NOWOŚCI

wtorek, 14 stycznia 2014

1099. 47 roninów, reż. Carl Rinsch

Oryginalny tytuł: 47 Ronin
Reżyseria: Carl Rinsch
Scenariusz: Chris Morgan, Hossein Amini, Walter Hamada
Zdjęcia: John Mathieson
Muzyka: Ilan Eshkeri
Kraj: USA
Gatunek: Fantasy, Przygodowy
Premiera: 06 grudnia 2013 (Świat) 10 stycznia 2014 (Polska)
Obsada: Keanu Reeves, Hiroyuki Sanada, Kô Shibasaki, Tadanobu Asano, Min Tanaka, Jin Akanishi, Rinko Kikuchi, Cary-Hiroyuki Tagawa, Masayoshi Haneda



     Historia o honorowych samurajach z Ako, chcących pomścić śmierć swojego pana, jest jednym z najważniejszych wydarzeń w społeczeństwie japońskim. Wierni kodeksowi, występujący przeciwko prawu stali się wzorem dla wszystkich samurajów. Taka opowieść nie mogła nie doczekać się wielu ekranizacji, ale ślepo można strzelać, że każda z nich jest lepsza od tej, którą w tym roku zaserwował nam początkujący amerykański reżyser- Carl Rinsch. Okazuje się bowiem, że dodanie odrobiny fantasy do tak stonowanej powieści o honorze japońskich samurajów, jak to zrobiono w „47 roninach”, spłyciło temat i przyczyniło się do zyskania miana jednego z najgorszych filmów nowego roku.

     Dawna Japonia i miasteczko Ako, w którym czają się groźne wiedźmy i najstraszliwsze z potworów. Podczas polowania w jednym z pobliskich lasów Lord Asano (Min Tanaka) z Ako odnajduje rannego przez demony chłopca, mieszańca imieniem Kai. Zabiera go do pałacu, gdzie Kai pozostaje pod jego opieką i nawiązuje przyjaźń z jego córką – Miką (Kô Shibasaki). Po wielu latach, kiedy Kai jest już dorosły (Keanu Reeves), Lord Asano wraz ze swoimi samurajami pod przywództwem Oishiego (Hiroyuki Sanada) przygotowuje się do turnieju na przywitanie Szoguna (Cary-Hiroyuki Tagawa). Jednakże, przybyły na turniej Lord Kira (Tadanobu Asano)- chcący przejąć władzę nad Ako, wykorzystuje moce swojej wiedźmy (Rinko Kikuchi) i tym samym hańbi władcę Ako. Szogun skazuje go na sepukku, a wszystkich jego samurajów wypędza z miasta, czyniąc roninami, a Oishi wtrąca do niewoli. Lord Kira zostaje tymczasowym władcą Ako, dopóki Mika nie zakończy żałoby, aby móc go poślubić. Przez cały rok siedzenia w dole Oishi obmyśla plan zemsty na człowieku, który zabił jego pana. Kiedy zostaje uwolniony wyrusza w poszukiwaniu roninów, a także Kaia, aby prosić ich o pomoc.
     Tak daremnego filmu to już dawno nie widziałam. „47 roninów” to idealny przykład na to, jak całkiem ciekawy zwiastun filmowy przekształca się w wielki koszmar na ekranie. Ogólny zamysł fabularny nawet w porządku. W końcu o honorze japońskich samurajów nie ma co dyskutować. Koncepcja świetnie się tutaj wybroniła. Zachowano także dbałość o szczegóły, czy to w przypadku seppuku, czy zasad panujących w obecności Szoguna. Świetnie więc sprawuje się to jeżeli chodzi o przybliżenie samurajskiego kodeksu i tradycji japońskiej. Jednakże poza tymi wszystkimi innymi elementami ten film ssie. Tragedią jest połączenie japońskich korzeni z pirackimi zawadiakami i flejtuchami. Jest to tak bezmyślne, że aż boli. Wrzucenie do tego samego worka elementów fantasy, również nie do końca się sprawdza. Wiedźma, szalejące gigantyczne bestie, demony z lasu udające mnichów, to ładnie wygląda, ale pozbawione jest jakiegokolwiek sensu. Do tego jeszcze wątek niespełnionej miłości, o której istnieniu prawie w ogóle nie ma się pojęcia.
Zapowiadała się naprawdę fajna akcja, ale prawdziwie dynamicznych scen jest jak na lekarstwo. W dodatku wszystko tak pocięte, niewykończone, że aż patrzeć się na to nie da, a dowodem na to jest chociażby ta z ucieczką z Holenderskiej wyspy. Tragedia! Za bardzo próbuje tym przypominać „Piratów z Karaibów”. Można by jeszcze pomyśleć, że choć humor uratuje tę tragedię. Nic bardziej mylnego. Pojawia się zaledwie jeden dowcip, kiedy to Kai pokazuje działanie miecza od demonów z lasu. Choć humor leży raczej po stronie Basho, którego sprzęt najwyraźniej jest niesprawny, skoro nie chciał wykonywać tych samych atrakcji, co Kaia.
    Jeżeli ktoś uważa, że strona estetyczna debiutanckiej produkcji Rinscha wynagrodzi mu wszelkie męki fabularne, to muszę go zawieść, niestety. Znajdą się tutaj perełki, jak wygląd takiej Holenderskiej wyspy, przynajmniej od zewnątrz, gdzie stos oświetlonych statków pirackich robi wrażenie, czy scenografia dworku Szoguna i Lorda Asano, ale tylko za dnia, kiedy promienie słoneczne uwydatniają każdy drobny szczegół, a nawet piękne kostiumy samurajów, charakterystyczne, dla każdego z władców. Jednakże na tym piękno się kończy, bo późniejsze dodatki to tylko pokaz, jak wiele sztuczności wprowadzić może grafika komputerowa. Na pierwszy ogień Wiedźma, której zdolności do przybierania różnych form, czy to białego lisa, czy białego smoka, wygląda dość sztucznie, a totalną przesadą jest już danie życia jej włosom, które postanowiły nakarmić rybą Mikę. Ładnie, choć też nienaturalnie prezentują się tajemne ludki z lasu, czy dziwaczna bestia ogromnych rozmiarów. I kiedy już widz ma dość tego wszystkiego, postanawia skupić się na muzyce w tym filmie. Zaskakująco, nie ma na czym, gdyż Ilan Eshkeri nie daje nam niczego nowego, niczego co mogłoby zachwycić- niestety.
    Choć film ma całą masę wad, to jednak największą jego bolączką jest gra aktorska. Twarzą filmu, jego wielką gwiazdą miał się stać Keanu Reeves. Facet, który ma na swoim koncie całą masę ról- lepszych i gorszych, do których dodać można Kaia- najgorszą z jego kreacji, której autentycznie powinien się wstydzić. Jako bohater pierwszoplanowy całkowicie został przygnieciony osobowością samurajów, stał się dla nich jedynie tłem i niczego nowego nie wnosił do akcji. Jeden grymas przez cały film i pozbawione emocji spojrzenie tylko pokazuje jak marny był to występ. Stał się całkowicie niewidzialny, więc nic dziwnego, że nie potrafił wytworzyć żadnej chemii z księżniczką. Jednakże japońscy aktorzy również się nie popisali. Tak bardzo próbowali udowodnić, że potrafią mówić po angielsku, że wszystkie ich dialogi wypadają tak, jakby były dubbingowane. Artykułowanie każdego słowa, czynić go jeszcze większą tragedią i pozbawiając dialogi, jakichkolwiek emocji, to niestety coś co drażni przez cały film. I choć jedni wychodzą z tego bez szwanku, to inni dają się mocno we znaki. Najgorzej w tym wszystkim wypada Rinko Kikuchi, co jest bardzo dziwne, bo to jej przypadła najbardziej kreatywna rola czarnego charakteru. Twórcy dali jej nawet coś, co jeszcze bardziej przerazi widza, czyli heterochromię, ale nawet i z tą chorobą oczu poszła całkowicie na dno. Jej gesty, mimika, zachowanie i modulacja głosu wypadła tak tragicznie, że nie dało się na nią patrzeć- a to taka piękna dziewczyna jest. W porównaniu z jej występem w roli Mako w „Pacific Rim” to tam była rewelacyjna, tutaj sięgnęła dna.
   Podsumowując, „47 roninów” jest naprawdę złym filmem. Jest cała masa obrazów opowiadających o zemście roninów z Ako, która jest o niebo lepsza od tego co zaserwował nam Cal Rinsch. Zachwycać można się tu jedynie japońską architekturą i tradycją, a także tym elementem fabuły dotykającym honorowych samurajów. Na plus przemawia także i niekonwencjonalne zakończenie, w którym znajduje się ta prawdziwa kwintesencja filmu. Nie mniej, większość scen jest niewykończona, co bardzo razi przy dynamicznych akcjach, za dużo tutaj tandetnego efekciarstwa i widocznej ingerencji grafiki komputerowej, a gra aktorska jest na szalenie niskim poziomie, a Keanu zamiast to ratować, jeszcze bardziej ciągnie na dno. Przez większość filmu widz walczy ze znużeniem, choć próbuje zrozumieć, co jest nie tak z tym montażem dźwięku, przy którym wydaje się jakby dialogi były dubbingowane. Póki co, jest to najgorszy film tego roku, a szkoda, bo tak dobrze się zapowiadał. Zawód na całej linii.

Ocena: 3/10

Recenzja dla portalu A-G-W.info!

a-g-w.info
cinema-city.pl

2 komentarze :

  1. No to, poczekam aż wyjdzie na dvd... Nie ciągnęło mnie do tego filmu, ale skoro jest tak zły, to aż się prosi o obejrzenie. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest właśnie taki film, że jeśli ktoś ma ochotę napisać miażdżącą recenzję to koniecznie powinien go obejrzeć ;) I pewnie wcześniej czy później ja też się skuszę na ten film. Obsada jest bardzo dobra, mam tu na myśli aktorów japońskich. Hiroyuki Sanada, Tadanobu Asano, Ko Shibasaki czy np. Cary-Hiroyuki Tagawa to aktorzy, którzy sprawdzają się dobrze w określonym typie ról. Rinko Kikuchi również, widziałem ją w filmach "Babel" i "Niesamowici bracia Bloom", w obu miała niemą rolę, w obu ją polubiłem, ale do roli wiedźmy faktycznie nie pasuje i wierzę ci, że wypadła najgorzej.

    OdpowiedzUsuń