NOWOŚCI

sobota, 6 lipca 2013

1057. World War Z, reż. Marc Forster

Oryginalny tytuł: World War Z
Reżyseria: Marc Forster
Scenariusz: Matthew Michael Carnahan, Drew Goddard, Damon Lindelof
Na podstawie: książki Maxa Brooksa „World War Z” [recenzja]
Zdjęcia: Ben Seresin
Muzyka: Marco Beltrami
Kraj: USA, Malta
Gatunek: Horror, Akcja, Sci-Fi
Premiera: 02 czerwca 2013 (Świat) 05 lipca 2013 (Polska)
Obsada: Brad Pitt, Mireille Enos, Fana Mokoena, Daniella Kertesz, James Badge Dale, Ludi Boeken, David Morse, Peter Capaldi, Pierfrancesco Favino, Ruth Negga, Moritz Bleibtreu


    Zombie. Jednak z najbardziej prymitywnych istot, jaka chodziła po alternatywnej Ziemi. Jej oblicze pokazywano w serii gier „Resident Evil”, a także stanowiła ulubione monstrum dla filmowych poczynań George'a A. Romero. Jednakże żywi umarli pojawiają się także i w książkach Maxa Brooksa, który stworzył przebojowy poradnik, jak przetrwać zombieapokalipsę. Jego druga książka „World War Z” teraz właśnie doczekała się widowiskowej ekranizacji, której podjął się reżyser „Monster's Ball” i „007 Quantum of Solace”, a w której pojawia się znana i przystojna twarz Brada Pitta w roli wybawiciela świata.

    Dzień, jak co dzień. Cały świat boryka się z dziwną pandemią. Jednakże Gerry Lane (Brad Pitt), były śledczy ONZ, wraz żoną (Mireille Enos) oraz dwiema córeczkami spędzają spokojny dzień, stojąc w gigantycznym korku w środku miasta. Nagle, zupełnie nieoczekiwanie nad miastem pojawiają się śmigłowce, a patrole policji jeżdżą jak oszalałe. Wtem ludzie zaczynają uciekać, a w pobliżu dochodzi do tajemniczych wybuchów. Jadąca środkiem ulicy ciężarówka toruje drogę rozszalałym zainfekowanym ludziom, którzy rzucają się na każdego. Gerry i jego rodzina z trudem uciekają z miasta, a wkrótce, dzięki jego dawnemu przyjacielowi- Thierry'emu (Fana Mokoena), trafiają na jeden z okrętów floty wojskowej. Jednakże będą mogli zostać w tym bezpiecznym miejscu, tylko wtedy gdy Gerry poleci wraz z wirusologiem do Korei i pomoże znaleźć źródło wirusa, a tym samym i lekarstwo na niego.
    Dla każdego kto czytał książkę w formie reportażu autorstwa Maxa Brooksa nagła zmiana punktu widzenia może być mało zrozumiała. To co wcześniej było zlepkiem kilku opowieści o Wojnie Totalnej teraz skupia się na losach jednego człowieka i jego rodziny. To Gerry Lane znajduje się w środku i wydaje się być ostatnią nadzieją na ratunek dla ludzkości, po tym jak pewien gość aż nadto pokazał, że nie należało mu dawać broni. Przy okazji, chyba najbardziej rozbrajająca scena z całego filmu. Wydawałoby się, że jego podróże w celu poszukiwania lekarstwa będą drętwe, pozbawione jakichkolwiek wrażeń, a tutaj proszę, twórcy zaskakują. Czynią z tego niezły wyścig z czasem, ucieczkę przed potworami, a także walkę z własnymi słabościami. Zaszczepiają nam tym samym sporą dawkę adrenaliny, bo takiego rozwoju akcji niewielu się spodziewało. Zwyczajna podróż badawcza zamienia się w walkę o życie i oczywiście, nie brak tutaj swoistych idiotyzmów sytuacyjnych, nie brakuje tutaj zachowań przeczących zasadom logicznego myślenia, ale wszystkie sceny akcji najnormalniej w świecie sprawiają, że człowiek dostaje palpitacji serca. Nie ma nic gorszego jak spotkanie się z zombie w miejscu, z którego nie masz szansy uciec nie tracąc przy tym życia, ale właśnie takie spotkanie zagwarantowano Gerry'emu. Przy okazji udowadnia się tu również, że nawet najwyższe fortyfikacje nie spełniają zadania jeżeli rzesza zombiaków postanowi Cię wszamać.
    Kolejnym zaskoczeniem jest to, że jest to również solidne kino dramatyczne ukazujące słabości społeczeństwa. Tak, jak przy „2012” zastanawialiśmy się nad okrucieństwem Rządu, tak i przy „World War Z” rzuci nam się na oczy i serce bezduszność co wyższych generałów. Nie chcesz pomóc to znaczy, że jesteś zbędny, a na pokładzie nie ma miejsca dla zbędnego personelu. Jednakże dzięki temu zobaczyć możemy dramat rodziny Gerry'ego, a także innych ludzi. Niektórzy wyrażają go poprzez budowanie murów, inni poprzez żartowanie z tego, że zamieniają się w Zeta. Jedni uciekają, gdzie pieprz rośni, a drudzy poświęcają własne życia, aby uchronić swoich najbliższych. Doprowadza to do bardzo wzruszających scen, w których niejednokrotnie łza zalśni w oku.
     Choć sceneria jest przepiękna i efekty całkiem fascynujące, to jednak jest coś co bardzo drażni w tym filmie, a przede wszystkim prezencja Zetów. Niektóre z ujęć, przede wszystkim te w Jerozolimie wyglądają niczym wyjęte z gry i to nie takiej, jak współczesne, gdzie wszystko wygląda tak realnie, ale bardziej karykaturalnie. Oczywiście, nie jest to „The Walking Dead”, gdzie nieżywi wyglądają jak żywi, tak realnie. Tutaj wszystko jest przerysowane, przynajmniej jeżeli chodzi o ujęcia z lekkiego dystansu. Twórcy podczas kręcenia zdjęć, postarali się, aby umarła część załogi napędziła nam stracha w technologii 3D. Oczywiście, udaje się to, a gdy coś wyskakuje na nas znienacka to tym bardziej spełnia swoje zamierzenie. Na szczęście całość prezentuje się bardzo dobrze, wspaniałe zdjęcia Bena Seresina oraz kompozycje muzyczne niezawodnego Marco Beltrami zachwycają w każdej minucie.
    Niestety, aktorstwo w tym filmie nie prezentuje wysokiego poziomu. Większość bohaterów jest zwyczajnie przezroczysta, a stanowią albo posiłek dla Zetów, albo zwyczajny zapychacz czasu poprzez dialogi, które wypowiadają. Najwyrazistszy wydaje się być Brad Pitt, bo to on wciela się w tę najważniejszą rolę w filmie. Od dłuższego czasu nie widziałam go w żadnej produkcji, oprócz reklamy Chanel No 5. Trzeba więc tu przyznać, że jest to idealny przykład na to, że facet pięknie się starzeje. W dodatku sprawia, że „World War Z” to nie tandetna bajeczka, która ma spowodować nasze problemy z zaśnięciem. Jest w pełni zaangażowany, wiarygodny i w żaden sposób nieprzesadzony. Aczkolwiek oczywistym jest, że nie jest to jedna z jego najlepszych kreacji.
     „World War Z” to obraz, który całkowicie zaskakuje. Jeżeli spodziewacie się czegoś ma kształt „Resident Evil” to zupełnie nie macie pojęcia na co się porywacie, bowiem obraz to coś z pogranicza „Jestem legendą”, tylko z większą dawką adrenaliny i chaosu. Pełno tutaj typowych dowodów na ludzką głupotę, a także ludzkiej niewiedzy. Jednakże w końcu jest to film nie tylko o wojnie, o wirusie, ale również i odwadze oraz rodzinie. Trzyma w napięciu, ale zdecydowanie bardziej porusza. No i przede wszystkim stawia przed widzem zasadnicze pytanie, po której stronie by walczył w wojnie z zombie.

Ocena: 7/10

Recenzja dla portalu A-G-W.info



1 komentarz :

  1. Byłam, oglądałam. Racja- nie jest to "the walking death", ale film jest na wysokim poziomie a gra Pitta (za którym nie przepadam) jest bardzo dobra. I świetnie pokazują tam jak rząd traktuje zwykłego obywatela.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń