NOWOŚCI

sobota, 17 listopada 2012

997. Chicago, reż. Rob Marshall

Reżyseria: Rob Marshall
Scenariusz: Bill Condon
Zdjęcia: Dion Beebe
Muzyka: Danny Elfman, Fred Ebb, John Kander
Kraj: USA, Niemcy
Gatunek: Musical, Kryminał
Premiera:10 grudnia 2002 (Świat) 14 marca 2003 (Polska )
Obsada:
Renee Zelweger, Catherine Zeta-Jones, Richard Gere, Queen Latifah, Christine Baranski, Colm Feore, Taye Diggs



   Wielokrotnie nagradzany, w tym także Oscarem za najlepszy film, przez niektórych doceniany, przez innych uznawany za przeceniany, prezentujący prawdziwą historię dwóch morderczyń z Chicago. Rozgrywający się w skorumpowanym mieście i noszący jego nazwę w tytule obraz, stworzony został przez reżysera przebojowej „Annie”, czy „Nine”- Roba Marshalla. Pełen przebojowych utworów, wspaniałych gwiazd oraz dość makabrycznej historii o lekkim zabarwieniu humorystycznym, „Chicago”, prezentuje dramat każdej niedocenionej kobiety. 
     Roxie Hart (Renee Zellweger) marzy o wielkiej karierze. Dlatego też, pomimo tego, że jest mężatką, nie krępuje się małej przygody z człowiekiem, który może jej otworzyć drzwi do sławy. Nieoczekiwany obrót spraw powoduje, że Roxie spełnia swoje marzenie, ale nie do końca tak, jakby tego spodziewała. Po zamordowaniu swojego kochanka zostaje wtrącona do więzienia, gdzie przebywa wraz z innymi morderczyniami. Wśród nich znajduje się znana gwiazda kabaretu, Velma Kelly (Catherine Zeta-Jones), która nie cofnie się przed niczym, aby odzyskać wolność. Roxie korzysta z pomocy wziętego prawnika- Billy'ego Flinna (Richard Gere), mogącego tak pokierować procesem, aby zrobił z niej gwiazdę.
     Cóż takiego jest w „Chicago” co tak bardzo zachwyca widzów? Przede wszystkim ciekawa historia zaprezentowana w nieszablonowy sposób. A to wszystko wzbogacone genialną muzyką i utworami. Na forach wciąż mnożą się tematy, w których ludzie wymieniają się między sobą zdaniem na temat ulubionych piosenek. Jedni wskazują dynamiczne „All that Jazz”, a jeszcze inni mroczne, przegadane, a także dość zabawne „CellBlock Tango”. Oba utwory znajdują się również i na mojej liście the best of. Za wspaniałą aranżacja muzyczną stoi Danny Elfman, który to przerobił broadwayowski musical. Do tego dochodzą oczywiście genialne choreografie pełne ekspresji, namiętności, ale też i liryczne. Widać, że Marshall miał pomysł na każdy utwór będący dopowiedzeniem do toczącej się historii.
    Jeżeli ktoś jest sympatykiem świecidełek to oglądając ten musical poczuje się, jak w sklepie z zabawkami. Gra świateł, przede wszystkim w zamkniętych i przepięknie zaprojektowanych pomieszczeniach, dodaje namiętności, ale też i swoistego charakteru opowieści. Nie dotyczy to jedynie pełnej przepychu sceny w kabarecie, ale również i surowych bloków więziennych. Jak kabaret, to też i wspaniałe kostiumy zaprojektowane przez Colleen Atwood- ubierającą obsadę takich filmów, jak
„Jeździec bez głowy”, czy „Wyznania gejszy”
     Ta wspaniała oprawa rodem z najlepszych teatrów staje się otoczką dla dość niecodziennej historii w skorumpowanym gangsterskim mieście, jakim jest Chicago. Oprócz dosłownego feministycznego pospolitego ruszenia na mężczyzn, dotyka przede wszystkim podłego traktowania kobiet przez mężczyzn. Każda z kobiet pojawiająca się w tej opowieści w taki, bądź inny sposób została zraniona przez swojego ukochanego, a tym samym zmuszona została do podjęcia drastycznych środków celem wywinięcia się z problemowej sytuacji. Nie jest to jednak kara i swoista nauka dla płci męskiej, która musi pamiętać, że kiedy kobieta wejdzie w tryb zemsty to należy schować się pod najbliższy kamień/sofę, ale także i nietypowa droga do sławy. W końcu cała ta sytuacja wynikła z pragnienia zostania gwiazdą i cały proces rozgrywający się na sali jest niczym jedno wielkie przedstawienie. Z tego też powodu bywa przesadne, z pewnością nie pozbawione poczucia humoru, bowiem wszystko jest ukazane w pewien groteskowy sposób. Chęć bycia w świetle reflektorów jest dominująca, odzwierciedleniem kobiecych pragnień bycia w centrum uwagi. Ostatecznie, jest to też mocno naciągana historia o nieudolności prawa, mocy pieniądza w Chicago, a także niewinności wśród zbrodniarzy.
    Produkcja Marshalla to również genialne kreacje aktorskie, które wymagały od obsady wielu godzin ciężkich ćwiczeń. Weźmy chociażby takiego Richarda Gere, który do jednego kilkuminutowego numeru musiał ćwiczyć step przez trzy miesiące. Jako jeden z nielicznych znaczących męskich postaci miał sporą przewagę nad resztą. Nie mniej udało mu się nie tylko bardzo dobrze zagrać, ale również i zaśpiewać. Zaskakuje trochę Renee Zellweger, bowiem podczas przygotowań nie ćwiczyła ani śpiewu, ani tańca. Tym bardziej jest to dziwne, że wyszło jej to znakomicie. Jej kreacja Roxie była bardzo wyrazista, bardzo charakterna, a tym samym nie do zapomnienia. Nie mniej, najbardziej intryguje osoba Catherine Zeta-Jones, a właściwie Vilma, która jest nie jest ani pozytywnym bohaterem, ani negatywnym. Nie oznacza to jednak, że jest nijaka, wręcz przeciwnie. 
  „Chicago” to historia o kobiecej niezależności, odwecie oraz zbrodni w jednym z bardziej niebezpiecznych miast.Momentami banalny, ale całkowicie nieprzewidywalny obraz, który znajduje swój wielki finał w spełnieniu ludzkich marzeń. Wszystko to w nadzwyczaj przepięknej formie, nie tylko w blasku świateł estrady, ale i w rytmie ekspresyjnych oraz porywających utworów muzycznych. Wraz z piosenkami zapadającymi w pamięć, inteligentnym i nie pozbawionym poczucia humoru scenariuszem udowadnia, że słusznie nagrodzono go w tak licznych kategoriach.


Recenzja w ramach Projekt Kino.

7 komentarzy :

  1. nie przepadam za miusicalami. Ale ostatnio oglądałam bardzo fajny film prestiż- o iluzjonistach. Serdecznie polecam i zapraszam na 2bloggirls.pl- aktualnie zamieściłyśmy recenzję ostatniej części zmierzchu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. widziałam Prestiż :) skoro Ci się podobał to proponuję obejrzeć również Iluzjonistę. Oba filmy są świetne.

      Usuń
  2. Rowniez nie przepadalem za musicalami a wrecz omijalem je szerokim lukiem, ale od momentu ogladniecia Chicaga mozna powiedziac ze nawet polubilem. Poszlem za ciosem i ogladnalem Mamma mia, ktory tez mi sie spodobal. Bardyo fajna recenzja. Zapraszam na moj blog akcja91.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. jej próbuje zmusić się do tego filmu od ponad miesiąca, terminy z projektu gonią a ja nie mam nawet najmniejszej ochoty na to dziełko ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię ten film - widziałam go ze dwa razy i było to strasznie dawno, a i tak wiele scen i motywów zapadło mi głęboko w pamięć. Postacie świetne, aktorstwo świetne, utwory świetne. Czegóż chcieć więcej od musicalu? :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Do dziś tego nie obejrzałam, chociaż mam na liście do obejrzenia. Tylko czasu na takie rozrywki nie mam :D

    OdpowiedzUsuń
  6. To jeden z tych filmów dopracowanych w 100%. Świetne aktorstwo, Catherine Zeta-Jones jest tu bezkonkurencyjna, niezapomniane piosenki i świetna scenografia. Często do niego wracam. Szkoda, że już "Nine" mimo jeszcze bogatszej obsady nie powtórzył sukcesu...

    OdpowiedzUsuń