NOWOŚCI

piątek, 7 września 2012

979. Tower Heist: Zemsta cieciów, reż. Brett Ratner

Oryginalny tytuł: Tower Heist
Reżyseria: Brett Ratner
Scenariusz: Ted Griffin, Jeff Nathanson
Zdjęcia: Dante Spinotti
Muzyka: Christophe Beck
Kraj: USA
Gatunek: Akcja, Komedia kryminalna
Premiera: 02 listopada 2011 (Świat) 10 listopada 2011 (Polska)
Obsada: Ben Stiller, Eddie Murphy, Casey Affleck, Matthew Broderick, Michael Pena, Alan Alda, Judd Hirsch, Tea Leoni, Gabourey Sidibe


     Kiedy za kradzież biorą się ludzie, którzy całkowicie się na tym nie znają, może wyjść z tego naprawdę niezły film. Niektórzy jednak mogą pójść w drugą stronę i stworzyć coś co nigdy nie powinno było ujrzeć światła dziennego. Do takich filmów należy właśnie „Tower Heist. Zemsta cieciów”, gdzie to teoretycznie zabawowa fabuła zamienia się w melodramatyczne wycie. Reżyserem tej niemalże porażki jest Brett Ratner, który sygnował swoim nazwiskiem takie superprodukcje jak „X-Men: Ostatni bastion”, czy też „Godziny szczytu”.
     Josh Kovacs (Ben Stiller) jest kierownikiem zmiany w luksusowym apartamentowcu Tower Heist, który zamieszkiwany jest przez najbardziej kasowych ludzi. Jednym z nich jest znany inwestor- Arthur Shaw (Alan Alda), z którym Kovacs żyje w przyjacielskich stosunkach. Pewnego niefortunnego dnia dowiaduje się, że Shaw jest oskarżony o defraudację pieniędzy. Wśród nich znajdują się też życiowe oszczędności Kovacs i jego pracowników, którzy powierzyli mu je, aby podnieść swoje przyszłe emerytury. Kiedy jeden z nich próbuje popełnić z tego powodu samobójstwo, Kovacsowi demoluje wart miliony samochód Shawa. W efekcie wraz z kolegami zostaje pozbawiony pracy i wtedy postanawiają okraść apartament businessmana w Tower Heist. Jednakże niewiele wiedzą o rabunkach, dlatego też Kovacs wyciąga z aresztu swojego sąsiada- Slide'a (Eddie Murphy), aby pomógł im ułożyć i zrealizować plan kradzieży.
     Teoretycznie fabuła, w której to grupa laików zabiera się za przestępstwo powinna nieść za sobą sporą dawkę humoru, tak jak to było w przypadku „Szefowie wrogowie”, gdzie koledzy wspólnie mieli zamordować swoich złych pracodawców. W „Tower Heist” jest podobny zamęt tyle, że chcą okraść mieszkańca apartamentowca. Wydawałoby się, że będzie ubaw po pachy, ale już po kilku minutach dowiadujemy się, że historia ta zaczyna mieć coraz bardziej dramatyczne odcienie. Bo jak można śmiać się z tego, że ludzie tracą oszczędności całego swojego życia i zostają praktycznie z niczym, tylko dlatego, że zawierzyli komuś innemu. Trudno jest też uśmiechnąć się, kiedy Ci oszukani ludzi próbują targnąć się na swoje życie rzucając się pod pociąg. Jest to zwyczajnie nieludzkie. Jednakże to właśnie te elementy są ogniwem zapalającym wydarzeń, które mają zamiar nastąpić, a których akcja ma lekko humorystyczne zabarwienie. 
Kovacs i spółka zawiązują sojusz planując okraść Shawa. Ponoć w ścianie jest sejf, a w sejfie grube miliony dolarów, które człowiek ten ukrył przed FBI. Wtedy zaczyna się trening, który nadzorowany jest przez złodziejaszka Slide'a. Można się przy tym uśmiać, bo w ramach ćwiczeń, każdy ma coś ukraść. No i bach! Masz tutaj gotowy przepis na złodzieja sklepowego. Szkoda tylko, że w polskich realiach wszystko jest wszędzie ometkowane i oczipowane więc nie ma szansy wyjść przez bramkę. W związku z czym, szczęśliwie, z porad tych niewiele skorzysta potencjalny kradzioch. Kiedy dochodzi już do autentycznego rabunku to faktycznie, bywa to śmieszne, kiedy to zmienia się obiekt, który bohaterowie chcą sobie przywłaszczyć. Wychodzi z tego wiele prześmiesznych sytuacji i trzeba powiedzieć, że cudem chyba nikt nic nie zauważył! W Polsce od razu zwrócono by uwagę na to, że czerwony samochód zwisa z okna wieżowca. No, ale wystarczy małe odwrócenie uwagi w postaci parady z okazji Dnia Dziękczynienia i sukces gwarantowany.
    O dziwo pod tą kopułą bzdetów i irracjonalnych działań bohaterów kryje się jakaś głębsza puenta. Ostatecznie chodzi o pewną solidarność, a także i próbę naprawienia krzywd. Poświęcanie się dla dobra innych jest dość naiwne i oczywiście trudno jest uwierzyć, że w dzisiejszych czasach ktoś zachowałby się podobnie do Kovacsa. Temat odbierania emerytur zaskakująco jest bardzo na czasie, w szczególności na polskim czasie. Pozostawia się ludzi samych sobie a system nic nie może poradzić na to, że zostali oszukani. Przykre, ale jakże prawdziwe. Film ten jest także i o odwadze, bo nie każdy wyobraża sobie zwisanie z okna wieżowca, przynajmniej nie ze spokojnym sercem. Działania dla dobra ogółu są tutaj podstawą i ogólnie, o czymś to jest.
     Zaskakujące jest to, że choć w filmie pojawiają się najlepsi komicy ostatnich lat to w żaden sposób nie potrafią dźwignąć tej porażki na nogi. Ben Stiller do tej pory radził sobie znakomicie, według niektórych, a ja zawsze twierdziłam, że ten człowiek nie potrafi grać. To właśnie udowadnia jako Kovacs, choć postać jest całkiem ciekawa. Z drugiej zaś strony jest też Eddie Murphy, którego trudno jest poznać w pierwszych chwilach, gdy pojawia się na ekranie. Bardzo się zmienił, strasznie się postarzał, aczkolwiek był chyba najzabawniejszą postacią w tym filmie. Obok tej dwójki występuje też gwiazda taka jak Alan Alda, któremu sławę przyniosła rola Sokolego oka w „M*A*S*H”. Widać, że się wypalił, zbyt wiele fascynacji do filmu nie wprowadzał. Zaskakuje pojawienie się Matthew Brodericka, którego już bardzo dawno nie widzieliśmy w jakimś konkretnym filmie z porządną rolą. Tutaj,oczywiście nie porywa. Najbardziej ze wszystkich denerwuje chyba rola Caseya Afflecka. Grana przez niego postać jest zbyt tchórzliwa i zbyt racjonalna, jak na takie zawikłania fabularne. Po żeńskiej stronie obsady zobaczymy między innymi nagradzaną z „Hej, Skarbie” Gabourey Sidibe, tym razem pokazującą się z zupełnie innej, bardziej zabawnej strony, a także Teę Leoni, tutaj jako twarda i bystra agentka FBI.
    „Zemsta cieciów” nie jest tym co spodziewamy się zobaczyć. Produkcji brakuje przede wszystkim świeżego poczucia humoru, zabawowego podejścia do niektórych problemów. Wszystko bierze na poważnie i jest o krok od wzbudzenia w widzu skrajnych emocji. I choć z największych katastrof biorą się wspaniale czyny i opowieści to jednak ten przypadek wybija się spośród przyjętych norm. Może to być i zaletą, ale z drugiej strony, kiedy sięgamy po film, po którym spodziewamy się zacnej rozrywki, a otrzymujemy nudny, zbyt dramatyczną mieszankę, to uczucie zawodu jest nieuniknione.

6 komentarzy :

  1. Zgadzam się jak najbardziej z Twoją recenzją. Film jest słaby, mało śmieszny, momentami wręcz nuży. Na siłę próbuje rozbawić widza, co niestety w finałowym rozrachunku wychodzi dosyć nieudolnie. Do tego Ben Stiller, którego jakoś nigdy nie darzyłem sympatią i Eddie Murphy mający swoje najlepsze lata za sobą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tam nawet nieźle się bawiłem. Owszem, nic specjalnego, nawet gorzej jak lepiej, oceniłem chyba też bardzo podobnie, ale ale podchodząc maksymalnie na luzie, spokojnie można obejrzeć i gdzieś tam nawet się uśmiechnąć. Ale w pełni zgadzam się z tym, że po sporych oczekiwaniach, to jednak jest zawód.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja również, bardzo podobnie oceniłem ten film. Występuje w nim bardzo mało scen podczas których się śmiałem. Miałem nadzieję, że Eddie Murphy wróci do swojej najwyższej formy, ale niestety zawiodłem się. Reszta obsady też niestety nie zachwyca, Stiller, Broderick i Alda słabiutko zagrali, a Caseya Afflecka po prostu nie lubię, w każdym filmie jakim gra mnie drażni ;).
    Podsumowując tak jak napisałaś filmy o takiej fabule powinny bawić, tutaj niestety coś nie wyszło.
    Pozdrawiam
    Hudson

    OdpowiedzUsuń
  4. Filmu samego w sobie nie oglądałem, jednak strasznie martwi mnie fakt, że tak porządni aktorzy jak Casey Affleck, czy Gabourey Sidibe zaczynają grać w tak przeciętnych produkcjach. Ja chyba jednak odpuszczę sobie ten film. Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Casey często grywa w takich filmach, to raczej nie jest nic nowego w jego dorobku, ale na szczęście występy w gorszych produkcjach przeplata z tymi lepszymi, a na te z jego udziałem zawsze warto czekać:)

      Usuń
  5. O, rany. Mnie się nawet nie chciało recenzować tego gniotu:) Marna komedyjka z okropnym młodym Affleckiem. Szkoda tylko Stillera, którego bardzo lubię, a który ma ostatnio "szczęście" do chybionych projektów.

    OdpowiedzUsuń