Reżyseria: Quentin Tarantino
Scenariusz: Quentin Tarantino
Zdjęcia: Robert Richardson
Muzyka: ???
Kraj: USA
Gatunek: Dramat, Western
Premiera: 25 grudnia 2012 (Świat) 18 stycznia 2013 (Polska)
Obsada: Jamie Foxx, Christopher Waltz, Kerry Washington, Leonardo DiCaprio, Samuel L. Jackson, James Remar, Don Johnson
Każdy
kto w swoim życiu widział choć jeden film Quentina Tarantino nie
przestanie oglądać jego produkcji do ostatniej z nich. Jego
twórczość charakteryzująca się przesadyzmem, ale również i
naznaczona sporą dawką humoru trwale zapisuje się w pamięci, a
także w światowej kinematografii. „Django”
to kolejny po przebojowych „Bękartach
wojny” obraz Tarantino, który
ma szansę zdobyć Oscara, ale również i jeden z jego czołowych
bohaterów- Christopher Waltz, po raz kolejny ma okazję opuścić
salę ze statuetką.
Dwójka
handlarzy niewolnikami podąża drogą wraz ze swoim towarem. Na ich
drodze staje tajemniczy dentysta, niejaki dr King Shultz (Christopher
Waltz),
któremu zależy na znalezieniu trójki przestępców i do tego
potrzebuje jednego z piątki niewolników- Django
(Jamie Foxx).Wykupuje
więc mężczyznę dając mu wolność, ale i zabierając go ze sobą
w niezapomnianą podróż. Bowiem dr Shultz od dawna nie praktykuje
stomatologii, ale odnajduje się w zupełnie nowym zawodzie- łowcy
głów. Szkoli więc Django na superszybkiego i genialnego zabójcę
białych, aby ten mógł zemścić się za wszystkie swoje
cierpienia. Zmierzają w jednym kierunku, do Candylandu zarządzanego
przez Calvina Candie (Leonardo
DiCaprio),
który to wszedł w posiadanie żony Django- Broomhildy (Kerry
Washington).
Jeżeli
choć raz zakochasz się w twórczości Tarantino, trudno będzie Ci
się odkochać. Po „Pulp
Fiction”
i „Bękartach wojny”
przyszedł
czas na kolejną genialną propozycję od tego reżysera- „Django”.
Fakt faktem, film nie dorównuje świetnością poprzednikom.
Jednakże i tak pozostaje jednym z najbardziej rozbuchanych,
najciekawszych i najbardziej krwawych filmów, jakie powstały na
przestrzeni roku. Poza tym, jest taki tarantinowski. Oczywiście,
zarzucić można pewną schematyczność, gdyż po raz kolejny
atakuje się pewny kręg ludzi. Najpierw byli to naziści, teraz
przyszedł czas na handlarzy niewolnikami, którym to obrywa się w
okrutnym i najbardziej spektakularnym akcie zemsty ze strony głównego
bohatera. Django to oczywiście nie Aldo Raine, ale nie oznacza to,
że nie ma większej motywacji do posłania swoich prześladowców w
diabły! W końcu chodzi tutaj przecież o wyrwanie się spod władzy
tyranów, którzy nie mają skrupułów przed rzuceniem nas psom na
pożarcie, czy też aby inni łamali nam gnaty i wydłubywali oczy. A
zemsta będzie zimna, będzie słodka, będzie krwawa.
Ponownie trup ściele się gęsto i to w jak
wyrafinowany sposób. Krew stała się istotnym elementem do
aranżacji domowych ścian, a flaki użyźniają glebę naszego
ogródka. Filmy Tarantino to jedne z nielicznych obrazów, gdzie
konie potrafią się ukłonić, gdy się je przedstawia, a jak ktoś
obrywa ze strzelby to wywala go na kilkadziesiąt metrów za drzwi
lub ewentualnie rozsadza go na cząsteczki pierwsze jak gdyby oberwał
granatnikiem. Robi to w tak zniewalający sposób, że zakrawa to o
sztukę. On nie boi się flaków, nie boi się rozbebłanego mózgu,
czy strzępienia ludzkich pleców.
Do
tego wszystkiego dochodzą oczywiście dialogi. To one są punktem,
które wynoszą scenariusz na wyżyny. Tak samo zresztą, jak to było
w przypadku poprzednich obrazów. Tutaj do historii przejdzie między
innymi zdanie „Django. The D
is silent”,
interesująca wymiana zdań pomiędzy Broomhildą i Stephenem, a
także wiele wiele innych, które wręcz porażają inteligencją, a
inne znowuż poczuciem humoru. Są solidne nie tylko ze względu na
to, że tak zostały spisane przez Tarantino, ale również i przez
sposób w jaki obsadzie udaje się je zaprezentować.
A kto w obsadzie? Same gwiazdy, które po raz
kolejny zwalają nas z nóg. Na pierwszym planie oczywiście
Christopher Waltz, pierwszy raz grający pozytywną postać w filmie
Quentina Tarantino. Oczywiście, na tyle pozytywną, na ile pozwalają
mu okoliczności. Tak ciekawej roli i tak genialnie zagranej przez
nagrodzonego za Hansa Landę Christophera Waltza dawno już świat
nie widział. Ma on w sobie tę charyzmę, która przyciąga nas do
ekranu, która hipnotyzuje i w którą wciąż mamy ochotę się
przypatrywać. Mężczyzna o wielu twarzach, który jako dr Schultz
ma swoje gorsze i lepsze strony. Za nim, a właściwie to przed nim,
stoi oczywiście Jamie Foxx w roli tytułowego Django, który tak
zachwyca swoim dynamizmem, że aż trudno oderwać od niego wzrok.
Chwała za to, że to właśnie jemu dostała się ta rola, a nie
Smithowi (choć on również mógłby sobie poradzić) bądź też
Terrence'owi Howardowi (w ogóle go tu nie widzę!). Właściwy
człowiek na właściwym miejscu. Kolejną perełką tej
dżentelmeńskiej obsady jest sam Leonardo DiCaprio, którego twarz
krążyła w sieci na długo przed premierą filmu, a który tak
ujął, tak wielką wzbudzał trwogę i tak bardzo zachwycał swoją
kreacja Candie'go, że aż trudno opisać to w słowach. Wraz z
rewelacyjnie ucharakteryzowanym Samuelem L. Jacksonem, którego
rozpoznawanie wyglądało mniej więcej tak- Jakiż ten dziadek
podobny do Jacksona. Nie... pewnie mi się pomyliło. - dziadek się
odzywa – To na bank Jackson. I tyle by było z tego. Są ludzie,
których bardzo łatwo można poznać po barwie głosu i Jackson
oczywiście do nich należy, tak jak i Morgan Freeman. Czarni w ogóle
mają bardzo specyficzne barwy głosu, pełne magii i taką też ma
Jackson. Świetnie zagrał Stephena. Zresztą, wszyscy- oprócz Kerry
Washington, zagrali po prostu śpiewająco! Oby więcej tak świetnie
dobranych person do jak największej ilości filmów.
Jest
jeszcze coś, co na bardzo długo pozostaje w naszej pamięci. Coś
poza niebanalnym scenariuszem, świetnymi ujęciami i genialną grą
aktorską, a jest to pierwszej klasy muzyka! Tarantino zawsze słynął
z tego, że do swoich produkcji wybierał niepospolite utwory, które
jedynie podkreślały charakter jego filmów. Dla niektórych dość
paranoidalny wybór, dla innych genialny, bo w pewien sposób
hipnotyzujący. Tarantino nie skorzystał z pomocy jednego
kompozytora. Po raz kolejny ścieżka dźwiękowa do jego filmu to
zlepek istniejących świetnych numerów w wykonaniu największych
gwiazd, jak chociażby Johnny Cash, jak i całkiem nowych,
stworzonych na potrzeby filmu kompozycji. I tak mamy tutaj
rewelacyjny utwór tytułowy
[link], który otwiera cały
obraz i przekazuje podstawowe informacje, tak przy okazji. Stworzył
ją i wykonał sam Luis Bacalov, który pracował również przy
innych utworach do tej produkcji. Innym utworem zasługującym na
uwagę, a który został specjalnie stworzy dla „Django”
jest „Who did that to you?”
[link].
Wykorzystanie istniejących utworów innych artystów jest jednym z
atutów reżysera, który potrafił tym wywołać konkretne uczucia u
widza, ale przede wszystkim przywłaszczyć sobie jego sympatię,
bądź urozmaicić niektóre z dynamiczniejszych scen, jak choćby
innymi ostateczną strzelaninę. Nic więc dziwnego, że do pomocy
zaciągnął utwory klasyków, takich jak chociażby Beethoven, czy
Johnny Cash. Ten drugi z utworem „Ain't
no grave”
[link]
zwyczajnie powala na kolana! Co tu mówić, soundtrack z Django
zdecydowanie należy do jednych z najlepszych, jakie ostatnio
powstały.
Kiedy
zabieramy się za oglądanie Quentina Tarantino możemy mieć
pewność, że doczekamy ukłonu w stronę starych filmów, nie tylko
jego, ale również i innych twórców. „Django”
to jednak genialny obraz brutalnej walki z niewolnictwem upstrzonej
ludzką krwią i wnętrznościami. Choć nie umywa się do „Bękartów
wojny”,
to jednak zachwyca wspaniałym scenariuszem, genialnymi dialogami,
ale przede wszystkim świetnymi rolami Waltza, DiCaprio i Jacksona.
Gdyby jednak komuś było za mało rarytasów, to niech nie zapomina
o zniewalającej, która umili seans i tak samo jak reszta sprawi, że
pomimo przedłużania obrazu na siłę minie on nam w mgnieniu oka.
Ocena: 8/10
Film obejrzany w ramach 2. edycji Projekt kino jako film dodatkowy.
Ja też oceniłem Django na 8 w skali do 10, jednak uważam, że jest lepszy od Bękartów Wojny. Scenariusz jest bardziej zaskakujący.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
kwestia sporna :P
UsuńJuż tyle tego wszędzie i ja sama też, że powiem krótko - jest ok;)
OdpowiedzUsuń