NOWOŚCI

sobota, 9 listopada 2013

Książka #289. Inferno, aut. Dan Brown

Tytuł oryginalny: Inferno
Seria: Robert Langdon #4
Gatunek: sensacja, thriller
Wydawca: Sonia Draga
Rok wydania: 2013 (Świat), 2013 (Polska)
Tłumaczenie: Robert J. Schmidt
ISBN 978-83-7508-712-3
Ilość stron: 592      Format: 143x205 mm
    Robert Langdon znowu powraca, aby skupić swoją uwagę na zupełnie innym przedstawicielu światowej historii sztuki i raz jeszcze ocalić ludzi przed niebezpieczeństwem. Na kolejną powieść w wykonaniu Dana Browna przyszło nam bardzo długo czekać. I choć „Zaginiony symbol”nie okazał się być tak wielkim sukcesem jak poprzednie tomy z serii o harvardzkim specjaliście od profesorze symboliki, to wciąż w fanie pozostała nadzieja na lepsze chwile autora. Niestety, „Inferno”nie do końca spełnia te oczekiwania.
    Ciężko ranny i pozbawiony wspomnień sprzed kilkudziesięciu godzin, Robert Langdon trafia do jednego z włoskich szpitali we Florencji. Choć na miejscu zajmuje się nim piękna pani doktor, Sienna Brooks, to wciąż dręczą go wizje tajemniczej kobiety pokazującej się w jego snach. Jednakże niedługo po przybyciu do szpitala zostaje zaatakowany przez tajemniczą kobietę, a w wyniku tej napaści ginie lekarz prowadzący, a Langdon zmuszony jest uciekać wraz z ocalałą Sienną. Napędzany determinacją marzy tylko o jednym, aby rozwikłać zagadkę rany na głowie, ale przede wszystkim tego, jak to się stało, że w tak krótkim czasie dotarł ze Stanów do Włoch. Tym razem specjalista od symboliki będzie musiał wykorzystać swój umysł do rozwikłania jednej z najbardziej przerażających wizji piekła zaprezentowanej przez Dantego Alighieri w jego dziele „Boska komedia”. Musi się spieszyć, gdyż czasu zostało niewiele, a ceną za niepowodzenie może okazać się miliony istnień.
      Dziwna sytuacja z tymi powieściami od Dana Browna. Pierwsze cztery, niekoniecznie kręcące się wokół osoby Roberta Langdona były tak zachwycające, że trudno było oderwać się od dalszej lektury. Wraz z piątą książką emocje już opadły, a same pomysły ciężko było nazwać porywającymi. Wydawałoby się więc, że „Inferno”nie będzie powielało schematów, no i może faktycznie nie jest to historia kropka w kropkę odwzorowana na wcześniejszych, ale wydaje się, że właśnie podobny charakter mógłby bardziej zainteresować. Trudno jest powiedzieć w czym tak naprawdę tkwi problem najnowszej powieści Browna. W końcu mamy tutaj całkiem nowy obiekt wokół, którego kręci się fabuła i jak się okazuje „Boska komedia”nadaje bardziej mrocznego wymiaru. Jednakże sposób w jaki zostaje ona poprowadzona pozostawia sporo do życzenia. Zdecydowanie pełno jest tutaj nierówności, gdy raz akcja nabiera tempa, aby za chwilę całkowicie się rozleniwić doprowadzając przy tym do białej gorączki. Brakuje tutaj przygód i pewnego łańcucha przyczynowo-skutkowego, który zaszczepiał w czytelniku instynkt detektywistyczny i tak bardzo intrygował, że nie mógł się doczekać tego dokąd teraz zaprowadzi nas kolejna łamigłówka. Czegoś takiego tutaj nie ma, przynajmniej nie w tak sporych ilościach jak wcześniej, wobec czego sfrustrowani i momentami potwornie znużeni zagłębiamy się w wydarzenia. Niesamowitym ciosem poniżej pasa jest pojawienie się dziwacznej instytucji o nazwie Konsorocjum, która z początku z której autor najpierw robi coś supertajnego, a przy tym fajnego, aby u końca spłycić ją do jakiejś totalnej maskarady. O, dziwaczności! Na szczęście, w „Inferno”pojawia się kilka znaczących zwrotów w akcji, nietypowych niespodzianek, które mogłyby niejednego strącić z fotela. Z pewnością najznakomitsze z całej powieści jest ostatnie osiemdziesiąt stron, na których to znajduje się kwintesencja całej fabuły. Oczywiście, zalatuje tutaj trochę tym popularnym dziś wątkiem apokaliptycznym i postapokaliptycznym, ale i tak maksymalnie napina nam nerwy, tym samym odrobinę zawyżając naszą ocenę.
     Dan Brown bardzo wielką uwagę przykuwa do wszelkich drobiazgów. Nie jest to, co prawda King, który podkreśla jak bardzo zielony jest ten liść, czy deska niezwykle złowieszcza. Tutaj wszystko koncentruje się na budynkach i literaturze. Tutaj wyczytamy, jak cudowne są te łuki i kolumnady, czy jak straszliwie wyglądają wyżłobienia na masce pośmiertnej Dantego. Oczami wyobraźni podziwiamy wspaniałe, ale też i potężnie zatrważające malowidło Botticelliego La Mappe dell Inferno, choć zawsze można skorzystać z wyszukiwarki Google'a, aby bardziej sobie ją unaocznić, a także wszystkie kąty, w które zaglądają bohaterowie, czy to we Florencji, czy w Istambule. Co prawda, Hagia Sophia to nie Luwr, ale z pewnością spełnia swoje zadanie, co do nadania klimatu całej historii.
      Autor po raz kolejny tworzy bardzo wyraziste postaci, dużą część poświęcając na ich osobiste rozważania, czy nawet i przeszłość. Jednakże pokazuje nam jedynie tyle, ile chce, przy okazji stopniując napięcie. Do fabuły po raz kolejny wprowadza dziwaczną organizację, która nie ma tutaj zbyt kryminalnego charakteru, ale nie oznacza to, że nie pojawiają się antagoniści. Okazuje się jednak, że ich osobowości nie są ani do końca białe, ani do końca czarne. Oscylują gdzieś pomiędzy tymi dwoma wyznacznikami, pozwalając na to, aby czytelnik sam podjął się ich oceny. Wszystko przez poruszany tutaj niezwykle istotny temat przeludnienia i ewentualnych jego konsekwencji w przyszłości. Pada nawet i znaczące pytanie, na które nie tylko Langdon musiałby odpowiedzieć, bowiem każdy z nas mógłby się o to pokusić. W efekcie, gdzieś pomiędzy tymi szarpaninami, ucieczkami i odkrywaniem najbardziej zagłębionych na świecie miejsc możemy znaleźć również i treści do osobistych rozważań.
     „Inferno”zdecydowanie legło za daleko od moich oczekiwań. Z jednej strony jest to bardzo irytujące, ale z drugiej pochwalić należy Browna, że nie trzyma się utartych przez siebie ścieżek. Nie mniej, zdecydowanie za mało tutaj konkretnej akcji, która trzymałaby nas dłużej w napięciu. I choć postaci są świetne, choć opisy zapierających dech w piersi lokalizacji są bardzo realistyczne, to jednak brak tutaj tego czegoś co mogłoby przykuć uwagę czytelnika na dłuższą chwilę. Szkoda, bo przy tak genialnej bazie jaką jest „Boska komedia”, można by było stworzyć naprawdę coś zatrważającego, coś świeżego i coś fascynującego. A tak to najnowsza powieść Dana Browna jest najnormalniejszym przeciętniakiem, który wyróżnia się jedynie poprzez ambicje i wiedzę autora.
Ocena: 3/6

3 komentarze :

  1. Ojej, naprawdę, kiepsko? Pamiętam, jak strasznie czekałaś na tę książkę - potrafię sobie wyobrazić tę nutkę zawodu, jaką wyczytałam z Twojej recenzji. Książka wciąż przede mną, ale jakoś chyba mój zapał opadł... Wiesz, myślę, że każdy geniusz ma swój zmierzch, Brown i tak już wiele razy nas zaskoczył, a - kto wie - może jeszcze wróci do tego fenomenalnie porywającego stylu ze swoich pierwszych publikacji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że spodziewałam się czegoś zupełnie inengo, zabrakło mi tego czegoś co znajdowałam w pierwszych książkach. Mam nadzieję, że do tego wróci.

      Usuń
  2. Jakoś moja ciekawość względem tej książki znacznie opadła po sporej ilości mało pozytywnych recenzji. Chociaż oczywiście nie mówię nie, ale na pewno nie w tej chwili :D

    OdpowiedzUsuń