Seria: Ghost Rider #2
Reżyseria: Mark Neveldine, Brian Taylor
Scenariusz: David S. Goyer, Scott M. Gimple, Seth Hoffman
Zdjęcia: Brandon Trost
Muzyka: David Sardy
Kraj: USA
Gatunek: Akcja, Fantasy
Premiera światowa: 13 lutego 2012
Premiera polska: 13 kwietnia 2012
Obsada: Nicolas Cage, Violante Placido, Ciaran Hinds, Idris Elba, Johnny Whitworth, Fergus Riordan, Jacek Koman, Anthony Head
Gatunek: Akcja, Fantasy
Premiera światowa: 13 lutego 2012
Premiera polska: 13 kwietnia 2012
Obsada: Nicolas Cage, Violante Placido, Ciaran Hinds, Idris Elba, Johnny Whitworth, Fergus Riordan, Jacek Koman, Anthony Head
Tego
filmu wyczekiwało tysiące fanów. Po dobrym przyjęciu przez widzów
pierwszej ekranizacji znanego komiksu Marvela „Ghost Ridera”,
pewniakiem było, że pewnego dnia znów będziemy mogli podziwiać
tego demonicznego mściciela na ekranie kina. Niestety, Mark Steven
Johnson nie podjął się realizacji kontynuacji wobec czego
scenariusz trafił w ręce Marka Neveldine'a i Briana Taylora, czyli
ludzi odpowiadających za taką zbrodnię na kinie jak „Adrenalina”,
czy „Jonah Hex”. Czy biorąc to pod uwagę
powinniśmy się dziwić, że „Spirit of Vengeance”
jest zaledwie kilka centymetrów dna? Niespecjalnie. A najgorsze jest
to, że krzywdę wyrządzać chcą nam w trójwymiarze.
Niegdyś
Johnny Blaze (Nicolas Cage) był znanym i nieustraszonym
kaskaderem. Wszystko za sprawą tego, że jako nastolatek podpisał
pakt z Diabłem, aby uratować swojego ojca. Niestety, Diabeł
(Ciarán Hinds) wyrolował go i chcąc nie chcąc Blaze stał
się Ghost Riderem zamieniającym w popiół grzeszników. Kiedy
demon zaczął przejmować kontrolę nad mężczyzną, ten pozostawił
swoje życie i ukochanych za sobą, teraz skrywając się w
ciemnościach. Jego kryjówkę odnajduje kaznodzieja imieniem Moreau
(Idris Elba), który prosi go o przysługę. Chce on, aby
Ghost Rider znalazł chłopca, Danny'ego (Fergus Riordan),
naznaczonego znakiem Diabła i przyprowadził go do niego i jego
braci. W nagrodę kapłani zdejmą z niego klątwę, która
zniszczyła całe jego życie.
Najnowsza
część o Johnnym Blazie jest całkowicie różna od poprzedniej.
Przede wszystkim jest o wiele bardziej mroczna, wzbudza większą
grozę, a przede wszystkim sam Ghost Rider jest o wiele bardziej
wyrazisty. Dlaczego? Płonąca trupia czaszka nie jest już tak biała
i gładziutka jak wcześniej. Teraz sprawia wrażenie ciągłego
rozkładu, a przy tym bardziej przeraża. Najwyraźniej Rider zyskał
jakieś nowe nadzwyczajne moce, a może jego gniew jest taki
nieposkromiony, bowiem wystarczy dotknięcie metalowym łańcuchem
złoczyńcę, aby ten zamienił się w popiół. Jest to jak
najbardziej efektowne. Ponadto, nie ogranicza się jedynie do
motocyklu, który nadal wywołuje ciarki na całym ciele, ale
przesiada się i wprawia w demoniczny ruch zarówno ciężki sprzęt,
jak i ciężarówki.
Pojawia się również nowa postać z nową
mocą, która jest o wiele bardziej ohydna niż jakakolwiek inna.
Choć wprowadza to spore zamieszanie, to jej użycie wydaje się
całkowicie pozbawione większego sensu. Postarano się, aby efekty
były na jak najwyższym poziomie i faktycznie, jeżeli już coś się
rozgrywa efektownego na ekranie to rozwala mózg. Jednakże gdzie w
tym trójwymiar? Niestety, pod tym względem w ogóle się nie
postarano. Całkowicie zapominamy o tym, że powinniśmy dostawać
łańcuchem prosto w twarz, bądź łapać za spadające postaci.
Jedyne co nam o tym przypomina to zjeżdżające z nosa okulary 3D.
Trudno uwierzyć, że ktokolwiek nie byłby mocno podirytowany za
zapłacenie za filmy w trójwymiarze i nie zobaczeniu go w takiej
wersji. Efektów w tej technice nie ma żadnych. Nawet rysowane i
komiksowe wstawki nie dawały takiego wrażenia. A szkoda.
W
dodatku Neveldine i Taylor pozbawili Ghost Ridera humoru, dialogów
wypowiadanych przez demona i całej tej nadnaturalnej otoczki. Działa
to zdecydowanie na szkodę dla produkcji, ponieważ z lekkiego i
przyjemnego filmu akcji stał się poważnym, a przede wszystkim
męczącym obrazem. Zapomnijcie o tym, że Rider zaskoczy Was jakimś
dowcipem, czy pojawi się w jakiejś komicznej sytuacji. Teraz będzie
niezwykle brutalny, choć zmiany jakie Blaze przechodzi są niezwykle
denerwujące, a właściwie to wykonane zostały w bardzo męczący
sposób, choć ma to też swój urok. Szkoda, że film pozbawiony
został swojego nadprzyrodzonego charakteru. Tym razem Blaze nie
ściga syna diabła i jego pomocników. Teraz jego zadanie przyjmuje
bardziej ludzką formę. Mierzyć się będzie z bardziej przyziemnym
uzbrojeniem, bowiem ludzie zrobią wszystko, aby zrównać jego osobę
z ziemią. Nie robi tego jednak bezinteresownie. Chroni chłopaka,
aby sam mógł uwolnić się od demona, który doprowadza go powoli
do szaleństwa. Pojawia się więc wątek religijny, bowiem okazuje
się, że Danny jest jeszcze bardziej związany z Diabłem niż sam
Blaze. Aby go ocalić musi przejść duchową drogę pełną wybojów.
Doprowadzi go ona do zbawienia. Choć to z kolei jest chyba
najbardziej frustrujące. Poznajemy przeszłość demona siedzącego
w ciele Johnny'ego. Dowiemy się, że wcześniej nie był taki zły.
Trzeba przyznać, że takie ułagodzenie tej postaci nie jest
najlepszym posunięciem, a jeszcze gorzej jest wprowadzić historyjkę
w życie. Z drugiej zaś strony pokazuje to dwoistość ludzkiej
natury, a Rider jest idealnym tego uosobieniem.
„Ghost
Rider 2” idealnie pokazuje, że Nicolas Cage jest aktorem
marnym. Kiedy w pierwszym filmie można było przymknąć oko na jego
dziwaczne odchyły i niedociągnięcia, tak tutaj nie można już
tego przeboleć. Co prawda idealnie odgrywa szaleństwo, które
zaczyna doskwierać Blaze'owi, jednakże robi to aż przesadnie, a to
wychodzi bardzo nienaturalnie. Kwestie wypowiadane są przez niego
tak monotonnie i bez jakiegokolwiek wyrazu, że trzeba się pilnować,
aby nie przysnąć ze znudzenia. Niestety, nie powala. Choć i reszta
obsady dobrego wrażenia nie robi. Najbardziej wyróżnia się ze
wszystkich Idris Elba, który wcielił się w postać zapijaczonego
kaznodziei, Moreau. Jest niezwykle wyrazisty i wzbudza
zainteresowanie w widzu. Całkiem nie najgorzej radzi sobie także
Ciaran Hinds w roli Diabła, aczkolwiek mógłby wypaść o wiele
lepiej. Jego rola dawała spore pole do popisu więc w pewnej części
jak najbardziej się w niej sprawdził. Choć nie do końca wywoływał
takie przerażenie, jak powinien.
Pod
wieloma względami „Spirit of Vengeance” jest
piekielnie lepszy od poprzednika. Niestety, mankamenty dominują i
tym samym przemawiają na jego niekorzyść. Stracił w sobie swobodę
i pewną magię, która towarzyszyła produkcji Johnsona. Stał się
mroczny i przerażający, a przede wszystkim przesadny w swoim
artyzmie za sprawą duetu odpowiadającego za film „Crank”.
Z tego też powodu mocna ścieżka dźwiękowa i wbijające w fotel
efekty nie wzniosą go na wyżyny. Jedynie umiłowanie do płonącej
czaszki i jego motocyklu nie pozwala nazwać tej kontynuacji totalnie
miażdżącym nieporozumieniem.
Nie lubię tego typu filmów, po prostu z góry wiem że mi się nie spodobają. Wystarczy mi tylko Batman :D Zapraszam na mój raczkujący dopiero filmowy blog :)
OdpowiedzUsuńNie zgodzę się, że "jedynka" Ghost Rider'a została dobrze przyjęta przez fanów. Film spotkał się z miażdżąca falą krytyki ze strony znawców komiksu i nie tylko. Ten film to totalna kupa. Porażkę tego filmu upatruje się zarówno w osobie Nicolasa Cage'a jak i samego reżysera - Marka Stevena Johnsona. Nic dziwnego, facet poza swoim debiutanckim filmem "Simon Birch" na podstawie powieści Irvinga (odsyłam do swojej recenzji) nie popełnił żadnego dobrego filmu.
OdpowiedzUsuń