NOWOŚCI

wtorek, 20 lipca 2010

663. Koszmar z ulicy Wiązów, reż. Samuel Bayer

Oryginalny tytuł: A Nightmare on Elm Street
Reżyseria: Samuel Bayer 
Scenariusz: Eric Heisserer, Wesley Strick 
Zdjęcia: Jeff Cutter 
Muzyka: Steve Jablonsky 
Na podstawie: postaci utworzonych przez Wesa Cravena 
Kraj: USA 
Gatunek: Horror 
Premiera światowa: 27 kwietnia 2010 
Premiera polska: 16 lipca 2010
Obsada: Jackie Earle Haley, Rooney Mara, Kyle Gallner, Thomas Dekker, Katie Cassidy, Kellan Lutz, Connie Britton, Clancy Brown, Christian Stolte, Lia D. Mortensen, Kurt Naebig

    Nie ma na świecie osoby, która kiedykolwiek by o nim nie słyszała. Uznany za jednego z najstraszniejszych morderców wszechczasów, słynący ze swojego makabrycznego poczucia humoru, Freddy Krueger, po 26 latach od jego narodzin powraca na wielkie ekrany, aby ćwiartować bohaterów w snach, a tym samym straszyć widzów. Film, który początkowo miał być prequelem skończył jako nowe spojrzenie na starą historię, którego nie poparł pełnoprawny jej ojciec - Wes Craven. Za kamerą stanął dotychczasowy reżyser klipów tanecznych, który dopiero rozpoczyna przygodę z kinem - Samuel Bayer.
    Piątka znajomych z liceum zaczyna miewać straszliwe koszmary. Każdy z nich w swoich snach spotyka poparzonego mężczyznę w dziwnym kapeluszu, swetrze w zielono czerwone paski i z rękawicą z nożami zamiast prawej ręki, który chce odebrać im życie. Żadne jednak nie mówi o swoich snach innym, gdyż uważają, że są to tylko złe sny. Wszystko jednak zaczyna się zmieniać kiedy po kolei zaczynają ginąć we śnie. Ocaleni podejmują więc śledztwo, które doprowadza ich do przerażających wspomnień z dzieciństwa. Okazuje się bowiem, że w snach próbuje ich zabić Fred Krueger, który niegdyś pracował w przedszkolu, do którego uczęszczali. Fred wówczas kochał dzieci, aż za bardzo, a kiedy rodzice poznali prawdę postanowili chronić swoje dzieci. Nikt nie wie, że Fred zawarł pakt ze złymi demonami, dzięki czemu mógł powrócić pod postacią koszmaru, a wszystko po to, aby wyrównać rachunki.     
    Mam ogromny sentyment do historii mordercy z ulicy Wiązów. Kiedy byłam mała straszliwie się go bałam. Dopiero niedawno obejrzałam wszystkie filmy z Freddym w roli głównej. W ogromnym napięciu czekałam więc na nową odsłonę tego klasycznego horroru. Nie mogłam przepuścić tej okazji i wybrałam się do kina, nie żałuję, ale i tak jestem ogromnie zawiedziona tym co zobaczyłam na ekranie. Historia bowiem nie jest wiernym odwzorowaniem tego co zobaczyliśmy w filmie z 1984 roku. Z jednej strony jest to genialne posunięcie, bo pozwoliło na nowe doznania - tak na przykład cenię sobie scenę w jadłodajni, ale z drugiej strony odczuwalny jest brak niektórych scen, jak przykładowo, flaków chłopaka Nancy na suficie. Cieszy fakt, że rozbudowane zostało wyjaśnienie dlaczego Fred zabija nastolatków i dlaczego akurat tych nastolatków a nie innych. Jednakże nigdy nie wyjaśniono dlaczego powrócił on w snach, aby dorwać swoich ulubieńców. To wiedzą tylko Ci, którzy przebrnęli przez wszystkie wcześniejsze filmy. Najbardziej jednak irytowało to jak ginęli niektórzy ludzie, których odpowiedniki z pierwszego filmu mordowane były w inny sposób. Jeżeli już pojawiała się konkretna postać i miało się wrażenie, że jest nim ta osoba co wcześniej warto było tak pokierować scenariusz, aby choć trochę przypominało to co działo się wcześniej. Twórcy pomimo wszystko próbowali zaskoczyć widzów, którzy są fanami serii, oczywiście z marnym skutkiem. Film był bardzo przewidywalny, a kretyńskie zachowania bohaterów były najzwyczajniej irytujące. Jednakże taka głupota musi występować, bo gdyby zachowywali się racjonalnie to akcje mające miejsce w tym filmie w ogóle by się nie pojawiły.
    Z pewnością film pochwalić można za oprawę wizualną, chociaż to też jest kwestia sporna, gdyż z jednej strony mamy momentami naprawdę porażające efekty, a innym razem żałujemy, że nie pozostano przy starych technikach. Jest kilka scen, które robią piorunujące wrażenie i jedną z takich scen jest z pewnością ta z Kris w szkolnej ławce - genialnie to wygląda, tak samo zresztą jak przelatywanie Nancy przez sufit - bardzo ciekawie zostało to rozwiązane. Z drugiej zaś strony mamy wspaniałe wykorzystanie śniegu, które dodawało mroku całej opowieści. Zachwycić można by się także efektami, które twórcy wykonali z obrazem oraz montażem. Z tego też powodu bardzo podobała mi się scena w bibliotece, gdy regały zaczęły drżeć, a już totalnie najlepsza była scena w aptece - Nancy kontra Freddy. Wspaniale to wyglądało. Z innej zaś strony trzeba się przyczepić wychodzenia Freda ze ściany - beznadziejne komputerowe badziewie, a także tego jak wyglądał Fred Krueger. Trudno jest uwierzyć, że można taką postać zniszczyć za sprawą jednego filmu. Postać kultowa, która straszyła po nocach swoim wyglądem teraz tylko jest zwykłym paskudnym mordercą. Momentami ma się wrażenie, że ta paskudna gęba jest efektem pracy komputera a nie makijażystów - i może... tak właśnie jest.
    Obsada, niestety, zawodzi na całej linii. Trudno jest się pohamować od stwierdzeń, że za castingi odpowiedzialny był jakiś człowiek nie znający się na rzeczy. Największą wtopą całej tej opowieści jest oczywiście wybór Jackiego Earle Haleya na Freda Kruegera. Od początku wiedziałam, że ten koleś się nie nadaje. Gdy tylko zobaczyłam zwiastun wiedziałam, że mi się nie spodoba. Jednakże dałam mu szansę, bo przecież zwiastun za wiele nie powie o tej postaci. Niestety, Haley nie dorównuje Englundowi do pięt. Jak dla mnie to równie dobrze mógłby być nominowany do Maliny za tą rolę. Oczywiście widać było, że się starał, ale nie miał tego wisielczego poczucia humoru, którym dysponował Fred sprzed lat. Już totalną porażką były dla mnie sceny z flashbacka, gdy widzimy go niepoparzonego. Okropność. Według mnie jest zdecydowanie nie tej postury jakiej wymagałoby się od Freda. Dlatego też, niestety, Fred w wykonaniu Haleya w ogóle nie przerażał, a przecież Fred żywi się naszym strachem. W pozostałych rolach - czyli maltretowaną młodzież, zagrały same gwiazdki, które więcej mają na swoim koncie występów w serialach aniżeli w poważnych produkcjach filmowych. Na czele tej ekipy stał Kellan Lutz, który dzielnie zagrał wampira w "Zmierzchu" wraz z Katie Cassidy, znana między innymi z "Supernatural", czy "Wyspy Harpera", która chyba najbardziej wbiła się w pamięć z tych wszystkich aktorów. Niestety, aktorstwo wszystkich było na marnym poziomie. Niekiedy nie dało się na nich patrzeć, nie mówiąc już o słuchaniu ich.
    Podsumowując, nowy "Koszmar z ulicy Wiązów" nie jest aż tak przerażający jak poprzednie filmy. Ma w sobie swój specyficzny klimat, którego nie brakuje we współczesnych filmach, gdyż wspaniale zmodernizowane komputerowo zdjęcia podnoszą jakość wrażeń. Jednakże można by powiedzieć, że przy takich filmach po części sprawdziłyby się stare techniki, bo im mniej tym lepiej to wygląda. Nie należy niczego dobrego spodziewać się po tym filmie. Jednakże jeżeli ktoś wcześniej nie poznał Freda granego przez Roberta Englunda to być może nie będzie aż tak zawiedziony tym co zobaczy na ekranie. Jak dla mnie jest to niewystarczające, jak dla mnie prawdziwym Fredem pozostanie Englund, nie Haley.

4 komentarze :

  1. Właśnie mam zamiar wybrać się na ten film do kina ;) wydaje mi się być ciekawy : d

    OdpowiedzUsuń

  2. A ja nadal nie oglądałam żadnej części :P

    OdpowiedzUsuń
  3. MnIE też nie zachwyciło. Bardzo daleko do mistrzowskiego oryginału Wesa Cravena. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń