NOWOŚCI

środa, 4 grudnia 2013

1088. W ciemność. Stark Trek, reż. J.J. Abrams

Oryginalny tytuł: Star Trek Into Darkness
Reżyseria: J.J. Abrams
Scenariusz: Alex Kurtzman, Damon Lindelof, Roberto Orci
Na podstawie: serialu telewizyjnego „Star Trek” Gene'a Roddenberry'ego
Zdjęcia: Daniel Mindel
Muzyka: Michael Giacchino
Kraj: USA
Gatunek: Sci-Fi, Akcja
Premiera: 02 maja 2013 (Świat) 31 maja 2013 (Polska)
Obsada: Chris Pine, Zachary Quinto, Zoe Seldana, Karl Urban, Simon Pegg, John Cho, Benedict Cumberbatch, Alice Eve, Bruce Greenwood, Peter Weller

Data wydania DVD: 30. września 2013
Dystrybucja: FilmFreak
Dodatki: Reportaże- „The Enemy of My Enemy”, „Ship to Ship”

     Mówić, że J.J. Abrams tworzy świetne filmy, to trochę mijanie się z prawdą. Jego kinowym obrazom daleko do wspaniałości pierwszego, znakomitego sezonu serialu „Lost”, który przyniósł mu światową sławę. Owszem, wszystkie filmy wychodzące spod jego ręki przyciągają oko i uwagę widza, ale nastawione są jedynie na efekciarską przepychankę. Kiedy jeszcze można było zachwycać się remake'm znanego klasyka sci-fi „Star Trek”, to niestety druga odsłona trochę podupada na jakości, a jedynym światełkiem, które wydaje się dawać nadzieję jest osoba Benedicta Cumberbatcha.

     Podczas jednej z ważnych dla losu kapitana Jima Kirka (Chris Pine) misji na planecie Nibiru, mężczyzna nie trzyma się wytycznych i chcąc ratować życie swojego przyjaciela- Spocka (Zachary Quinto), ujawnia statek obcej cywilizacji. Niestety, w konsekwencji tych działań Kirk zostaje zdegradowany do pierwszego oficera a dowództwo nad U.S.S. Enterprise przejmuje admirał Christopher Pike (Bruce Greenwood). W międzyczasie dochodzi do zamachów na Londyn oraz Galaktyczną Federację Floty. W ich wyniku śmierć ponosi wielu mieszkańców Ziemi, w tym także przyjaciel Kirka. Jim ponownie staje za sterami Enterprise, aby pomścić jego śmierć i schwytać byłego agenta. Wyrusza w pościg za tajemniczym Johnem Harrisonem, ale wkrótce przekona się, że ma do czynienia z rozgniewanym i potężnym wojownikiem imieniem Khan (Benedict Cumberbatch), który nie cofnie się przed niczym, aby ocalić swoich pobratymców.
      Trzy lata temu Akademia Filmowa zaskoczyła wszystkich ponad wszelką miarę, gdy taki blockbuster, jakim jest „Star Trek”, znalazł się wśród nominowanych do Oscara za najlepsze efekty. Jeszcze większym zaskoczeniem było zdobycie statutki za najlepszą charakteryzację. Teraz twórcy powielają utarte przez siebie schematy, ale i wprowadzają kilka spektakularnych niuansów wizualnych. Enterprise nie jest już aż tak wielkim odkryciem, ale kosmiczna podróż oraz strzelanina już tak. Choć tak naprawdę to w pamięci najbardziej zakotwicza się czar planety Nibiru, z krwistoczerwoną roślinnością i bladymi twarzami tubylców. Jednakże tak naprawdę pięknem przepełnione są pojedyncze sceny, ujęcia, jak chociażby spojrzenie na Londyn przyszłości- tak surowy w swoim wyglądzie, czy też ucieczka Harrisona na planetę Kronos, a w zasadzie to jedno spojrzenie na jego postać na tle zniszczonego klingońskiego domu. Można wpaść w zachwyt podczas upadku Harrisona, ale prawda jest taka, że liczą się tutaj jedynie detale. Całość ogólnie jest jak najbardziej nienaganna, choć dość przytłaczająca. Przez co ma się wrażenie przesytu, a niekiedy nawet ciężko jest nadążyć nad zmieniającym się ekranem.
      Oznacza to jedynie brak wyczucia, które pozwoliłoby na odpowiednie wyważenie efekciarstwa i samej fabuły, czyniąc film tak atrakcyjnym jak poprzednik. O dziwo pomiędzy tą całą nawalanką odnaleźć można kilka naprawdę fascynujących i wzruszających scen. Gdy latanie przez przestrzeń kosmiczną niczym w „Grawitacji” wydaje się mało inteligentne, to jednak take chwyty jak rozwijanie relacji Kirka i Spocka okazuje się być wręcz genialnym posunięciem, tak samo zresztą jak i znamienita scena wyznania Johna Harrisona. Okazuje się, że chodzi tutaj o coś więcej niż światełka na Enterprise, o wolę przetrwania. Dodatkowo znakomicie rozbudowuje się przyjaźń pomiędzy naprawdę kultowymi postacami. Prawda jest jednak taka, że niezwykle trudno jest się skupić na tych aspektach, gdyż film to nieustająca akcja. Dla jednych okazać może się to idealną rozrywką, a dla innych zbyt dynamiczną, za którą ciężko jest nadążyć. Szkoda, że przedstawia bardzo wiele dowodów na to, że zabawa ta jest całkowicie bezmyślna, a dowcipy, którymi bohaterowie sypią z rękawa tylko utwierdzają w tym przekonaniu.
       Jedni zachwycać będą się pięknym licem Chrisa Pine'a, inni zdystansowaną postawą Zachary'ego Quinto. Jeszcze inni pławić się będą w zachwytach nad Benedictem Cumberbatch i jego wielkimi emocjonalnymi przemowami. Pine jest dla mnie zbyt lalusiowaty i totalnie nijaki. Zachary już do końca życia kojarzyć będzie mi się z Sylarem z serialu „Herosi”, co nie oznacza, że nie oddał charakteru tak niezwykłej postaci, jaką jest Spock. Tego dziwnego Wolkana i Ziemianina połączyła wielka przyjaźń na kilka filmów i cały wielosezonowy serial. Niektórzy doszukiwali się czegoś o wiele więcej niżeli męskiej, lojalnej, choć i nietypowej przyjaźni. Jednakże ponad ten niecodzinny duet wznosi się postać tego złego, którego jedni kojarzyć będą ze starych filmów, a dla innych czyli mnie, będzie to kolejny z bohaterów. Benedict jest wręcz genialny w swojej nowej roli. Znany dotychczas z przebojowego „Sherlocka” stacji BBC pokazuje całkiem odmienne oblicze. Jego niesamowicie emocjonalny monolog okazał się być tak poruszający, że sama siedziałam jak zahipnotyzowana i wsłuchiwałam się w opowieść o oddaniu bliźnim. Cumberbatch staje się perłką tego filmu!
       „W ciemność” nie jest filmem tak dobrym jak pierwszy film z nowej serii „Star Treka”. Choć akcja jest naprawdę dynamiczna i porywająca, to jej tempo jest zgubne. Ciężko jest się odnaleźć w samej fabule, która ostatecznie okazuje się być zbyt niezrozumiała, aby ją przetrawić. Ratuje ją tylko kilka wzruszających scen, od których łezka w oku się zakręci. Choć może i ten cel nie zostałby osiągnięty, gdyby nie zaangażowanie gwiazd, takich jak Benedict Cumberbatch. Poza tym obrazu znowu pozostaje olśniewający pod względem swojej estetyki. Każdy element jest dopracowany, a przez to wygląda realistycznie. Do tego świetne ujęcia, bardzo nastrojowa muzyka Michaela Giacchino, tworzące swoisty klimat, o którym niektóre filmy z kategorii sci-fi mogą jedynie pomarzyć. Nie jest to może zbytnie arcydzieło, ale nie można powiedzieć, że seans z Kirkem i Spockiem nie jest wyborną zabawą!
Ocena: 6/10

Recenzja dla firmy FilmFreak!
filmfreak.pl

4 komentarze :

  1. Zawiodłam się na tym Star Treku, a tak lubię Zachary'ego Quinto, Cumberbatcha oraz Karla Urbana. Też brakowało mi trochę rozwinięcia fabuły, a przede wszystkim - samych bohaterów. Za dużo błysków i akcji, za mało rozmów :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi osobiście przypadł do gustu, nie zawiodłem się - lubie czasem obejrzec takie kino

    zapraszam również : http://filmostrefa.blogspot.com/2013/12/najlepsze-filmy.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyszło tak, jak się spodziewałem, czyli niby nie fatalnie, ale też nie rewelacyjnie. Po raz drugi do seansu na pewno nie podejdę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety gorszy od poprzedniej części, ale dalej dobrze się to oglądało. Warunkiem było tylko wyłączenie myślenia bo po krótkim zastanowieniu wszystkie twisty fabularne oraz sama historia nie trzymały się kupy. Tak jak piszesz - momentami dzieje się za szybko i zbyt chaotycznie. Jednak wszystkie sceny w kosmosie (mam do tego słabość) oraz relację między członkami załogi mi to wynagradzały, tylko żałuję, że tego drugiego mogło być sporo więcej.

    OdpowiedzUsuń