NOWOŚCI

wtorek, 20 grudnia 2011

841. Solomon Kane: Pogromca zła, reż. Michael J. Bassett

Oryginalny tytuł: Solomon Kane
Reżyseria: Michael J. Bassett
Scenariusz:
Michael J. Bassett
Zdjęcia: Dan Laustsen
Muzyka: Klaus Badelt
Kraj: Wielka Brytania, Francja, Republika Czeska
Gatunek: Przygodowy, Fantasy, Akcja
Premiera światowa: 16 września 2009
Premiera polska na DVD: 09 lutego 2011
Obsada: James Purefoy, Max von Sydow, Pete Postlethwaite, Rachel Hurd-Wood, Alice Krige, Jason Flemyng, Mackenzie Crook

     Twórca Conana Barbarzyńcy – Edward E. Howard, na początku XX wieku był jednym z najlepszych pisarzy amerykańskich, który specjalizował się głównie w opowiadaniach, które zamieszczane były w magazynie „Weird Tales”. Jego dzieła nie pozostały bez wpływu na późniejszych twórców gatunku fantasy. Przed wieloma laty mogliśmy oglądać ekranizację „Conana Barbarzyńcy”, jednak poczatek XXI wieku w kinie przychylniej patrzy na innego bohatera wykreowanego przez Howarda – purytanina Solomona Kane`a. To właśnie on stał się inspiracją dla reżysera Michaela J. Bassetta, który postanowił nakręcić jego przygody. Tak powstał film, o którym mało kto usłyszał, a który warto obejrzeć.
     Dusza Solomona Kane`a (James Purefoy) zostaje skazana na wieczne potępienie, za okrutne czyny, których się dopuścił, aby zdobyć władzę i majątek. Podczas jednej z misji spotyka wysłannika Diabła, który chce zabrać jego duszę do piekła. Jednakże Kane nie ma zamiaru tak łatwo się poddać. Udaje mu się uciec i znajduje schronienie u zakonników, którym oddaje cały swój majątek. Rok spędzony wśród księży całkowicie go zmienia, ale i tak musi opuścić swój azyl. Wyrusza więc w podróż po kraju, aby odnaleźć swoją ścieżkę i tak też spotyka przemiłą rodzinę Crowthornów, którzy postanawiają mu pomóc. Niestety, ciemne moce ich odnajdują i większość rodziny zostaje wymordowana, a jedyna córka Crowthorna porwana przez sługów czarnoksiężnika Malachia (Jason Flemyng). Crowthorn (Pete Postlethwaite) nakazuje Kane`owi złożyć przysięgę, że ten uratuje jego córkę (Rachel Hurd-Wood), a w zamian jego dusza zostanie odkupiona. Kane bez wahania wyrusza na pomoc uroczej dziewczynie, nie zdając sobie sprawy z tego, że taki los jest mu właśnie pisany.
     Kiedy oglądamy film i patrzymy na postać Solomona Kane`a na myśl przychodzi nam zupełnie inna postać, która wygląda podobnie i podobnie się zachowuje. Mowa tutaj o Van Helsingu. Schemat w zasadzie wygląda dość podobnie. Człowiek, którego działania są kontrowersyjne, za którym stoi Kościół. 
Człowiek, który musi walczyć ze złem tego świata, gdyż w jego głębi także skrywa się mrok. Już na samym początku można by pomyśleć, że film będzie bardzo podobny do „Van Helsinga”. Widz spodziewa się, że walka Solomona przejdzie na wyższy poziom, gdyż jego wrogami nie będą zwykli ludzie, ale przede wszystkim bestie z Piekła rodem. To właśnie zapowiada początek filmu, który jest bardzo efektowny. Dalsza część tych przypuszczeń nadal będzie się sprawdzać, ale w mniej fascynującym stopniu, aż do wielkiego finału, gdzie znowu dostaniemy bombę, która nas zachwyci. Film łączy w sobie wiele gatunków filmowych, bo mamy tutaj nie tylko elementy akcji, czy też filmu fantasy, ale także i horroru oraz dramatu. Wiele w filmie się dzieje, a większość opiera się na walkach z demonami. Zobaczymy także elementy magiczne, które zapierają dech w piersi. Ujrzymy sceny, od których zrobi nam się niedobrze, zupełnie jakbyśmy oglądali „Piłę”. Jednakże wszystko to sprowadza się do dramatu głównego bohatera, a także Meredith Crownthorn, którą ten ma ocalić. Wobec tego nie zabraknie uczucia przerażenia, zachwytu, ale także i współczucia wobec bohaterów całkiem niewinnych. Jest kilka zwrotów akcji, które wciąż skupiają uwagę widza, ale koniec końców nie jest to coś aż tak bardzo zaskakującego.
     Prawdziwa magia tego filmu kryje się w klimacie, który wytworzyła ekipa od zdjęć, efektów i muzyki. Jest to jeden z takich filmów, gdzie nie trzeba wkładać milionów dolarów w realizację, aby uzyskać naprawdę nie najgorszy efekt wizualny. Efektów nie jest tutaj aż tak dużo, gdyż oglądać je możemy jedynie na rozpoczęcie i zakończenie filmu. Nie jest to historia przesycona nimi tak jak to się robi we współczesnym kinie. Większość uroku kryje się w pięknych zdjęciach Dana Laustsena, które idealnie dodawały grozę i mrok miejsc, w których film był kręcony. Całości dopełnia przejmująca muzyka skomponowana przez Klausa Badelta. Dzięki niemu można przypomnieć sobie kompozycje z pierwszego filmu „Piratów z Karaibów”. Do moich ulubionych należy utwór, który usłyszeć można przy napisach.
     W najważniejszej, tytułowej roli zobaczymy znanego gwiazdora brytyjskiego kina – Jamesa Purefoya. Jego postać przeszła ogromną metamorfozę w ciągu zaledwie 20 minut trwania filmu. Jako Kane bardzo dobrze sobie poradził. Jego twarz wyrażała wiele emocji, które były adekwatne do sytuacji, w których się znajdywał. Z wyglądu bardzo przypomina Van Helsinga w wykonaniu Hugh Jackmana, stąd porównanie właśnie do tej postaci. Kane początkowo budzi antypatię w widzu, jednakże wraz z rozwojem wydarzeń uczucia do niego stają się coraz cieplejsze. Nie udałoby się to, gdyby nie profesjonalizm Purefoya, który dotąd miał do czynienia z bardziej grzecznymi rolami. Dziewczyną, o której ocalenie walczył została Rachel Hurd-Wood, którą oglądać mogliśmy w „Pachnidle”, czy też „Dorianie Gray`u”. Na mnie osobiście nie zrobiła większego wrażenia. Jednakże w filmie pojawiło się wiele znanych twarzy, bowiem wystąpił tu Pete Postlethwaite („Romeo i Julia”), czy też Alice Krige („Silent Hill”). Nie zabrakło też Jasona Flemynga w epizodycznej roli oraz Mackenziego Cooka, którego każdy kojarzy z roli sympatycznego „Pirata z Karaibów”. Obsada dobrze dobrana, jednakże i tak cała uwaga skupiona jest na Solomonie, przez co większości postaci się nie zauważa.
     Ogólnie, „Solomon Kane” nie jest filmem złym, miał tylko kiepską kampanię reklamową. Mała ilość znanych twórców mogła mieć na to wpływ, jednakże osobiście uważam, że film ten jest godny uwagi każdego fana filmów fantasy. Film z pewnością prezentuje inny poziom niż podobny mu „Van Helsing”, jednakże to co pozostaje niezmienne go wyjątkowy klimat, nie tylko opowiadanej historii, ale także i sprawnie zbudowanej opowieści. Dlatego też Solomon ciekawi widza i dlatego ten wciąż tkwi przez ekranem oglądając tę produkcję. 

Prześlij komentarz