NOWOŚCI

czwartek, 11 października 2012

989. Hugo i jego wynalazek, reż. Martin Scorsese

Oryginalny tytuł: Hugo
Reżyseria: Martin Scorsese
Scenariusz: John Logan 
Na podstawie:  powieści Briana Selznicka „Wynalazek Hugona Cabreta” 
Zdjęcia: Dean Cundey 
Muzyka: Howard Shore
Kraj: USA
Gatunek: Familijny, Fantasy, Przygodowy
Premiera:10 października 2011 (Świat) 10 lutego 2012 (Polska)
Obsada: Asa Butterfield, Chloë Grace Moretz, Ben Kingsley, Sacha Baron Cohen, Emily Mortimer, Helen McCrory, Frances de la Tour, Christopher Lee, Ray Winstone, Jude Law

     Jeden z najgenialniejszych twórców jakich nosił ten świat. Ojciec oscarowej „Infiltracji”, zaskakującej „Wyspy tajemnic” i wielokrotnie nagradzanych „Gangów Nowego Jorku”- Martin Scorsese, powrócił pod koniec 2011 z ekranizacją bestsellerowej powieści Briana Selznicka „Wynalazek Hugona Cabreta”. Tym razem ten ceniony reżyser zabrał się za historię dla dzieci, choć pełną mądrości, sprawiając, że „Hugo i jego wynalazek” zgarnął w 2012 pięć Oscarów, w tym dla najlepszych efektów specjalnych, a w kategorii najlepszego filmu został pokonany przez „Artystę”.
    Hugo (Asa Butterfiled) jest sierotą i złodziejaszkiem mieszkającym na dworcu. Za sprawą ojca pokochał naprawianie zegarów i ku jego pamięci stara się powołać do życia starego robota. Podkrada więc części ze sklepu z zabawkami należącego do starszego mężczyzny- Georgesa (Ben Kingsley), a pod nieobecność wuja nakręca zegary na dworcu, aby nadzorca (Sacha Baron Cohen) nie domyślił się iż jest sam i nie odesłał go do sierocińca. Pewnego dnia za sprawą Georgesa Hugo poznaje Isabelle (Chloe Grace Moretz), z którą się zaprzyjaźnia. Razem próbują przeżyć przygodę swojego życia rozwikłując zagadkę robota i jego pochodzenia.
     W centrum wydarzeń tej niesamowitej przygody filmowej znajduje się mały chłopiec- Hugo, sierota poszukująca kontaktu ze swoim zmarłym ojcem poprzez niezwykłą maszynę. Teoretycznie to właśnie wokół niego kręci się cała akcja, bo to on bawi się w młodego zegarmistrza, a także lekarza wszystkich urządzeń o zbliżonej do czasomierza budowie. Widz cały film ogląda w przeświadczeniu, że nic w zasadzie więcej wydarzyć się już nie może, ale wtedy czeka go nie lada niespodzianka. Okazuje się bowiem, że historia ta dotyczy zupełnie innej osoby, a jakże istotnej dla świata filmu. Fabuła dotyka początków istnienia filmów, a właściwie to osoby Georges Melies uznawanego po dziś dzień za maga kina. W związku z czym „Hugo i jego wynalazek” to nie tylko zabarwiona humorem droga młodego chłopca do pogodzenia się ze stratą ojca, ale również i sposób naprawy człowieka, który z kolei odciął się całkowicie od swojej przeszłości, a która wzbudza w nim wielki ból. Historia ta to wielowątkowa przygoda, gdzie nasza uwaga zostanie skierowana nie tylko na Hugo, czy Georgesa, ale na inne postacie, które są istotne w życiu dworca. 
Będziemy świadkami narodzin uczucia młodszego i starszego, ludzkiego i zwierzęcego, a także nawiązania przyjaźni, która odmienić może wszystkich. Na innej płaszczyźnie scenarzysta John Logan („Gladiator”, „Sweeney Todd”) prezentuje także niesamowicie inspirującą miłość do zegarów, ale przede wszystkim do samych filmów- w dużej mierze im poświęcając większość filmu. Wszystko to porusza, a w ostateczności sprawia, że dla widza nie ma już nic bardziej pięknego na świecie, ani lepszego jak tylko siedzieć z oczami wlepionymi w ekran i cieszyć się finałem tego seansu.
     Czymże byłby ten film bez niebywałej i niesłychanie magicznej oprawy zarówno muzycznej, jak i wizualnej. Jako, że akcja rozgrywa się w XIX wiecznym Paryżu kompozycje Howarda Shore'a („Władca Pierścieni”, „Infiltracja”) idealnie wpisują się w klimat ówczesnej Francji. Utwory radosne i na swój sposób relaksujące, które pozwalają przenieść się widzowi w pobliskie tereny. „Hugo” cieszy także oczy, a to za sprawą cudownej pracy kamery, która nie tylko wciska się wszędzie, ale w dodatku perfekcyjnie łapie to co ma uchwycić, a widok na Paryż z wieży zegarowej zapiera dech w piersi. Dzięki efektom specjalnym wrażenia zostają dodatkowo spotęgowane, a zegarowe mechanizmy ożywają. Nie lada gratką jest wpasowanie do fabuły i zdjęć fragmentów produkcji Georgesa Meliesa, chociażby „Podróży na Księżyc”. Trzeba tutaj powiedzieć, że chociaż nie grzeszą one urodą, ani perfekcyjnym wykonaniem to jednak mają w sobie coś magicznego. Nie chodzi tutaj jednakże o to, że zawierają w sobie pierwsze efekty specjalne utworzone przez Meliesa, ale to jak bardzo wiekowe są te filmy, a to sprawia, że aż łezka kręci się w oku. Nic więc dziwnego, że w tym zakresie film zgarnął wszystkie statuetki Oscara na ceremonii ich wręczenia.
     Obyło się bez statuetek, a także bez nominacji dla obsady tego filmu, bo cóż tutaj dużo mówić, choć przekazują nam emocje, choć bardzo dobrze sobie radzą, to niestety nie są to kreacje na miarę nagród. Na pierwszy plan wysuwa się tutaj mały Asa Butterfield, który dla większości może być znany. Przez cały film chodzi nam po głowie pytanie, gdzie myśmy go widzieli wcześniej. I wtedy następuje olśnienie- „Chłopiec w pasiastej piżamie”, ewentualnie „Niania i wielkie bum”. Pewne jest jedno, tak przenikliwego spojrzenia się nie zapomina. Wymuszał na nas emocje aktorstwem w „Chłopcu...”, tego samego próbuje w „Hugo” i o dziwo... daje sobie z tym radę. Zabawnie wygląda rzucając się po pokoju, gdy nie udaje mu się odpalić robota, ale wypada to zaskakująco naturalnie. Godzinami można by patrzeć w te błękitne oczęta. Jego przyjaciółką została Chloe Grace Moretz, która ma za sobą przebojowe role w filmach „Kick-Ass”, czy choćby „Pozwól mi wejść”. Jako Isabelle pokazuje się z zupełnie innej strony, wrażliwszej i bardziej dystyngowanej. I to się właśnie podoba. Większość uwagi skupia się jednak na Georgesie Melies, czyli na odtwórcy tej roli- Benie Kingsleyu. Niektórych wciąż może zaskakiwać to, jak człowiek grający czarne charaktery może stać się tak kruchą i wrażliwą postacią, a jednak udaje się i robi to naprawdę znakomicie. Jest w nim ta pasja i charyzma, której się oczekuje. Do zaskakujących występów w tym filmie zaliczyć możemy obecność Jude'a Lawa jako ojca Hugona, a nawet Christophera Lee jako księgarza. Nie mniej intrygujące jest też pojawienie się Sachy Barona Cohena, który jednocześnie bawi, intryguje i fascynuje widza.
     Film, którego fabuła kręci się wokół początków kinematografii, a który stworzył sam Martin Scorsese z zamysłu skazany został na sukces. Nie dziwi więc taka liczebność nominacji i nagród, w tym Złotego Globa dla najlepszego filmu roku 2011. „Hugo i jego wynalazek” jest historią o podróży do dorosłości, łataniu ran, a także radości każdą chwilą. Niezwykła przygoda, którą jest nasze życie, a każda kolejna jej postać jest ciekawsza i bardziej inspirująca od poprzedniej. Wspaniały pod względem fabularnym i niemalże niezwykły, czarodziejski z powodu swojej oprawy. Wzbudza podziw, a także sentymentalizm u widza. Widza, który zrobi wszystko, aby cieszyć się każdą sekundą filmu Martina Scorsese. 

3 komentarze :

  1. Ja bez wątpienia wolę gdy Martin Scorsese robi bardziej dorosłe filmy, ale muszę przyznać, że film dla dzieci wyszedł mu naprawdę fajnie. Mnie ten film jakoś mocno nie zachwycił, lecz muszę przyznać, że oglądało się go przyjemnie.
    Pozdrawiam
    Hudson

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja aż tak bardzo nie zachwycałem się tym filmem. Owszem, to wspaniała opowieść dla całej rodziny, na której każdy będzie się świetnie bawił, a zawarta w fabule i ciekawie przedstawiona historia kina jeszcze dodaje "Hugonowi" dodatkowego smaczku. Ale mówiąc szczerze, poprzedni rok wydał wiele znacznie lepszych filmów, a i Scorsese ma w swoim dorobku filmy o kilka klas lepsze.
    A w kontekście samych Oscarów najbardziej nie podobało mi się to, że "Hugo" pozgarniał niemal wszystkie statuetki w kategoriach technicznych. Efekty, zdjęcia, dźwięki - no bez przesady, to jeden z największych ostatnich żartów Akademii. Przecież "Hugo" przy zdjęciach Lubezkiego do "Drzewa życia" czy nawet Kamińskiego do "War horse", wygląda jak praca amatora.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje wrażenia nie były może tak bardzo entuzjastyczne, ale muzyka Shore'a do dziś dźwięczy mi w uszach, i do dziś też widzę wspaniałe zdjęcia i tempo filmu. Chyba bardziej doceniam "Hugo..." z perspektywy czasu niż wówczas gdy go obejrzałam. Może sobie powtórzę w grudniu, bo jakoś tak wyjątkowo świątecznie mi się film Scorsese kojarzy:)

    OdpowiedzUsuń