NOWOŚCI

wtorek, 15 lutego 2011

751. Królowie ulicy, reż. David Ayer

Oryginalny tytuł: Street Kings
Reżyseria: David Ayer
Scenariusz: James Ellroy, Kurt Wimmer, David Ayer, Jamie Moss
Zdjęcia: Gabriel Beristain
Muzyka: Graeme Revell
Kraj: USA
Gatunek: Sensacyjny
Premiera światowa: 03 kwietnia 2008
Premiera polska: 04 lipca 2008
Obsada: Keanu Reeves, Forest Whitaker, Hugh Laurie, Chris Evans, Cedric the Entertainer, John Corbett, Jay Mohr, Terry Crews, Naomie Harris, Common, Amaury Nolasco

    David Ayer zanim został reżyserem zaciągnął się do marynarki wojennej. Prawdopodobnie bardzo mu się tam spodobało, ponieważ większość jego filmów opiera się głównie na historiach o służbie kraju, co prawda w nieco odmienny sposób niż ten jaki on wybrał, ale jednak. Widać to także w filmie „Królowie ulicy”, gdzie pokazuje instytucję skorumpowanej policji, dla której nie istnieje słowo lojalność. Dzięki temu powstał niesamowity film sensacyjny, którego dodatkowym atutem są znane twarze w nim występujące.
     Tom Ludlow (Keanu Reeves) jest detektywem należącym do jednostki pracującej pod przewodnictwem kapitana Jacka Wandera (Forest Whitaker). Tom słynie z tego, że ma niekonwencjonalne metody rozwiązywania wszystkich swoich spraw, które w większości kończą się śmiercią podejrzanych. Wszystkie jego wybryki są tuszowane przez Wandera, a on sam wspierany jest przez swoich przyjaciół z jednostki. Jednakże, gdy dowiaduje się, że jego były partner Washington (Terry Crews) kabluje na niego do kapitana Biggsa (Hugh Laurie) postanawia się na nim zemścić. Kiedy jednak spotyka się z nim w sklepie dochodzi w nim do napadu, w wyniku którego Washington ginie. Ludlow postanawia odnaleźć tego kto zamordował jego byłego przyjaciela. Szybko jednak okazuje się, że będzie on musiał policzyć się z ludźmi, którym ufał najbardziej na świecie i powierzyłby im własne życie.
    Ostatnio zauważyłam, że zmieniają się moje gusta filmowe. To co kiedyś mnie kręciło, coraz bardziej mnie nudzi, a to na co kiedyś nie zwracałam uwagi- zaczęło mnie fascynować. Tak jest też w przypadku filmów sensacyjnych, które co prawda znajdowały w moim sercu szczególne miejsce, bo nigdy jakoś od tego gatunku nie stroniłam, ale teraz zaczęły wywoływać u mnie jeszcze więcej emocji. W sumie to wszystko zależy od pomysłu, dlatego też nie warto zapatrywać się tylko na jeden gatunek filmowy. Filmy tego typu zazwyczaj podobają się w większej ilości facetom, no i pewnie tak jest w tym przypadku też, ale jak wiecie ja jestem inna- prawie jak facet można by rzec, bo mnie też się niekiedy męskie kino podoba. Tak jest w przypadku tego filmu. Było sporo zbędnego rozlewu krwi, ale jakoś nie przeszkadzało mi to. Najważniejsze, że dużo się działo, no i momentami było zaskakująco, chociaż mój zmysł detektywistyczny jednak mi pomaga, bo odkryłam całą prawdę już dużo wcześniej.
    Bardzo podobał mi się klimat jaki został wytworzony w filmie. Podobało mi się te wszystkie tajemnice i skorumpowana policja- chociaż osobiście to drugie bardzo mnie wkurza. Bardzo spodobało mi się dochodzenie Toma do prawdy, bo z początku w ogóle nie wiedział, że takowa istnieje. W sumie to myślałam, że będzie trochę innym bohaterem, no ale nawet ostateczne rozwiązanie także mi się podobało. Podobało mi się to jak szukał wraz z Diskantem szukał zabójców Washingtona. Szedł od informatora do informatora, aż w końcu trafił na człowieka, który się z tymi zabójcami kontaktował. Podobała mi się bardzo scena u nich. Wiedziałam, że coś podobnego się wydarzy, ale to co usłyszałam, w szczególności później, totalnie mnie rozbroiło. Tego się nie spodziewałam, tzn. coś przeczuwałam, ale w inny sposób. Szok. Bardzo mnie zaskoczyło dalsze rozwinięcie akcji. O dziwo zaczęłam kibicować Tomowi, który z początku był mi raczej obojętny. No w końcu czego się nie robi dla dobra dobrych ludzi. Podobała mi się także scena z jego kapitanem. Aż mnie zatkało po prostu jak rozłupał ścianę. Nie powiem wam co tam było ;P musicie zobaczyć to sami no chyba, że indywidualnie mnie ktoś zapyta to dam mu odpowiedź.
    Z jednej strony podobało mi się to, że policjanci trzymali się razem, ale z drugiej to nikt by się nie spodziewał, że za takim kryciem drugiej osoby kryje się coś więcej niż tylko przyjaźń. Byłam raczej w szoku, no ale po USA to można się wszystkiego spodziewać. Korupcję można tam spotkać na każdym kroku, tak jak i filmy o takowej tematyce- samo życie. Podobało mi się to oddanie za przyjaciela. Podobała mi się więź, która połączyła Toma i Diskanta. Było to bardzo ciekawe.
    W filmie pojawiło się kilka osób, których obecność mnie totalnie zaskoczyła. Gdy Tom był w szpitalu spotkał kapitana, którym był Hugh Laurie i tylko czekałam aż ktoś zwróci się do niego per House. Miał całkiem nie najgorszą tą rolę. W głównej roli wystąpił Keanu Reeves, który… spodobał mi się, ale nie od razu. Z początku miałam go za tego złego i myślałam, że o to właśnie chodziło i że tak zostanie już do końca. Niesamowita przemiana głównego bohatera, który dostrzega prawdę i ma zamiar wszystko uporządkować na własną rękę. Rola bardzo przekonująca i rzeczywista. Wśród innych gwiazd znalazł się przede wszystkim Forest Whitaker, który wystąpił w roli kapitana Wandera. Jego pozostałymi policjantami byli Jay Mohr, John Corbett oraz Amaury Nolasco, których chyba każdy skądś zna w szczególności tego ostatniego. W świecie przestępczym poznaliśmy Cedrica The Entertainera. Lubię tego gościa, nie wiedząc czemu. Miał ciekawą rolę, pierwszy raz go w takiej widzę, dlatego trochę się zdziwiłam, ale ogólnie odbieram go bardzo pozytywnie. Inną znaną twarzą stał się także Chris Evans, nasz Człowiek Pochodnia, który tym razem stanął w bardziej tradycyjnej formie po stronie prawa w postaci detektywa Diskanta. Ogólnie nie mam nic do zarzucenia bohaterom filmu i niczego zarzucać im nie będę. Zagrane na dość dobrym poziomie, ale bez żadnych ekscesów.
    „Królowie ulicy” jest to film typowy w amerykańskim kinie. Obfituje w różne strzelaniny, których efektem jest mnóstwo krwi polanej po planie. Możemy także spotkać naszych starych znajomych z innych filmów, czy też seriali dlatego film staje się jeszcze bardziej bliski, chociaż momentami trudno jest się przestawić, że to jednak nie House czy Sucre z „Prison Break”. Mnie osobiście film się podobał. Lubię takie filmy, gdzie akcja jest trochę zawiła i nic nie jest takie na jakie wygląda. 

2 komentarze :

  1. Ciekawa obsada, ale typ filmu średnio "mój", no ale nie wiadomo w sumie, najróżniaste filmy mi przypadają do gustu czasem ;) zakochana-w-dziewczynie.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż jestem zaskoczony, że jeszcze tego filmu nie widziałem. Taka obsada... Trzeba nadrobić straty. :)

    http://sztukafilm.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń