NOWOŚCI

piątek, 13 sierpnia 2010

672. Mamma Mia!, reż. Phyllida Lloyd

Reżyseria: Phyllida Lloyd
Scenariusz: Catherine Johnson
Zdjęcia: Haris Zambarloukos
Muzyka: Benny Anderson, Bjorn Ulvaeus, Stig Anderson, Sirio Quintavalle
Kraj: USA / Wielka Brytania / Niemcy
Gatunek: Musical / Komedia romantyczna
Premiera światowa: 30 czerwca 2008
Premiera polska: 29 sierpnia 2008
Obsada: Meryl Streep, Amanda Seyfried, Dominic Cooper, Colin Firth, Pierce Brosnan, Stellan Skarsgard, Julie Walters, Christine Baranski 



     „Mamma Mia!” to kinowa wersja znanego musicalu pod tym samym tytułem,którego ścieżkę dźwiękową stanowią wyłącznie utwory szwedzkiego zespołu ABBA. Twórcą tej ekranizacji jest brytyjska reżyserka Phyllida Lloyd, która osiem lat wcześniej wyreżyserowała inny film muzyczny, ale o bardziej historycznym podtekście „Gloriana”. Jakby nie było to była ona również reżyserką oryginalnej broadwayowskiej wersji tego musicalu. „Mamma Mia!” to lekki i przyjemny filmik na samotne i smutne wieczory, z pewnością rozchmurzy każdego. Coś o tym wiem.
     Sophie jest dwudziestolatką, która od dzieciństwa wychowywana jest samotnie przez swoją matkę Donnę na jednej z greckich wysp.Dziewczyna zakochuje się w Sky`u i postanawiają się pobrać.Sophie chce, aby do ołtarza poprowadził ją jej ojciec, problem w tym, że dziewczyna nie wie kto nim jest, a pamiętnik jej matki opisuje trzy namiętne romanse z trzema różnymi mężczyznami w tym samym czasie. Sophie jednak nie daje za wygraną i zaprasza Billa,Sama i Harry`ego sądząc, że po przyjeździe rozpozna, który z nich jest jej ojcem. Niestety po przyjeździe Sophie nie potrafi powiedzieć kto jest jej ojcem, dlatego też chce, aby powód ich przyjazdu był dla Donny tajemnicą. Wszystko zaczyna się komplikować kiedy wszyscy trzej myślą, że są jej ojcami i wszyscy trzej chcą poprowadzić ją do ołtarza.      Zawsze lubiłam piosenki ABBY, zawsze też uwielbiałam musicale. Dlatego też seans tego filmu nie był dla mnie jakąś specjalną udręką.Długo się co prawda zbierałam, ale głównie dlatego, że chciałam najpierw nadrobić nieco starsze pozycje. Koleżanka mówiła mi, że film bardzo jej się spodobał. Ja nie miałam wątpliwości czy mnie też się spodoba. W końcu jest to kolorowa historia z niesamowitą muzyką w tle. Film mi się podobał, ale prawdę mówiąc jakoś szczególnie mnie nie powalił. Po licznych opiniach, oczywiście pozytywnych, spodziewałam się czegoś więcej. Niestety nie dostałam dokładnie tego co oczekiwałam.
     Wszyscy zgodnie twierdzili, że uśmiali się do łez na tym filmie. No to zaczęłam go oglądać i mówię sobie, że może mój dół w końcu przejdzie w niepamięć. No i może by przeszedł, gdyby faktycznie tak było, a niestety tylko trochę przygasł i to tylko na chwilę,ponieważ nie dostałam takiej dawki humoru jakiej się spodziewałam.Nie było żadnej sceny, która spowodowałaby, że zaczęłabym się śmiać. Większość z nich wywoływało tylko uśmiech na twarzy,ale bez żadnych większych ekscytacji. Nawet scena, w której Bill na swojej łodzi siedzi tylko w samym fartuchu, a kiedy się odwraca widzimy jego pośladki wcale mnie nie rozbawiła, a podobno kamerzysta zaczął krzyczeć, a pani reżyser miała atak śmiechu,ponieważ była to mała improwizacja samego Skarsgarda. A mnie tonie rozbawiło. Uśmiechałam się na myśl o samej tej historii.Kiedy to Donna odkryła, że na wyspie jest 3 mężczyzn, z którymi przeżyła niesamowitą noc. Trochę mnie to bawiło. Uśmiech pojawił się na twarzy również kiedy na ślubie Sophie wspomina się o jej ojcu, a wszyscy trzej: Sam, Bill i Harry, wstają.Zabawnie to wyszło, ale ogólnie to film nie bawił do łez. A szkoda.
    Jednym z najważniejszych plusów filmu jest jego lokalizacja. Grecka wyspa to jest naprawdę coś. Po raz kolejny zostało mi przypomniane jak bardzo chciałabym tam pojechać. Tam jest po prostu przepięknie.Czysta woda, dużo wody, piękne domy i ten wspaniały klimat.Oczywiście nie mówię o klimacie śródziemnomorskim, ale ogólnie o klimat panujący w filmie. Klimat wiecznej zabawy i uciechy. Myślę,że właśnie dzięki temu wszyscy tak wspaniale się bawią podczas oglądania filmu.
    Jeżeli chodzi o muzykę to cóż ja tutaj mogę dużo powiedzieć. Piosenki ABBY są ponadczasowe. Pamiętam, że swego czasu była młodsza wersja ABBY, którzy nazywali siebie A*Teens. No i śpiewali covery ich piosenek, a potem zaczęli śpiewać własne. Mnie osobiście piosenki ABBY zawsze będą bliskie sercu, ponieważ słyszymy je właściwie na każdym kroku. Do tej pory znamy teksty większości z nich i mamy wrażenie, że nic nie będzie w stanie ich zatrzeć.Dzięki tym piosenkom właśnie film nabierał wyrazu i zastanawiałam się czy czasem piosenki nie powstały po stworzeniu filmu, bo momentami tak idealnie pasowały do treści filmu, że aż dziw brał.Poza tym kiedy słyszymy piosenki w wykonaniu takich gwiazd jak Meryl Streep czy Priece Brosnan to zastanawiamy się czy to, aby na pewno oni śpiewają. W końcu nie zawsze ma się okazję usłyszeć ich śpiewających. Ja do swoich ulubionych piosenek zaliczam zdecydowanie „Gimme Gimme Gimme”, ale oczywiście nie gardzę pozostałymi.
    Aktorzy nasi wspaniali byli rewelacyjni w tym filmie i nikt tego nie zaprzeczy. W końcu nie przy każdym filmie wymaga się umiejętności śpiewania lub jeżeli takowej nie mamy to ewentualnie możliwości ośmieszenia się przed milionami ludzi. To drugie jednak nie dotyczy naszej obsady. Najbardziej ze wszystkich wyróżniła się Amanda Seyfried, którą możecie pamiętać z roli głupiutkiej blondyneczki w filmie „Wredne dziewczyny”. Tutaj może nie pokazała się jakimś specjalnie wykwalifikowanym aktorstwem, ale śpiewała nie najgorzej. Bardzo spodobała mi się postać Donny.Meryl Streep była niezwykle spontaniczna w tej roli. Pełna energii i tym samym niezwykle wiarygodna. To samo jeżeli chodzi o naszych panów. Trzy odmienne osobowości o różnych narodowościach. Jednakże żaden nie wypadł źle.
    Podsumowując, film był bardzo ciekawy. Najpiękniejsze jest to, że zaraża nas pozytywną energią, po której człowiek naprawdę czuje się lepiej. Pomimo tego, że nie jest to typowa komedia przy, której można się uśmiać do łez to z pewnością jest to jeden z przyjemniejszych i bardziej optymistycznych filmów jakie miałam okazję oglądać.

4 komentarze :

  1. http://krytyczne-oceny-keiko.blog.onet.pl/ zgłoś się do oceny! Razem uda nam się poprawić błędy w blogu ;) A może, chcesz się zgłosić na współoceniającą? Wejdź na blog, a wszystkiego się dowiesz. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie przypominam sobie, żeby Mamma Mia! była hiper zabawna. Były wesołe sceny, które sprawiały uśmiech na twarzy, ale nie śmiech. Podobała mi się Grecja i muzyki ABBY, moja ulubiona to Super Trouper :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny, magiczny film! Piosenki Abby tak fajnie wplecione w akcję... Genialna rola Meryl. Jeden z moich ulubionych filmów :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja się zaśmiałam na filmie, ale nie żeby do łez. Był ciekawy, polubiłam postać Amandy Seyfried i Meryl Streep. Poza tym ABBA - lubię ten zespół. Więc był 8/10. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń