Reżyseria: Jay Roach
Scenariusz: David Guion, Michael Handelman
Zdjęcia: Jim Denault
Muzyka: Theodore Shapiro
Kraj: USA
Gatunek: Komedia
Premiera światowa: 30 lipca 2010
Premiera polska na DVD: 11 października 2010
Obsada: Steve Carell, Paul Rudd, Zach Galifianakis, Stephanie Szostak, Jemaine Clement, Bruce Greenwood, David Williams, Ron Livingston, Larry Wilmore
„Kolacja dla palantów” to
najnowsza komedia twórcy takich hitowych serii jak „Austin
Powers”, czy „Poznaj mojego tatę”- Jaya Roacha. Tym razem
postanowił on zamerykanizować francuską komedię Francisa Vebera,
zapożyczając także jej tytuł. Jednakże patrząc na opinie
zauważyć można, że remake nie radzi sobie tak dobrze jak
pierwowzór, co nie jest oczywiście niczym zaskakującym. Jay Roach
trochę przeliczył się ze swoimi możliwościami i chociaż pomysł
na film nie jest całkiem zły to jednak jego wykonanie jest
niezwykle męczące.
Głównym tematem filmu jest
kolacja służbowa, na którą pracownicy zapraszają dowolną osobę,
która pobije inne osoby towarzyszące swoją głupotą, a tym samym
rozbawi resztę. Aby przypodobać się szefowi- Fenderowi (Bruce
Greenwood), starający się o awans Tim Conrad (Paul Rudd)
ma zamiar uczestniczyć w tej kolacji. Jego dziewczyna- Julie
(Stephanie Szostak), uważa jednak, że jest to złe i
okrutne, przez co Tim rezygnuje z kolacji. Jednakże już następnego
dnia na jego drodze staje Barry (Steve Carrell), który w
ramach swojego hobby zajmuje się tworzeniem znanych scenerii z
wykorzystaniem wypchanych myszek. Tim uważa, że jest to znak z
nieba i zaprasza Barry`ego na kolację. Nie jest świadomy tego, że
jego znajomość z Barrym wywróci jego życie do góry nogami.
Fabuła filmu już jest dość
płytka. Zapraszanie na imprezę ludzi z ciekawym hobby, o niezbyt
wysokiej inteligencji, tylko po to, żeby się z nich ponabijać?!
Trudno jest się niezgodzie z dziewczyną głównego bohatera, która
uważa, że jest to co najmniej okrutne. Jednakże ten film to coś
więcej. Pomiędzy głupimi dowcipami, kryje się małe sekretne coś
co zwane jest morałem. Film trochę próbuje nauczyć widza
pochłoniętego pracą, dążącego do najwyższego stołka w firmie
po trupach, że nie tylko to się liczy. Pomimo tego, że pomysł
wydaje się być innowacyjny dla amerykańskiego kina, to jednak
wśród tych wszystkich wydarzeń odnajduje się pewne utarte
schematy. Bowiem już wiele razy oglądaliśmy filmy, gdzie główny
bohater bardzo chciał pójść jak najwyższej w swojej firmie
zatracając tym samym siebie, aż tu nagle na jego drodze pojawia się
niepozorny człowieczek, który zmienia jego życie o 180stopni.
Niestety, tutaj to wszystko wydaje się o tyle gorsze, że Barry
wydaje się niszczyć ułożone życie Tima. To przez niego związek
Tima wisi na ostatniej niteczce. To przez niego kontrakt ze
szwajcarskim bogaczem dąży ku katastrofie. To on ściąga na Tima
szurniętą prześladowczynię.
Wydarzenia te wydają się być co
najmniej traumatyczne, ale z drugiej strony niesamowicie bawią. Widz
z uśmiechem ogląda wpadkę Barry`ego kiedy myli Julie z Darlą-
prześladowczynią Tima. Nie trudno jest się nie śmiać, kiedy ta
sama Darla pojawia się na spotkaniu z bogatym małżeństwem
zastępując Julie. Nie mówiąc już o jej poczynaniach w domu Tima.
Trudno jest tutaj się nie śmiać- to prawda. Niestety, niektóre z
tych żartów są żenujące. Co prawda nie aż tak jak w innych
filmach, ale wydają się być naprawdę niesmaczne. Najdziwniejsze
jest jednak to, że chociaż film tytułowany jest „Kolacja dla
Palantów” to tak naprawdę tylko ¼ filmu rozgrywa się na
tytułowej kolacji. Głupie.
W całym tym dziwacznym systemie
znajduje się pewien element, który naprawdę zachwyca. Chodzi tutaj
o hobby Barry`ego. Tworzone przez niego makiety są po prostu…
zdumiewające. Jest to niezwykły pomysł, który daje oczom tak
wiele radości. Każdy element dopracowany. Obejrzeć można nie
tylko zwyczajne kompozycje składające się z dwóch myszek, ale
także i bardziej rozbudowane, naśladujące znane wszystkim obrazy.
Wywiera to naprawdę ogromne wrażenie i trudno jest się nimi nie
zachwycić. Jak się później okazuje nie wszystko jest jednak takie
wspaniałe, gdyż jak przyjdzie nam się dowiedzieć to te myszy są
prawdziwymi myszami, tylko, że wypchanymi. Następuje oszołomienie,
gdyż człowiek zaczyna dostrzegać w tym pewne okrucieństwo.
Ciekawe jednak było pokazanie wydarzeń, które miały miejsce już
po filmie za pomocą tych mysich rekwizytów. Bardzo pomysłowe.
W filmie występują same znane
postacie, a wśród nich trzech najlepszych komików jaki widział
współczesny świat. Na pierwszym planie pojawia się Paul Rudd,
który już niejednokrotnie pokazywał, że dobrym komikiem jest.
Najwięcej rozrywki dostarczał swoim występem w serialu
„Przyjaciele”, gdzie związał się z uroczą, ale równie
szaloną Phoebe. Od tamtej pory przychodzi mu grać mniej śmieszne
role, czego ewidentnym przykładem jest rola Tima. Koleś był tak
mdły, że jest to aż niemożliwe. A jednak nie był ani przez
chwilę śmieszny, był po prostu nijaki. Co innego zaprezentował
sobą Steve Carell. Na swoim koncie także ma występy w serialach,
takich jak „Biuro”, ale przede wszystkim w wielu filmach,
gdzie bawił do łez. Niewielu z pewnością pamięta go z roli Evana
Baxtera w „Bruce Wszechmogący”, gdzie to Jim Carrey
sprawnie manipulował jego wymową. Genialny występ. Od tamtej pory
trudno jest mu pobić samego siebie, ale Carell jest to człowiek,
który idealnie wkręca się w każdą graną przez siebie postać.
Dlatego też jego Barry był równie przekonujący. Trzecim bohaterem
tego filmu został Zach Galifianakis, który zagrał odwiecznego
wroga Barry’ego – Thermana, który nie tylko rywalizuje z nim w
pracy, ale także podebrał mu żonę. Galifianakis także ma czym
się popisać w swojej filmografii. Choćby pamiętną rolą z filmu
„Kac Vegas”. Człowiek ma w sobie charyzmę, dlatego jego
postać była niesamowita, a ta jego kontrola umysłu- genialnie
głupia! Oczywiście, głównym bohaterom na ekranie towarzyszyła
cała rzesza aktorów. Wśród nich jest Stephanie Szostak, która
dość marnie zagrała dziewczynę Tima, chociaż w sumie nie dano
jej zbyt dużego pola do popisu. Ponadto jest także Lucy Punch,
której przyszło w udziale odegranie roli niezrównoważonej
psychicznie Darli. Była w tym tak niezwykle przekonująca, że widz
naprawdę się jej boi, jednocześnie współczując głównemu
bohaterowi. Ogólnie obsada całkiem dobrze sobie poradziła, jedni
wypadali gorzej drudzy lepiej. Wszystko to jednak się zrównoważyło,
a genialna gra jednych przytłumiała mdłą grę innych.
„Kolacja dla Palantów”,
niestety, nie spełniła moich oczekiwań. Spodziewałam się
totalnego badziewia, ale nie było aż tak źle, co nie oznacza, że
było także zadowalająco. Podłość całego zamysłu nie podchodzi
mi. Oczywiście, były momenty, w których całkiem dobrze można się
bawić i nawet pośmiać. Jednakże większość tych uśmiechów to
był odruch niedowierzania na to co ogląda się na ekranie. Było
wruszająco, bo przecież wśród tego całego humoru nie mogło
zabraknąć melodramatyzmu. Jednakże coś jest nie tak z tym filmem.
Po prostu nie powala. Może się podobać, ale o zachwytach lepiej
zapomnieć.
Prześlij komentarz