NOWOŚCI

piątek, 31 sierpnia 2012

977. Immortals. Bogowie i herosi, reż. Tarsem Singh

Oryginalny tytuł: Immortals
Reżyseria: Tarsem Singh
Scenariusz: Vlas Parlapanides, Charley Parlapanides
Zdjęcia: Brendan Galvin 

Muzyka: Trevor Morris 
Kraj: USA
Gatunek: Fantasy, Dramat, Akcja
Premiera: 10 listopada 2011 (Świat) 11 listopada 2011 (Polska)
Obsada: Henry Cavill, Mickey Rourke, Stephen Dorff, Freida Pinto, Luke Evans, John Hurt, Joseph Morgan, Isabel Lucas, Kellan Lutz

    Był czas Herkulesa. Było też o Achillesie. O Perseuszu także nie zapomniano. Teraz, do grona mitologicznych herosów przeniesionych na wielki kinowy ekran dołącza Tezeusz. To właśnie jego postać i dokonania stały się inspiracją dla scenarzystów tworzących film „Immortals. Bogowie i herosi”. Twórca przebojowej i niezwykle kontrowersyjnej „Celi” z Jennifer Lopez w roli głównej, indyjski reżyser Tarsem Singh, nowy film postanowił zaprezentować w popularnej wśród twórców i znienawidzonej przez widzów technologii 3D. I choć samego bohatera filmu można uznać za jednego z ciekawszych, to cały film nie należy do interesujących.
     Tezeusz (Henry Cavill) i jego matka są wyrzutkami społecznymi ze względu na to, że nikt nie wie kim jest ojciec chłopaka. Trenowany od lat przez tajemniczego starca Tezeusz wyróżnia się zwinnością i sprytem. Gdy na jego wioskę napadają oddziały króla Hyperiona (Mickey Rourke), szukając legendarnego łuku Epirusa, matka Tezeusza ginie, a on sam zostaje pojmany. Spotyka przepiękną wyrocznię- Fedrę (Freida Pinto), która pomaga mu wydostać się z niewoli. Chłopak dołącza do wojska i przewodzi bitwie przeciwko siłom Hyperiona. W międzyczasie bogowie Olimpu z ojcem Zeusem (Luke Evans) na czele starają się nie ingerować w walkę na Ziemi. Do momentu, w którym to Hyperion uwalnia tytanów z Tartaru.
     Filmy, których podstawą są mity o dokonaniach starożytnych herosów cieszą się ogromną popularnością. Była „Troja”, było też „Starcie tytanów”, a teraz przyszedł czas na „Immortals”. Fabuła kręci się wokół postaci Tezeusza, mitologicznego pogromcy Minotaura. Choć w filmie uwaga widza skupia się bardziej na łuku Epirusa i jego niszczycielskim działaniu. To on ma uwolnić tytanów z Tartaru. Cała akcja filmu opiera się więc na wędrówce ku Górze Tartar, ale wcześniej na poszukiwaniu wyroczni, która zna jego położenie. Można się więc spodziewać, że większych porywów w akcji tutaj nie ma. Co jakiś czas można spodziewać się większej rozróby przy użyciu łuku, przy użyciu młotów- Zeus ze swoim narzędziem jest prawdziwie miażdżący, ale to wszystko trwa zaledwie chwilę. 
Sceny walki kończą się na tej największej spod Tartaru, choć przewaga liczebna wroga jest zatrważająca, porównywalna z tą w „Władcy Pierścieni: Dwie wieże”. Gdzieś pomiędzy znajdujemy nawiązanie do mitologicznej walki z Minotaurem. Dość ciekawie zostało to przedstawione, z zupełnie innej strony i to się może podobać. U końca podróży dochodzi do tych najważniejszych walk. Mega rozgrywka pomiędzy wojskami, walka pomiędzy Hyperionem i Tezeuszem, no i oczywiście starcie bogów z tytanami. Ciężko stwierdzić, czyja dostarczała więcej rozrywki, bowiem tak długo przyszło nam czekać na większy rozlew krwi i ekscytujące doznania, że cała ta sytuacja napinała nasze nerwy jak struny. O dziwo pojawia się też wątek romantyczny, trudno byłoby się spodziewać rozkwitu namiętności pomiędzy wojownikiem a wyrocznią, która teoretycznie powinna pozostawać czysta.
     Spoglądając na stronę wizualną produkcji możemy dojść do wniosku, że przypomina trochę stylistykę „300”. Jednakże jak się okazuje ma ona więcej wspólnego z charakterem „Celi”, gdzie także postawiono na minimalizm. Uwaga skupia się na estetycznych doznaniach. W zasadzie nie wyróżnia się tutaj większej gamy kolorystycznej, oprócz zgaszonych odcieni złota i piasku. Dopiero, gdy do akcji wkraczają bogowie nabiera więcej blasku ze względu na złoto. Nawet krew ma tutaj brudny kolor. To wszystko ma jednak swój urok i kryje się w tym pewna tajemnica. Wykorzystywanie slow motion jest dobrym patentem w szczególności, gdy ukazuje się tym siłę bogów. Jednakże wykorzystywane jest to w zasadzie przy większych scenach walki, a także chcąc odzwierciedlić moc łuku Epirusa. Krew tryska tutaj na wszystkie strony, zupełnie jak w „300”, a twórcy nie szczędzą nam wrażeń poprzez spowalnianie spektakularnej walki tytanów z bogami. Niekiedy nie należy to do najprzyjemniejszych widoków, bo zakrawa to trochę o sadyzm, no ale w starożytności najwyraźniej tak się walczyło. Szkoda, że Trevor Morris, którego uwielbiam za podkład do serialu „Rodzina Borgiów” tutaj nie postarał się za specjalnie ze swoimi kompozycjami. W zasadzie jego praca ograniczyła się tutaj do minimum, a podkład muzyczny usłyszeć mogliśmy w ważniejszych momentach, potęgujących wrażenia.
    Zaangażowanie obsady w realizację „Immortals” wcale nie jest takie całkiem najgorsze, no ale ostatecznie za bardzo nie było się czym tutaj pochwalić jak dialogi także miały charakter minimalistyczny. Dlatego przy ocenie trzeba skupić się bardziej na mowie ciała. Najważniejsza rola to oczywiście praca Henry'ego Cavilla, którego większość znać może z „Dynastii Tudorów” bądź epizodach w „Co nas kręci, co nas podnieca”. Jako Tezeusz pokazał się z zupełnie innej strony, tej walecznej, ten odważnej. W walkach poruszał się z prawdziwą gracją robiąc spore wrażenie na oglądających. Obok niego występuje hinduska piękność Freida Pinto, której rola w filmie „Slumdog” otworzyła drogę do kariery filmowej w Hollywood. Od tamtej pory kobieta bardzo dobrze sobie radzić, chociaż w tym filmie nie porywa serca. Wydaje się pozbawiona emocji, jak gdyby grała od niechcenia. A może taki był właśnie zamysł, olewcze podejście do wszystkiego. Czarnym charakterem jest tutaj Hyperion, a w tej roli sam Mickey Rourke. Zaskakuje trochę jego postać, ale ostatecznie naprawdę budzi grozę. Ponadto w roli Zeusa zobaczymy muszkietera- Luke'a Evansa, a jako Lizander wystąpił pierwotny wampir Joseph Morgan. Innym wampirem odbijającym się od zmierzchowej rodziny jest Kellan Lutz, który tym razem stał się samym Posejdonem, a Ateną została Isabel Lucas, która wcześniej ukazała nam zupełnie inne oblicze transformując się z pięknej studentki w bezlitosnego robota. W filmie same znane twarze, bo w jednej z ról zobaczymy również Johna Hurta, ale ostatecznie nie dodaje to punktów tej produkcji.
     Przed totalną katastrofą „Immortals” uratowany zostaje przede wszystkim przez efekty wizualne, a także misz masz aktorski. Twórczy minimalizm nie zawsze wychodzi na dobre i przykładem tego jest właśnie ten film. Potencjał był dobry, bowiem historia Tezeusza może czynić naprawdę wspaniałe rzeczy, aczkolwiek wykonanie jest zdecydowanie zbyt nużące. Co gorsza, wszystko wskazuje na to, że możemy spodziewać się kontynuacji. Prawda jest jednak taka, że gdyby przyszło mi pójść na ten seans do kina, zapłacić za seans w technologii 3D i zobaczyłabym coś takiego, to chyba na zawsze straciłabym zaufanie do kina i produkcji tego typu. Bo choć film ma w sobie to coś, to te niemalże dwie godziny filmu, były niezwykle meczące.

3 komentarze :

  1. Bardzo słaby tekst. Proponowałbym zająć się czymś innym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z pewnością piszesz lepsze. skoro masz taką uwagę to prosiłabym o uzasadnienie. cenię sobie konstruktywną krytykę :)

      Usuń
  2. Co prawda nie oglądałem filmu, ale już sam zwiastun raczej mnie nie zachęcił. Piszesz, że od strony wizualnej przypomina to 300 i tak właśnie wyglądało to w zwiastunie, przy czym wyobrażałem sobie to jako marną podróbkę tego stylu. Prawodpodobnie nie jest to film dla mnie, chociaż jak patrzę na tę całkiem ciekawą obsadę, to trochę mi szkoda, że aktorzy decyduja się na grę w takich filmach.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń