Gatunek: erotyka, romans
Wydawca: Czarna Owca
Rok wydania: 2002 (Świat), 2014 (Polska)
Tłumaczenie: Agnieszka Gaik
ISBN 978-83-7554-643-9
Ilość stron: 246 Format: 125x195mm
+18
Margaret Bingley jest znaną na cały świat autorką wielu powieści z gatunku grozy. Jednakże polscy fani literatury znają ją od zupełnie innej strony i pod całkiem innym nazwiskiem. Aby całkowicie odseparować się od literatury grozy stworzyła pseudonim- Marina Anderson, i zaczęła pisać książki erotyczne. Polski pokochały ją „Mroczny sekret”, a teraz w Czerwonej Serii od Wydawnictwa Czarna Owca ukazała się kolejna zmysłowa i pełna namiętności historia o tytule „Dyscyplina”.
Młoda, początkująca zakonnica imieniem Chloe przybywa do klasztoru w Rio De Janeiro, aby pomagać biednym brazylijskim dzieciom z ulicy. Tam też spotyka przystojnego i bogatego Carlosa Roccę, który otwiera jej oczy na tamtejszą korupcję. Zawiedziona dziewczyna postanawia zrzucić habit i wraca do Londynu, gdzie podejmuje pracę w fundacji. Pozyskując kolejnych darczyńców jej los znowu splata jej ścieżki z Carlosem, który oferuje pokój w swoim pięknym domu. Jednakże miejsce, gdzie może się zatrzymać nie jest jedyną propozycją, gdyż dopiero będąc z nim razem w domu dowiaduje się o niecodziennej pasji przystojnego mężczyzny. Carlos zaprasza ją do świata pełnego przyjemności i dyscypliny.
Jak to przystało na powieść erotyczną „Dyscyplina”niewiele różni się od swoich poprzedniczek. Stawia się tutaj głównie na przyjemność z czytania, a wszelakie erotyczne przygody Chloe gwarantują ją. Z początku dość niepewnie, jak dziewica, fabuła się rozkręca. W pierwszej kolejności prezentując wszelkie motywy dalszego rozwoju wydarzeń. Przeszłość Chloe pełna wyrzeczeń i całkowitego zawodu, że jej dotychczasowe marzenie związane z byciem zakonnicą i służeniu innym legło w gruzach. Z drugiej zaś strony dość naciągane jest to rozwiązanie, jako, że poznaje prawdę o swoim zakonie postanawia całkowicie porzucić celibat. W końcu zakon zakonowi nierówny i nie każdemu zależy jedynie na wzbogacaniu się na nieszczęściu innych. Autorka próbuje przeforsować pewne bodźce do rozmyślań dla czytelniczki i choć na pewnym poziomie może się to udać, to jednak szybko zostaje zastąpione to przez erotyczne doznania.
Literatura sado-maso bardzo szybko się rozwija i co chwile wykluwają się kolejne pomysły na to jak skrzywdzić i jednocześnie podniecić bohaterów, a tym samym również i czytelników. O dziwo tutaj niewiele czynów skupia się na prawdziwym bólu, a jedynie na faktycznej przyjemności. Brak tu trochę zdecydowania wśród pisarzy gatunku, brak go także i u Mariny Anderson, która próbuje być niegrzeczna, a jednak jej lektura jest ułagodzoną wersją tego, co chętnie byśmy poczytali. Doświadczenia z zabawkami to pikuś, uwaga skupia się na prawdziwie emocjonalnym terrorze, która niby nauczyć ma dyscypliny, czyli odczuwania przyjemności na zawołanie, tudzież całkowitej blokady na bodźce zewnętrzne. Dziwne jest jednak to, że wszystko to prowadzi do bardzo dziwnego finału, dość niekonwencjonalnego, w którym to chodzi głównie o wyzbycie się wszelkich kompleksów i poczucia wstydu. Nie mniej, wszystko to sprowadza się do standardowego schematu królującego w tej literaturze- niewinna Uległa i doświadczony Pan, którzy oczywiście koniec końców lądują w swoich ramionach. Tutejsze wynaturzenia nie mają jakichś większych podwalin, aczkolwiek bohaterowie nie pojmują swoich pasji w ten sposób. Chodzi jedynie o przyjemność, o wyzwolenie seksualne, które sprawi, że poznamy swoje prawdziwe ja. Dla czytelniczki jedyne co jest tu ważne, to jak największa ilość scen łóżkowych.
Autorce udało się wykreować konkretne postaci, które momentami nie do końca nas przekonują. Wyzwolona zakonnica postawiona naprzeciw prawdziwego manipulatora, to mieszanka, która zawsze się uda i w dodatku całkiem nie najgorzej się sprawdza. Choć Chloe można jeszcze obdarzyć sympatią- gdyż Marin Anderson próbuje wbić się w jej skórę, to jednak Carlos pozostaje całkowicie nijaki. Staje się jedynie obiektem seksualnym, który pożądamy tak jak pożąda go główna bohaterka, ale tak naprawdę wnosi do fabuły niewiele więcej.
„Dyscyplina”to sam seks. Może nie do końca konwencjonalny, ale to właśnie jest takie pociągające w tej lekturze. Dużo tutaj zapachów, wiele najrozmaitszych doznań, a to znaczy tylko tyle, że jest to jedna z najbardziej zmysłowych lektur, jaką przyszło nam czytać. Autorka bardzo dobrze radzi sobie w tym temacie i widać, że wie jakie potrzeby ma każda kobieta i jak można je zaspokoić. Niestety, często używa coraz dziwniejszego słownictwa jedynie dla podkreślenia emocji, a innym razem nie udaje jej się uniknąć irytujących powtórzeń. Dobrze jednak, że udało jej się stworzyć otoczkę dla całego tego książkowego porno, ale cóż z tego skoro koniec końców bohaterka ląduje na stole wystawiona na widok wszystkich. Zaskakująco? I to jeszcze jak!
Ocena: 4/6
Recenzja dla portalu A-G-W.info!
Lubię twórczość Mariny Anderson, więc i na "Dyscyplinę " się skuszę
OdpowiedzUsuń