Muzyka: Sune Waldimir
Kraj: Norwegia, Szwecja
Gatunek: Dokumentalny, Przygodowy
Premiera światowa: 13 stycznia 1950
Premiera polska: brak
Obsada: Thor Heyerdahl, Knut Haugland, Erik Hesselberg, Torstein Raaby, Herman Watzinger
Znany na całym świecie podróżnik i
odkrywca, Norweg z pochodzenia – Thor Heyerdahl, stał się wzorem dla
wszystkich miłośników podróży, także tych morskich po jego wyprawie na
tratwie Kon-Tiki po wodach Pacyfiku. Mając na celu obalenie powszechnej
opinii o niemożności przebywania przez starożytnych sporych odległości
na tratwach dokładnie spisał wszystkie szczegóły wyprawy, a książkę
nadał tytuł „Wyprawa Kon-Tiki”. Swoją pracę uzupełnił także filmem dokumentalnym „Kon-Tiki”,
który nakręcił wraz z towarzyszami podróży, a który w 1952 roku zdobył
statuetkę Oscara za najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny roku.
Zarówno książka, jak i film, zostały wznowione dzięki Wydawnictwu
Mayfly, i stały się jednym z wydań z cyklu 360o Człowiek na krawędzi.
W kwietniu 1947 roku Thor Heyerdahl wyruszył w niezwykłą studniową
podróż po Pacyfiku, chcąc udowodnić, że możliwe jest przebycie szlaku z
Peru na Polinezję, jedynie dzięki pomyślnemu wiatrowi i prądowi
morskiemu. Zebrał załogę, zebrał fundusze, udało mu się zdobyć także
pnie balsy, które były idealnym i jednocześnie jedynym tworzywem, z
którego można było stworzyć tratwę i przeżyć wyprawę. Nie obywało się
bez licznych problemów, ale ostatecznie tratwa ochrzczona imieniem
„Kon-Tiki” wyruszyła z podróż po niezbadanych wodach oceanu Spokojnego.
Książka „Wyprawa Kon-Tiki”
jest dość osobliwym zapisem z podróży szóstki żądnych przygód
naukowców. Bez problemów dołączyli oni do Heyerdahla zaintrygowani
możliwością przeżycia niesamowitych wrażeń na morzu. Zasadniczo można
podzielić ją na cztery części, choć sam film ma ich jedynie trzy.
Pierwsza z nich to wprowadzenie do całej podróży. Heyerdahl serwuje nam
kilka historycznych informacji na temat samego Kon-Tiki, aby wprowadzić
i uzasadnić wybór właśnie jego imienia na nazwę tratwy. Przez całą
książkę pojawiają się różnego rodzaju wstawki historyczne. Autor nie
omieszka zapoznać czytelnika z historią mijanych przez nich Wysp
Wielkanocnych, a także historii powstania wspaniałych rzeźb, które można
tam podziwiać. Tego w filmie nie ma, co jest w pełni zrozumiałe.
W
dalszej części mamy przygotowania do wyprawy, czyli przede wszystkim
problemy wynikające z pozyskaniem funduszy, czy też zdobyciem pni balsy.
Samo zdobycie załogi okazało się nie tak trudne, choć jak się okazało
później nabycie pozostałych aktywów także obyło się bez większego bólu,
gdyż wszyscy chcieli mieć swój udział w tej niezwykłej wyprawie. W
filmie natomiast, pozbawiono widza zbędnych elementów. Tutaj wszystko
przebiegało bezproblemowo, a sam Heyerdahl wydawał się zapomnieć o tych
szczegółach.
Ostatecznie
dochodzi do wypłynięcia tratwy, choć i tutaj nie obyło się bez kłopotów,
kiedy pozostawiono na lądzie część załogi. Umiejętność komunikacji z
innymi okazała się być tutaj bezcenna, choć i o tym nie wspomniano w
filmie. Dla wyprawy były to ciężkie chwile, aczkolwiek czytającemu
uśmiech wypełza na usta. Później wszystko jednak idzie, względnie,
bezproblemowo. Bohaterowie tej ekspedycji relaksowali się na swojej
tratwie i nie musieli zbytnio walczyć o przetrwanie, bo jak się okazało
nie tylko mieli czym gasić pragnienie- pomimo stęchłej wody, ale też i
zaspokajać głód. Ryb tam mieli pod dostatkiem, co okazało się koić i
jedno i drugie. Przez całą tą wyprawę z pewnością wiele się nauczyli.
Obserwowali niezwykłe morskie stworzenia, a także próbowali ich. Od
planktonu, po rekiny, czy koryfeny- będących odmianą delfinów. Dzięki
produkcji filmowej możemy zobaczyć je na własne oczy i chyba nic tak nie
przerażało jak wieloryby, czy gigantyczne rekiny wielorybie. W filmie
pozbawiono nas jednak elementów, które mroziły krew w żyłach, ale nie ma
się czemu dziwić, bowiem trudno, żeby odkrywcy mieli możliwość kręcenia
filmu, kiedy zmagali się ze sztormami, zwalistymi falami przy rafie
koralowej wyspy Raroia, czy choćby pomyśleli o tym, kiedy jeden ze
współtowarzyszy wylądował za burtą. Dlatego też, z punktu widzenia filmu
wszystko wyglądało dość spokojnie. Dopiero kiedy zagłębiamy się w
lekturę odkryjemy z jakimi problemami musieli zmagać się Norwegowie
zanim dotarli do docelowego punktu, będącego ostatnią częścią ich
podróży.
Heyerdahl
przede wszystkim postarał się o to, aby jego reportaż z wyprawy był
pełny. Opisywał nie tylko wszelkie wydarzenia, które rozgrywały się na
pokładzie. Część z nich prezentowana była w formie zapisów z dziennika
pokładowego. Nie zabrakło tutaj także historycznych odniesień do
pożywienia, czy też mijanych miejsc. Szczegółowo opisywał otoczenie-
lazur wody, gwieździste niebo, czy okropność niektórych ze stworzeń
morskich. Oczywiście, tego wszystkiego nie zobaczymy w filmie,
przynajmniej nie tak wyraźnie, bowiem nakręcony on został jeszcze w
okresie przedwojennym, a to czyni film nie tylko czarno-białym, ale i
dość ograniczonym. Nie zarejestrowano tutaj żadnych rozmów- wyjątkiem
jest tylko przygrywanie na gitarce, aczkolwiek Heyerdahl stara się na
bieżąco wszystko opisywać. Niestety, napisy do filmu nie są zbyt dobrze
zsynchronizowane, albo za późno się pojawiają, albo za szybko znikają. W
dobie kiedy angielski powinni znać wszyscy, zdarzają się jednak
wyjątki. I choć dla mnie było to względnie zrozumiałe, to dla moich
towarzyszy w oglądaniu nieszczególnie. Wszystko wynagradzać powinna
muzyka Sune Waldimira, i w niektórych momentach naprawdę tak jest.
Momentami to ona sygnalizuje nam nadejście niebezpieczeństwa, czy też
ukazuje jak beztroskie mają życie na pokładzie tratwy podróżnicy.
Jednakże kiedy przychodzi do momentu, w którym bohaterowie lądują na
Tahiti i wyskakują dziewczyny tańczące hula, ścieżkę dźwiękową można
było sobie darować i pozostawić jedynie możliwość słuchania wspaniałej
lokalnej muzyki.
Czytając „Wyprawę Kon-Tiki”
ma się wrażenie, że Heyerdahl zna się na tym co robi. Nie wyruszył w
wyprawę nieprzygotowany, aczkolwiek już wcześniej miał podobne
doświadczenia więc tym razem wiedział co robić. Udało mu się przede
wszystkim obalić mity, a także przeświadczenia naukowców, którzy wróżyli
niepowodzenie tej misji. Dzięki swoim rozbudowanym opisom udało mu się
przenieść czytelnika na pokład Kon-Tiki. Z kolei swoim filmem, którym
nakręcił wraz z pozostałą częścią załogi, udało mu się po części
zaprezentować kolejne elementy wyprawy. Brakuje w nim wielu elementów,
ale jeżeli ktoś chce się z nimi zapoznać, zawsze może sięgnąć do
książki. Operowanie kamerą na otwartym morzu nie należało do
najłatwiejszych, w szczególności, że tak łatwo było o uszkodzenie
sprzętu z powodu zalania. Okazuje się jednak, że Heyerdahl stał się
inspiracją dla wielu podróżników, także dla Polaków, którzy już teraz
planują powtórzyć sukces Norwega.
Książkę
przeczytałam, a film obejrzałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Mayfly, a
także portalu Sztukater, który mi je udostępnił.
Prześlij komentarz