NOWOŚCI

wtorek, 24 kwietnia 2012

930. Ghost Rider 2, reż. Mark Neveldine, Brian Taylor

Oryginalny tytuł:  Ghost Rider: Spirit of Vengeance
Seria: Ghost Rider #2 
Reżyseria: Mark Neveldine, Brian Taylor
Scenariusz: David S. Goyer, Scott M. Gimple, Seth Hoffman
Zdjęcia: Brandon Trost
Muzyka: David Sardy
Kraj: USA
Gatunek: Akcja, Fantasy
Premiera światowa: 13 lutego 2012
Premiera polska: 13 kwietnia 2012

Obsada: Nicolas Cage, Violante Placido, Ciaran Hinds, Idris Elba, Johnny Whitworth, Fergus Riordan, Jacek Koman, Anthony Head
 
     Tego filmu wyczekiwało tysiące fanów. Po dobrym przyjęciu przez widzów pierwszej ekranizacji znanego komiksu Marvela „Ghost Ridera”, pewniakiem było, że pewnego dnia znów będziemy mogli podziwiać tego demonicznego mściciela na ekranie kina. Niestety, Mark Steven Johnson nie podjął się realizacji kontynuacji wobec czego scenariusz trafił w ręce Marka Neveldine'a i Briana Taylora, czyli ludzi odpowiadających za taką zbrodnię na kinie jak „Adrenalina”, czy „Jonah Hex”. Czy biorąc to pod uwagę powinniśmy się dziwić, że „Spirit of Vengeance” jest zaledwie kilka centymetrów dna? Niespecjalnie. A najgorsze jest to, że krzywdę wyrządzać chcą nam w trójwymiarze.
     Niegdyś Johnny Blaze (Nicolas Cage) był znanym i nieustraszonym kaskaderem. Wszystko za sprawą tego, że jako nastolatek podpisał pakt z Diabłem, aby uratować swojego ojca. Niestety, Diabeł (Ciarán Hinds) wyrolował go i chcąc nie chcąc Blaze stał się Ghost Riderem zamieniającym w popiół grzeszników. Kiedy demon zaczął przejmować kontrolę nad mężczyzną, ten pozostawił swoje życie i ukochanych za sobą, teraz skrywając się w ciemnościach. Jego kryjówkę odnajduje kaznodzieja imieniem Moreau (Idris Elba), który prosi go o przysługę. Chce on, aby Ghost Rider znalazł chłopca, Danny'ego (Fergus Riordan), naznaczonego znakiem Diabła i przyprowadził go do niego i jego braci. W nagrodę kapłani zdejmą z niego klątwę, która zniszczyła całe jego życie.
     Najnowsza część o Johnnym Blazie jest całkowicie różna od poprzedniej. Przede wszystkim jest o wiele bardziej mroczna, wzbudza większą grozę, a przede wszystkim sam Ghost Rider jest o wiele bardziej wyrazisty. Dlaczego? Płonąca trupia czaszka nie jest już tak biała i gładziutka jak wcześniej. Teraz sprawia wrażenie ciągłego rozkładu, a przy tym bardziej przeraża. Najwyraźniej Rider zyskał jakieś nowe nadzwyczajne moce, a może jego gniew jest taki nieposkromiony, bowiem wystarczy dotknięcie metalowym łańcuchem złoczyńcę, aby ten zamienił się w popiół. Jest to jak najbardziej efektowne. Ponadto, nie ogranicza się jedynie do motocyklu, który nadal wywołuje ciarki na całym ciele, ale przesiada się i wprawia w demoniczny ruch zarówno ciężki sprzęt, jak i ciężarówki. 
Pojawia się również nowa postać z nową mocą, która jest o wiele bardziej ohydna niż jakakolwiek inna. Choć wprowadza to spore zamieszanie, to jej użycie wydaje się całkowicie pozbawione większego sensu. Postarano się, aby efekty były na jak najwyższym poziomie i faktycznie, jeżeli już coś się rozgrywa efektownego na ekranie to rozwala mózg. Jednakże gdzie w tym trójwymiar? Niestety, pod tym względem w ogóle się nie postarano. Całkowicie zapominamy o tym, że powinniśmy dostawać łańcuchem prosto w twarz, bądź łapać za spadające postaci. Jedyne co nam o tym przypomina to zjeżdżające z nosa okulary 3D. Trudno uwierzyć, że ktokolwiek nie byłby mocno podirytowany za zapłacenie za filmy w trójwymiarze i nie zobaczeniu go w takiej wersji. Efektów w tej technice nie ma żadnych. Nawet rysowane i komiksowe wstawki nie dawały takiego wrażenia. A szkoda.
     W dodatku Neveldine i Taylor pozbawili Ghost Ridera humoru, dialogów wypowiadanych przez demona i całej tej nadnaturalnej otoczki. Działa to zdecydowanie na szkodę dla produkcji, ponieważ z lekkiego i przyjemnego filmu akcji stał się poważnym, a przede wszystkim męczącym obrazem. Zapomnijcie o tym, że Rider zaskoczy Was jakimś dowcipem, czy pojawi się w jakiejś komicznej sytuacji. Teraz będzie niezwykle brutalny, choć zmiany jakie Blaze przechodzi są niezwykle denerwujące, a właściwie to wykonane zostały w bardzo męczący sposób, choć ma to też swój urok. Szkoda, że film pozbawiony został swojego nadprzyrodzonego charakteru. Tym razem Blaze nie ściga syna diabła i jego pomocników. Teraz jego zadanie przyjmuje bardziej ludzką formę. Mierzyć się będzie z bardziej przyziemnym uzbrojeniem, bowiem ludzie zrobią wszystko, aby zrównać jego osobę z ziemią. Nie robi tego jednak bezinteresownie. Chroni chłopaka, aby sam mógł uwolnić się od demona, który doprowadza go powoli do szaleństwa. Pojawia się więc wątek religijny, bowiem okazuje się, że Danny jest jeszcze bardziej związany z Diabłem niż sam Blaze. Aby go ocalić musi przejść duchową drogę pełną wybojów. Doprowadzi go ona do zbawienia. Choć to z kolei jest chyba najbardziej frustrujące. Poznajemy przeszłość demona siedzącego w ciele Johnny'ego. Dowiemy się, że wcześniej nie był taki zły. Trzeba przyznać, że takie ułagodzenie tej postaci nie jest najlepszym posunięciem, a jeszcze gorzej jest wprowadzić historyjkę w życie. Z drugiej zaś strony pokazuje to dwoistość ludzkiej natury, a Rider jest idealnym tego uosobieniem.
     „Ghost Rider 2” idealnie pokazuje, że Nicolas Cage jest aktorem marnym. Kiedy w pierwszym filmie można było przymknąć oko na jego dziwaczne odchyły i niedociągnięcia, tak tutaj nie można już tego przeboleć. Co prawda idealnie odgrywa szaleństwo, które zaczyna doskwierać Blaze'owi, jednakże robi to aż przesadnie, a to wychodzi bardzo nienaturalnie. Kwestie wypowiadane są przez niego tak monotonnie i bez jakiegokolwiek wyrazu, że trzeba się pilnować, aby nie przysnąć ze znudzenia. Niestety, nie powala. Choć i reszta obsady dobrego wrażenia nie robi. Najbardziej wyróżnia się ze wszystkich Idris Elba, który wcielił się w postać zapijaczonego kaznodziei, Moreau. Jest niezwykle wyrazisty i wzbudza zainteresowanie w widzu. Całkiem nie najgorzej radzi sobie także Ciaran Hinds w roli Diabła, aczkolwiek mógłby wypaść o wiele lepiej. Jego rola dawała spore pole do popisu więc w pewnej części jak najbardziej się w niej sprawdził. Choć nie do końca wywoływał takie przerażenie, jak powinien.
     Pod wieloma względami „Spirit of Vengeance” jest piekielnie lepszy od poprzednika. Niestety, mankamenty dominują i tym samym przemawiają na jego niekorzyść. Stracił w sobie swobodę i pewną magię, która towarzyszyła produkcji Johnsona. Stał się mroczny i przerażający, a przede wszystkim przesadny w swoim artyzmie za sprawą duetu odpowiadającego za film „Crank”. Z tego też powodu mocna ścieżka dźwiękowa i wbijające w fotel efekty nie wzniosą go na wyżyny. Jedynie umiłowanie do płonącej czaszki i jego motocyklu nie pozwala nazwać tej kontynuacji totalnie miażdżącym nieporozumieniem.


2 komentarze :

  1. Nie lubię tego typu filmów, po prostu z góry wiem że mi się nie spodobają. Wystarczy mi tylko Batman :D Zapraszam na mój raczkujący dopiero filmowy blog :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zgodzę się, że "jedynka" Ghost Rider'a została dobrze przyjęta przez fanów. Film spotkał się z miażdżąca falą krytyki ze strony znawców komiksu i nie tylko. Ten film to totalna kupa. Porażkę tego filmu upatruje się zarówno w osobie Nicolasa Cage'a jak i samego reżysera - Marka Stevena Johnsona. Nic dziwnego, facet poza swoim debiutanckim filmem "Simon Birch" na podstawie powieści Irvinga (odsyłam do swojej recenzji) nie popełnił żadnego dobrego filmu.

    OdpowiedzUsuń