NOWOŚCI

piątek, 31 maja 2013

1050. Wielki Gatsby, reż. Baz Luhrmann

Oryginalny tytuł: The Great Gatsby
Reżyseria: Baz Luhrmann
Scenariusz: Baz Luhrmann, Craig Pearce
Na podstawie: powieści F. Scotta Fitzgeralda „Wielki Gatsby”
Zdjęcia: Simon Duggan
Muzyka: Craig Armstrong
Kraj: USA, Australia
Gatunek: Melodramat
Premiera: 01 maja 2013 (Świat) 17 maja 2013 (Polska)
Obsada: Leonardo DiCaprio, Tobey Maguire, Carey Mulligan, Joel Edgerton, Isla Fisher, Jason Clarke, Elizabeth Debicki, Amitabh Bachchan i inni
    Są filmy, które męczą widza już od pierwszych minut. Są takie, które wbijają w fotel swoją widowiskowością. „Wielkiego Gatsby'ego” w reżyserii Baza Luhrmanna, znanego z takich hitów jak „Moulin Rouge”, czy „Romeo i Julia”, zaklasyfikować można jednak do zupełnie innej kategorii- jest to produkcja, która urzeka widza w całej rozciągłości. Ta kolejna ekranizacja powieści największego z klasyków literatury światowej F. Scotta Fitzgeralda pobiła rekordy oglądalności pozwalają rozmarzyć się milionom widzów na całym świecie.

     Nick Carraway (Tobey Maguire) rozpoczyna karierę maklera na giełdzie w Nowym Jorku. Podekscytowany nowym życiem kupuje malutki domek w West Egg. Okazuje się, że mieszka drzwi w drzwi z jednym z najbogatszych mieszkańców Long Island – Jay'em Gatsby'm (Leonardo DiCaprio), który przez całe wakacje, weekend w weekend, wydaje najhuczniejsze i najefektowniejsze przyjęcia nad zatoką. W końcu Nick dostaje zaproszenie na jedną z takim potańcówek i jest całkowicie urzeczony przepychem tego wydarzenia. Udaje mu się nawet poznać samego gospodarza, co podobno nie jest dane każdemu. Tak rozpoczyna się bardzo burzliwa przyjaźń otoczona gangsterami, ciemnymi interesami, ale przede wszystkim wciąż żywą miłością sprzed lat.
    „Wielki Gatsby” jest urzeczywistnieniem wszelkich marzeń o filmie estetycznie doskonałym. Scenariusz nie ma tu aż takiej siły przebicia, choć jest to dość dziwne. Wszystko wydaje się być w znakomitym porządku. Mamy pełną emocji opowieść o chłopaku, który musiał martwić się o siebie przez całe życie, a który teraz żyje pełen nadziei o odzyskaniu swojej dawnej miłości. Historia z początku mająca znamiona gangsterskich interesów przeradza się w niesamowicie melodramatyczną, miłosną historię, która rozczula w każdym najdrobniejszym elemencie. Jest tu więc moralistyczny element zdrady małżeńskiej, najwyraźniej nie sprawiający żadnych problemów bohaterom, a także wszelkie konsekwencje tych czynów. Jednakże to na czym skupia się uwaga widza to raczej mocno naiwna historia miłosna Gatsby'ego i Daisy. Pal licho Toma i Myrtle, ważniejsza jest ta pierwsza dwójka, wokół której kręci się cała akcja, która bawi, ale też i mocno wzrusza. Najciekawsze sceny z udziałem tej dwójki to przede wszystkim spotkanie w domu Nicka, choć tu w zasadzie rozbawia to co przed nim następuje. Jednakże jest tutaj także perełka, o dziwo nie kryjąca się w pełnych barwach, rytmów i efekciarstwie imprezach, ale w połączeniu tych elementów oraz miłości. Scena w sypialni Gatsby'ego, scena, w której Daisy pierwszy raz ogląda jego pałac. Wyrzucanie koszul na łóżko, w połączeniu z genialnym utworem Lany del Rey, a także świetną pracą kamery sprawia, że nie trudno tutaj to, aby łzy stanęły nam w oczach. Chwile pełne lekkości i tej swoistej beztroski. To właśnie za tę scenę pokochałam ten film całym swoim sercem.
    Szczęśliwie twórcy nie postawili na typową widowiskowość przeładowaną efektami specjalnymi, wręcz przeciwnie. Ich obecność wydaje się niemalże niezauważalna, choć mamy świadomość ich istnienia, ażeby mogły dopieścić cały film. Przepiękne scenografie okiełznane wprawnym okiem Simona Duggana („Ja, Robot”, „Szklana pułapka 4.0”), które w jednej chwili potrafią zakwitnąć piękną paletą barw oraz światłem, aby za chwilę zatopić się w smutku i ciemności. Cudowne zdjęcia tak wspaniale doprawione, że wyglądają niczym wyjęte z obrazka, a na nich wspaniali bohaterowie w najpiękniejszych kreacjach stworzonych przez Catherine Martin, która wiernie trwa u boku Luhrmanna i pomaga mu stworzyć bajkowe detale do wielkich produkcji. Utrzymane jest to w klimacie lat 20stych i ani przez moment nie wątpimy w ich autentyczność.
    Wydaje się, że spowodowane może być to również wszechobecną muzyką, która gra tutaj zasadniczą rolę, o ile nie najważniejszą. Jest jednym z najmocniejszych elementów tego obrazu. Stworzona przez Craiga Armstronga staje się genialnym połączeniem smukłości jazzu oraz ostrości i szczerości rapu. Dla innych połączenie kanciaste, dla innych uzupełniające się w ten zniewalający sposób. Ja jestem w tej drugiej grupie, gdyż według mnie idealnie podkreśla to charakter filmu oraz wydarzeń, które się tutaj rozgrywają. „Wielki Gatsby” staje się więc sceną dla takich gwiazd światowej muzyki jak Florence and the Machines, Lany del Rey, Beyonce, a nawet Fergie. O swój udział w tworzeniu filmu postarał się nawet i Jay-Z. Wypada to wszystko rewelacyjnie, aczkolwiek i tak po zakończeniu seansu pozostaje w głowie kawałek Lany del Rey „Young and Beautiful” zarówno w wersji oryginalnej [link], jak i w urzekającym, jazzowym aranżu [link]. Ukradła całe wrażenia! Urzekający, wzruszający, przepiękny! Za rozrywkę odpowiada jednakże Fergie z jej „A Little Bit of Party Never Kill Nobody” [link]. Bardzo skoczny, fascynujący, idealnie wpasowujący się w imprezowy charakter niektórych ze scen. W dodatku posiadający również małe znamiona jazzowe. Świetne! Zresztą tak samo, jak i cały soundtrack, który swoją różnorodnością sprawia, że jest na bardzo wysokim poziomie.
     Nie ma chyba nic bardziej irytującego niż wspaniały aktor, który całkowicie spala się w tym filmie. Leonardo DiCaprio miał w ostatnich latach kilka naprawdę świetnych ról. Dobrze sprawdził się zarówno w „Incepcji”, jak i „Infiltracji”, czy „Wyspie tajemnic”, jednakże jego występu w roli Jaya Gatsby'ego nie można uznać do najbardziej udanych. Oczywiście, każdy odbiera wszystko inaczej, aczkolwiek jak dla mnie z minuty na minutę Gatsby stawał się coraz bardziej denerwujący. I nie wiem, czy to z powodu sztucznego uśmiechu malującego się na jego ustach przez większość filmu, dziwacznej mimiki twarzy, czy wyrażenia „old sport”, gdzie po dwudziestym razie mamy ochotę strzelić sobie w bębenki, żeby więcej tego nie słyszeć. Prawdopodobnie spowodowane jest to wszystkim po trosze, ale prawda jest taka, że DiCaprio miewał lepsze występy. Zaskakujące dobrze sprawił się jednak Tobey Maguire, na którym wieszałam psy za tragiczną zabawę twarzą przy „Spidermanie”. Ewidentnie dość dziwacznie wypadają u niego wszelkie objawy zdenerwowania wobec czego w „Wielkim Gatsbym” ograniczono je do minimum- i całe szczęscie! Dzięki temu bardzo dobrze się go oglądało, a nawet i słuchało w narracji. Amitabh Bachchan, na którego oczekiwałam od chwili, gdy tylko ujrzałam jego hinduskie lico w zwiastunie sprawił mi mega zawód pojawiając się jedynie w jednej scenie.
     „Wielki Gatsby” nie jest może najrewelacyjniejszym filmem tego roku. Być może nie ma większych szans w walce o Oscara, ale prawda jest taka, że póki co, jest to najpiękniejszy film, jaki było mi dane obejrzeć w 2013 roku. Przepiękna, wzruszająca historia z tragicznym finałem, o miłości, o wielkich nadziejach, stracie i uzależnieniu od pieniądza. Zaskakująca swoim wykonaniem z przepiękną kreacją scenografii i samych kostiumów. W dodatku genialna muzyka i najnowsze aranże w jazzowym wykonaniu. Świetne połączenie lat 20tych z nowoczesnością, które powala na kolana, a także dobre kreacje aktorskie. Innymi słowy, konieczne do zobaczenia w kinie, „old sport”!

Ocena: 8/10
Film obejrzany na zaproszenie Warner Bros.!

10 komentarzy :

  1. Bardzo mi się podobał. I ma świetny soundtrack :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na samym starcie miałam to cudowne przeczucie, że film będzie mi się podobał i to nie będzie zmarnowany seans. Leo nie popisał się zbytnio, ale dawno tak pięknie nie wyglądał.

    Estetyka filmu pod kątem wizualnym i słuchowym to coś, co wyróżnia film na przestrzeni ostatnich miesięcy. Niedopasowanie, pewna sprzeczność i wysoki poziom estetyczny (jakby się ścigał z Tarsemem albo Tarsem z Luhrmannem) na szczęście nie osiągnęły pułapu w którym widz zaczyna się męczyć i czuć się przytłoczonym.

    Wczoraj udało mi się wypożyczyć "Wielkiego Gatsby'ego", wreszcie. Cienka książeczka, więc po lekturze będzie okazja do spojrzenia na film z nieco innej perspektywy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cienka? Hmmm.. to może i ja powinnam przeczytać :D

      Usuń
    2. Wydanie Rebisu z 2001 roku ma 184 strony. ;)

      Zaczęłam czytać przed snem i muszę przyznać, że czyta się naprawdę dobrze. Potem będzie seans z Farrow i Redfordem. Ot, taka pokręcona kolejność. ^^

      Usuń
  3. Książki nie czytałem, a do produkcji Luhrmanna podchodziłem strasznie sceptycznie. Jednak wyszedłem z sali kinowej oczarowany. Zdjęcia, kostiumy, klimat, soundtrack (Lana Del Rey, Emeli Sande, czy Florence + The Machine - mała literówka w recenzji, Machine pisze się bez "s", ale to każdemu może się zdarzyć ;D). Według mnie fenomenalna gra aktorska na pierwszym i na drugim planie, jedna z najciekawszych tegorocznych produkcji ;) Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja również nie czytałem książki i chyba pierwszy raz zdarzy się, że właśnie film zachęci mnie do jej przeczytania :)
    Wielki Gatsby okazał się naprawdę wielki!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja o dziwo (z moimi ksiązkowymi zaległościami!) przeczytałem powieśc Fitzgeralda (kupiłem ją za 5 złotych w saturnie w silesi :D) i wcale nie uważam, aby film był jej profanacją, jak chcą niektórzy. To bardzo solidna adatapcja. Na poczatku estetyka filmu mnie trochę przytłaczała, ale potem wszystko sie w miarę uspokoiło i Lurhmann pozwolił aktorom grac.

    Dla mnie najlepsza scena to cała kłótnia w hotelu. Az czuć ten piekący klimat upalnego dnia, kiedy wszyscy są zdenerwowani i zaczyna się walka o kobietę. Mistrzostwo.

    No i mam identyczną reakcję jak Ty wobec Tobey Macguire'a. Byłem pelen obaw, ale już w pierwszej scenie wygrał mój szacunek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w saturnie powiadasz? chyba będę musiała zapuścić się w tamte rejony podczas mojej wtorkowej eskapady do Katowic :D

      Scena w hotelu również świetna. Faktycznie czuć ten żar, temperament i napięcie.

      Usuń
  6. mówisz o TEJ wtorkowiej eskapadzie? :> tej 18 czerwca? :D

    OdpowiedzUsuń