Reżyseria: Raj Kanwar
Scenariusz: Raj Kanwar, Ratna Rajaia
Zdjęcia: Ishwar Bidri
Muzyka: Lalit Pandit, Jatin Pandit, Naresh Sharma
Kraj: Indie
Gatunek: Melodramat
Premiera światowa: 29 września 2000
Premiera polska: brak danych
Obsada: Aishwarya Rai, Abhishek Bachchan, Amrish Puri, Anupam Kher, Inder Sudan, Sonali Bendre
Scenariusz: Raj Kanwar, Ratna Rajaia
Zdjęcia: Ishwar Bidri
Muzyka: Lalit Pandit, Jatin Pandit, Naresh Sharma
Kraj: Indie
Gatunek: Melodramat
Premiera światowa: 29 września 2000
Premiera polska: brak danych
Obsada: Aishwarya Rai, Abhishek Bachchan, Amrish Puri, Anupam Kher, Inder Sudan, Sonali Bendre
Raj
Kanwar rozpoczął swoją przygodę z filmem od wyreżyserowania „Szalonego” w
1992 roku. W swoim filmie z2000 roku o tytule „Kroki w chmurach” nie
przedstawia on tradycyjnej, a właściwie to dobrze znanej w późniejszych
latach wizji kina hollywoodzkiego.Jedyne co łączy go z poprzednimi
filmami jakie miałam okazje oglądać to dość naciągana historia miłosna,
jednakże wykonanie to jest zdecydowanie gorsze niż innych, bez względu na
to czy to spojrzeć na samą wizualizację historii, czy też oprawę
muzyczną.
Sahiba
to przepiękna dziewczyna, która wyjeżdża z rodzinnego miasta na studia,
aby uciec przed rodziną chcącą wydać ją czym prędzej za mąż. Niestety, w
kampusie zostaje zamordowana przyjaciółka Sahiby, a ona sama jest tego
świadkiem. Kiedy mordercy ścigają dziewczynę wpada ona na przystojnego
Karana, który właśnie wraca do swojej ukochany ze służby w wojsku.
Przerywa on swoją podróż, aby pomóc Sahibie w dotarciu do domu. Kiedy tam
przybywają liczna rodzina Sahiby bierze towarzyszącego jej Karana za jej
męża. Żadne z nich nie spieszy się, aby wyprowadzać ich z błędu w
szczególności, że Karan czuje, iż w końcu ma rodzinę.Niestety, po pewnym
czasie Karan musi w końcu postanawia wyruszyć dalej pozostawiając
zakochaną w nim Sahibę na pastwę jej rodziny i wściekłości ojca,który
czym prędzej próbuje ją zeswatać z synem jego przyjaciela. Nikt
jednak nie wie, że skrywa on straszliwą tajemnicę, którą zna tylko
Sahiba.
Fabuła
filmu wygląda tak samo jak przy innych filmach. Znowu mamy głupiutką
historię miłosną, od której widza momentami aż mdli. Wszystko jest
przewidywalne, bo przecież nie ma nic bardziej nie zaskakującego jak
ogromna miłość, która rodzi się pomiędzy dwoma osobami przebywającymi ze
sobą non stop. Jednakże oprócz wątku miłosnego mamy też historię
kryminalną, która wydawać by się mogło, kończy się tuż po tym jak
się zaczyna. Ku zaskoczeniu wszystkich twórcy zgrabnie do niej powracają.
Niestety,zanim do tego dojdzie to w filmie wieje potworną nudą. Widzowi
kilka razy mogą przymknąć się oczy, nie wspominając już o całkowitym
braku skupienia naopowiadanej historii. Prawdziwa akcja zaczyna dziać
się dopiero gdzieś przy końcu, a i tak jest jej tyle co pies na płakał,
no ale w końcu to nie o akcję chodzi w takim filmie, a o miłość, której
jako tako też nie było za wiele.
Już
od pierwszych minut filmu każdy widz zauważy, że film ten różni się od
innych. Niestety, w sposób bardziej negatywny, gdyż nie zobaczymy tutaj
kolorowych, a wręcz żywych barw, i zgrabnych linii, które obserwować
mogliśmy choćby przy filmie „Gdyby jutra nie było”. Zdjęcia Ishwara Bidri
niczym nie przypominają tych od Anila Mehty. Brak w nim tego czegoś...
chyba życia, a może nawet i magii. Nie potrafił wydobyć tego co jest w
tym filmie najpiękniejsze. Nie potrafił pokazać Indii od tej radosnej
strony i różnorodnej gamy barw jaką się one cieszą. Szkoda, bo jak
się okazuje, przy tego rodzaju filmach to przesądza o ocenie. Dodatkowo
muzyka także nie robi większego wrażenia. Nie ma ani jednego utworu,
który by wzruszył, który dałby trochę radości. Żadnego utworu, który
sprawiłby, że ma się ochotę zdobyć całą ścieżkę dźwiękową. Wśród takich
utworów jak „Mera MaahiBada Sohna” czy „O Mere Rabba Diiil” trudno jest
się doszukać utworu przewodniego filmu. Nie mniej, układy choreograficzne
do tych dwóch pozycji nawet przypadają do gustu i dają się nacieszyć
oczom. W szczególności ten do „Mera Maahi Bada
Sohna”, który to występ poprzedza zaślubiny. Zauważyć możemy tutaj
bohaterów w tradycyjnych hinduskich strojach, tańczących tradycyjny
hinduski taniec. Z pewnością wielu uzna to za bardzo dobre przedstawienie
kultury Indii.
Aktorsko
film wypada bardzo słabo, w szczególności jeżeli spojrzeć na postać ojca
Sahiby, którego zagrał Amrish Puri. Zupełnie nie podobał mi się w tej
roli. Jak dla mnie jest przerysowany tak, jak postacie wenezuelskich
telenowel. Rola agresywnego ojca nie jest dość trudna do zagrania,
jednakże Puri wyglądał w niej dość komicznie i zamiast budzić respekt,
czy przerażać, po prostu bawił. Jest to kolejny film,który oglądam i w
którym występuje ulubienica fanów Bollywodu – Aishwarya Rai.Nie
przemawia do mnie, po raz kolejny. Jej osoba w ogóle mnie nie intryguje.
Nito ona ładna, ni to utalentowana. Jej gra aktorska nie jest może
jakoś rażąco straszna, ale mogłoby być lepiej. Z kolei główna rola męska
przypadła w udziale Abishkowi Bachchanowi. Miło się na niego patrzyło,
ale prawda jest taka, że wydawał mi się być całkowicie bez życia.
Zupełnie mi się nie podobał. W ogóle powiedzieć trzeba, że dobór obsady
do filmu może i wydawał się dobry, ale wyszło inaczej. Zresztą tak, jak i
cały film, tak też aktorstwo są raczej na przeciętnym poziomie.
Ogólnie
rzecz ujmując film nie był zły. Dało się go obejrzeć i jest o wiele
lepszy od niektórych hollywoodzkich filmów. Jednakże brakuje mu wielu
elementów, które sprawiają, że filmy bollywoodzkie cieszą się taką
popularnością na całym świecie. Historia jest mało wciągająca. Nie ma
tutaj żadnego pouczającego morału. Piosenki są mało rytmiczne i przez to
ciężko wpadają w ucho. Nie wspominając już o tańcu i zdjęciach. Myślę, że
jakby podszlifować te elementy to powstałaby fascynująca produkcja, a
tak to jest tylko przeciętnie, niestety.
Prześlij komentarz