Reżyseria: Luis Mandoki
Scenariusz: Gerald Di Pego
Na podstawie: powieści Nicholasa Sparksa
Kraj: USA
Gatunek: Melodramat
Premiera światowa: 12 lutego 1999
Premiera polska: 18 czerwca 1999
Obsada: Kevin Costner, Robin Wright Penn, Paul Newman, John Savage, Illeana Douglas, Robbie Coltrane, Jesse James, Tom Aldredge
Data wydania DVD: 20 stycznia 2012 (wznowienie w serii Zakochane Kino)
Dystrybucja: Galapagos
Wersja wydania: 1-płytowa
Dodatki: menu interaktywne, zwiastuny filmowe, komentarze, Sceny dodatkowe
„List w butelce” to poruszający film, którego
scenariusz stanowi przeniesienie na ekran jednej z najpiękniejszych
powieści znanego twórcy melodramatycznych historii. Druga książka
Nicholasa Sparksa jako pierwsza doczekała się ekranizacji, a
dokonał tego Luis Mandoki, twórca takich hitów jak „Kiedy
mężczyzna kocha kobietę”, czy „Głosy
niewinności”. Przy pomocy małego przedmiotu tworzy
niezapomnianą historię, która porusza do łez, na tle
niesamowitych nadmorskie widoki, zamiłowania do morza i dochodzenia
do siebie po stracie ukochanej.
Po
swoim rozwodzie- Theresa (Robin
Wright) nadal pracuje w
lokalnej gazecie. Podczas jednego z porannych joggingów po plaży
odnajduje przepełniony miłością list w butelce. Jej naczelny
(Robbie Coltrane)
publikuje tekst na łamach gazety. Tym sposobem redakcja otrzymuje
jeszcze dwa listy podobne do pierwszego i dzięki nim udaje się
dowiedzieć kto jest ich autorem. Theresa postanawia pojechać pod
odnaleziony adres i tam poznaje Garreta (Kevin
Costner), który napisał
te listy do swojej zmarłej żony. Spędzają miło czas i
ostatecznie zakochują się w sobie. Jednakże wszystko to przestaje
mieć znaczenie, gdy Garret dowiaduje się o listach.
Wszystkie
książki o miłości, które spisane są piórem Nicholasa Sparksa,
a także filmy, które stanowią ich ekranowe wersje mają jedną
cechę wspólną- zawsze wyciskają łzy z czytelnika, czy też
widza, poprzez tragiczne wydarzenie. Nie inaczej jest z „Listem
w butelce”. Tutaj
podstawę historii stanowią listy, które szkutnik z Karoliny
Północnej pisze do swojej zmarłej żony i wyrzuca w morze. To
właśnie one zostają odnalezione przez dziennikarkę i poprzez
publikację stają się inspiracją dla wielu ludzi. Wiele kobiet
marzy o podobnym uczuciu i żeby ich ukochany potrafił tak do nich
pisać. Sytuacja nabiera tempa, kiedy Theresa wyjeżdża do małego
nadmorskiego miasteczka, aby poznać autora tych listów. Wydaje się,
że od pierwszego wejrzenia pomiędzy tę dwójkę wkracza pewne
głębokie uczucie. Ze względu na to, że ta dwójka to ludzie po
przejściach- ona rozwódka, a on wdowiec, ich relacja pozbawiona
jest namiętności charakterystycznych dla związków młodych ludzi.
Tutaj z ostrożnością dokonuje się kolejnych kroków, chociaż nie
brakuje im także śmiałości. W końcu nie każda kobieta po dwóch
dniach znajomości z mężczyzną ciśnie mu się do łóżka i to
bynajmniej w celach seksualnych. Twórcy prezentują z jakim trudem
przychodzi takim ludziom zapomnieć o przeszłości i pozwolić żyć
nowym życiem. W końcu Theresa musi nauczyć się znów zaufać
mężczyźnie nie obawiając się, że ją porzuci, a Garett musi w
końcu skończyć ze swoim małżeństwem, które przestało istnieć
dwa lata temu. Hitoria ta to przede wszystkim próba pogodzenia się
ze śmiercią najbliższej miłości, a także nauczenie się miłości
od nowa, czego uosobieniem staje się piękna kobieta.
Tłem
dla tej melodramatycznej historii są przepiękne nadmorskie tereny
miasteczka Północnej Karoliny. Atutem jest to, że główny bohater
mieszka na plaży. Dzięki temu przez chwilę możemy cieszyć się
pełnią szczęścia wychodząc z ganku prosto na plażę, czy
podziwiania fal obijających się o brzeg podczas posiłku. Udając
się za Theresą trafimy do Chicago, którego architektura również
sprawia sporo radości. Jednakże największej fascynacji dostarcza
nam wyprawa na morze, jedna... druga. To tam rozgrywają się
najważniejsze wydarzenia pomiędzy dwójką bohaterów. To morze
jednoczy tych dwojga, a także stanowi pewną formę oczyszczenia z
przeszłości. W pewien sposób porusza to nasze rozczulone serce.
Wspaniałym ozdobnikiem do całej oprawy jest oczywiście muzyczna
aranżacja skomponowana przez Gabriela Yareda, który tworzył także
dla takich filmów jak „Wzgórze nadziei”.
Ścieżka dźwiękowa przepełniona jest emocjami i bez problemów
wprawia widza w melancholijny nastrój.
Podstawą
każdego romansu jest dwójka najważniejszych postaci w filmie. W
„Liście w butelce” ten
honor spotkał Robin Wright Penn oraz Kevina Costnera. Para idealnie
dobrana, a jeżeli ktoś nie darzy sympatią jednego z nich to
zakocha się w ich duecie. Oboje stanowią odzwierciedlenie swoich
postaci, bowiem wyglądają na ludzi doświadczonych przez życie.
Robin Wright Penn (dzisiaj już bez Penn) to uosobienie kobiecości,
a także delikatności. Pomimo tego nie wydawała się mdła w tej
historii. Jej Theresa była pełna emocji i zdecydowanie przekonała
nas do tego. Kevin Costner ma za sobą spore doświadczenie aktorskie
i trzeba przyznać, że momentami wyraz jego twarzy pozostaje
nieodgadniony. Nie jest to jednak jego pierwszy występ w tego typu
filmie, bo nie należy zapominać o pełnej pasji roli w
„Bodyguardzie”. Jako
uosobienie ludzkiej rozterki wewnętrznej, ukazał jakich zmian można
dokonać w swoim życiu. Pomiędzy Robin i Kevinem zaistniała
niezwykła więź, którą dało się poczuć na ekranie. Często
jest to problemem, ale tej dwójce udało się zachwycić ludzkie
serca, a także ścisnąć u końca podróży.
Melodramat
reżyserii Mandokiego to ten typ filmów, do których człowiek lubi
powracać. „List w butelce” to
bardzo poruszająca historia, która bez większych oporów bawi się
ludzkimi emocjami. Idzie w ślady powieści i wstrząsa czytelnikiem
u końca, pozostawiając go ze swoistym uczuciem wewnętrznego
rozdarcia. Historia przepięknego uczucia zapoczątkowanego
niezwykłym listem w butelce, która rozkwita w otoczeniu morskich
fal. Przede wszystkim nauka radzenia sobie z przeszłością i
dojrzewania do nowego, a przede wszystkim dowód na to, że kochać
prawdziwie można więcej niż jeden raz.
Film
obejrzałam dzięki uprzejmości firmy Galapagos. Dziękuję!
Jako, że to jeden z pierwszych filmów na bazie Sparksa, to mogę zakładać, że pewien poziom został zachowany. Tak to jest "A moment to remember" i "A Notebook", a potem plejada średnio udanych, jeśli nie przełzawionych historii. Lubię melodramaty, jestem otwarta na słodkie i romantyczne historie. Jednak taki "Dear John" był dla mnie nie do strawienia.
OdpowiedzUsuń"List w butelce" bym zobaczyła, pomimo Kevina C. ;)
chyba "A Walk to Remember" i "The Notebook" :P ale masz rację, na tym chyba się kończą udane ekranizacje Sparksa.
OdpowiedzUsuńFaktycznie nieco spaprałam tytuły i wyszedł mi koreański melodramat zamiast amerykańskiego. ;)
OdpowiedzUsuń"List w butelce" niezły, całkiem. Przede wszystkim początek poznawania siebie głównych bohaterów. Kapitalna prostolinijność, szczere uczucia, coś naprawdę prawdziwego. Nie wiedziałem jednak, że scenariusz został oparty na podstawie powieści. Muszę ją przeczytać!
OdpowiedzUsuń