Oryginalny
tytuł: Looper
Reżyseria:
Rian
Johnson
Scenariusz:
Rian
Johnson
Zdjęcia:
Steve
Yedlin Muzyka: Nathan Johnson
Kraj: USA, Chiny
Gatunek: Sci-Fi, Akcja
Premiera: 6 września 2012 (świat) 2 listopada 2012 (Polska)
Obsada: Joseph Gordon-Levitt, Bruce Willis, Jeff Daniels, Noah Segan, Paul Dano, Emily Blunt, Pierce Gagnon, Piper Perabo
Rian
Johnson jest jednym z tych reżyserów, nie łapiących się
sztampowych scenariuszy. Jego twórczość zawsze wprowadza coś
nowego, coś nieznanego. Aktualnie na ekranach kin polskich króluje
jego najnowszy film, który oscyluje wokół tematyki podróży w
czasie. „Looper”,
bo taki nosi tytuł ten obraz, zachwyca krytyków oraz blogerów.
Niestety, mnie do końca nie przekonał.
Świat
roku 2044, w którym ludzie objawiają najdziwniejsze mutacje, a tym
samym zdolności telekinetyczne. Nie wynaleziono jeszcze maszyny do
skoków w czasie, ale za trzydzieści lat będzie to możliwe. Wtedy
też mafia chcąc pozbyć się śladów swoich zbrodni wysyła
przesyłkę do loopera żyjącego trzydzieści lat wcześniej. Ten go
likwiduje i nie ma przy tym żadnych problemów, gdyż oficjalnie
jeszcze nie istnieje. Takim looperem jest Joe (Joseph
Gordon-Levitt),
który bez skrupułów odstrzeliwuje swoje kolejne przesyłki, a
wieczorami zaćpany imprezuje bądź spędza czas z Suzie (Piper
Perabo).
Wszystko się zmienia, kiedy do jego czasów zesłany zostaje jego
trzydzieści lat starsza wersja (Bruce
Willis),
chcąca zmienić bieg wydarzeń.
Dziwne,
że po wszelkich nieścisłościach wcześniejszych obrazów, ktoś
jeszcze sięga po ryzykowną tematykę podróży w czasie i zmiany
przyszłości. Łatwo wpaść w pewną pętlę przestającą układać
się w logiczną całość. Analizując najnowszy obraz Johnsona,
ciężko dopatrzeć się konkretnych nieścisłości w tym, że choć
coś wydarzyło się raz wcale nie musi zdarzyć się ponownie.
Bohater ciągle próbuje zmienić swoją przyszłość, chce pozbawić
swój świat terroryzmu ze strony Rainmakera. Cel jak najbardziej
szlachetny, aczkolwiek środki niezwykle kontrowersyjne. Nie mniej,
udaje się tym wprowadzić elementy dramatyzmu oraz swoistego
napięcia.
Ciekawym motywem jest również współodczuwanie, które łączy Joe i jego starszą wersję. Rozwiązuje to kilka problemów, a przy okazji staje się idealnym determinantem późniejszych wydarzeń. Wydawałoby się więc, że akcja przyspieszy tempa. Niestety, to na co wyczekujemy ma miejsce dopiero w ostatnich minutach filmów. Do tego czasu musi wystarczyć nam smętna gadka o miłości, o przyszłości, a także typowa zmiana głównego bohatera z lekkomyślnego i przekładającego srebro nad swoich bliski na zatroskanego człowieka stającego po stronie matki. Bardzo to emocjonalne, bardzo głębokie i ogólnie dające do myślenia, ale jest to również powodem straszliwych dłużyzn, które nijak mają się do ogólnego zamysłu produkcji.
Ciekawym motywem jest również współodczuwanie, które łączy Joe i jego starszą wersję. Rozwiązuje to kilka problemów, a przy okazji staje się idealnym determinantem późniejszych wydarzeń. Wydawałoby się więc, że akcja przyspieszy tempa. Niestety, to na co wyczekujemy ma miejsce dopiero w ostatnich minutach filmów. Do tego czasu musi wystarczyć nam smętna gadka o miłości, o przyszłości, a także typowa zmiana głównego bohatera z lekkomyślnego i przekładającego srebro nad swoich bliski na zatroskanego człowieka stającego po stronie matki. Bardzo to emocjonalne, bardzo głębokie i ogólnie dające do myślenia, ale jest to również powodem straszliwych dłużyzn, które nijak mają się do ogólnego zamysłu produkcji.
Widza
w pewien szczególny sposób zaintryguje kierunek, w którym podążył
reżyser wraz ze swoją ekipą od efektów. Nie mamy tutaj
namacalnych dowodów na to co się dzieje. Nie pojawiają się
magiczne portale przez, które przechodzą, tudzież przelatują,
ewentualne ofiary. Nie zobaczymy niebieskich fluidów, kiedy Sara
bawi się zapalniczką za pomocą swojego umysłu. Wszystko staje się
więc takie realne, tak bardzo namacalne, że z łatwością można
uwierzyć w prawdziwość mutacji. Tym samym jest to dowodem na to,
iż nie każdy film musi być przeładowany komputerowymi atrakcjami,
aby mógł mieć ten sam przekaz i nie przestał być widowiskowy.
Oglądamy
zwiastun i widzimy nierozpoznawalnego młodego człowieka. Dochodzimy
do końca i dowiadujemy się, że jest to nie kto inny, jak sam
Joseph Gordon-Levitt. To co charakteryzatorzy zrobili z tym
człowiekiem jest nie do pomyślenia! Poddali go gruntownej
przemianie, aby tylko upodobnić go do jego starszego wcielenia
granego przez Bruce Willisa. W dodatku to co Joseph robi z twarzą
podczas filmu zdecydowanie oddaje charakter i styl bycia tego
drugiego. Nie jest to może jakaś wielka rola ze wspaniałą grą,
ale jedna z ciekawszych ostatnimi czasy. Z kolei Bruce Willis mocno
zawodzi na ekranie, co mnie osobiście bardzo poruszyło. Choć
staruszek trzyma się dzielnie i zdecydowanie dalej nieźle
nawyczynia w czasie seansu, to jednak jego okrojona do minimum gadka
i melodramatyczne zachowanie trochę zaburza jego wizerunek jako
twardziela. Interesująco wypada również Emily Blunt. Wciela się w
wiejską dziewczynę, która nie daje sobie w kaszę dmuchać. Wypada
bardzo naturalnie.
„Looper” to film, który wypada całkiem dobrze, ale, niestety, nie powala.
Ciekawie i lekko zaprezentowany świat jutra, w którym znajdujemy
jeszcze tych szlachetnych. Całkowicie nieprzewidywalny, po kawałku
odkrywający tajemnice fabuły, aczkolwiek nie obfitujący w
dynamiczną akcją, której można było się spodziewać. Bądź co
bądź zmusza do refleksji, choć może nas również i znużyć. Mój
ulubiony Bruce Willis zawodzi, ale za to charakteryzacja
Gordona-Levitta odebrała mi mowę. Innymi słowy, produkcja ma swoje
lepsze i gorsze chwile, jak każda zresztą, ale zdecydowanie
wyróżnia się na tle współczesnych tytułów fantastycznych
nadając wydarzeniom bardziej namacalny, rzeczywisty charakter.
Czytałem recenzję tego filmu już o Klapserki. U ciebie to kolejna taka średnia, a mnie w dalszym ciągu korci żeby to zobaczyć. "Looper" wydaje się bardzo dobrym filmem, no ale jak wiemy pozory mylą. Pożyjemy zobaczymy, ale myślę, że mi się spodoba ;D Pozdrawiam i zapraszam do siebie ;)
OdpowiedzUsuńCo do charakteryzacji Josepha Gordona-Levitta to przyznaje rację- nie powala,wręcz niszczy mimikę aktora,zgadzam sie również co do gry aktorskiej Bruca Willisa...mimo to film mi sie podobał,może ze względu na brak wymyślnych efektów specjalnych,a może ze wzgledu na pomysł.Tak czy siak dobra recenzja,dobrze sie czyta :)
OdpowiedzUsuń