Gatunek: horror
Wydawca: MUZA
Rok wydania: 2010 (Świat), 2013 (Polska)
Tłumaczenie: Joanna Ostrowska, Grzegorz Ostrowski
ISBN 978-83-7758-474-3
Ilość stron: 416 Format: 130x200mm
O istnieniu zombie świat kulturalny wie już nie od dziś. Dotychczas jednak ich mordercze działanie, choć odczuwalne na całym świecie skupiało się w większości na amerykańskich mieszkańcach. W końcu jednak usłyszano o nich i w Hiszpanii, a to wszystko przez Manela Loureiro, który zafascynował czytelników swojego bloga postacią bohatera przemierzającego przez kraj i walczącego z zombie. Zainteresowanie historią dało mu motywację do stworzenia książki „Apokalipsa Z. Początek końca”, która przerodziła się w pełnowymiarową trylogię.
Bohater powieści, prawnik z zawodu, płetwonurek z zamiłowania w ramach terapii po utracie swojej ukochanej żony rozpoczyna prowadzenie bloga, na który ma przelewać wszystkie swoje emocje. W trudach dnia codziennego towarzyszy mu wierny kot Lukullus, który stał się dla niego członkiem rodziny. Wkrótce do uszu mężczyzny zaczynają dochodzić dziwne doniesienia z Rosji, gdzie rozpętała się jakaś dziwna epidemia. Kiedy po pewnym czasie urywa się kontakt słychać informacje o podobnych sytuacjach w innych częściach świata. Mężczyzna pieczołowicie opisuje wydarzenia w swoim internetowym dzienniku, aż do chwili kiedy tajemnicza choroba puka do jego drzwi i zmusza go do opuszczenia bezpiecznych murów jego domu i udania się w podróż, aby uratować siebie i kota przed krwiożerczymi żywymi trupami.
Kolejna powieść o zombielandzie tworzona w dość nietypowej konwencji. Większość z nas pisze, bądź kiedyś pisała bloga, większość z nas wie, jak to się odbywa. Wiele z nich zostało opublikowanych więc nic dziwnego, że i Manel Loureiro doczekał się tego zaszczytu. Jednakże to co najbardziej tutaj powala, to sposób wykorzystania tej formy przelewania swoich myśli. Autor specjalnie lokuje powieść w miejscu swojego zamieszkania, Pontevedrze, a także daje bohaterowi ten sam zawód, który on wykonywał. Świetny sposób na nadanie realizmu całej opowieści, która sprawdza się równie dobrze, jak i opowiedzenie historii pod postacią reportażu w „World War Z”. Jednakże ta metoda, wykorzystana przez Hiszpana, daje zdecydowanie większe pole do manewru jeżeli chodzi o rozbudowanie najważniejszej postaci. Pierwszoosobowa narracja daje możliwość bliższego poznania i tym samym, osądzenia wykreowanego bohatera. Dzięki temu, że wszystko obserwowane jest z jego perspektywy z łatwością wczuwamy się w klimat grozy, który jest wszeobecny podczas lektury. Wraz z prawnikiem odczuwamy przerażenie, stres, obawy, ale mamy również i wątpliwości. Co prawda, niektóre z jego decyzji, a także dziwaczny tok rozumowania są zbyt prosto sformułowane, ale dzięki temu chociaż szybko wciągamy się w całą lekturę.
Fabuła jest tutaj niesamowicie prosta. Pomimo tego, że bohater czuje się bardzo bezpiecznie w swoim domu, przecież jakimś sposobem jest to ogrodzona wysokim murem z własnym źródłem prądu forteca zmuszony jest opuścić jej ściany. W końcu na zewnątrza aż roi się od tysięcy umarlaków wobec czego trzeba znaleźć bezpieczne lokum, najlepiej na wodzie, skoro Bezpieczne Strefy upadły pod falą zombie. I tak oto bierze do kosza kota, pakuje w plecak skradziony zombie żołnierzowi resztki jedzenia i wody, no i wyrusza w poszukiwaniu łodzi. Oczywiście, choć autor sprawia, że jego bohater jest na kilka kroków przed wydarzeniami, to i tak boimi się o jego życie. Jednakże sposób narracji i ogólnie prowadzenia bloga, a następnie dziennika niesie za sobą ten problem, że od razu wiadome jest jak kończy się dana przygoda prawnika, skoro później o niej pisze. Na swój sposób jest to bardzo przewidywalne, ale z drugiej strony nie przeszkadza to czytelnikowi w obawie o jego życie, choć można złapać się na tym, że bardziej interesuje nas los kota niżeli jego właściciela. Pełno tutaj najrozmaitszych zwrotów w akcji, które zawsze starają się wyrwać z problemów bohatera i jego towarzyszy. W pewnym momencie staje się to już denerwujące, ale nie oznacza to, że lektura nie jest porywająca. Można się autentycznie przerazić, mieć nieprzyjemne uczucia względem zwłok, mózgów i flaków, ale to nadaje smaku całej powieści.
Dzięki takim tekstom jak „Apokalipsa Z. Początek końca” człowiek może spokojnie oswoić się z tematyką zombie. Wszystko to z powodu bardziej dramatycznego podejścia do problemu zombie, traktowanego jako swoistą przyczynę zagłady całej ludzkości. Rośnie więc uczucie niepokoju, a wizja tego, że chodzi tu jedynie o przetrwanie nie jest zbyt pokrzepiająca. Wiadomo jest, że ta historia nie może się dobrze skończyć, ale zawsze pozostaje nadzieja na znalezienie lepszego, bezpieczniejszego miejsca. Loureiro robi coś ponadto. Buduje bardzo dobrą postać prawnika, a także genialna relację z jego kotem- Lukullusem, a także innymi bohaterami, takimi jak Pritczenko. Bez problemu można polubić każdego z nich, choć jednak boli, że bardziej interesujemy się losem zwierzęcego przyjaciela człowieka. Nie mniej, z powodu swojej niebanalnej prezencji książka wciąga, ciężko jest się od niej oderwać, a chyba nie ma lepszego dowodu na jej świetność.
Ocena: 5/6
Recenzja dla wydawnictwa MUZA!
Co tu dużo pisać... świetna książka :)
OdpowiedzUsuń