Reżyseria: Shane Black
Scenariusz: Shane Black, Drew Pearce
Na podstawie: komiksu Stana Lee oraz Jacka Kirby'ego
Zdjęcia: John Toll
Muzyka: Brian Tyler
Kraj: USA, Chiny
Gatunek: Akcja, Sci-Fi
Premiera: 18 kwietnia 2013 (Świat) 09 maja 2013 (Polska)
Obsada: Robert Downey Jr., Guy Pearce, Gwyneth Paltrow, Don Cheadle, Ben Kingsley, Rebecca Hall, Jon Favreau, James Badge Dale, Ty Simpkins
Kiedy
Jon Favreau odstąpił od pomysłu kontynuowania przygód Tony'ego
Starka AKA Iron Mana w osobnym filmie, większość myślała, że to
już koniec skupianiem swojej uwagi na tym ekscentrycznym bohaterze.
Jednakże, chcąc wyjść naprzeciw oczekiwaniom fanom serii, Shane
Black („Kiss Kiss Bang Bang”)postanowił wziąć
sprawy w swoje ręce i to on stał się zarówno scenarzystą, jak i
reżyserem trzeciej odsłony poczynań stalowego człowieka. Każdy
superbohater ma taką chwilę, kiedy jest zmęczony i chce wszystko
zostawić, aby chronić siebie i bliskich. Taka chwila nadeszła
również dla bohatera Marvela.
Po
wydarzeniach w Nowym Jorku, kiedy to Iron Man uratował planetę
przed najazdem kosmitów, Tony Stark (Robert Downey Jr.)
cierpi na stany lękowe. Nie śpiąc po nocach ulepsza swój
skafander, aby stał się jeszcze wygodniejszy i sprawniejszy w
użyciu. Tymczasem na świecie pojawia się nowe zagrożenie pod
postacią Mandaryna (Ben Kingsley),
którego zamachy bombowe pogarszają nastroje w całym kraju. Po tym,
jak w jednym ucierpi przyjaciel Starka- Happy (Jon
Favreau), ten stawia mu
wyzwanie. W jego wyniku traci cały swój cały dobytek i zmuszony
jest ukryć się z jedną zbroją w fazie testowej, aby móc się
zregenerować. Pomocny staje mu się mały chłopiec- Harley (Ty
Simpkins), wielki fan Iron Mana.
Wkrótce jednak Tony ponownie powróci do świata żywych, aby
pokonać swoje własne lęki i raz na zawsze powstrzymać postrach
Stanów Zjednoczonych.
Sezon wielkich finałów się rozpoczął, a pomiędzy nie dumnie
wkroczył „Iron Man 3”.
Dając wielkie nadzieje na spektakularne efekty oraz rozedrganie
naszych emocji. Jednakże prawda jest taka, że oczekiwania te są
mocno przesadzone, w szczególności, że nie zostają one
zaspokojone nawet i w połowie. W końcu jest to finał, więc
człowiek sobie myśli, że będzie gigantyczne bum (no i było!),
wielkie zaskoczenia i obroty zdarzeń, albo że ktoś straci życie,
co sponiewiera jego emocjami. Po części schemat ten zostaje
zrealizowany, ale niestety jedynie na pół gwizdka. Najmocniejszymi
scenami jest ta, która jakby otwiera film i ta, która go zamyka-
prawie że. Dwie największe akcje, które wzbudzają sporo napięcia,
które zachwycają wykonaniem, no i trochę poruszają te wrażliwe
struny w każdym z widzów. Jednakże jest to zdecydowanie za mało,
w szczególności, że w większości film jest zwyczajnie
przegadany. No pewnie, nie gada się tutaj o jakichś tam
błahostkach, bowiem Stark mierzy się z prawdziwym problemem.
Powracając wspomnieniami do wydarzeń z Nowego Jorku, kiedy to wraz
z ekipą Avengers odpierał atak przybyszów z kosmosu pod
przewodnictwem Lokiego. Gdzie omal nie stracił życia. Po takich
czasie lęki wcale go nie opuściły, bo wciąż martwi się o
najbliższych, o to, że w końcu Potts będzie w prawdziwym
niebezpieczeństwie przez niego. Bardziej martwiące jest jednak to,
jak bardzo nienaturalnie to wypadało, choć może to jedynie moje
odczucie. Z pewnością zakończenie dało sporo nadziei, jest to
takie dość nietypowe zamknięcie opowieści o superbohaterze.
A
skoro o zakończeniach mowa, to fantastyczne jest wręcz zamknięcie
filmu, a mianowicie napisy końcowe- przynajmniej ta ich pierwsza
ruchoma część. Świetne podsumowanie trylogii! Wykonanie wraz z
muzyką prześwietne. Choć mam wrażenie, że przez cały film
dominuje jeden wątek muzyczny- mogę się mylić, gdyż nie od dziś
wiadomo, że jestem muzycznym ignorantem. Pomijam fakt, że Brian
Tyler mógł odstąpić nieco od brzmień zajeżdżających
„Avengers” Alana Silvestri,
ale prawdą jest, że muzyka stanowiła idealny podkreślnik dla
klimatu i sprawdzała się przy każdej scenie. A „scen” oraz
tych efektownych ujęć było tutaj całkiem sporawo. W pamięć
wzrokową oraz uczuciową najbardziej wbija się scena ataku oraz
ostatecznej walki. Tutaj, dzięki efektom 3D (oglądanym jedynie w
IMAXie, gdyż w Cinema City jest to ledwo odczuwalne) można poczuć
się jak prawdziwy Iron Man, przeżyć to samo co on, te same nerwy,
te same emocje. Chwile pełne napięcia, ale pod pewnym względem
poruszające swoim wyglądem, bowiem nawet w takich traumatycznych
sytuacjach zdarza się coś, co całkowicie przykuje naszą uwagę,
oczaruje nas. Nie obywa się więc bez poruszenia solidarnością,
swoistym zjednoczeniem, niespodziewanym ratunkiem przybywającym spod
ruin posiadłości Starka. Coś pięknego, coś bardzo zróżnicowanego
i bardzo metalowego. No i to zamknięcie pewnego rozdziału w życiu,
bardzo przytłaczające emocjonalnie. Pod względem wizualnym nie ma
więc tu nic do zarzucenia. Każdy cal został dopracowany i choć
może genetyczne zmiany w ludziach wyglądają dość groteskowo i
makabrycznie to jakoś ciężko uznać to za rażące niedoróbki.
Robert Downey Jr. prezentuje nam zupełnie inne oblicze Tony'ego
Starka niż to jakie dotychczas mieliśmy okazję podziwiać. Objawia
się pod postacią człowieka troskliwego i zatroskanego.
Przerażonego i w końcu nie myślącego jedynie o sobie. Ta
przemiana wypada rewelacyjnie, przekonuje, ale nie szokuje. Wydaje
się być to naturalną koleją rzeczy, choć ataki paniki Starka
wypadają dość sztucznie. Może właśnie dlatego, że do tej pory
bohater był nam znany z zadzierania nosa, był człowiekiem, który
drwił sobie z niebezpieczeństwa skrywając się za swoją stalową
zbroją. Szczęśliwie Downey Jr. nie traci swojego poczucia humoru.
Bez niego, ten film byłby niczym. Nie taki najgorszy okazał się
być Guy Pearce, tutaj w roli czarnego charakteru – Killiana.
Bardzo wyrazista postać i w dodatku dobrze zagrana. Oby więcej
takich ról. Jednakże to i tak nic w porównaniu z Benem Kingsleyem,
który pokazał, że potrafi grać też inne postaci niż te nudne o
dziwnym grymasie na twarzy. Nabiera charakteru i pokazuje, że ma
całkiem niewybredne poczucie humoru. Pomiędzy tak mocnymi
charakterami próbuje wybić się Don Cheadle. Jednakże o istnieniu
War Machine zapominamy równie szybko, jak i o jego obecności na
ekranie.
„Iron
Man 3” bardzo mocno mnie
zawiódł. Nie spodziewałam się tak oklapłego, pod względem
wrażeniowym, filmu. W końcu jest to ostateczna rozgrywka, w której
wiele się wydarzy, a która została bardzo mocno okrojona. Twórcy
zamiast odpowiednio wyważyć efektowną stronę obrazu z pewną
mądrością ukrytą w dialogach i wyborach bohaterów, postanowi
przegadać całą produkcję niczego nie zmieniając w dotychczasowym
toku naszego rozumowania. Zapowiadało się naprawdę spektakularne
widowisko z solidną wendetą, z potężnymi zwrotami akcji, ale
prawda jest taka, że gdyby nie sceny walk i widok ostatecznego
zjednoczenia, to zakończenie opowieści o Tonym Starku byłoby
całkowicie nijakie. Podratowany przez małego manipulatora
emocjonalnego, a także muzykę i efekty wynosi obraz spoza strefy
najniższych notowań. Pomimo wszystko warto zobaczyć to w kinie i
to koniecznie z napisami! Ach, no i pamiętajcie! Jak zawsze u
Marvela, dodatkowa scena po napisach.
Ocena: 6/10
Recenzja dla portalu Anime-Games-World!
Mi tam każda część Iron Mana mega się podobała. Mam straszną zajawkę na niego, czekam na avengers 2 :D
OdpowiedzUsuń