Reżyseria:
Carl Rinsch
Scenariusz:
Chris Morgan, Hossein Amini, Walter Hamada
Zdjęcia:
John Mathieson
Muzyka:
Ilan Eshkeri
Kraj:
USA
Gatunek:
Fantasy, Przygodowy
Premiera:
06 grudnia 2013 (Świat) 10 stycznia 2014 (Polska)
Obsada:
Keanu Reeves, Hiroyuki Sanada, Kô
Shibasaki, Tadanobu Asano, Min Tanaka, Jin Akanishi, Rinko Kikuchi,
Cary-Hiroyuki Tagawa, Masayoshi Haneda
Historia o honorowych samurajach z Ako, chcących pomścić śmierć
swojego pana, jest jednym z najważniejszych wydarzeń w
społeczeństwie japońskim. Wierni kodeksowi, występujący
przeciwko prawu stali się wzorem dla wszystkich samurajów. Taka
opowieść nie mogła nie doczekać się wielu ekranizacji, ale ślepo
można strzelać, że każda z nich jest lepsza od tej, którą w tym
roku zaserwował nam początkujący amerykański reżyser- Carl
Rinsch. Okazuje się bowiem, że dodanie odrobiny fantasy do tak
stonowanej powieści o honorze japońskich samurajów, jak to
zrobiono w „47 roninach”,
spłyciło temat i przyczyniło się do zyskania miana jednego z
najgorszych filmów nowego roku.
Dawna Japonia i miasteczko Ako, w którym czają się groźne
wiedźmy i najstraszliwsze z potworów. Podczas polowania w jednym z
pobliskich lasów Lord Asano (Min Tanaka) z Ako odnajduje
rannego przez demony chłopca, mieszańca imieniem Kai. Zabiera go do
pałacu, gdzie Kai pozostaje pod jego opieką i nawiązuje przyjaźń
z jego córką – Miką (Kô
Shibasaki). Po wielu latach, kiedy Kai jest już dorosły (Keanu
Reeves), Lord Asano wraz ze swoimi samurajami pod przywództwem
Oishiego (Hiroyuki Sanada) przygotowuje się do turnieju na
przywitanie Szoguna (Cary-Hiroyuki Tagawa). Jednakże,
przybyły na turniej Lord Kira (Tadanobu Asano)- chcący
przejąć władzę nad Ako, wykorzystuje moce swojej wiedźmy (Rinko
Kikuchi) i tym samym hańbi władcę Ako. Szogun skazuje go na
sepukku, a wszystkich jego samurajów wypędza z miasta, czyniąc
roninami, a Oishi wtrąca do niewoli. Lord Kira zostaje tymczasowym
władcą Ako, dopóki Mika nie zakończy żałoby, aby móc go
poślubić. Przez cały rok siedzenia w dole Oishi obmyśla plan
zemsty na człowieku, który zabił jego pana. Kiedy zostaje
uwolniony wyrusza w poszukiwaniu roninów, a także Kaia, aby prosić
ich o pomoc.
Tak daremnego filmu to już dawno nie widziałam. „47
roninów” to idealny przykład na to, jak całkiem ciekawy
zwiastun filmowy przekształca się w wielki koszmar na ekranie.
Ogólny zamysł fabularny nawet w porządku. W końcu o honorze
japońskich samurajów nie ma co dyskutować. Koncepcja świetnie się
tutaj wybroniła. Zachowano także dbałość o szczegóły, czy to w
przypadku seppuku, czy zasad panujących w obecności Szoguna.
Świetnie więc sprawuje się to jeżeli chodzi o przybliżenie
samurajskiego kodeksu i tradycji japońskiej. Jednakże poza tymi
wszystkimi innymi elementami ten film ssie. Tragedią jest połączenie
japońskich korzeni z pirackimi zawadiakami i flejtuchami. Jest to
tak bezmyślne, że aż boli. Wrzucenie do tego samego worka
elementów fantasy, również nie do końca się sprawdza. Wiedźma,
szalejące gigantyczne bestie, demony z lasu udające mnichów, to
ładnie wygląda, ale pozbawione jest jakiegokolwiek sensu. Do tego
jeszcze wątek niespełnionej miłości, o której istnieniu prawie w
ogóle nie ma się pojęcia.
Zapowiadała się naprawdę fajna akcja,
ale prawdziwie dynamicznych scen jest jak na lekarstwo. W dodatku
wszystko tak pocięte, niewykończone, że aż patrzeć się na to
nie da, a dowodem na to jest chociażby ta z ucieczką z
Holenderskiej wyspy. Tragedia! Za bardzo próbuje tym przypominać
„Piratów z Karaibów”. Można by jeszcze pomyśleć,
że choć humor uratuje tę tragedię. Nic bardziej mylnego. Pojawia
się zaledwie jeden dowcip, kiedy to Kai pokazuje działanie miecza
od demonów z lasu. Choć humor leży raczej po stronie Basho,
którego sprzęt najwyraźniej jest niesprawny, skoro nie chciał
wykonywać tych samych atrakcji, co Kaia.
Jeżeli ktoś uważa, że strona estetyczna debiutanckiej produkcji
Rinscha wynagrodzi mu wszelkie męki fabularne, to muszę go zawieść,
niestety. Znajdą się tutaj perełki, jak wygląd takiej
Holenderskiej wyspy, przynajmniej od zewnątrz, gdzie stos
oświetlonych statków pirackich robi wrażenie, czy scenografia
dworku Szoguna i Lorda Asano, ale tylko za dnia, kiedy promienie
słoneczne uwydatniają każdy drobny szczegół, a nawet piękne
kostiumy samurajów, charakterystyczne, dla każdego z władców.
Jednakże na tym piękno się kończy, bo późniejsze dodatki to
tylko pokaz, jak wiele sztuczności wprowadzić może grafika
komputerowa. Na pierwszy ogień Wiedźma, której zdolności do
przybierania różnych form, czy to białego lisa, czy białego
smoka, wygląda dość sztucznie, a totalną przesadą jest już
danie życia jej włosom, które postanowiły nakarmić rybą Mikę.
Ładnie, choć też nienaturalnie prezentują się tajemne ludki z
lasu, czy dziwaczna bestia ogromnych rozmiarów. I kiedy już widz ma
dość tego wszystkiego, postanawia skupić się na muzyce w tym
filmie. Zaskakująco, nie ma na czym, gdyż Ilan Eshkeri nie daje nam
niczego nowego, niczego co mogłoby zachwycić- niestety.
Choć film ma całą masę wad, to jednak największą jego bolączką
jest gra aktorska. Twarzą filmu, jego wielką gwiazdą miał się
stać Keanu Reeves. Facet, który ma na swoim koncie całą masę
ról- lepszych i gorszych, do których dodać można Kaia- najgorszą
z jego kreacji, której autentycznie powinien się wstydzić. Jako
bohater pierwszoplanowy całkowicie został przygnieciony osobowością
samurajów, stał się dla nich jedynie tłem i niczego nowego nie
wnosił do akcji. Jeden grymas przez cały film i pozbawione emocji
spojrzenie tylko pokazuje jak marny był to występ. Stał się
całkowicie niewidzialny, więc nic dziwnego, że nie potrafił
wytworzyć żadnej chemii z księżniczką. Jednakże japońscy
aktorzy również się nie popisali. Tak bardzo próbowali udowodnić,
że potrafią mówić po angielsku, że wszystkie ich dialogi
wypadają tak, jakby były dubbingowane. Artykułowanie każdego
słowa, czynić go jeszcze większą tragedią i pozbawiając
dialogi, jakichkolwiek emocji, to niestety coś co drażni przez cały
film. I choć jedni wychodzą z tego bez szwanku, to inni dają się
mocno we znaki. Najgorzej w tym wszystkim wypada Rinko Kikuchi, co
jest bardzo dziwne, bo to jej przypadła najbardziej kreatywna rola
czarnego charakteru. Twórcy dali jej nawet coś, co jeszcze bardziej
przerazi widza, czyli heterochromię, ale nawet i z tą chorobą oczu
poszła całkowicie na dno. Jej gesty, mimika, zachowanie i modulacja
głosu wypadła tak tragicznie, że nie dało się na nią patrzeć-
a to taka piękna dziewczyna jest. W porównaniu z jej występem w
roli Mako w „Pacific Rim” to tam była rewelacyjna,
tutaj sięgnęła dna.
Podsumowując, „47 roninów” jest naprawdę złym
filmem. Jest cała masa obrazów opowiadających o zemście roninów
z Ako, która jest o niebo lepsza od tego co zaserwował nam Cal
Rinsch. Zachwycać można się tu jedynie japońską architekturą i
tradycją, a także tym elementem fabuły dotykającym honorowych
samurajów. Na plus przemawia także i niekonwencjonalne zakończenie,
w którym znajduje się ta prawdziwa kwintesencja filmu. Nie mniej,
większość scen jest niewykończona, co bardzo razi przy
dynamicznych akcjach, za dużo tutaj tandetnego efekciarstwa i
widocznej ingerencji grafiki komputerowej, a gra aktorska jest na
szalenie niskim poziomie, a Keanu zamiast to ratować, jeszcze
bardziej ciągnie na dno. Przez większość filmu widz walczy ze
znużeniem, choć próbuje zrozumieć, co jest nie tak z tym montażem
dźwięku, przy którym wydaje się jakby dialogi były dubbingowane.
Póki co, jest to najgorszy film tego roku, a szkoda, bo tak dobrze
się zapowiadał. Zawód na całej linii.
Ocena: 3/10
No to, poczekam aż wyjdzie na dvd... Nie ciągnęło mnie do tego filmu, ale skoro jest tak zły, to aż się prosi o obejrzenie. :)
OdpowiedzUsuńTo jest właśnie taki film, że jeśli ktoś ma ochotę napisać miażdżącą recenzję to koniecznie powinien go obejrzeć ;) I pewnie wcześniej czy później ja też się skuszę na ten film. Obsada jest bardzo dobra, mam tu na myśli aktorów japońskich. Hiroyuki Sanada, Tadanobu Asano, Ko Shibasaki czy np. Cary-Hiroyuki Tagawa to aktorzy, którzy sprawdzają się dobrze w określonym typie ról. Rinko Kikuchi również, widziałem ją w filmach "Babel" i "Niesamowici bracia Bloom", w obu miała niemą rolę, w obu ją polubiłem, ale do roli wiedźmy faktycznie nie pasuje i wierzę ci, że wypadła najgorzej.
OdpowiedzUsuń