Scenariusz: Jim Jarmusch
Zdjęcia: Robby Müller
Muzyka: John Lurie
Kraj: USA, Japonia
Gatunek: Komedia kryminalna, Dramat
Premiera: 06 września 1989 (Świat) 01 kwietnia 2005 (Polska na DVD)
Obsada: Masatoshi Nagase, Youki Kudoh, Nicoletta Braschi, Elizabeth Bracco, Joe Strummer, Steve Buscemi, Rick Aviles, Screamin' Jay Hawkins, Cinqué Lee
Jim
Jarmusch nietypowym człowiekiem jest. Kręci niebanalne filmy, a
jego wizerunek mówi sam za siebie. Choć początkowo nie wiązał
kariery z branżą filmową to jego pierwszy obraz o tytule
„Nieustające wakacje” dał początek jego
przygodzie i gwarantował pozycję wśród twórców niezależnych.
„Mystery Train” to jeden z wielu jego filmów gdzie
groteska prześciga się z nijakością, choć teraz w centrum
wydarzeń jest nie kto inny, jak sam Elvis Presley i jego rodzinne
Memphis.
Para
japońskich turystów przyjeżdża z Yokohamy do Memphis, aby poznać
miejsce, w którym narodził się król. Po całodniowej wędrówce
zatrzymują się w podupadającym hotelu. W tym samym czasie do
miasta przybywa kobieta, która chce zabrać zwłoki męża z
powrotem do Rzymu. W oczekiwaniu na samolot odwiedza pobliską
kawiarnie, gdzie słyszy historię o duchu Presleya. Postanawia
spędzić noc w hotelu i bierze sobie za współlokatorkę gadatliwą
dziewczynę, chcącą czym prędzej wyjechać z miasta. Gdzieś obok,
tej samej nocy, trzech mężczyzn rani sprzedawcę sklepu
monopolowego. Muszą się ukryć, a ich wybór pada na hotel, w
którym portierem jest krewny jednego z nich.
Trzy,
a w zasadzie cztery historie w trzech odrębnych tematycznie blokach.
„Far From Yokohama” to obraz wielkiej sławy Elvisa króla
i wielkiego żalu nad tym, że Japonia nie wydała na świat kogoś
tak wielkiego. Ponadto w humorystyczny sposób przedstawia barierę
komunikacyjną oraz uczucie dwójki młodych ludzi, którzy niby
świata poza sobą nie widzą, a jednak on nie potrafi zdobyć się
na uśmiech. Nie wiadomo, czy to wieczne niezadowolenie z życia, czy
skutek źle przeprowadzonego zabiegu botoksowania. Z kolei „A
Ghost” jest utrzymany w klimacie włoskim, bowiem bohaterką
jest urodziwa Włoszka, która nie może opędzić się od
wielbicieli. Przy okazji nie grzeszy asertywnością wobec czego
zostawia majątek w kiosku, a dzięki swojemu dobremu sercu
obdarowuje prześladowcę, czy nawet daje nieznanej jej wcześniej
dziewczynie kasę na podróż. Szczyt szczytów, można by rzec,
bowiem w tej historii, która zostaje całkowicie skradziona przez
Włoszkę wbija się dodatkowo nową i to strasznie gadatliwą
postać. W dodatku powiązaną z następnym rozdziałem. „Lost
in Space” to niestety najmniej interesująca przygoda. Facet
cierpiący po utracie ukochanej, proszący o pomoc swojego
niedoszłego szwagra, co w konsekwencji sprowadza na nich jeszcze
większe kłopoty. Zdecydowanie potępienie pijactwa, ale też i
pokazanie do jak wielkich głupot dochodzi w czasie stanu
nietrzeźwości. Siedmioro bohaterów, o pardon, dziewięcioro,
jeżeli doliczyć portiera i boya, w jednym mieście, w jednym
hotelu, o jednym czasie, a za oknem przejeżdża tajemniczy pociąg o
nocnym kursie. Film niemalże o niczym, a jednak o czymś. Ciężko
dostrzec tu coś więcej pomiędzy ruchomymi obrazkami i wciąż
żywym duchem gwiazdy rocka.
Kochający,
nienawidzący i przechodzący całkowicie obojętnie wokół tematu
Elvisa, którego wizerunek niczym piętno wypalił się na Memphis.
Obrazy w pokojach hotelowych, nawet tych najbardziej obskurnych,
pomniki wystawione na część Presleya, no i przede wszystkim radio,
które wciąż rozbrzmiewa muzyką swojego króla. W tle wciąż
słyszymy jeden kawałek- „Blue Moon”, czyli ulubiony
utwór spikera radiowego. Natomiast całość produkcji zbudowana
jest chyba na jednym motywie muzycznym, może dwóch, skomponowanych
przez Johna Lurie, które podkreślają i tak już przerysowany
klimat całego filmu.
Żadna
z postaci nie pojawia się bez przyczyny. Stałymi wszystkich
historii jest postać portiera i boya hotelowego, obok których
przechodzimy niemalże obojętnie. Najwięcej sympatii wzbudza w
widzu para Japończyków, która bawi nas na każdym kroku. Czy to
Kudoh ze swoim entuzjazmem, czy też Nagase z jednym wyrazem twarzy.
Sporo emocji daje też występ Braschi, która wniosła tu trochę
zagubienia, ale również i świeżości. Inaczej wygląda sprawa z
Buscemi, Strummerem oraz Avilesem. Zagrali całkiem dobrane trio,
razem wypadli świetnie, ale jakby rozłożyć ich na czynniki
pierwsze to najlepiej patrzy się na Buscemi, a najciężej znosi
Avilesa. Nie mniej, ich przygoda dodała trochę napięcia, ale i też
mniej fascynowała.
Z
pewną obawą podchodziłam do „Mystery Train”, a i
sam seans pozostawił mnie z lekką mieszanymi uczuciami. Większość
filmu można uznać za dość udaną, bo jakby nie było to niektórym
historiom udaje się rozbawić, a nawet wzruszyć. Intryguje to, jak
ciekawy obraz można nakręcić wokół jednego miejsca, a także
takiego spoiwa jakim jest Elvis Presley. Przyjemnie się ogląda, to
prawda. O dziwo nie zasypiamy podczas seansu, zostajemy wciągnięci
w te opowieści bez drugiego dna. Bowiem i tak na koniec pozostawia
nas z pytaniem, o czym to w ogóle było.
Film obejrzany w ramach 2. edycji Projekt Kino w kategorii "Kino Jima Jarmuscha".
Nie można przejść obojętnie obok tego i innych filmów Jarmuscha. Niesamowity klimat, prostota i specyficzny dowcip. Ze swojej strony mocno polecam.
OdpowiedzUsuń