Reżyseria: M.
Night Shyamalan
Scenariusz: M. Night Shyamalan, Gary Whitta
Zdjęcia: Peter
Suschitzky
Muzyka: James
Newton Howard
Kraj: USA
Gatunek: Sci-Fi,
Przygodowy
Premiera: 01 maja 2013 (Świat) 14 czerwca 2013
(Polska)
Obsada: Will Smith, Jaden Smith, Sophie Okonedo, Zoë
Kravitz
Data wydania DVD: 16. października 2013
Wydanie: DVD z książką
Dystrybutor: FilmFreak
Dodatki: Śladami ojca- Jaden i Will Smith razem na ekranie i poza nim - reportaż; 1000 lat w 300 sekund - na planie z aktorami i twórcami; Natura przyszłości - podziwiaj piękne plenery, w których filmowano 1000 lat po Ziemi; Zwiastuny
M. Night Shyamalan zyskał niesamowity rozgłos po premierze filmu
„Szósty zmysł”, którym zaskoczył każdego, nawet najbardziej
obeznanego z każdym scenariuszem kinomaniaka. Na dobrej opinii
jechał do chwili, gdy wydarzyła się „Kobieta w błękitnej
wodzie”, później już żadna wytwórnia nie chciała
przykładać się do rozpowszechniania kolejnych bzdurnych z pozoru
nieprzewidywalnych filmów. Trzy lata po swojej ostatniej porażce
jakim okazał się być „Ostatni
władca wiatru” hinduski reżyser powraca w wielkim
stylu z historią na pograniczu fantastyki naukowej o tytule „1000
lat po Ziemi” z rodzinnym duetem Willa i Jadena Smitha w
rolach głównych.
Po wielkiej katastrofie na Ziemi ludzkość zmuszona była przenieść
się na zupełnie nową planetę. Jednakże i tam ich życie nie jest
bezpieczne, bowiem kosmici przysporzyli im nowego zmartwienia- istoty
zaprogramowane, aby zabijać ludzi. Ratunkiem dla świata stał się
Cypher Raige (Will Smith), nie znający strachu, zwany Duchem.
Po wielu latach ciągłej pracy w rozjazdach Raige w końcu wraca do
rodzinnego domu, do żony i syna, Kitaia (Jaden Smith),
którego już nie zna, a który stara się o przyjęcie w grono
strażników walczących z Ursa. Nadarza się okazja, aby odnowili
swoje więzi podczas transportu jednego z potworów. Niestety, statek
zostaje zniszczony przez meteory i ląduje na najbliższej planecie,
którą okazuje się być Ziemia, od tysiąca lat będąca wrogiem
człowieka. Z katastrofy ocalał jedynie Cypher, Kitai oraz Ursa
szalejąca na wolności. Jedyna nadzieja na przeżycie tkwi w
sprawnym Kitai, który pomimo niebezpieczeństw musi odnaleźć ogon
statku i nadajnik, mogący sprowadzić pomoc.
Choćby świat nie wiadomo jak szydził z M. Night Shyamalana, ja
zawsze pozostanę mu wierna. „After Earth” nie
tylko stanowi odzwierciedlenie moich nadziei, ale także i
zaskoczenie dla wszystkich tych, którzy nie wierzyli w odrodzenie
tego reżysera i scenarzysty. Pojawiają się tutaj świetne
kosmiczne istoty, świetny wątek rodzinny, ale także i znacznie
głębszy sens, no i oczywiście bardzo dobre efekty zarówno
wizualne, jak i dźwiękowe. Pomysł na fabułę jak najbardziej
niecodzienny, choć fantastyki w dzisiejszych czasach jest cała
masa. Jednakże bardziej fascynujące są relacje pomiędzy
bohaterami, a mianowicie dwójką postaci- ojca i syna. Nie tylko
mamy do czynienia z chęcią sprostania oczekiwaniom wymagającego
rodzina i ścigania niewysłowionego wzorca zachowania, ale osobistym
dramatem, który łączy tych dwóch mężczyzn- śmierć córki i
siostry, z którą żaden nie może się pogodzić. Dla ojca staje
się to powodem oddalania się od domu, a dla syna przyczyną jego
wrażliwości i strachu przed Ursą, który to zabił najbliższą mu
osobę. Oczywiście młody jak najbardziej się o to obwinia, bo
czemużby nie, ale z drugiej strony ojciec wcale nie poprawia jego
samopoczucia. Inną kwestią jest tutaj strach. Jest to zupełnie
inna historia tocząca się na naszych oczach. Analiza człowieka i
jego obaw przed nieznanym. Will Smith ze specyficzną dla siebie
charyzmą w głosie idealnie klasyfikuje to co nas przeraża i
zdradza tego przyczyny tkwiące w psychice, dzięki czemu możemy
spróbować pokonać nasze koszmary. Trochę tutaj filozofii, ale
dzięki temu film nabiera zupełnie innego charakteru.
Wszystkie filmy Shyamalana mają swój własny i niepowtarzalny
klimat. „1000 lat po Ziemi” również go nie
brakuje, a tym razem jest on bardzo surowy i minimalistyczny. Brak
tutaj zbędnych słów, zdarzają się chwile, gdy przez dłuższy
czas nic nie zostaje wypowiedziane. Dodatkowo zabawa rozgrywa się
jedynie z dwoma graczami, przynajmniej od pewnego momentu. Ludźmi,
którzy muszą sobie wzajemnie zaufać, aby razem osiągnąć
zamierzony cel. Kiedy to Cypher zostaje ranny podczas katastrofy, to
właśnie młody Kitai wyrusza na podbój planety. To co tam oglądamy
zapiera dech w piersi. Przecudowne wodospady, wspaniała zielona
dżungla, no i zachwycające tereny górzyste. Nie ma co, jest to
naprawdę zjawiskowa wyprawa. Sceny, które rozgrywają się w
kosmosie również nie należą do najgorszych, choć trzeba
przyznać, że statek kosmiczny, którym przychodzi lecieć naszym
bohaterom jest chyba jednym z najgorzej zrealizowanych w świece
kina. Choć trzeba przyznać, że schowki są prześmieszne. W
panującej tutaj atmosferze nietrudno jest zwrócić uwagę na pracę,
którą wykonuje James Newton Howard. Wiernie towarzyszy reżyserowi
przy jego produkcjach tworząc przepiękne utwory podkreślające
charakter. Czasami wręcz z tych specyficznych filmów nie pamięta
się nic poza muzyką. I tutaj jest tak samo, kompozycje wzbijają
się ponad wszystko. Warto przesłuchać!
Willowi Smithowi przyszło do zagrania bardzo ciekawej roli,
człowieka pozbawionego strachu, a przy tym troszkę i innych emocji.
Tym sposobem wydawać by się mogło, że Smith jest całkowicie ich
pozbawiony w swojej grze aktorskiej, ale to właśnie na tym polegało
jego zadanie. I choć przez większość czasu nic nie czuje, to
jednak są chwile kiedy widać to załamanie, które świetnie jest
tutaj zagrane, z lekkim dystansem. Aktor próbuje wkręcić swojego
syna Jadena w branżę filmową, ale „1000 lat po Ziemi”
nie jest jego pierwszą sceną. Pierwszy raz świat zobaczył go u
boku ojca w „Pogoni za szczęściem”, gdzie
zafascynował wszystkich swoim urokiem. Po tych 7 latach jest to już
niemalże dorosły młodzieniec, który potrafi zawalczyć o swoje.
Jako Kitai spisuje się całkiem nie najgorzej, choć trudno mówić,
że to jego najlepsza rola. Czas przyniesie lepsze. Póki co jest
znośny, a to lepiej niżeli jego obecność miałaby drażnić.
„1000 lat po Ziemi” nie jest może arcydziełem
gatunku, ale z pewnością wnosi coś nowego. Przede wszystkim jednak
jest to wielki powrót Shyamalana, który wydaje się odzyskiwać
powoli zamiłowanie do kinematografii. W filmie jest serce, ale też
i rozum. Choć dialogi mogłyby być bardziej porywające, choć gra
aktorska mogłaby być na wyższym poziomie, to i tak pomysł na
fabułę, a także tempo w jakim postępuje już działa na korzyść
filmu. Jeżeli dodamy do tego zachwycające zdjęcia, wspaniałe
krajobrazy, nieprzesadzone efekty specjalne i mocną muzykę James
Newtona Howarda to okazuje się, że film, do którego wielu
podchodzi ze sporym dystansem może nas pozytywnie zaskoczyć. Mnie
Shyamalan nigdy nie zawodzi, tym razem jednak zaskoczył mnie swoją
konsekwencją i zdolnością do zbudowania napięcia. Choć i tak
„Niezniszczalny” pozostanie moim ulubionym w repertuarze
tego twórcy.
Ocena:
7/10
Recenzja dla FilmFreak!
After Earth lepsze od nowego Star Treka? Na pewno nie w moim rankingu :) Ja na AE strasznie się wymęczyłem, historia mnie nie porwała, wątki ekologiczne były nachalne, niespójna wizja świata raziła, dialogi irytujące wszystko tłumaczyło, a ciągłe zbliżenia na twarze były nieznośne. Nie przekonała mnie też historia o wyzbyciu się strachu w celu pokonania ograniczeń co miało okazać się kluczem do zwycięstwa. Strach jest nierozerwalnie związany z człowiekiem i powinien być jego integralną częścią, wyzbycie się tej emocji dehumanizuje nas.
OdpowiedzUsuńRzecz gustu :) ja uwielbiam klimat filmów Shyamalana :) choć faktycznie, momentami dość irytujący, ale ogólnie wydźwięk ma pozytywny.
UsuńByłam od samego początku negatywnie nastawiona do tego filmu - po pierwsze przez negatywne opinie znajomych, a po drugie przez to, że odniosłam wrażenie, jakby Will Smith na siłę wpychał swojego syna do tej produkcji. A jednak w zupełności zgadzam się z Twoją oceną - podobało mi się to bardziej niż ostatni Star Trek oraz Pacific Rim. A widziałam je w małym odstępie czasu od siebie :)
OdpowiedzUsuńPodobała mi się ta kameralność - to wysokobudżetowy film, pojawiają się oczywiście sceny akcji, ale przez cały czas chodzi o relacje ojciec-syn. To jest najmocniejsza część tej produkcji. Zapewne nie obejrzę jej drugi raz i nie będę zachęcała znajomych do jej obejrzenia, ale jak najbardziej nadaje się do umilenia wolnego czasu :)
tak jak mówię :) film spoko, ale "Niezniszczalny" był o wiele lepszy :) Aczkolwiek od Pacific Rim wcale lepsiejszy nie jest ;)
UsuńJa słyszałem wieeele negatywnych opinii, ale mimo wszystko może się przełamię ;)
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, iż blog zacny i ciekawy. Niestety mnie również ten film zawiódł. Wszystko co najlepsze zawarte jest w trailerze...
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: dziesiatamuzamichalowa.blogspot.com :)
Jak to oglądałem to początek mnie nie wciągną ale po czasie było nawet ciekawe
OdpowiedzUsuńCo za badziew. Kiepskie efekty specjalne, słabiusieńka gra tstusia i synka, absurdalne podejście do ewolucji, wynikające pewnie z ignorancji reżysera. Szkoda czasu na ten gniot.
OdpowiedzUsuń