NOWOŚCI

wtorek, 4 września 2012

978. Pamięć absolutna, reż. Len Wiseman

Oryginalny tytuł: Total Recall
Reżyseria: Len Wiseman
Scenariusz:
Kurt Wimmer, Mark Bomback

Na podstawie: opowiadania Philipa K. Dicka "Przypomnimy to Panu hurtowo"
Zdjęcia: Paul Cameron
Muzyka:
Harry Gregson-Williams
Kraj: USA, Kanada
Gatunek: Sci-Fi, Thriller, Akcja
Premiera:
03 sierpnia 2012 (Świat) 31 sierpnia 2012 (Polska)
Obsada:
Colin Farrell, Jessica Biel, Kate Beckinsale, Bryan Cranson, Bokeem Woodbine, Bill Nighy i inni

     Jeszcze do niedawna z filmem „Pamięć absolutna” miałam niewiele wspólnego. Jednakże, gdy tylko dowiedziałam się, że na ekrany wchodzi remake musiałam nadrobić zaległości. Po seansie z lekkim sceptycyzmem podchodziłam do całkiem nowego spojrzenia, tym razem Lena Wisemana („Underworld”, „Szklana pułapka 4.0”) na znane opowiadanie „Przypomnimy to Panu hurtowo”. Szczęśliwie nie jest to dokładne odwzorowanie produkcji Paula Verhoevena, Schwarzeneggera zastąpił Farrell, Marsa zamieniono na Kolonię, ale o dziwo i tak sprawdza się to w nowym designie i nowej technologii.
    Większa część Ziemi uległa skażeniu. Ocalały jedynie Zjednoczona Federacja Brytyjska oraz Kolonia. To właśnie w niej mieszka przeciętny pracownik fabryki robotów- Doug (Colin Farrell), a wraz z nim jego piękna żona- Lori (Kate Beckinsale). Choć żyją szczęśliwie, Douga każdej nocy męczą koszmary, a to czyni jego życie niepełnym. Kiedy nie udaje mu się awansować wyrusza do siedziby Rekall, którzy wszczepiają ludziom wspomnienia. To właśnie tam okazuje się, że Doug nie jest zwykłym robotnikiem, a tajnym agentem. Teraz jego żona chce go zabić i ścigają go rzesze morderczych robotów, które sam składał. Na ratunek przybywa mu kobieta ze snów- Melina (Jessica Biel), która nie tylko zdradza mu co się stało, ale chce także pomóc w przywróceniu wolności ludziom spod rządków kanclerza Cohaagena (Bryan Cranston).
     Remaki mają to do siebie, że zazwyczaj stanowią marną próbę dorównania pierwowzorowi. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, „Total Recall”, nie jest jednym z takich filmów, a wszystko przez to, że nie stanowi wiernej kopii filmu Verhoevena- ani pod względem wizualnym, ani też fabularnym. Pierwszą zmianą jaką zobaczymy, to fakt, że akcja rozgrywa się na Ziemi, w całości. Tym samym nie zobaczymy już Czerwonej Planety. Nie mniej, dostarcza nam to innej atrakcji pod postacią „Zjazdów”. Atrakcji, która determinuje późniejsze wydarzenia i stanowi źródło naszej uciechy. Ponadto o wiele więcej się tutaj dzieje. Oczywiście, początkowo akcja wlecze się niemiłosiernie, aczkolwiek w chwili, gdy tylko Doug przekracza próg Rekall fabuła nie tylko mocno się rozkręca, ale ponadto nie daje nam odpocząć nawet na minutę. Walki w szybach wind, niesłychane pościgi, czy też ostateczna walka na „kolejce” to właśnie te elementy, których próżno szukać w starej wersji. Jednakże to co najważniejsze, pozostaje niezmienione. Najważniejsza jest tutaj misja filmu, przekaz. Dotyka on bowiem wolności człowieka, tym razem może nawet i bardziej niżeli przy poprzednim obrazie. Uwidacznia się walkę o demokrację. Uwidacznia się ruch oporu, choć z tym może niekoniecznie bardziej niż wcześniej. Z pewnością istotna jest tutaj miłość i jej zbawienny wpływ na człowieka. Aczkolwiek ciekawe jest także to jak ciągną się intrygi. Wielka tajemnica, gigantyczne zwroty akcji i jeszcze większe napięcie, to cechy charakterystyczne filmu Wisemana, które może nie do końca były rozbudowane w filmie Verhoevena.
    Twórcy filmu nie zapomnieli jednak o fanach starej wersji. Choć bardzo wiele uległo zmianie, to niektóre elementy pozostały niezmienne. Miłośnicy kobiety o trzech piersiach nie będą zawiedzeni. Ci, którzy pamiętają scenę przedarcia się przez odprawę pod przebraniem mogą mieć niezłą uciechę z nowej jej aranżacji. Z pewnością wielu będzie szczęśliwych z powodu Lori i jej niezniszczalności. Szkoda tylko, że zamieniono piękne mieszkanie Quaida na totalną norę, ale wraz z postępem akcji zostanie nam to wynagrodzone. Choć nie ma tutaj Marsa, który zachwycał wcześniej, to przynajmniej pozbawieni jesteśmy bezsensownemu wytwarzaniu atmosfery w pięć minut. Jednego ścigającego bohatera zamieniono na całą rzeszę niepokonanych robotów, a także, nie ujrzymy też zdeformowanych osobników, a sam dowódca ruchu oporu nie wzbudza takich emocji jak wcześniej.
    Z pewnością jednak wielu zakocha się w nowych sceneriach, które zaproponowano nam tym filmem. Wizja postapokaliptycznego świata jest nie tylko przerażająca, ale i piękna. Ma w sobie coś z tajemniczości planu „Jestem legendą”. Ruiny i to wszechobecne uczucie niepokoju, coś wspaniałego. Stworzono całkowicie inny świat, a jego nowoczesne budynki, choć obskurne są całkiem urokliwe. Intrygujący jest ten kontrast pomiędzy światem u góry, wyjęty z rasowego science fiction, a dolnym poziomem przypominającym nam świat, który znamy. Zestawia się tutaj biedotę Koloni, z wyrafinowanymi i wyspecjalizowaną architekturą wnętrz „windy”. Trzeba przyznać, że film jest efektowny. Dla niektórych może nawet bardziej niż pierwowzór, ale trzeba mieć na uwadze, że dysponowano wówczas inną technologią, więc był również czarujący, ale na inny sposób. Całkiem ciekawym dodatkiem okazuje się również ścieżka dźwiękowa przygotowana przez Harry'ego Gregson-Williamsa, który jest specjalistą od kompozycji dla produkcji tego gatunku. Intryguje, stopniuje napięcie i porusza. Idealnie podkreślając klimat filmu.
     Nie od dziś wiadomo, że nie znoszę Farrella. Każdego Farrella. Pech chciał, że zastąpił on Arniego w roli Douga Quaida. Mówi się trudno. Nie mniej, zaskakująco, wcale nie był taki najgorszy. Po pewnym czasie przestajemy zauważać, że to ten „przystojniak” szaleje nam na ekranie niczym wprawny parkourowiec. Jego aktorstwo jest względnie zjadliwe i nawet przekonujące, z pewnością bardziej niż Arniego. Dla mnie, osobiście, nie lada atrakcją było pojawienie się w filmie Kate Beckinsale, której nie widziałam w nowej roli całe wieki- chyba od czasu „Motelu”. Muszę przyznać, że stęskniłam się za jej pięknem, a jako niezniszczalna Lori zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Była autentycznie zabójcza- uwielbiam to! Z kolei Jessica Biel jako Melina jest zasadniczo nijaka. Jej rola opiera się głównie na ciągłej walce i nic poza tym. Nie ma charakteru, który swego czasu Rachel Ticotin nadała tej postaci.
   Pod wieloma względami wizja Lena Wisemana dorównuje tej od Paula Verhoevena. „Pamięć absolutna” w nowym wykonaniu została ciekawie urozmaicona przez co mamy wrażenie, jakbyśmy oglądali zupełnie nowy film, i to się sprawdza! Dzieje się tu o wiele więcej, zachwycać możemy się nie tylko dopracowaną w najmniejszym szczególne architekturą miasta, ale również i niespodziankami przygotowanymi specjalnie dla sympatyków filmu z roku 1990. Dalej odczuwamy niezmienionego ducha walki o wolność i choć film pełen jest wymienianych przez widzów bezsensów, to trzeba pamiętać, że produkcja Verhoevena również nie była pod tym względem lepsza. Len Wiseman tworzy fascynujące widowisko na miarę XXI wieku i z pewnością nie będziemy się na nim nudzić.

 Recenzja dla portalu A-G-W.info







5 komentarzy :

  1. Mi nowa "Pamięć absolutna" podobała się okropnie, zresztą wychwaliłam ją u siebie na blogu i zdania nie zmienię ;) To przede wszystkim film kompletnie inny od oryginału Verhoevena, utrzymany w zupełnie innej konwencji - akcji - i nie ma się co oszukiwać, że kiedykolwiek miał być głęboki i zaskakujący, a już na pewno dorównujący poprzednikowi. Przy odpowiednim nastawieniu można się na nim naprawdę świetnie bawić. Plus, ma fantastyczną wizję przyszłości, która mnie zwyczajnie oszołomiła :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie widziałam tej starej wersji przez głównego aktora...a teraz jest dwóch w nowej wersji za którymi nie przepadam...Więc pewnie sobie odpuszczę .

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja osobiście nie traktowałem Total Recall jako remake'u - szczególnie kiedy w napisach pojawia się nazwisko Philip'a K. Dick'a. Są faktycznie mrugnięcia okiem do widzów poprzedniej ekranizacji (choć obu wersjom daleko do ekranizacji w pełnym tego słowa znaczeniu).
    Jak dla mnie właśnie początek filmu przed odwiedzeniem Rekall ma jeszcze potencjał - potem akcja i efekty zagłuszają przesłanie, które mogło w filmie zostać zawarte. Brak wglądu w charaktery bohaterów sprawiło, że dla mnie wątek wyzwoleńczy był sztuczny i nie angażował mnie w historię. Zgadzam się jednak, że świetną robotę wykonali technicy od efektów specjalnych w zakresie scenografii.
    W moim odbiorze Total Recall pozostanie niestety filmem średnim, takim też go zrecenzowałem u mnie w Salonie

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń