Reżyseria:
Michel Gondry
Scenariusz: Luc
Bossi
Na podstawie:
powieści Borisa Viana
„Piana złudzeń”
Zdjęcia:
Christophe Beaucarne
Muzyka: Étienne
Charry
Kraj: Francja
Gatunek: Dramat,
Surrealistyczny, Komedia
Premiera: 24
kwietnia 2013 (Świat) 05 lipca 2013 (Polska)
Obsada: Romain
Duris, Audrey Tautou, Gad Elmaleh, Omar Sy, Aïssa
Maïga, Charlotte Lebon,
Sacha Bourdo
Data wydania DVD:
21. listopada 2013
Wydanie: 1-płyowe
Dystrybutor: Kino Świat
Dodatki:
bezpośredni dostęp do scen, menu interaktywne
Są
takie filmy, po których obejrzeniu ciężko jest wykrztusić z
siebie choć jedno słowo. Są też takie, które mamy ochotę
wyłączyć już po 5 minutach seansu. W historii kinematografii nie
brakuje produkcji dziwnych i dziwacznych, ale to co stworzył Michel
Gondry przechodzi najśmielsze oczekiwania. Jego „Dziewczyna
z lilią” to ekranizacja jednej z najpoczytniejszych
powieści Borisa Viana słynącego z absurdalnych pomysłów
okraszonych czarnym poczuciem humoru. Reżyser we współpracy ze
scenarzystą musiał więc przenieść na ekran trochę z tego
szaleństwa. Jednakże surrealistyczny obraz, który się z tego
zrodził, niekoniecznie musi każdemu przypaść do gustu- mnie się
nie spodobał!
Colin
(Romain Duris) jest młodym i bogatym wynalazcą,
niepracującym, a cały swój majątek trzymającym w niezwykłym
sejfie. Życie spędza w towarzystwie czarnoskórego kucharza-
Nicolasa (Omar Sy), czerpiącego swoje zdolności z porad
specjalisty znajdującego się w specjalnych szafkach, a także
tajemniczej ludzkiej myszy. I choć wydawałoby się, że Colin ma
bardzo szczęśliwe i bajkowe życie szybko uzmysławia sobie, że
czegoś mu brak – miłości. Wtedy właśnie wybiera się z
Nicolasem do przyjaciółki na imprezę, gdzie poznaje śliczną
Chloe (Audrey Tautou). Szybko przypadają sobie do gustu i od
razu zakochują się w sobie bez pamięci. Biorą bardzo
ekstrawagancki ślub i wybierają się w podróż poślubną, w
czasie której kobieta zapada na przedziwną chorobę. Po powrocie do
domu i wykonaniu szeregu badań okazuje się, że w płucu ukochanej
Colina rozwikła duża lilia.
Podobnie
zadziwiającego obrazu już dawno nie widziałam. „Dziewczyna
z lilią” jest niemalże wszystkim tym, czego w filmach nie
lubię. I choć doceniam ten dobitny surrealizm, to zdecydowanie nie
jest to coś, co spodobałoby mi się na dłuższą metę. I choć
opis, w którym kobiecie w płucu wyrasta tajemnicza lilia nie
odstraszył mnie w pierwszej kolejności, to powinnam była się
domyślić, jakim utrapieniem będzie dla mnie oglądanie tego filmu.
Historia nie jest może zbytnio wizjonerska- ot zwyczajna historia
miłosna, gdzie życie bohaterów wygląda jak gdyby żyli w
przepięknej bajce. I wtedy dzieje się coś, co chwieje życiem
każdego człowieka- choroba ukochanej osoby. Tutaj oczywiście
sprowadza to na samo dno Colina, a jego niszczejące życie zaczyna
odbijać się w coraz gorzej wyglądającym mieszkaniu. Każda emocja
znajduje przełożenie na ekscentryczną prezentację obrazu i to
właśnie jest najbardziej męczące ze wszystkiego, choć czasem
stanowi idealne odzwierciedlenie faktycznych sytuacji- jak chociażby
sytuacja, w której Colin dowiaduje się o omdleniu Chloe, a jego
rozpacz ukazana poprzez kurczenie się przestrzeni...
Już
wiele dziwactw i psychodelicznych obrazów naoglądał się człowiek
przez całe życie. Żaden jednak nie był tak misternie
skonstruowany jak „Dziewczyna z lilią”. Jeżeli
myślicie, że lilia w piersi to przesada, to uwierzcie, że to nie
jest nawet ćwierć cudów, które oferuje ten film. W końcu
prezentuje się tu świat, w którym pokoje zaokrąglają się na
dźwięk muzyki, programy kulinarne przechodzą przez szafki do
naszej kuchni, węgorze dostają się do garnka prosto ze zlewu, a
nogi same się wydłużają, co by można było sztywniej tańczyć.
Innymi słowy absurd goni tutaj absurd, w szczególności, że montaż
jeszcze bardziej uwydatnia tę abstrakcję. I gdy podczas seansu
strzelamy głupimi minami na widok dziwacznego dzwonka do drzwi,
wykrzywionego stołu, czy rozdzielenia deszczowo-słonecznej krainy,
uzmysławiamy sobie, że na pewno na świecie jest ktoś kogo ta
innowacyjność poruszy. Być może humor całego obrazu tkwi właśnie
w takich szczegółach, bo nie trudno jest się nie roześmiać na
widok tej groteski naginającej prawa wszelkiej logiki oraz sensu.
Jedyne
co może się wybronić u widzów nietolerujących surrealistycznych
wizji, to francuska obsada jak zawsze bardzo starannie dobrana. I
choć uwaga skupiać powinna się na pięknej Audrey Tautou- która w
roli Chloe zniewala urodą, to gdzieś całkowicie się rozmywa na
tle tych wszystkich dziwactw. W pewnym momencie nie zauważamy
wygranego na wysokim poziomie rozpaczy Tautou, czy ciągłej woli
walki Durisa, a jedynie prawdziwego poświęcenia dla ukochanej
osoby. Gdzieś pomiędzy pojawia się również znana czarnoskóra
postać prosto z „Nietykalnych”, czyli sam Omar Sy,
który tym razem nie ma aż tak wielu powodów do tego, aby się
uśmiechać. Nie mniej, cała fabuła kręci się wokół tej trójki,
która nie tylko perfekcyjnie odgrywa emocje, ale również bez
większych problemów odnajduje się w świecie tak pokręconym,
jakim stworzył go Gondry.
„Dziewczyna
z lilią” to jeden z takich filmów, które można pokochać
lub całkowicie znienawidzić. Ja osobiście, choć doceniam formę
prezentacji treści i wszelkich wartości z nią związanych muszę
zaliczyć się do tej drugiej grupy widzów. Obraz Gondry'ego jest
jedynym w swoim rodzaju, bowiem ciężko jest przebrnąć do
dziesiątej minuty obrazu, kolejne minuty spędzane z tym filmem
zakrawa o parodię, siłowanie się z własnym rozumem na ręce. Z
jednej strony zachwycić można się wykonaniem, z drugiej zaś
załamać nadwyrazistością montażu. Polubić można za
niesztampowe podejście do tematów tak dobrze nam znanych, a
znienawidzić za komizm wywoływany przez niebanalne rozwiązania.
Surrealizm owszem, ale nie w wykonaniu tego francuskiego reżysera.
Zupełnie nie odnalazłam się w tym klimacie.
Ocena:
3/10
W pełni rozumiem Twoje zdanie. Tak, jak napisałaś - ten film albo się uwielbia albo nienawidzi. Osobiście jednak za tą historią szaleję, a w kinie siedziałem jak zaczarowany na wszelkie sposoby. Bardzo zauroczył mnie ten kolorowy świat, surrealizm (owszem lekko przesadzony, ale dla mnie był wyjątkowo uroczy) i przede wszystkim Audrey Tautou, która faktycznie wciąż mocno przypomina Amelię, ale ma w sobie taki niesamowity urok i wdzięk - po prostu nie mogę jej się oprzeć. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńAleż oczywiście jestem w stanie zrozumieć powody, z jakich podobał Ci się ten film :) Ja najwyraźniej nie lubię tak przerysowanych form :)
UsuńOglądałaś :) http://filmy-wedlug-agniechy.blogspot.com/2014/01/1097-wilk-z-wall-street-rez-martin.html i bardzo mi się podobał. Aż tak dużo erotyki tam nie było :) Przynajmniej, jak dla mnie ;)
OdpowiedzUsuń