Reżyseria: Marc Forster
Scenariusz: Matthew Michael Carnahan, Drew Goddard, Damon Lindelof
Na podstawie: książki Maxa Brooksa „World War Z” [recenzja]
Zdjęcia: Ben Seresin
Muzyka: Marco Beltrami
Kraj: USA, Malta
Gatunek: Horror, Akcja, Sci-Fi
Premiera: 02 czerwca 2013 (Świat) 05 lipca 2013 (Polska)
Obsada: Brad Pitt, Mireille Enos, Fana Mokoena, Daniella Kertesz, James Badge Dale, Ludi Boeken, David Morse, Peter Capaldi, Pierfrancesco Favino, Ruth Negga, Moritz Bleibtreu
Zombie.
Jednak z najbardziej prymitywnych istot, jaka chodziła po
alternatywnej Ziemi. Jej oblicze pokazywano w serii gier „Resident
Evil”, a także
stanowiła ulubione monstrum dla filmowych poczynań George'a A.
Romero. Jednakże żywi umarli pojawiają się także i w książkach
Maxa Brooksa, który stworzył przebojowy poradnik, jak przetrwać
zombieapokalipsę. Jego druga książka „World
War Z” teraz właśnie
doczekała się widowiskowej ekranizacji, której podjął się
reżyser „Monster's Ball”
i „007 Quantum of Solace”,
a w której pojawia się znana i przystojna twarz Brada Pitta w roli
wybawiciela świata.
Dzień,
jak co dzień. Cały świat boryka się z dziwną pandemią. Jednakże
Gerry Lane (Brad Pitt),
były śledczy ONZ, wraz żoną (Mireille
Enos) oraz dwiema
córeczkami spędzają spokojny dzień, stojąc w gigantycznym korku
w środku miasta. Nagle, zupełnie nieoczekiwanie nad miastem
pojawiają się śmigłowce, a patrole policji jeżdżą jak
oszalałe. Wtem ludzie zaczynają uciekać, a w pobliżu dochodzi do
tajemniczych wybuchów. Jadąca środkiem ulicy ciężarówka toruje
drogę rozszalałym zainfekowanym ludziom, którzy rzucają się na
każdego. Gerry i jego rodzina z trudem uciekają z miasta, a
wkrótce, dzięki jego dawnemu przyjacielowi- Thierry'emu (Fana
Mokoena), trafiają na
jeden z okrętów floty wojskowej. Jednakże będą mogli zostać w
tym bezpiecznym miejscu, tylko wtedy gdy Gerry poleci wraz z
wirusologiem do Korei i pomoże znaleźć źródło wirusa, a tym
samym i lekarstwo na niego.
Dla każdego kto czytał książkę w formie reportażu autorstwa
Maxa Brooksa nagła zmiana punktu widzenia może być mało
zrozumiała. To co wcześniej było zlepkiem kilku opowieści o
Wojnie Totalnej teraz skupia się na losach jednego człowieka i jego
rodziny. To Gerry Lane znajduje się w środku i wydaje się być
ostatnią nadzieją na ratunek dla ludzkości, po tym jak pewien gość
aż nadto pokazał, że nie należało mu dawać broni. Przy okazji,
chyba najbardziej rozbrajająca scena z całego filmu. Wydawałoby
się, że jego podróże w celu poszukiwania lekarstwa będą drętwe,
pozbawione jakichkolwiek wrażeń, a tutaj proszę, twórcy
zaskakują. Czynią z tego niezły wyścig z czasem, ucieczkę przed
potworami, a także walkę z własnymi słabościami. Zaszczepiają
nam tym samym sporą dawkę adrenaliny, bo takiego rozwoju akcji
niewielu się spodziewało. Zwyczajna podróż badawcza zamienia się
w walkę o życie i oczywiście, nie brak tutaj swoistych idiotyzmów
sytuacyjnych, nie brakuje tutaj zachowań przeczących zasadom
logicznego myślenia, ale wszystkie sceny akcji najnormalniej w
świecie sprawiają, że człowiek dostaje palpitacji serca. Nie ma
nic gorszego jak spotkanie się z zombie w miejscu, z którego nie
masz szansy uciec nie tracąc przy tym życia, ale właśnie takie
spotkanie zagwarantowano Gerry'emu. Przy okazji udowadnia się tu
również, że nawet najwyższe fortyfikacje nie spełniają zadania
jeżeli rzesza zombiaków postanowi Cię wszamać.
Kolejnym
zaskoczeniem jest to, że jest to również solidne kino dramatyczne
ukazujące słabości społeczeństwa. Tak, jak przy „2012”
zastanawialiśmy się nad okrucieństwem Rządu, tak i przy „World
War Z” rzuci nam się na
oczy i serce bezduszność co wyższych generałów. Nie chcesz pomóc
to znaczy, że jesteś zbędny, a na pokładzie nie ma miejsca dla
zbędnego personelu. Jednakże dzięki temu zobaczyć możemy dramat
rodziny Gerry'ego, a także innych ludzi. Niektórzy wyrażają go
poprzez budowanie murów, inni poprzez żartowanie z tego, że
zamieniają się w Zeta. Jedni uciekają, gdzie pieprz rośni, a
drudzy poświęcają własne życia, aby uchronić swoich
najbliższych. Doprowadza to do bardzo wzruszających scen, w których
niejednokrotnie łza zalśni w oku.
Choć
sceneria jest przepiękna i efekty całkiem fascynujące, to jednak
jest coś co bardzo drażni w tym filmie, a przede wszystkim
prezencja Zetów. Niektóre z ujęć, przede wszystkim te w
Jerozolimie wyglądają niczym wyjęte z gry i to nie takiej, jak
współczesne, gdzie wszystko wygląda tak realnie, ale bardziej
karykaturalnie. Oczywiście, nie jest to „The
Walking Dead”,
gdzie nieżywi wyglądają jak żywi, tak realnie. Tutaj wszystko
jest przerysowane, przynajmniej jeżeli chodzi o ujęcia z lekkiego
dystansu. Twórcy podczas kręcenia zdjęć, postarali się, aby
umarła część załogi napędziła nam stracha w technologii 3D.
Oczywiście, udaje się to, a gdy coś wyskakuje na nas znienacka to
tym bardziej spełnia swoje zamierzenie. Na szczęście całość
prezentuje się bardzo dobrze, wspaniałe zdjęcia Bena Seresina oraz
kompozycje muzyczne niezawodnego Marco Beltrami zachwycają w każdej
minucie.
Niestety,
aktorstwo w tym filmie nie prezentuje wysokiego poziomu. Większość
bohaterów jest zwyczajnie przezroczysta, a stanowią albo posiłek
dla Zetów, albo zwyczajny zapychacz czasu poprzez dialogi, które
wypowiadają. Najwyrazistszy wydaje się być Brad Pitt, bo to on
wciela się w tę najważniejszą rolę w filmie. Od dłuższego
czasu nie widziałam go w żadnej produkcji, oprócz reklamy Chanel
No 5. Trzeba więc tu przyznać, że jest to idealny przykład na to,
że facet pięknie się starzeje. W dodatku sprawia, że „World
War Z” to nie tandetna
bajeczka, która ma spowodować nasze problemy z zaśnięciem. Jest w
pełni zaangażowany, wiarygodny i w żaden sposób nieprzesadzony.
Aczkolwiek oczywistym jest, że nie jest to jedna z jego najlepszych
kreacji.
„World
War Z” to obraz, który
całkowicie zaskakuje. Jeżeli spodziewacie się czegoś ma kształt
„Resident Evil”
to zupełnie nie macie pojęcia na co się porywacie, bowiem obraz to
coś z pogranicza „Jestem legendą”,
tylko z większą dawką adrenaliny i chaosu. Pełno tutaj typowych
dowodów na ludzką głupotę, a także ludzkiej niewiedzy. Jednakże
w końcu jest to film nie tylko o wojnie, o wirusie, ale również i
odwadze oraz rodzinie. Trzyma w napięciu, ale zdecydowanie bardziej
porusza. No i przede wszystkim stawia przed widzem zasadnicze
pytanie, po której stronie by walczył w wojnie z zombie.
Ocena:
7/10
Recenzja dla portalu A-G-W.info
Byłam, oglądałam. Racja- nie jest to "the walking death", ale film jest na wysokim poziomie a gra Pitta (za którym nie przepadam) jest bardzo dobra. I świetnie pokazują tam jak rząd traktuje zwykłego obywatela.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)