NOWOŚCI

piątek, 29 lipca 2011

797. Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część II, reż. David Yates

Oryginalny tytuł: Harry Potter and the Deathly Hallows: Part 2
Seria: Harry Potter #8
Reżyseria: David Yates
Scenariusz: Steve Kloves
Na podstawie: powieści J.K. Rowling "Harry Potter i Insygnia Śmierci"
Zdjęcia: Eduardo Serra
Muzyka: Alexandre Desplat
Kraj: USA, Wielka Brytania
Gatunek: Fantasy, Przygodowy, Familijny
Premiera światowa: 07 lipca 2011
Premiera polska: 15 lipca 2011
Obsada: Daniel Radcliffe, Rupert Grint, Emma Watson, Tom Felton, Ralph Fiennes, Helena Bonham Carter, Alan Rickman, Maggie Smith, Gary Oldman, Jason Isaacs, David Thewlis

    W roku 1997 roku w Wielkiej Brytanii miało miejsce niezwykłe wydarzenie. Właśnie wtedy opublikowana została pierwsza powieść J.K. Rowling o niezwykłym chłopcu czarodzieju, którego rodzice zginęli z rąk najpotężniejszego czarnoksiężnika wszechczasów. To właśnie wtedy rozpoczął się wielki szał na Harry’ego Pottera, która dała początek nowej erze nie tylko na rynku czytelniczym, ale także filmowym. Rowling napisała aż siedem niezwykłych książek- ostatnia miała premierę w Polsce w 2008 roku. Natomiast w 2001 roku zekranizowana została pierwsza część. Wówczas za sterami siedział Chris Columbus. Teraz, 10 lat po tej przełomowej chwili młodzi widzowie z niecierpliwością oczekiwali filmowego finału ich ukochanej książki. I tak w lipcu 2011 wszyscy którzy chowali się przy Harrym Potterze wyruszyli do kina, na drugą część filmu „Harry Potter i Insygnia Śmierci” w reżyserii Davida Yatesa.

    Harry Potter (Daniel Radcliffe) wraz z towarzyszącymi mu Ronem (Rupert Grint) i Hermioną (Emma Watson) poszukują pozostałych horkruksów, którymi będą mogli pokonać Lorda Voldemorta (Ralph Fiennes). Świadomi są tego, że będą musieli powrócić do Hogwartu, gdyż tam znajduje się jeden z nich. Jednakże szkoła magii nie przypomina tej znanej im dotychczas. Dyrektorem został Severus Snape (Alan Rickman), a po szkole szwendają się Śmierciożercy. Nadzieja powraca wraz z ponownym pojawieniem się Harry’ego Pottera. Z odsieczą przybywają mu pozostałości po Zakonie Feniksa, a także nauczyciele i uczniowie, którzy nie chcą ulec najpotężniejszemu czarownikowi świata jakiego znają. Harry będzie musiał w końcu stanąć oko w oko ze swoim przeznaczeniem, nie zdając sobie do końca sprawy jak ważną rolę przyjdzie mu odegrać w zniszczeniu źródła strachu wszystkich czarodziejów.

    Już na samym początku zarysu fabularnego „Insygniów śmierci” podjęto bardzo śmiałą i trafną decyzję o podzieleniu filmu na dwie części. Dzięki temu nie pominięto znaczących dla fabuły szczegółów przez co widz, który czytał książkę czuł się wspaniale z tą myślą. Jednakże oglądając film ma się wrażenie, że duża jego część została dobudowana. Z pewnością wątek ataku na Hogwart i jego obrony został rozbudowany. Rozszerzono także walkę pomiędzy Harrym Potterem i Voldemortem. Nie zapomniano o scenach, w których Harry niszczył horkruksy, a także znaczących elementach w jego dochodzeniu do prawdy. Druga część „Insygniów Śmierci” ma w sobie zarówno coś z dramatu, z komedii, filmu przygodowego, a także filmu grozy. Pojawiają się wątki romantyczne, które wydają się totalnie dziwnie umiejscowione w fabule. Przykładowo, gdy Ron i Hermiona ledwo uchodzą z życiem i od razu padają w sobie ramiona. To samo dotyczy niektórych tego typu dialogów, które nijak miały się do rozgrywających się wydarzeń, jak podczas oblężenia w Hogwarcie, gdy pada tekst „Szaleję za nią! Muszę powiedzieć jej o tym, bo może nie dożyjemy rana!”, czy jakoś tak. Oprócz tego pojawia się też dramatyzm, który jest nieunikniony kiedy w grę wchodzi walka na śmierć i życie. Wielu ulubionych bohaterów ginie, wielu zostaje ciężko rannych, wielu z nich towarzyszymy podczas ich cierpienia. Wraz z nimi musimy godzić się na to co nieuniknione. Wiele jest scen, które poruszają do łez, pomijając wstawkę w stylu „19 lat później”. Ci co czytali książkę świadomi są tego kto odejdzie, ja czytałam, ale świadomość tego, że zaraz zobaczę tą scenę wcale nie tamowała potoku łez. Płakać można przy zgonach, przy heroicznych wyczynach, a także przy wspaniałych objawach solidarności. Poruszają nadchodzące zmiany, poruszają łzy bohaterów, porusza sama świadomość, że to nastąpi, a przede wszystkim poruszają wspomnienia Snape’a. Tak samo jak w książce, tak też i w filmie. Harry Potter to też potężna dawka grozy i akcji. Kiedy w grę wchodzą spotkania z Voldemortem to jednie tymi aspektami mogą być przesiąknięte. Voldemort, jego Nagini i ekipa Śmierciożerców – dorównująca liczbie Orków pod Minas Tirith, sieją zniszczenie w Hogwarcie. Trzeba przyznać, że z przykrością, a także z przerażeniem się na to patrzy. Wydarzeniom tym nie brakuje także pewnej dozy napięcia. Towarzyszy nam ono w zasadzie przez większość filmu, a to w skarbcu Gringota, gdzie spotykamy pięknego smoka i zostajemy zasypani rozmnażającymi się przedmiotami, ale też w Hogwarcie, nie tylko podczas ostatecznej walki, ale przede wszystkim podczas niszczenia horkruksów, czyli w pokoju życzeń i w spotkaniu z Nagini. Świadomość tego, że to nastąpi także nie specjalnie wpływa na rozluźnienie się widza, chociaż faktem jest, że jak ktoś czytał powieść w 2008 roku, to trzy lata później nie pamięta już większości szczegółów.

    Pod względem audiowizualnym „Insygnia Śmierci” niemalże biją na głowę poprzednie filmy. Oczywiście brakuje tutaj swoistych czarów, ale nie wyzbyto się ich całkowicie. Sposób w jaki tworzona jest osłona dla Hogwartu jest niezwykła, tu muszę się przyznać, że troszku się wzruszyłam. Pięknie prezentowały się zmasowane ataki Śmierciożerców i w ogóle ich sposób na znikanie. Jednakże efekty to też wyjątkowe elementy, takie jak animacja ognia w pokoju życzeń, ale przede wszystkim smok strzegący skarbca Gringota. Szokujące jest to jak realistycznie wyglądał. Przy efektach specjalnych pożałować można jedynie tego, że film widziało się w 3D, gdyż z trójwymiarem miał on niewiele wspólnego. Bardzo mało było scen, w których byłyby one bardziej widoczne, jedynie może akcja zjazdu w podziemiach Gringota. A tak, to bez większych rewelacji. Nie mniej seria Harry’ego Pottera nie zachwycała jedynie typowymi efektami specjalnymi. Na uwagę zawsze zasługiwała praca operatorów. Tutaj obowiązek ich kontroli spadł na Eduardo Serrę, który pracował też przy pierwszej części „Insygniów Śmierci”. Jego zdjęcia nadawały dodatkowej grozy całej produkcji. Wszystko utrzymane było w mrocznych barwach, wtedy kiedy świat obawiał się Voldemorta. Widać też było zmiany na lepsze, które także wzmocnione zostały przez jego pracę. Montażyści także stanęli przed nie lada wyzwaniem, gdyż musieli w interesujący sposób przedstawić wnikanie Voldemorta do umysłu Pottera i odwrotnie, a to wypadło świetnie. Jeszcze lepiej spisali się przy wspomnieniach Snape’a dodając im dodatkowej mocy. Na muzykę Alexandre Desplata- pracującego także przy pierwszej części „Insygniów Śmierci”, nie zwraca się aż takiej uwagi. Oczywiście, wśród utworów przez niego skomponowanych odnajdziemy dźwięki, których autorem jest John Williams. Desplat trochę je zmodyfikował, dodał coś od siebie i takim sposobem powstała przyjemna i poruszająca ścieżka dźwiękowa, która idealnie pasowała do charakteru i ogólnego zamysłu tej produkcji.

    O obsadzie nie ma tutaj co dużo mówić. Akcja znowu kręci się wokół Daniela Radcliffe’a, Ruperta Grinta i Emmy Watson. To oni dorastali wraz z filmem. Pamiętacie ich jeszcze jak byli dzieciakami w „Kamieniu Filozoficznym” nie wiedzących nic o aktorstwie? Teraz dorośli. Każde z nich potrafi grać, ich kariera nabiera tempa, a wszystko rozpoczęło się od ról małych czarodziejów w serii o Harrym Potterze. Niezwykłe. W „Insygniach Śmierci” nie mieli aż tak wielkich możliwości pochwalić się swoim aktorstwem, ale ich emocje wypadały realistycznie, chociaż wszystko psuł dubbing polski. Dlatego właśnie nie lubię dubbingu, bo trudno jest ocenić aktorstwo skoro nie słyszymy oryginalnego głosu. Nie mniej, Ralph Fiennes znowu objawił się jako Voldemort, a jego mimika i gesty przerażały widza. Widać było w tym pewną autentyczność, ale jakoś nie przemawia do mnie w tej roli. Z kolei Alan Rickman zachował pokerową twarz jako Severus Snape. Wydawało się, że nie wyrażał żadnych emocji, oprócz tych, które dostrzec można w jego wspomnieniach, no ale przecież na tym to miało chyba polegać, a więc spisał się naprawdę świetnie. Nabrał wszystkich, a to nie lada wyczyn. Pożałować można jedynie, że występ Bellatriks, czyli Heleny Bonham Carter został ograniczony do minimum. Niewiele przemawiała, ale jak każdy wie Bellatriks to nie mowa lecz gesty. Nadal zachowywała się jak niezrównoważona psychopatka więc Bonham Carter wypadła w tej roli wyśmienicie.

    Tak jak się spodziewaliśmy „Insygnia Śmierci, część 2” robi piorunujące wrażenie. Nie brakuje dramatycznych scen, lekkiego zabarwienia humorystycznego, ale też i mrożących krew w żyłach wydarzeń. Znaczące fragmenty zrobiły na nas równie ogromne wrażenie, jak podczas czytania książki. Film powalił nas swoim rozmachem, a zastosowane efekty specjalnie niejednokrotnie chwytały za serce. Dlatego też ze względu na sentyment nie zwracamy zbytniej uwagi na drobne potknięcia tej produkcji. Pierwszą książkę o Harrym Potterze przeczytałam, a film obejrzałam mając 15 lat. Pamiętam jak dziś, że poleciła nam ją nasza polonistka, a zarazem wychowawczyni w gimnazjum. „Insygnia Śmierci, część 2”, ostatni film z tej niesamowitej serii skończyłam oglądać 10 lat później, mając lat 25. Prawie wszystkie dzieciaki mojego pokolenia dorastały przy Harrym Potterze. To już była pewna tradycja, kiedy pierwszego dnia premiery nowej książki biegło się do Empika, aby ją kupić, a w pierwszym tygodniu premiery filmu stało się w długich kolejkach, aby dostać się do kina na seans (dobre czasy lokalnych kin). Podróż z Harrym Potterem kończymy w ogromnym multipleksie i to w dodatku w technologii 3D, autentycznie… jest to koniec pewnej epoki!
W serii:

5 komentarzy :

  1. Taak... wielki koniec. Jak znajdę czas i możliwość obejrzę całą Insygnię Śmierci, bo jakoś dawno nie czułam tego Hogwartckiego klimatu... Nie oglądałam wcześniej, bo nie jestem zwolenniczką dzielenia filmów, dla mnie to chwyt marketingowy, żeby zapłacić za 2 bilety. Dobrze, że w zamian jak czytam, dostaje się dobry towar.
    A sentyment do zdjęć z Kamienia filozoficznego mam niesamowity ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się całościowo z recenzją (skądinąd świetną) , jest to rzeczywiście koniec pewnej epoki i do tego koniec naprawdę z przytupem i łzami wzruszenia. Z grubsza z wszystkimi pochwałami się zgadzam, mój zarzut jest tylko taki, że gdzieś po 90% naprawdę bardzo udanego kina dostajemy trochę nijaki finał: zabrakło mi świętowania zwycięstwa i nieco weselszego epilogu (zamierzenie wesołego, a nie że się śmiejemy z dziwnej charakteryzacji aktorów, jak na moim pokazie). Jakoś nie czułęm tego domknięcia całej sagi niestety.
    3d mi się też podobało, zwłaszcza sceny u Gringotta i cudowna głębia we fragmencie z portretem siostry Dumbledore'a w Hogsmeade.
    Ode mnie ogólnie też 8/10 z małą nadzieją na więcej po obejrzeniu na dvd.
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja takiej dobrej recenzji nie wystawię.Part 1 mi się podobał lecz partem 2 jestem zniesmaczony .
    Zawsze zmieniają coś względem książki ale tu przeszli samego siebie chociażby rozdział "prince tale".
    Walka HP z Voldkiem finałowa to parodia i żenada.Zepsuł film Yates aż mi szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurczę mam zaległości jeśli chodzi o Pottera :D Muszę nadrobić całe insygnia... - jak widzę dużo mnie ominęło i że warto go zobaczyć. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak jak pisałam, mam ogromny sentyment do serii, gdyż dorastała razem ze mną. Najbardziej spektakularny film serii! zakochana-w-dziewczynie.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń