NOWOŚCI

wtorek, 21 maja 2013

1047. Iron Man 3, reż. Shane Black

Seria: Iron Man #3
Reżyseria: Shane Black
Scenariusz: Shane Black, Drew Pearce
Na podstawie: komiksu Stana Lee oraz Jacka Kirby'ego
Zdjęcia: John Toll
Muzyka: Brian Tyler
Kraj: USA, Chiny
Gatunek: Akcja, Sci-Fi
Premiera: 18 kwietnia 2013 (Świat) 09 maja 2013 (Polska)
Obsada: Robert Downey Jr., Guy Pearce, Gwyneth Paltrow, Don Cheadle, Ben Kingsley, Rebecca Hall, Jon Favreau, James Badge Dale, Ty Simpkins



    Kiedy Jon Favreau odstąpił od pomysłu kontynuowania przygód Tony'ego Starka AKA Iron Mana w osobnym filmie, większość myślała, że to już koniec skupianiem swojej uwagi na tym ekscentrycznym bohaterze. Jednakże, chcąc wyjść naprzeciw oczekiwaniom fanom serii, Shane Black („Kiss Kiss Bang Bang”)postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i to on stał się zarówno scenarzystą, jak i reżyserem trzeciej odsłony poczynań stalowego człowieka. Każdy superbohater ma taką chwilę, kiedy jest zmęczony i chce wszystko zostawić, aby chronić siebie i bliskich. Taka chwila nadeszła również dla bohatera Marvela.

     Po wydarzeniach w Nowym Jorku, kiedy to Iron Man uratował planetę przed najazdem kosmitów, Tony Stark (Robert Downey Jr.) cierpi na stany lękowe. Nie śpiąc po nocach ulepsza swój skafander, aby stał się jeszcze wygodniejszy i sprawniejszy w użyciu. Tymczasem na świecie pojawia się nowe zagrożenie pod postacią Mandaryna (Ben Kingsley), którego zamachy bombowe pogarszają nastroje w całym kraju. Po tym, jak w jednym ucierpi przyjaciel Starka- Happy (Jon Favreau), ten stawia mu wyzwanie. W jego wyniku traci cały swój cały dobytek i zmuszony jest ukryć się z jedną zbroją w fazie testowej, aby móc się zregenerować. Pomocny staje mu się mały chłopiec- Harley (Ty Simpkins), wielki fan Iron Mana. Wkrótce jednak Tony ponownie powróci do świata żywych, aby pokonać swoje własne lęki i raz na zawsze powstrzymać postrach Stanów Zjednoczonych.
    Sezon wielkich finałów się rozpoczął, a pomiędzy nie dumnie wkroczył „Iron Man 3”. Dając wielkie nadzieje na spektakularne efekty oraz rozedrganie naszych emocji. Jednakże prawda jest taka, że oczekiwania te są mocno przesadzone, w szczególności, że nie zostają one zaspokojone nawet i w połowie. W końcu jest to finał, więc człowiek sobie myśli, że będzie gigantyczne bum (no i było!), wielkie zaskoczenia i obroty zdarzeń, albo że ktoś straci życie, co sponiewiera jego emocjami. Po części schemat ten zostaje zrealizowany, ale niestety jedynie na pół gwizdka. Najmocniejszymi scenami jest ta, która jakby otwiera film i ta, która go zamyka- prawie że. Dwie największe akcje, które wzbudzają sporo napięcia, które zachwycają wykonaniem, no i trochę poruszają te wrażliwe struny w każdym z widzów. Jednakże jest to zdecydowanie za mało, w szczególności, że w większości film jest zwyczajnie przegadany. No pewnie, nie gada się tutaj o jakichś tam błahostkach, bowiem Stark mierzy się z prawdziwym problemem. Powracając wspomnieniami do wydarzeń z Nowego Jorku, kiedy to wraz z ekipą Avengers odpierał atak przybyszów z kosmosu pod przewodnictwem Lokiego. Gdzie omal nie stracił życia. Po takich czasie lęki wcale go nie opuściły, bo wciąż martwi się o najbliższych, o to, że w końcu Potts będzie w prawdziwym niebezpieczeństwie przez niego. Bardziej martwiące jest jednak to, jak bardzo nienaturalnie to wypadało, choć może to jedynie moje odczucie. Z pewnością zakończenie dało sporo nadziei, jest to takie dość nietypowe zamknięcie opowieści o superbohaterze.
     A skoro o zakończeniach mowa, to fantastyczne jest wręcz zamknięcie filmu, a mianowicie napisy końcowe- przynajmniej ta ich pierwsza ruchoma część. Świetne podsumowanie trylogii! Wykonanie wraz z muzyką prześwietne. Choć mam wrażenie, że przez cały film dominuje jeden wątek muzyczny- mogę się mylić, gdyż nie od dziś wiadomo, że jestem muzycznym ignorantem. Pomijam fakt, że Brian Tyler mógł odstąpić nieco od brzmień zajeżdżających „Avengers” Alana Silvestri, ale prawdą jest, że muzyka stanowiła idealny podkreślnik dla klimatu i sprawdzała się przy każdej scenie. A „scen” oraz tych efektownych ujęć było tutaj całkiem sporawo. W pamięć wzrokową oraz uczuciową najbardziej wbija się scena ataku oraz ostatecznej walki. Tutaj, dzięki efektom 3D (oglądanym jedynie w IMAXie, gdyż w Cinema City jest to ledwo odczuwalne) można poczuć się jak prawdziwy Iron Man, przeżyć to samo co on, te same nerwy, te same emocje. Chwile pełne napięcia, ale pod pewnym względem poruszające swoim wyglądem, bowiem nawet w takich traumatycznych sytuacjach zdarza się coś, co całkowicie przykuje naszą uwagę, oczaruje nas. Nie obywa się więc bez poruszenia solidarnością, swoistym zjednoczeniem, niespodziewanym ratunkiem przybywającym spod ruin posiadłości Starka. Coś pięknego, coś bardzo zróżnicowanego i bardzo metalowego. No i to zamknięcie pewnego rozdziału w życiu, bardzo przytłaczające emocjonalnie. Pod względem wizualnym nie ma więc tu nic do zarzucenia. Każdy cal został dopracowany i choć może genetyczne zmiany w ludziach wyglądają dość groteskowo i makabrycznie to jakoś ciężko uznać to za rażące niedoróbki.
    Robert Downey Jr. prezentuje nam zupełnie inne oblicze Tony'ego Starka niż to jakie dotychczas mieliśmy okazję podziwiać. Objawia się pod postacią człowieka troskliwego i zatroskanego. Przerażonego i w końcu nie myślącego jedynie o sobie. Ta przemiana wypada rewelacyjnie, przekonuje, ale nie szokuje. Wydaje się być to naturalną koleją rzeczy, choć ataki paniki Starka wypadają dość sztucznie. Może właśnie dlatego, że do tej pory bohater był nam znany z zadzierania nosa, był człowiekiem, który drwił sobie z niebezpieczeństwa skrywając się za swoją stalową zbroją. Szczęśliwie Downey Jr. nie traci swojego poczucia humoru. Bez niego, ten film byłby niczym. Nie taki najgorszy okazał się być Guy Pearce, tutaj w roli czarnego charakteru – Killiana. Bardzo wyrazista postać i w dodatku dobrze zagrana. Oby więcej takich ról. Jednakże to i tak nic w porównaniu z Benem Kingsleyem, który pokazał, że potrafi grać też inne postaci niż te nudne o dziwnym grymasie na twarzy. Nabiera charakteru i pokazuje, że ma całkiem niewybredne poczucie humoru. Pomiędzy tak mocnymi charakterami próbuje wybić się Don Cheadle. Jednakże o istnieniu War Machine zapominamy równie szybko, jak i o jego obecności na ekranie.
    „Iron Man 3” bardzo mocno mnie zawiódł. Nie spodziewałam się tak oklapłego, pod względem wrażeniowym, filmu. W końcu jest to ostateczna rozgrywka, w której wiele się wydarzy, a która została bardzo mocno okrojona. Twórcy zamiast odpowiednio wyważyć efektowną stronę obrazu z pewną mądrością ukrytą w dialogach i wyborach bohaterów, postanowi przegadać całą produkcję niczego nie zmieniając w dotychczasowym toku naszego rozumowania. Zapowiadało się naprawdę spektakularne widowisko z solidną wendetą, z potężnymi zwrotami akcji, ale prawda jest taka, że gdyby nie sceny walk i widok ostatecznego zjednoczenia, to zakończenie opowieści o Tonym Starku byłoby całkowicie nijakie. Podratowany przez małego manipulatora emocjonalnego, a także muzykę i efekty wynosi obraz spoza strefy najniższych notowań. Pomimo wszystko warto zobaczyć to w kinie i to koniecznie z napisami! Ach, no i pamiętajcie! Jak zawsze u Marvela, dodatkowa scena po napisach.

Ocena: 6/10
Recenzja dla portalu Anime-Games-World!


1 komentarz :

  1. Mi tam każda część Iron Mana mega się podobała. Mam straszną zajawkę na niego, czekam na avengers 2 :D

    OdpowiedzUsuń