NOWOŚCI

niedziela, 13 stycznia 2013

1015. Mystery Train, reż. Jim Jarmusch

Reżyseria: Jim Jarmusch
Scenariusz: Jim Jarmusch
Zdjęcia: Robby Müller
Muzyka: John Lurie
Kraj: USA, Japonia
Gatunek: Komedia kryminalna, Dramat
Premiera: 06 września 1989 (Świat) 01 kwietnia 2005 (Polska na DVD)

Obsada: Masatoshi Nagase, Youki Kudoh, Nicoletta Braschi, Elizabeth Bracco, Joe Strummer, Steve Buscemi, Rick Aviles, Screamin' Jay Hawkins, Cinqué Lee

 
     Jim Jarmusch nietypowym człowiekiem jest. Kręci niebanalne filmy, a jego wizerunek mówi sam za siebie. Choć początkowo nie wiązał kariery z branżą filmową to jego pierwszy obraz o tytule „Nieustające wakacje” dał początek jego przygodzie i gwarantował pozycję wśród twórców niezależnych. „Mystery Train” to jeden z wielu jego filmów gdzie groteska prześciga się z nijakością, choć teraz w centrum wydarzeń jest nie kto inny, jak sam Elvis Presley i jego rodzinne Memphis.
     Para japońskich turystów przyjeżdża z Yokohamy do Memphis, aby poznać miejsce, w którym narodził się król. Po całodniowej wędrówce zatrzymują się w podupadającym hotelu. W tym samym czasie do miasta przybywa kobieta, która chce zabrać zwłoki męża z powrotem do Rzymu. W oczekiwaniu na samolot odwiedza pobliską kawiarnie, gdzie słyszy historię o duchu Presleya. Postanawia spędzić noc w hotelu i bierze sobie za współlokatorkę gadatliwą dziewczynę, chcącą czym prędzej wyjechać z miasta. Gdzieś obok, tej samej nocy, trzech mężczyzn rani sprzedawcę sklepu monopolowego. Muszą się ukryć, a ich wybór pada na hotel, w którym portierem jest krewny jednego z nich.
    Trzy, a w zasadzie cztery historie w trzech odrębnych tematycznie blokach. „Far From Yokohama” to obraz wielkiej sławy Elvisa króla i wielkiego żalu nad tym, że Japonia nie wydała na świat kogoś tak wielkiego. Ponadto w humorystyczny sposób przedstawia barierę komunikacyjną oraz uczucie dwójki młodych ludzi, którzy niby świata poza sobą nie widzą, a jednak on nie potrafi zdobyć się na uśmiech. Nie wiadomo, czy to wieczne niezadowolenie z życia, czy skutek źle przeprowadzonego zabiegu botoksowania. Z kolei „A Ghost” jest utrzymany w klimacie włoskim, bowiem bohaterką jest urodziwa Włoszka, która nie może opędzić się od wielbicieli. Przy okazji nie grzeszy asertywnością wobec czego zostawia majątek w kiosku, a dzięki swojemu dobremu sercu obdarowuje prześladowcę, czy nawet daje nieznanej jej wcześniej dziewczynie kasę na podróż. Szczyt szczytów, można by rzec, bowiem w tej historii, która zostaje całkowicie skradziona przez Włoszkę wbija się dodatkowo nową i to strasznie gadatliwą postać. W dodatku powiązaną z następnym rozdziałem. „Lost in Space” to niestety najmniej interesująca przygoda. Facet cierpiący po utracie ukochanej, proszący o pomoc swojego niedoszłego szwagra, co w konsekwencji sprowadza na nich jeszcze większe kłopoty. Zdecydowanie potępienie pijactwa, ale też i pokazanie do jak wielkich głupot dochodzi w czasie stanu nietrzeźwości. Siedmioro bohaterów, o pardon, dziewięcioro, jeżeli doliczyć portiera i boya, w jednym mieście, w jednym hotelu, o jednym czasie, a za oknem przejeżdża tajemniczy pociąg o nocnym kursie. Film niemalże o niczym, a jednak o czymś. Ciężko dostrzec tu coś więcej pomiędzy ruchomymi obrazkami i wciąż żywym duchem gwiazdy rocka.
     Kochający, nienawidzący i przechodzący całkowicie obojętnie wokół tematu Elvisa, którego wizerunek niczym piętno wypalił się na Memphis. Obrazy w pokojach hotelowych, nawet tych najbardziej obskurnych, pomniki wystawione na część Presleya, no i przede wszystkim radio, które wciąż rozbrzmiewa muzyką swojego króla. W tle wciąż słyszymy jeden kawałek- „Blue Moon”, czyli ulubiony utwór spikera radiowego. Natomiast całość produkcji zbudowana jest chyba na jednym motywie muzycznym, może dwóch, skomponowanych przez Johna Lurie, które podkreślają i tak już przerysowany klimat całego filmu.
     Żadna z postaci nie pojawia się bez przyczyny. Stałymi wszystkich historii jest postać portiera i boya hotelowego, obok których przechodzimy niemalże obojętnie. Najwięcej sympatii wzbudza w widzu para Japończyków, która bawi nas na każdym kroku. Czy to Kudoh ze swoim entuzjazmem, czy też Nagase z jednym wyrazem twarzy. Sporo emocji daje też występ Braschi, która wniosła tu trochę zagubienia, ale również i świeżości. Inaczej wygląda sprawa z Buscemi, Strummerem oraz Avilesem. Zagrali całkiem dobrane trio, razem wypadli świetnie, ale jakby rozłożyć ich na czynniki pierwsze to najlepiej patrzy się na Buscemi, a najciężej znosi Avilesa. Nie mniej, ich przygoda dodała trochę napięcia, ale i też mniej fascynowała.
    Z pewną obawą podchodziłam do „Mystery Train”, a i sam seans pozostawił mnie z lekką mieszanymi uczuciami. Większość filmu można uznać za dość udaną, bo jakby nie było to niektórym historiom udaje się rozbawić, a nawet wzruszyć. Intryguje to, jak ciekawy obraz można nakręcić wokół jednego miejsca, a także takiego spoiwa jakim jest Elvis Presley. Przyjemnie się ogląda, to prawda. O dziwo nie zasypiamy podczas seansu, zostajemy wciągnięci w te opowieści bez drugiego dna. Bowiem i tak na koniec pozostawia nas z pytaniem, o czym to w ogóle było.

Film obejrzany w ramach 2. edycji Projekt Kino w kategorii "Kino Jima Jarmuscha".



1 komentarz :

  1. Nie można przejść obojętnie obok tego i innych filmów Jarmuscha. Niesamowity klimat, prostota i specyficzny dowcip. Ze swojej strony mocno polecam.

    OdpowiedzUsuń