NOWOŚCI

wtorek, 7 lutego 2012

868. Kolacja dla palantów, reż. Jay Roach

Oryginalny tytuł: Dinner for Schmucks
Reżyseria: Jay Roach
Scenariusz: David Guion, Michael Handelman
Zdjęcia: Jim Denault 
Muzyka: Theodore Shapiro
Kraj: USA
Gatunek: Komedia
Premiera światowa: 30 lipca 2010
Premiera polska na DVD: 11 października 2010
Obsada: Steve Carell, Paul Rudd, Zach Galifianakis, Stephanie Szostak, Jemaine Clement, Bruce Greenwood, David Williams, Ron Livingston, Larry Wilmore

     „Kolacja dla palantów” to najnowsza komedia twórcy takich hitowych serii jak „Austin Powers”, czy „Poznaj mojego tatę”- Jaya Roacha. Tym razem postanowił on zamerykanizować francuską komedię Francisa Vebera, zapożyczając także jej tytuł. Jednakże patrząc na opinie zauważyć można, że remake nie radzi sobie tak dobrze jak pierwowzór, co nie jest oczywiście niczym zaskakującym. Jay Roach trochę przeliczył się ze swoimi możliwościami i chociaż pomysł na film nie jest całkiem zły to jednak jego wykonanie jest niezwykle męczące.
     Głównym tematem filmu jest kolacja służbowa, na którą pracownicy zapraszają dowolną osobę, która pobije inne osoby towarzyszące swoją głupotą, a tym samym rozbawi resztę. Aby przypodobać się szefowi- Fenderowi (Bruce Greenwood), starający się o awans Tim Conrad (Paul Rudd) ma zamiar uczestniczyć w tej kolacji. Jego dziewczyna- Julie (Stephanie Szostak), uważa jednak, że jest to złe i okrutne, przez co Tim rezygnuje z kolacji. Jednakże już następnego dnia na jego drodze staje Barry (Steve Carrell), który w ramach swojego hobby zajmuje się tworzeniem znanych scenerii z wykorzystaniem wypchanych myszek. Tim uważa, że jest to znak z nieba i zaprasza Barry`ego na kolację. Nie jest świadomy tego, że jego znajomość z Barrym wywróci jego życie do góry nogami.
     Fabuła filmu już jest dość płytka. Zapraszanie na imprezę ludzi z ciekawym hobby, o niezbyt wysokiej inteligencji, tylko po to, żeby się z nich ponabijać?! Trudno jest się niezgodzie z dziewczyną głównego bohatera, która uważa, że jest to co najmniej okrutne. Jednakże ten film to coś więcej. Pomiędzy głupimi dowcipami, kryje się małe sekretne coś co zwane jest morałem. Film trochę próbuje nauczyć widza pochłoniętego pracą, dążącego do najwyższego stołka w firmie po trupach, że nie tylko to się liczy. Pomimo tego, że pomysł wydaje się być innowacyjny dla amerykańskiego kina, to jednak wśród tych wszystkich wydarzeń odnajduje się pewne utarte schematy. Bowiem już wiele razy oglądaliśmy filmy, gdzie główny bohater bardzo chciał pójść jak najwyższej w swojej firmie zatracając tym samym siebie, aż tu nagle na jego drodze pojawia się niepozorny człowieczek, który zmienia jego życie o 180stopni. Niestety, tutaj to wszystko wydaje się o tyle gorsze, że Barry wydaje się niszczyć ułożone życie Tima. To przez niego związek Tima wisi na ostatniej niteczce. To przez niego kontrakt ze szwajcarskim bogaczem dąży ku katastrofie. To on ściąga na Tima szurniętą prześladowczynię. 
Wydarzenia te wydają się być co najmniej traumatyczne, ale z drugiej strony niesamowicie bawią. Widz z uśmiechem ogląda wpadkę Barry`ego kiedy myli Julie z Darlą- prześladowczynią Tima. Nie trudno jest się nie śmiać, kiedy ta sama Darla pojawia się na spotkaniu z bogatym małżeństwem zastępując Julie. Nie mówiąc już o jej poczynaniach w domu Tima. Trudno jest tutaj się nie śmiać- to prawda. Niestety, niektóre z tych żartów są żenujące. Co prawda nie aż tak jak w innych filmach, ale wydają się być naprawdę niesmaczne. Najdziwniejsze jest jednak to, że chociaż film tytułowany jest „Kolacja dla Palantów” to tak naprawdę tylko ¼ filmu rozgrywa się na tytułowej kolacji. Głupie.
     W całym tym dziwacznym systemie znajduje się pewien element, który naprawdę zachwyca. Chodzi tutaj o hobby Barry`ego. Tworzone przez niego makiety są po prostu… zdumiewające. Jest to niezwykły pomysł, który daje oczom tak wiele radości. Każdy element dopracowany. Obejrzeć można nie tylko zwyczajne kompozycje składające się z dwóch myszek, ale także i bardziej rozbudowane, naśladujące znane wszystkim obrazy. Wywiera to naprawdę ogromne wrażenie i trudno jest się nimi nie zachwycić. Jak się później okazuje nie wszystko jest jednak takie wspaniałe, gdyż jak przyjdzie nam się dowiedzieć to te myszy są prawdziwymi myszami, tylko, że wypchanymi. Następuje oszołomienie, gdyż człowiek zaczyna dostrzegać w tym pewne okrucieństwo. Ciekawe jednak było pokazanie wydarzeń, które miały miejsce już po filmie za pomocą tych mysich rekwizytów. Bardzo pomysłowe.
     W filmie występują same znane postacie, a wśród nich trzech najlepszych komików jaki widział współczesny świat. Na pierwszym planie pojawia się Paul Rudd, który już niejednokrotnie pokazywał, że dobrym komikiem jest. Najwięcej rozrywki dostarczał swoim występem w serialu „Przyjaciele”, gdzie związał się z uroczą, ale równie szaloną Phoebe. Od tamtej pory przychodzi mu grać mniej śmieszne role, czego ewidentnym przykładem jest rola Tima. Koleś był tak mdły, że jest to aż niemożliwe. A jednak nie był ani przez chwilę śmieszny, był po prostu nijaki. Co innego zaprezentował sobą Steve Carell. Na swoim koncie także ma występy w serialach, takich jak „Biuro”, ale przede wszystkim w wielu filmach, gdzie bawił do łez. Niewielu z pewnością pamięta go z roli Evana Baxtera w „Bruce Wszechmogący”, gdzie to Jim Carrey sprawnie manipulował jego wymową. Genialny występ. Od tamtej pory trudno jest mu pobić samego siebie, ale Carell jest to człowiek, który idealnie wkręca się w każdą graną przez siebie postać. Dlatego też jego Barry był równie przekonujący. Trzecim bohaterem tego filmu został Zach Galifianakis, który zagrał odwiecznego wroga Barry’ego – Thermana, który nie tylko rywalizuje z nim w pracy, ale także podebrał mu żonę. Galifianakis także ma czym się popisać w swojej filmografii. Choćby pamiętną rolą z filmu „Kac Vegas”. Człowiek ma w sobie charyzmę, dlatego jego postać była niesamowita, a ta jego kontrola umysłu- genialnie głupia! Oczywiście, głównym bohaterom na ekranie towarzyszyła cała rzesza aktorów. Wśród nich jest Stephanie Szostak, która dość marnie zagrała dziewczynę Tima, chociaż w sumie nie dano jej zbyt dużego pola do popisu. Ponadto jest także Lucy Punch, której przyszło w udziale odegranie roli niezrównoważonej psychicznie Darli. Była w tym tak niezwykle przekonująca, że widz naprawdę się jej boi, jednocześnie współczując głównemu bohaterowi. Ogólnie obsada całkiem dobrze sobie poradziła, jedni wypadali gorzej drudzy lepiej. Wszystko to jednak się zrównoważyło, a genialna gra jednych przytłumiała mdłą grę innych.
     „Kolacja dla Palantów”, niestety, nie spełniła moich oczekiwań. Spodziewałam się totalnego badziewia, ale nie było aż tak źle, co nie oznacza, że było także zadowalająco. Podłość całego zamysłu nie podchodzi mi. Oczywiście, były momenty, w których całkiem dobrze można się bawić i nawet pośmiać. Jednakże większość tych uśmiechów to był odruch niedowierzania na to co ogląda się na ekranie. Było wruszająco, bo przecież wśród tego całego humoru nie mogło zabraknąć melodramatyzmu. Jednakże coś jest nie tak z tym filmem. Po prostu nie powala. Może się podobać, ale o zachwytach lepiej zapomnieć.

Prześlij komentarz