NOWOŚCI

sobota, 3 marca 2012

914. Listy w butelce, reż. Luis Mandoki

Oryginalny tytuł: Message in a Bottle
Reżyseria: Luis Mandoki
Scenariusz: Gerald Di Pego
Na podstawie: powieści Nicholasa Sparksa
Kraj: USA
Gatunek: Melodramat
Premiera światowa: 12 lutego 1999
Premiera polska: 18 czerwca 1999
Obsada: Kevin Costner, Robin Wright Penn, Paul Newman, John Savage, Illeana Douglas, Robbie Coltrane, Jesse James, Tom Aldredge

Data wydania DVD: 20 stycznia 2012 (wznowienie w serii Zakochane Kino)
Dystrybucja: Galapagos
Wersja wydania: 1-płytowa
Dodatki: menu interaktywne, zwiastuny filmowe, komentarze, Sceny dodatkowe

   „List w butelce” to poruszający film, którego scenariusz stanowi przeniesienie na ekran jednej z najpiękniejszych powieści znanego twórcy melodramatycznych historii. Druga książka Nicholasa Sparksa jako pierwsza doczekała się ekranizacji, a dokonał tego Luis Mandoki, twórca takich hitów jak „Kiedy mężczyzna kocha kobietę”, czy „Głosy niewinności”. Przy pomocy małego przedmiotu tworzy niezapomnianą historię, która porusza do łez, na tle niesamowitych nadmorskie widoki, zamiłowania do morza i dochodzenia do siebie po stracie ukochanej.
    Po swoim rozwodzie- Theresa (Robin Wright) nadal pracuje w lokalnej gazecie. Podczas jednego z porannych joggingów po plaży odnajduje przepełniony miłością list w butelce. Jej naczelny (Robbie Coltrane) publikuje tekst na łamach gazety. Tym sposobem redakcja otrzymuje jeszcze dwa listy podobne do pierwszego i dzięki nim udaje się dowiedzieć kto jest ich autorem. Theresa postanawia pojechać pod odnaleziony adres i tam poznaje Garreta (Kevin Costner), który napisał te listy do swojej zmarłej żony. Spędzają miło czas i ostatecznie zakochują się w sobie. Jednakże wszystko to przestaje mieć znaczenie, gdy Garret dowiaduje się o listach.
     Wszystkie książki o miłości, które spisane są piórem Nicholasa Sparksa, a także filmy, które stanowią ich ekranowe wersje mają jedną cechę wspólną- zawsze wyciskają łzy z czytelnika, czy też widza, poprzez tragiczne wydarzenie. Nie inaczej jest z „Listem w butelce”. Tutaj podstawę historii stanowią listy, które szkutnik z Karoliny Północnej pisze do swojej zmarłej żony i wyrzuca w morze. To właśnie one zostają odnalezione przez dziennikarkę i poprzez publikację stają się inspiracją dla wielu ludzi. Wiele kobiet marzy o podobnym uczuciu i żeby ich ukochany potrafił tak do nich pisać. Sytuacja nabiera tempa, kiedy Theresa wyjeżdża do małego nadmorskiego miasteczka, aby poznać autora tych listów. Wydaje się, że od pierwszego wejrzenia pomiędzy tę dwójkę wkracza pewne głębokie uczucie. Ze względu na to, że ta dwójka to ludzie po przejściach- ona rozwódka, a on wdowiec, ich relacja pozbawiona jest namiętności charakterystycznych dla związków młodych ludzi. Tutaj z ostrożnością dokonuje się kolejnych kroków, chociaż nie brakuje im także śmiałości. W końcu nie każda kobieta po dwóch dniach znajomości z mężczyzną ciśnie mu się do łóżka i to bynajmniej w celach seksualnych. Twórcy prezentują z jakim trudem przychodzi takim ludziom zapomnieć o przeszłości i pozwolić żyć nowym życiem. W końcu Theresa musi nauczyć się znów zaufać mężczyźnie nie obawiając się, że ją porzuci, a Garett musi w końcu skończyć ze swoim małżeństwem, które przestało istnieć dwa lata temu. Hitoria ta to przede wszystkim próba pogodzenia się ze śmiercią najbliższej miłości, a także nauczenie się miłości od nowa, czego uosobieniem staje się piękna kobieta.
     Tłem dla tej melodramatycznej historii są przepiękne nadmorskie tereny miasteczka Północnej Karoliny. Atutem jest to, że główny bohater mieszka na plaży. Dzięki temu przez chwilę możemy cieszyć się pełnią szczęścia wychodząc z ganku prosto na plażę, czy podziwiania fal obijających się o brzeg podczas posiłku. Udając się za Theresą trafimy do Chicago, którego architektura również sprawia sporo radości. Jednakże największej fascynacji dostarcza nam wyprawa na morze, jedna... druga. To tam rozgrywają się najważniejsze wydarzenia pomiędzy dwójką bohaterów. To morze jednoczy tych dwojga, a także stanowi pewną formę oczyszczenia z przeszłości. W pewien sposób porusza to nasze rozczulone serce. Wspaniałym ozdobnikiem do całej oprawy jest oczywiście muzyczna aranżacja skomponowana przez Gabriela Yareda, który tworzył także dla takich filmów jak „Wzgórze nadziei”. Ścieżka dźwiękowa przepełniona jest emocjami i bez problemów wprawia widza w melancholijny nastrój.
     Podstawą każdego romansu jest dwójka najważniejszych postaci w filmie. W „Liście w butelce” ten honor spotkał Robin Wright Penn oraz Kevina Costnera. Para idealnie dobrana, a jeżeli ktoś nie darzy sympatią jednego z nich to zakocha się w ich duecie. Oboje stanowią odzwierciedlenie swoich postaci, bowiem wyglądają na ludzi doświadczonych przez życie. Robin Wright Penn (dzisiaj już bez Penn) to uosobienie kobiecości, a także delikatności. Pomimo tego nie wydawała się mdła w tej historii. Jej Theresa była pełna emocji i zdecydowanie przekonała nas do tego. Kevin Costner ma za sobą spore doświadczenie aktorskie i trzeba przyznać, że momentami wyraz jego twarzy pozostaje nieodgadniony. Nie jest to jednak jego pierwszy występ w tego typu filmie, bo nie należy zapominać o pełnej pasji roli w „Bodyguardzie”. Jako uosobienie ludzkiej rozterki wewnętrznej, ukazał jakich zmian można dokonać w swoim życiu. Pomiędzy Robin i Kevinem zaistniała niezwykła więź, którą dało się poczuć na ekranie. Często jest to problemem, ale tej dwójce udało się zachwycić ludzkie serca, a także ścisnąć u końca podróży.
     Melodramat reżyserii Mandokiego to ten typ filmów, do których człowiek lubi powracać. „List w butelce” to bardzo poruszająca historia, która bez większych oporów bawi się ludzkimi emocjami. Idzie w ślady powieści i wstrząsa czytelnikiem u końca, pozostawiając go ze swoistym uczuciem wewnętrznego rozdarcia. Historia przepięknego uczucia zapoczątkowanego niezwykłym listem w butelce, która rozkwita w otoczeniu morskich fal. Przede wszystkim nauka radzenia sobie z przeszłością i dojrzewania do nowego, a przede wszystkim dowód na to, że kochać prawdziwie można więcej niż jeden raz.
Film obejrzałam dzięki uprzejmości firmy Galapagos. Dziękuję!

4 komentarze :

  1. Jako, że to jeden z pierwszych filmów na bazie Sparksa, to mogę zakładać, że pewien poziom został zachowany. Tak to jest "A moment to remember" i "A Notebook", a potem plejada średnio udanych, jeśli nie przełzawionych historii. Lubię melodramaty, jestem otwarta na słodkie i romantyczne historie. Jednak taki "Dear John" był dla mnie nie do strawienia.

    "List w butelce" bym zobaczyła, pomimo Kevina C. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. chyba "A Walk to Remember" i "The Notebook" :P ale masz rację, na tym chyba się kończą udane ekranizacje Sparksa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Faktycznie nieco spaprałam tytuły i wyszedł mi koreański melodramat zamiast amerykańskiego. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. "List w butelce" niezły, całkiem. Przede wszystkim początek poznawania siebie głównych bohaterów. Kapitalna prostolinijność, szczere uczucia, coś naprawdę prawdziwego. Nie wiedziałem jednak, że scenariusz został oparty na podstawie powieści. Muszę ją przeczytać!

    OdpowiedzUsuń