NOWOŚCI

wtorek, 15 marca 2011

758. The Hurt Locker. W pułapce wojny, reż. Kathryn Bigelow

Oryginalny tytuł: The Hurt Locker
Reżyseria: Kathryn Bigelow
Scenariusz: Mark Boal
Zdjęcia: Barry Ackroyd
Muzyka: Marco Beltrami, Buck Sanders
Kraj: USA
Gatunek: Dramat / Wojenny
Premiera światowa: 04 września 2008
Premiera polska na DVD: 15 lutego 2010
Obsada: Jeremy Renner, Anthony Mackie, Brian Geraghty, Guy Pearce, Ralph Fiennes, David Morse, Christian Camargo, Evangeline Lilly

  
    Gala rozdania najbardziej prestiżowych nagród świata filmowego – Oscarów, w marcu 2010 z pewnością należała do przełomowych. Z pewnością był to wieczór filmu „The Hurt Locker”, który zdetronizował rywali w wielu kategoriach, ale przede wszystkim w tej jednej – najlepszego filmu roku. Bohaterką owej nocy była Kathryn Bigelow – pierwsza kobieta w historii, która otrzymała Oscara za najlepszą reżyserię. Dla wielu szokujące może to być tym bardziej, że film miał swoją premierę w USA w 2008, a w Polsce z kolei można było obejrzeć go jedynie na DVD.
    W trakcie misji amerykańskiej armii w Bagdadzie w Iraku kompania Bravo posiada drużynę saperów, która oczyszcza miasto z groźnych ładunków wybuchowych. Podczas jednej z misji ginie ich przywódca – sierżant Matt Thompson (Guy Pearce). Jego miejsce zajmuje młody, pełny energii i szalony – William James (Jeremy Renner), który już pierwszego dnia daje się we znaki swoim podwładnym. Kiedy oni chcą przetrwać ostatnie dni swojej służby on ciągnie do adrenaliny, której dostarcza mu rozbrajanie znajdujących się na irańskich ulicach bomb. Sam przekonuje się, że sytuacja w Bagdadzie momentami przerasta nie tylko jego towarzyszy, ale także i jego samego.
    Mówiłam: „Nie obejrzę!”, jednakże w zeszłym roku postanowiłam sobie za cel obejrzenie każdego filmu nominowanego do Oscara, dlatego też moja niechęć zakończyła się seansem tego film. W ten sposób z tegorocznych filmów oscarowych zostały mi jeszcze dwa. Często zdarza się tak, że nie zgadzam się z decyzją Akademii Filmowej. Teraz, gdy obejrzałam film, który uzyskał nagrodę, także nie mogę się zgodzić, aby na nią zasługiwał. Oczywiście przemawia za nim wiele walorów takich jak niesamowite ujęcia, czy też sama historia. Z drugiej zaś strony coś mi w tym filmie nie pasuje, coś co nie potrafiło skupić na nim mojej uwagi.
    Nigdy nie przepadałam za filmami, których tłem była wojna. Jedyne, które w miarę toleruję to te opowiadające o drugiej wojnie światowej. „The Hurt Locker” nie jest pierwszym filmie, który opowiada historię współczesnych wojen w Iraku, czy Afganistanie, czyli tych po 11 września 2001 roku. Jednakże z pewnością to właśnie w nim jest to coś co sprawia, że czas przy nim leci niesamowicie szybko. Jest to sama historia, która właściwie nie bazuje na jakichś scenach walk, czy też innych zbrojnych poruszeń. Mamy tutaj w zasadzie trzech czołowych bohaterów, gdzie jeden z nich nie potrafi żyć bez tej adrenaliny, która daje mu właśnie służba w Iraku i ten cały stres związany z rozbrajaniem bomb. Jak dla mnie zajęcie bardzo ryzykowne i zszokowało mnie to, że ktoś to lubi robić i w dodatku... wraca do tego, kiedy już skończy służbę. Cała akcja filmu kręci się właśnie wokół tych wydarzeń, przez co idealnie zbudowane jest napięcie. Z drugiej zaś strony reżyserka pokazała także inne obowiązki żołnierzy będących w Iraku. Ponadto Bigelow idealnie zagłębia się w psychikę głównego bohatera, którym jest William. Już po pierwszych minutach kiedy pojawił się na ekranie stwierdziłam, że jest nienormalny. No, ale tylko żołnierze, którzy byli na wojnie wiedzą jak takie doświadczenie zmienia człowieka. Jak to zapowiedziało słowo wstępu do filmu „[...] wojna jest jak narkotyk”. Tak samo uzależnia, chociaż człowiek, który nigdy tam nie był nie zrozumie tego do końca. Nie mniej podobała mi się ta psychologiczna wędrówka po umyśle młodego bohatera, który w kraju zostawił swoich bliskich, aby poświecić się swojej prawdziwej miłości.
    Inną sprawą, na którą warto jest zwrócić uwagę to wspaniałe zdjęcia Barry`ego Ackroyda („Lot 93”), a także montaż Boba Murawskiego („Spiderman”) oraz Chrisa Innisa nagrodzony Oscarem. To dzięki nim zachwyciłam się sceną wybuchu podczas, której zginął sierżant Thompson. Wyglądał on po prostu zniewalająco. Wiele było podobnych akcentów i  to zdecydowanie wyróżniało się w tym filmie. Ponadto podobało mi się to jak uchwycono Irak. No, ale w sumie trudno było to zepsuć, bo przecież każdy potrafi sfotografować piasek (taki żarcik!). Kolejną zaletą jest muzyka Marco Beltramiego („Szklana pułapka 4.0”) w duecie z Buckiem Sandersem („Max Payne”). Podkład w sumie bardzo mi się podobał, a w szczególności jeden motyw muzyczny zawarty w utworze „The Way I Am”. Każdy kto widział ceremonię wręczenia Oscarów będzie wiedział o jaki wątek mi chodzi. Podoba mi się – po prostu, a po Oscarach chodził po mojej głowie nieskończenie.
    A teraz zaskoczę sama siebie i przyznam, że nominowanie do Oscara za najlepszego aktora dla Jeremy`ego Rennera („28 tygodni później”) było trafną decyzją. Z pewnością wprowadził spore zamieszanie, gdyż naprawdę genialnie zagrał Jamesa. O dziwo przekonał mnie do siebie, chociaż wcześniej widziałam go w niewielu filmach. Było w nim coś takiego co sprawiało, że wydaje się on idealny do tej roli – może też ma jakiegoś bzika. Na ekranie towarzyszyli mu Anthony Mackie („Eagle Eye”) oraz Brian Geraghty („Patrol”). W międzyczasie co jakiś czas pojawiały się jakieś gwiazdy, aby móc za chwilę zginąć, przykładowo Guy Pearce, czy Ralph Fiennes. Nie wiem czemu to w ogóle miało służyć, ale być może Bigelow nie chciała wydawać więcej pieniędzy na tych aktorów i może nie chciała, aby przyćmili oni resztę załogi – na szczęście, nie zrobili tego.
    Przyznam, że „The Hurt Locker” ma coś w sobie. O dziwo czas przy nim leci bardzo szybko. Zaskakujące jest to jak bardzo interesująca wydaje się być ta historia. Ponadto Bigelow nie skupia się tylko na jednym wątku, ale z biegiem czasu dodaje coraz to nowsze i całkiem zgrabnie wtopione w całość wątki. Dzięki zgranej ekipie, zarówno aktorów, jak i drużynie techników film podbija serca. Z pewnością będzie to film, na swój sposób, historyczny, nie mniej jednak i tak uważam, że Oscara powinien dostać Quentin i jego „Bękarty wojny”.

6 komentarzy :

  1. Nie widziałam go i jakoś nie mam ochoty, sama nie wiem. Po prostu "chciałam", żeby Oscara dostał inny film, czyli podobnie, jak Ty. Pozdrawiam i chętnie przeczytam recenzję "Sucker Punch" - zastanawiam się, czy nie iść na ten film do kina. Idę na Rango, Limitless... zoabczymy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak też dopisuję się do osób, które nie pałają szczęściem z powodu, że akurat ta ekranizacja została filmem roku. Uważam, że filmy tego typu to subiektywny wybór i nie są tak ogólnie jak np. dramaty. A tak w ogóle, to u Ciebie strasznie dużo się zmieniło widzie, nowa domena, wygląd. Ciekawie ;) Pozdrawiam - MoviesNow - Harlow.

    OdpowiedzUsuń
  3. Widziałam film przed oskarami i przyznam że nie spodziewała bym się że ten film zdobędzie tyle nagród. Może nie oceniam go obiektywnie bo jestem kobietą i filmy wojenne absolutnie mnie nie pociągają i nie zachwycają. Tak jak oceniłaś myślę że film był dobry.
    pozdrawiam :)
    horrorek.blog

    OdpowiedzUsuń
  4. nie ciągnie mnie jakoś do filmów wojennych, ale nie powiem zaciekawiła mnie historia, więc może kiedyś po niego sięgnę. ciekawy blog, dobrze piszesz, szybko się czyta. pozdrawiam i dodaję do linków

    OdpowiedzUsuń
  5. Film niewątpliwie dobry, jednak moimi faworytami do Oscara za najlepszy film było "Precious" i "The Blind Side". zakochana-w-dziewczynie.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Muszę przyznać że film był mocny, dawał do myślenia, ale takie lubię :)
    AuroraB

    OdpowiedzUsuń