NOWOŚCI

niedziela, 21 kwietnia 2013

1044. Dom snów, reż. Jim Sheridan

Oryginalny tytuł: Dream House
Reżyseria: Jim Sheridan
Scenariusz: David Loucka
Zdjęcia: Caleb Deschanel
Muzyka: John Debney
Kraj: USA
Gatunek: Thriller, Dramat
Premiera: 29 września 2011 (Świat) 21 października 2011 (Polska)
Obsada: Daniel Craig, Rachel Weisz, Naomi Watts, Elias Koteas, Marton Csokas, Taylor Geare, Claire Geare, Rachel G. Fox
    Jego twórczość mogliśmy polubić za sprawą remake'u skandynawskiego przeboju „Bracia”. Jednakże najnowszy film Jima Sheridana zdecydowanie odbiega tematyką od poprzednich jego produkcji. „Dom snów” to oczywiście bardzo dobre studium ludzkiej psychiki, jednakże nikt nie powie, że nie jest to również całkiem nie najgorszy trzymający w napięciu thriller. Różnie odebrany przez krytykę, nie pozostawia wątpliwości, że tak pokręconego filmu świat nie widział od czasu „Wyspy tajemnic”.


     Will Atenton (Daniel Craig) odchodzi z redakcji w wydawnictwie i wraz ze swoją piękną żoną- Libby (Rachel Weisz), oraz dwiema córkami (Taylor Geare, Claire Geare), przeprowadza się z miasta na przedmieścia. Dopiero po kilku dniach poznają prawdę o tym, że przed laty w ich własnym domu, zdarzyła się straszliwa tragedia w wyniku, której matka i córki zostały zamordowane, a zabójcy nigdy nie odnaleziono. Po tej traumatycznej wiadomości rodzina Atentonów zostaje nachodzona przez tajemniczego człowieka. W obawie, że może być to morderca Atenton wyrusza do zakładu opieki, aby odnaleźć podejrzanego, ojca- Petera Warda. Jednakże to co tam odkryje może okazać się zupełnie odmienne od tego czego poszukiwał.
     Wielka tajemnica, wielka przeprowadzka i wielkie wyzwanie, czyli wszystko to czego można by oczekiwać od filmu. „Dom snów” to swoiste wymieszanie dramatu z mocnym thrillerem, których mnóstwo ostatnimi czasy wylęgło na światowych ekranach. Twórcy tego tu dziwnego tworu robili wszystko, aby przyciągnąć uwagę widza, z dość opłakanym skutkiem. Jak dla mnie, film był przewidywalny od samego początku aż do jego końca. Jeżeli ktoś liczył na jakieś niesamowite zwroty akcji to może w istocie się ich doczekać, aczkolwiek nie oznacza to, że gdzieś w głowie nie kłębiły się nam już wątpliwości. Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście wielka tajemnica, o co tu w ogóle chodzi. Czemu prześladowca nachodzi Atentonów, czego od nich chce i czy w ogóle kiedykolwiek da im spokój. Kiedy poznajemy prawdę odnośnie zabójstwa, jest to dla nas traumatyczne, pomimo tego, że podejrzewaliśmy co nieco. Ponadto, w niektórym momencie, całkowicie przyziemna tematyka zaczyna przeradzać się w pełną mistycyzmu historię, która pod pewnymi względami wzrusza. Prawda jest jednak taka, że nie chodzi tutaj jedynie o jakieś ekstremalne bodźce wpływające na nas przerażająco, ale przede wszystkim o silne doznania emocjonalne. Na pewnym poziomie film nas porusza, przede wszystkim jeżeli chodzi o uczucie łączące Willa i Libby. Niesamowity jest model rodziny, który twórcom udało się tutaj przedstawić. Wyrozumiałość, oddanie i, co najważniejsze, miłość, o której tak rzadko spotykamy w dzisiejszych czasach, miłości, która jest silniejsza od śmierci.
     Obraz Sheridana ma nietypowy dla filmów klimat. Wydaje się, że jest tego zdecydowanie za wiele, wobec czego widz nie wie dokładnie co czuć. To takie połączenie „Amityville” z „Uwierz w ducha”, czyli ni to straszne, ni to łzawe. Jednakże atmosfera tajemniczości jest tutaj dominująca, w dodatku spotęgowana przez zdjęcia, które w większości odbywają się nocą, ale i muzykę skomponowaną przez Johna Debneya będącą idealnym uzupełnieniem niepowtarzalnego klimatu. Ciekawie prezentowały się także efekty specjalne, uśmiercanie wszystkiego wokół, przyspieszanie procesu starzenia i przemijania czasu. Miało to swój urok i zdecydowanie można odbierać to pozytywnie, pomimo ogólnego oddźwięku.
    Choć o najważniejszą rolę w filmie starały się same gwiazdy to jednak Danielowi Craigowi przypadła w udziale postać Willa Atentona. Radził sobie on naprawdę dobrze, bo trudno mi wyobrazić sobie w podobnym obrazie Brada Pitta. Nie był to może i szczyt geniuszu aktorskiego, choć rola nie była też do końca aż tak wymagająca. Rachel Weisz była o wiele bardziej przekonująca jako jego żona. Pełna energii, ale i powagi, kiedy wymagała od tego sytuacja. Miała w sobie więcej swobody niżeli Craig. Całkowicie nie rozumiem za to pojawienia się na ekranie Naomi Watts. Jej postać niewiele dawała widzowi, aczkolwiek stanowiła istotny element całej fabuły. Wszelkie postaci były raczej średnio wypracowane, można było uczynić je bardziej wyrazistymi, a tak to pozostały dość nudne.
    Bardzo długo czekałam na mocne kino, które prawdziwie mnie przestraszy. Liczyłam na to, że „Dom snów” spełni moje oczekiwania. Niestety, muszę czekać nadal bo produkcji tej daleko do mrożącej krew w żyłach opowieści. Oczywiście, jest tu trochę napięcia i enigmatyczności, ale psychiczne problemy bohaterów i ich melodramatyczne relacje były dominujące w całej fabule. Nie oznacza to, że film był kiepski, oj nie! Po prostu po podobnym zarysie spodziewać można było się produkcji niczym „Nieznajomi”, czy czegoś w ten deseń, a tak musimy zadowolić się jedynie półśrodkami. Nie polecam dla tych, którzy chcą zostać faktycznie wstrząśnięci filmem, ale jeżeli nie macie nic lepszego do roboty, to możecie sięgnąć po ten tytuł, nie zaszkodzi.
Ocena: 6/10

3 komentarze :

  1. Niestety "Dom snów" nie przypadł mi do gustu. I tak się zastanawiam jaki związek miał tytuł filmu z przedstawioną fabułą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie najsłabszy film Sheridana - można by rzecz, że jest to prawdziwy fail tego reżysera, który przecież może się pochwalić takimi znakomitymi obrazami jak "Pole", "W imię ojca" czy "Nasza Ameryka".

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy pomysł na bloga.Życzę powodzenia w prowadzeniu.
    Pozdrawiam i obserwuję!

    OdpowiedzUsuń