Oryginalny tytuł: A Nightmare on Elm Street
Reżyseria: Samuel Bayer
Scenariusz: Eric Heisserer, Wesley Strick
Zdjęcia: Jeff Cutter
Muzyka: Steve Jablonsky
Na podstawie: postaci utworzonych przez Wesa Cravena
Kraj: USA
Gatunek: Horror
Premiera światowa: 27 kwietnia 2010
Premiera polska: 16 lipca 2010
Obsada: Jackie Earle Haley, Rooney Mara, Kyle Gallner, Thomas Dekker, Katie Cassidy, Kellan Lutz, Connie Britton, Clancy Brown, Christian Stolte, Lia D. Mortensen, Kurt Naebig
Nie ma na świecie osoby, która kiedykolwiek by o nim nie słyszała.
Uznany za jednego z najstraszniejszych morderców wszechczasów, słynący
ze swojego makabrycznego poczucia humoru, Freddy Krueger, po 26 latach
od jego narodzin powraca na wielkie ekrany, aby ćwiartować bohaterów w
snach, a tym samym straszyć widzów. Film, który początkowo miał być
prequelem skończył jako nowe spojrzenie na starą historię, którego nie
poparł pełnoprawny jej ojciec - Wes Craven. Za kamerą stanął
dotychczasowy reżyser klipów tanecznych, który dopiero rozpoczyna
przygodę z kinem - Samuel Bayer.
Piątka znajomych z liceum zaczyna miewać straszliwe koszmary. Każdy z
nich w swoich snach spotyka poparzonego mężczyznę w dziwnym kapeluszu,
swetrze w zielono czerwone paski i z rękawicą z nożami zamiast prawej
ręki, który chce odebrać im życie. Żadne jednak nie mówi o swoich snach
innym, gdyż uważają, że są to tylko złe sny. Wszystko jednak zaczyna się
zmieniać kiedy po kolei zaczynają ginąć we śnie. Ocaleni podejmują więc
śledztwo, które doprowadza ich do przerażających wspomnień z
dzieciństwa. Okazuje się bowiem, że w snach próbuje ich zabić Fred
Krueger, który niegdyś pracował w przedszkolu, do którego uczęszczali.
Fred wówczas kochał dzieci, aż za bardzo, a kiedy rodzice poznali prawdę
postanowili chronić swoje dzieci. Nikt nie wie, że Fred zawarł pakt ze
złymi demonami, dzięki czemu mógł powrócić pod postacią koszmaru, a
wszystko po to, aby wyrównać rachunki.
Mam ogromny sentyment do
historii mordercy z ulicy Wiązów. Kiedy byłam mała straszliwie się go
bałam. Dopiero niedawno obejrzałam wszystkie filmy z Freddym w roli
głównej. W ogromnym napięciu czekałam więc na nową odsłonę tego
klasycznego horroru. Nie mogłam przepuścić tej okazji i wybrałam się do
kina, nie żałuję, ale i tak jestem ogromnie zawiedziona tym co
zobaczyłam na ekranie. Historia bowiem nie jest wiernym odwzorowaniem
tego co zobaczyliśmy w filmie z 1984 roku. Z jednej strony jest to
genialne posunięcie, bo pozwoliło na nowe doznania - tak na przykład
cenię sobie scenę w jadłodajni, ale z drugiej strony odczuwalny jest
brak niektórych scen, jak przykładowo, flaków chłopaka Nancy na suficie.
Cieszy fakt, że rozbudowane zostało wyjaśnienie dlaczego Fred zabija
nastolatków i dlaczego akurat tych nastolatków a nie innych. Jednakże
nigdy nie wyjaśniono dlaczego powrócił on w snach, aby dorwać swoich
ulubieńców. To wiedzą tylko Ci, którzy przebrnęli przez wszystkie
wcześniejsze filmy. Najbardziej jednak irytowało to jak ginęli niektórzy
ludzie, których odpowiedniki z pierwszego filmu mordowane były w inny
sposób. Jeżeli już pojawiała się konkretna postać i miało się wrażenie,
że jest nim ta osoba co wcześniej warto było tak pokierować scenariusz,
aby choć trochę przypominało to co działo się wcześniej. Twórcy pomimo
wszystko próbowali zaskoczyć widzów, którzy są fanami serii, oczywiście z
marnym skutkiem. Film był bardzo przewidywalny, a kretyńskie zachowania
bohaterów były najzwyczajniej irytujące. Jednakże taka głupota musi
występować, bo gdyby zachowywali się racjonalnie to akcje mające miejsce
w tym filmie w ogóle by się nie pojawiły.
Z pewnością film
pochwalić można za oprawę wizualną, chociaż to też jest kwestia sporna,
gdyż z jednej strony mamy momentami naprawdę porażające efekty, a innym
razem żałujemy, że nie pozostano przy starych technikach. Jest kilka
scen, które robią piorunujące wrażenie i jedną z takich scen jest z
pewnością ta z Kris w szkolnej ławce - genialnie to wygląda, tak samo
zresztą jak przelatywanie Nancy przez sufit - bardzo ciekawie zostało to
rozwiązane. Z drugiej zaś strony mamy wspaniałe wykorzystanie śniegu,
które dodawało mroku całej opowieści. Zachwycić można by się także
efektami, które twórcy wykonali z obrazem oraz montażem. Z tego też
powodu bardzo podobała mi się scena w bibliotece, gdy regały zaczęły
drżeć, a już totalnie najlepsza była scena w aptece - Nancy kontra
Freddy. Wspaniale to wyglądało. Z innej zaś strony trzeba się przyczepić
wychodzenia Freda ze ściany - beznadziejne komputerowe badziewie, a
także tego jak wyglądał Fred Krueger. Trudno jest uwierzyć, że można
taką postać zniszczyć za sprawą jednego filmu. Postać kultowa, która
straszyła po nocach swoim wyglądem teraz tylko jest zwykłym paskudnym
mordercą. Momentami ma się wrażenie, że ta paskudna gęba jest efektem
pracy komputera a nie makijażystów - i może... tak właśnie jest.
Obsada, niestety, zawodzi na całej linii. Trudno jest się pohamować od
stwierdzeń, że za castingi odpowiedzialny był jakiś człowiek nie znający
się na rzeczy. Największą wtopą całej tej opowieści jest oczywiście
wybór Jackiego Earle Haleya na Freda Kruegera. Od początku wiedziałam,
że ten koleś się nie nadaje. Gdy tylko zobaczyłam zwiastun wiedziałam,
że mi się nie spodoba. Jednakże dałam mu szansę, bo przecież zwiastun za
wiele nie powie o tej postaci. Niestety, Haley nie dorównuje Englundowi
do pięt. Jak dla mnie to równie dobrze mógłby być nominowany do Maliny
za tą rolę. Oczywiście widać było, że się starał, ale nie miał tego
wisielczego poczucia humoru, którym dysponował Fred sprzed lat. Już
totalną porażką były dla mnie sceny z flashbacka, gdy widzimy go
niepoparzonego. Okropność. Według mnie jest zdecydowanie nie tej postury
jakiej wymagałoby się od Freda. Dlatego też, niestety, Fred w wykonaniu
Haleya w ogóle nie przerażał, a przecież Fred żywi się naszym strachem.
W pozostałych rolach - czyli maltretowaną młodzież, zagrały same
gwiazdki, które więcej mają na swoim koncie występów w serialach aniżeli
w poważnych produkcjach filmowych. Na czele tej ekipy stał Kellan Lutz,
który dzielnie zagrał wampira w "Zmierzchu" wraz z Katie Cassidy, znana
między innymi z "Supernatural", czy "Wyspy Harpera", która chyba
najbardziej wbiła się w pamięć z tych wszystkich aktorów. Niestety,
aktorstwo wszystkich było na marnym poziomie. Niekiedy nie dało się na
nich patrzeć, nie mówiąc już o słuchaniu ich.
Podsumowując, nowy
"Koszmar z ulicy Wiązów" nie jest aż tak przerażający jak poprzednie
filmy. Ma w sobie swój specyficzny klimat, którego nie brakuje we
współczesnych filmach, gdyż wspaniale zmodernizowane komputerowo zdjęcia
podnoszą jakość wrażeń. Jednakże można by powiedzieć, że przy takich
filmach po części sprawdziłyby się stare techniki, bo im mniej tym
lepiej to wygląda. Nie należy niczego dobrego spodziewać się po tym
filmie. Jednakże jeżeli ktoś wcześniej nie poznał Freda granego przez
Roberta Englunda to być może nie będzie aż tak zawiedziony tym co
zobaczy na ekranie. Jak dla mnie jest to niewystarczające, jak dla mnie
prawdziwym Fredem pozostanie Englund, nie Haley.
wtorek, 20 lipca 2010
663. Koszmar z ulicy Wiązów, reż. Samuel Bayer
Posted by Agniecha on 10:38 in #film Freddy Krueger horror kino amerykańskie remake Samuel Bayer sen seryjny morderca slasher w kinie Warner Bros. | Comments : 4
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Właśnie mam zamiar wybrać się na ten film do kina ;) wydaje mi się być ciekawy : d
OdpowiedzUsuńA ja nadal nie oglądałam żadnej części :P
MnIE też nie zachwyciło. Bardzo daleko do mistrzowskiego oryginału Wesa Cravena. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńThanks for sharing.
OdpowiedzUsuń