Reżyseria: Darren Aronofsky
Scenariusz: Mark Heyman, John J. McLaughlin, Andres Heinz
Zdjęcia: Matthew Libatique
Muzyka: Cling Mansell
Kraj: USA
Gatunek: Dramat / Thriller / Psychologiczny
Premiera światowa: 01 września 2010
Premiera polska: 21 stycznia 2011
Obsada: Natalie Portman, Mila Kunis, Vincent Cassel, Barbara Hershey, Winona Ryder
Rzadko, któremu reżyserowi udaje się stworzyć świat pełen szaleństwa oraz obsesji, który jednocześnie byłby na tyle przejmujący, że widz na długo nie może zapomnieć o emocjach jakie przeżył w trakcie oglądania filmu. Darren Aronofsky idealnie łączy wszystkie te elementy w swoich produkcjach, które pozostają oryginalne i traumatyczne. Bez względu na to czy opowiada o historii uzależnienia od narkotyków, czy też obłąkańczej próby pogodzenia się z chorobą bliskiej osoby, w każdym z tych filmów udaje mu się stworzyć idealną bazę, którą rozwija w zaskakujących i zatrważających kierunkach. Nie inaczej jest z jego najnowszym filmem „Czarny łabędź”, którym nie tylko udaje mu się widza zaskoczyć, ale przede wszystkim zauroczyć opowieścią o obsesyjnej chęci osiągnięcia perfekcji.
Akcja filmu toczy się wokół premiery odświeżonej wersji klasycznego baletu „Jezioro łabędzie”. Jego reżyser- Thomas (Vincent Cassel), aby wprowadzić swoją nową wizję w życie rezygnuje z zatrudniania Beth (Winona Ryder) i pozwala jej odejść na emeryturę. Rozpoczyna się casting do najważniejszej roli, bowiem Thomas chce, aby primabalerina zatańczyła nie tylko rolę Białego łabędzia, ale także bliźniaczego jej Czarnego łabędzia. Główną pretendentką do owej roli wydaje się być Nina (Natalie Portman), która od wielu lat pracuje nad układem chcąc doprowadzić go do perfekcji. Thomas dostrzega jej starania, ale oczekuje, że dziewczyna całkowicie zatraci się w tańcu i autentycznie stanie się odgrywaną postacią. To powoduje, że Nina wpada w obsesję zostania jeszcze lepszą tancerką, w szczególności, że o rolę stara się także żywiołowa i uwodzicielska Lily (Mila Kunis), która wydaje się zrobić wszystko, aby osiągnąć swój cel.
Początkowo fabuła „Czarnego łabędzia” nie wydaje się być aż tak skomplikowana czy też złożona. Jednakże wraz z każdą minutą widz zaczyna się zastanawiać o co właściwie chodzi. Ludzie, którzy nie znają twórczości Aronofskiego będą uważać, że jest to kolejna nudna produkcja opowiadająca historię o balecie, a czy nie ma nic nudniejszego od tego? Okazuje się, że dobrze opowiedziana historia potrafi być naprawdę fascynująca. Ze swoim umysłem Aronofsky mógłby nawet stworzyć film o wyścigu żółwia ze ślimakiem a i tak byłby to film niezwykły pod każdym względem. Bardzo sprawnie łączy w filmie miłość do baletu, a także jego niekwestionowane piękno wraz z obsesją dążenia do doskonałości. Przede wszystkim jednak film jest o tym jakimi prawami rządzi się świat baletu, a także tym do czego tak naprawdę zdolna jest baletnica, aby zatańczyć upragnioną rolę w przedstawieniu. Mówi się nawet, że są w stanie zabić, aby zdobyć rolę i w tym też właśnie kierunku poszli scenarzyści. Jednakże później zaczynają robić widzowi wodę z mózgu, gdyż trudno jest odróżnić prawdę od szaleństwa głównej bohaterki. Wiele jest takich scen, na które człowiek patrzy i nie może uwierzyć własnym oczom, a później okazuje się, że jego obawy nie były takie całkiem bezpodstawne. Najwięcej emocji skumulowanych jest na samym końcu kiedy to już widz dowiaduje się prawdy i z trwogą ogląda rozwój sytuacji. A zakończenie… lepszego zakończenia dla tego filmu nie da się wymyślić. Jest tak perfekcyjne, że nic więcej nie trzeba na ten temat mówić.
Najtrudniejszym zadaniem w filmie, zarówno dla twórców jak i głównej bohaterki, było z pewnością wyodrębnienie dwóch skrajnych osobowości, aby jedna osoba była Białym łabędziem i Czarnym. Twórcy nawet pod tym względem poradzili sobie perfekcyjnie. Dosłownie podzielili jedną postać i dosłownie przywdziali jej postać Czarnego łabędzia. Z jednej strony było to posunięcie ryzykowne, gdyż nie każdemu może ono przypaść do gustu, jednakże z drugiej strony Ci, którzy doceniają takie rzeczy będą wniebowzięci. Było to także duże wyzwanie dla aktorki, gdyż nie każdemu udaje się perfekcyjnie zagrać dwie różne osobowości.
„Jezioro łabędzie” jest znanym i historycznym już baletem, który doczekał się wielu obróbek. Stworzenie go podstawą filmu fabularnego okazało się wyśmienitym pomysłem i dało spore pole do popisu wszelkiego rodzaju specjalistom. Nie tylko wizażystom, specjalistom od efektów specjalnych, ale przede wszystkim kostiumologom, choreografom i muzykom. Nie trzeba mówić, że stroje baletnic nie są zbytnio skomplikowane do wykonania, jednakże te stworzone przez Amy Westcott są zachwycające i idealnie podkreślają charakter każdej granej postaci. Aronofsky dostrzega piękno w balecie i w ogóle w tańcu widząc w nim poezję ciała. Dlatego zaangażował do filmu grupę baletową Benjamina Millepieda – choreografa i tancerza New York City Balet, która zatańczyła w filmie a sam baletmistrz stworzył choreografię do filmu, co było debiutem w jego karierze. Miał on stworzyć oryginalną i świeżą choreografię na najwyższym poziomie, ale też niezbyt skomplikowanym, aby mogły zatańczyć go aktorki grające w filmie. Całkowicie mu się to udało, gdyż jego choreografia czarowała, a aktorki… wyglądały jak profesjonalistki. Do tradycyjnych kompozycji Piotra Czajkowskiego wykorzystywanych w balecie „Jezioro łabędzie” dołożono także muzykę Clinta Mansella („Zapaśnik”), która towarzyszyła pozostałej części filmu niezwiązanej z „Jeziorem łabędzim”.
„Jezioro łabędzie” jest znanym i historycznym już baletem, który doczekał się wielu obróbek. Stworzenie go podstawą filmu fabularnego okazało się wyśmienitym pomysłem i dało spore pole do popisu wszelkiego rodzaju specjalistom. Nie tylko wizażystom, specjalistom od efektów specjalnych, ale przede wszystkim kostiumologom, choreografom i muzykom. Nie trzeba mówić, że stroje baletnic nie są zbytnio skomplikowane do wykonania, jednakże te stworzone przez Amy Westcott są zachwycające i idealnie podkreślają charakter każdej granej postaci. Aronofsky dostrzega piękno w balecie i w ogóle w tańcu widząc w nim poezję ciała. Dlatego zaangażował do filmu grupę baletową Benjamina Millepieda – choreografa i tancerza New York City Balet, która zatańczyła w filmie a sam baletmistrz stworzył choreografię do filmu, co było debiutem w jego karierze. Miał on stworzyć oryginalną i świeżą choreografię na najwyższym poziomie, ale też niezbyt skomplikowanym, aby mogły zatańczyć go aktorki grające w filmie. Całkowicie mu się to udało, gdyż jego choreografia czarowała, a aktorki… wyglądały jak profesjonalistki. Do tradycyjnych kompozycji Piotra Czajkowskiego wykorzystywanych w balecie „Jezioro łabędzie” dołożono także muzykę Clinta Mansella („Zapaśnik”), która towarzyszyła pozostałej części filmu niezwiązanej z „Jeziorem łabędzim”.
„Czarny łabędź” jest filmem, o którym długo się będzie wspominać. Łączy w sobie piękno baletu i szaleństwo. Porusza nie tylko problemowe relacje z matką, czy tematykę kobiecej seksualności. Zachwyca przede wszystkim oprawą i to nie tylko muzyczną, czy taneczną. Klasyczny balet w oryginalnym wydaniu, z nowymi pomysłami. Film, który wywołuje sporo emocji w widzu i komplikuje jego tok rozumowania. Nie podaje na talerzu oczywistych rozwiązań, od pierwszej do ostatniej minuty skupia na sobie uwagę widza, a zakończeniem idealnie podkreśla piękno całego filmu.
Już dawno nie widziałam takiego filmu, ciężki kaliber w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Dla mnie też - rewelacja!
OdpowiedzUsuńFilm na pewno trudny, ale i bardzo dobry. Trochę przerażały mnie te krwawe sceny :P Ale rekompensowały je wspólne ujęcia Natalie i Milli :) Oscar i Złoty Glob dla Nat - w pełni zasłużony! zakochana-w-dziewczynie.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńw zupełności się zgadzam. nie mam nic do dodania i zapraszam na moją recenzję "Czarnego łabędzia"
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja, zgadzam się w 100%. Rzadko kiedy można podziwiać tak świetnie odegraną postać do tego kapitalne połączenie delikatnego, artystycznego ducha baletu z mrocznym klimatem obłędu.
OdpowiedzUsuńTo jak rewelacja to i ja muszę obejrzeć :)
OdpowiedzUsuńAuroraB