Reżyseria: Marc Levin, Jennifer Flackett
Scenariusz: Marc Levin, Jennifer Flackett, Paula Mazur, Joseph Kwong
Zdjęcia: Stuart Dryburgh
Muzyka: Patrick Doyle
Na podstawie: powieści Kerry Millard i Wendy Orr
Kraj: USA
Gatunek: Przygodowy / Familijny
Premiera światowa: 30 marca 2008
Premiera polska: 19 września 2008
Obsada: Abigail Breslin, Gerard Butler, Jodie Foster
Mark Levin
(„Mały Manhattan”) wraz z Jennifer Flackett stworzyli zgrany duet
na potrzeby ekranizacji jednej z powieści Kerry`ego Millarda oraz Wendy
Orr. Książki nie czytałam więc niestety nie mogę się do niej odnieść w
żaden sposób,natomiast widziałam film, ale wrażenia z niego nie należą
do najlepszych. Film jest nie najgorszy, ale mógł być o niebo lepszy,
gdyby twórcy wkręcili w niego więcej humoru i ciekawych akcji. A tak to
wyszedł film o przełamywaniu własnych barier dla całej rodziny.
Mała dziewczynka
o niezwykłym imieniu Nim zamieszkuje wraz ze swoim ojcem
naukowcem-Jackiem Rusoe bezludną wyspę. Kiedy jednak jej ojciec wypływa w
morze w celu dalszych badań Nim zostaje sama ze swoimi zwierzęcymi
przyjaciółmi. Wtedy właśnie podejmuje mailową rozmowę z autorką jednej z
najbardziej ulubionych przez Nim powieści przygodowych- Alex Rover, która
z powodu swojej fobii nigdy nie opuszcza mieszkania. Jednak pewnego
słonecznego dnia Nim zauważa, że na wyspę przybył statek, którego kapitan
ma zamiar zbić fortunę na turystach przybywających na dziewiczą wyspę.
Nim musi chronić siebie, wyspę i jej mieszkańców przed najeźdźcami. Ze
względu na to, że jej ojciec od dłuższego czasu nie daje znaku życia
prosi ona Alexa Rovera o pomoc w ochronie wyspy. Pomimo swoich licznych
problemów Alex Rover postanawia pomóc małej dziewczynce, która została na
wyspie całkiem sama.
Osobiście mam
mieszane uczucia względem tego filmu. Był on przyjemny i miło było na
niego patrzeć. Było także z czego się pośmiać, ale ogólnie było mi tutaj
tego wszystkiego za mało. Mało pociągająca fabuła, marnie rozwinięte
wątki i w ogóle mało akcji. Tyle można było zrobić przy takim filmie, bo
przecież kurcze akcja dzieje się na wyspie. Niestety twórcy nie
wykorzystali potencjału tego filmu do końca.
Sam pomysł
jest już dość naciągany. Mała dziewczynka mieszka z ojcem na
bezludnej wyspie, ale mają dostęp do prądu, dzięki stosowaniu kolektorów
słonecznych, a także dostęp do Internetu i telefonu dzięki satelicie.
Normalnie takie rzeczy się nie zdarzają. Nie wspomnę już o tym całym
gadaniu ze zwierzętami. Rozumiem,że jak się z kimś mieszka przez całe
życie to łatwo jest wychwycić jego zwyczaje i mowę, ale zwierzęta? Trudno
było mi uwierzyć, że jaszczurka imieniem Eddie w ogóle cokolwiek
rozumiała z tego co Nim do niego przemawiała. Nie mówiąc już o pelikanie
(czy co to tam było) imieniem Galileusz, który jakimś dziwnym sposobem
pomagał ojcu Nim kiedy był w opałach, np. łowił dla niego ryby. Nie
powiem- pomysł całkiem nie najgorszy, bo przecież kto nie
chciałby dogadywać się tak ze zwierzakami, ale kto w to uwierzy, że coś
takiego jest możliwe? Mój pies do tej pory nie rozumie jak mówię mu
„Przynieś misia”, a on przynosi mi piłkę, bo akurat była pod ręka, a jest
już z nami ponad 5 lat. No,ale to w końcu film dla dzieci. Podobało mi
się jednak to, że Alex Rover przyjechała do niej z San Francisco. Chociaż
z drugiej strony też jest to naciągane trochę, że przyjechała na pomoc
zupełnie nieznanej sobie wcześniej dziewczynce. Przygód nie było tutaj za
wiele, bo przeżyć na morzu raczej takowymi nie mogę nazwać. Zaskoczyło
mnie natomiast to, że kiedy Nim wybudziła niechcący wulkan ze snu to
potem nagle zgasnął, a myślałam, że wywali jakąś lawą skoro już ten
popiół wszędzie latał. No, ale mniejsza o szczegóły prawda?Podobało mi
się wprowadzania do normalnego życia postaci wytworzonej przez
Alex Rover. To nic, że przyjmował postać ojca Nim :D wyglądało to jednak
bardzo ciekawie, w szczególności, gdy zaczęła się z nim szarpać na oczach
taksówkarza.Podobała mi się także scena, w której Nim zaczyna czytać
książkę i cała akcja z książki zaczyna się dziać wokół niej.
Film
to także mnóstwo humoru, ale tylko i wyłącznie za sprawą przerażonej
pisarki,która bała się opuścić własne mieszkanie. I tylko ona dostarcza
nam humoru, nic więcej. To jak gada do siebie, że może jednak nie
pojedzie ratować Nim, albo to jak się non stop o coś potyka. Uśmiałam się
kiedy biegała na bieżni pisząc jednocześnie do Nim i akurat przyszedł do
niej listonosz. Chciała, żeby nie wsadzał listów do skrzynki tylko, żeby
przyniósł jej pod drzwi, ale gdzie on tam ją słyszał :D no i zjechała z
tej bieżni w końcu. Śmiesznie to wyglądało.Tak samo jak tłumaczyła się
na lotnisku, że ma otwieracz do puszek i żel domycia rąk, a gdy tylko
próbowała wytłumaczyć czemu to ma to sprawdzający wciąż powtarzał
„Niedozwolone!”. Ubawiłam się także kiedy przybyła w końcu na wyspę
i rąbnęła w drzewo, nie wiem czemu, ale takie sceny zawsze mnie bawią ;P
Gdyby nie Alex jednak to film byłby nudny jak flaki z olejem.
Główną rolę
małej Nim zagrała Abigail Breslin, którą mogliśmy się już zachwycać
w wielu filmach, w tym w „Małej Miss”. Tutaj jednak nie ma się czym
zachwycać. Grała dość przeciętnie i niczym szczególnie się nie wybijała. W
końcu- każdy potrafi gadać ze zwierzętami. W roli jej ojca wystąpił sam
Gerard Butler. Przez połowę filmu zastanawiałam się co on robi w filmie
tego typu. W końcu to nie to samo co rola w „300” czy też „P.S. Kocham
Cię”. Nie miał zbyt pasjonującej roli i tak też zagrał. Nie było przy
czym poszaleć. Za to z pewnością poszalała Jodie Foster w roli Alex
Rover. Co prawda też się zastanawiałam co ona robiła w tym filmie, ale na
nią to się chociaż fajnie patrzyło i to nie tylko przez to,że bała się
całego świata i przez to dawała dużo frajdy, ale ogólnie uważam, że Jodie
całkiem nie najgorzej wygląda. Ogólnie grę aktorską mogę
ocenić pozytywnie, ale nie aż tak bardzo. Nie przesadzajmy w ocenach, bo
mogło być o wiele lepiej.
Film
jest przeznaczony chyba tylko dla dzieci, bo mnie osobiście ten film
jakoś specjalnie nie zauroczył, a jak wiecie uwielbiam filmy familijne,
bo mają w sobie to coś. Tutaj nie ma tego czegoś chociaż być może miało
być to gadanie ze zwierzakami lub jakieś inne dziwactwa. Było tutaj
jednak dużo humoru, no i przede wszystkim można było podziwiać piękny
przejrzysty ocean i niesamowitą wyspę.
Też uważam, że potencjał filmu nie do końca został wykorzystany, ale ja akurat nie czepiałabym się prawdziwości, czy też wiarygodności przedstawianych w nim sytuacji. To w końcu pewna fikcyjna rzeczywistość, bajka, w której wszystko jest możliwe - nawet rozmawianie ze zwierzętami. Mnie to nie przeszkadzało. Co do Jodie Foster i jej udziału w tym filmie, to najprawdopodobniej jest to spowodowane tym, że aktorka sama ma 2-óch synów, i zawsze podkreśla, że bierze udział w takich produkcjach, właśnie dla nich. Co chyba ją tłumaczy w jakimś stopniu. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń