkich zaskoczeń, choć są chwile, w których uronimy łezkę, bądź dwie. To jednak wciąż za mało, na taki obraz, traktujący o takich poważnych sprawach- to nie jest wystarczające. Jednakże, jak najbardziej warto zobaczyć!
Ocena: 7/10

2 komentarze :

  1. Więc innymi słowy cię nie zachwyca, chociaż sądząc po tych wszystkich nagrodach, które dostał i pewnie dostanie, wypadałoby, żeby zachwycał. Mnie film nie poruszył, nie wstrząsnął, ani nie zachwycił, aczkolwiek fakt faktem, dobrze nakręcony

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety zawsze są filmy od których oczekujemy za wiele i nie spełniaja naszych oczekiwań. Dobra obsada, poprawnie napisany scenariusz, dobrze nakręcony, ale nie ma tego czegos, przez co ten film zostanie w pamięci na zawsze. Akademia filmowe lubi takiego typu filmy, dlatego nie watpie, ze nagroda dla najlepszego rezysera powedruje do Steve McQueena.

    OdpowiedzUsuń