Scenariusz: Ronald Bass
Zdjęcia: Eduardo Serra
Muzyka: Ennio Morricone, Mark Snow, Robert Elhai, Michael Kamen
Kraj: USA / Nowa Zelandia
Gatunek: Melodramat / Fantasy
Premiera światowa: 28 września 1998
Premiera polska: 23 kwietnia 1999
Obsada: Robin Williams, Annabella Sciorra, Cuba Gooding Jr.
„Między piekłem a niebem” w reżyserii Nowozelandczyka Vincenta Warda to współczesna opowieść o Orfeuszu i Eurydyce, gdzie to Orfeusz wyruszył w niezwykłą wyprawę do Hadesu, aby uwolnić stamtąd swoją ukochaną Eurydykę. Z tą tylko różnicą, że Orfeusz przybył tam ze świata żywych podczas, gdy Chris opuszcza Niebo, aby dotrzeć do Annie w Piekle. Już sama historia wydaje się niezwykła, a jeżeli jeszcze dołożymy do tego przepiękne zdjęcia Eduarda Serry („Krwawy diament”,„Dziewczyna z perłą”), to możemy być pewni, że będzie to film, który pozostanie niezapomniany.
Chris i Anniesą szczęśliwym małżeństwem, do momentu, w którym ich dzieci- Marie i Ian, ginąw wypadku samochodowym. Przez pewien czas Annie obwinia się o ich śmierć przez co trafia do szpitala psychiatrycznego. Po czterech latach Chris i Annie dzięki wzajemnemu wsparciu wydają się znowu odnajdywać szczęście. Niestety okrutny losc hce, że pewnej nocy Chris próbując ratować ofiarę wypadku samochodowego sam ginie kiedy uderza w niego zdezorientowany wydarzeniami na drodze kierowca. Trafia do Nieba. Z początku nie potrafi się przystosować, ale dzięki czarnoskóremu przewodnikowi, Albertowi, wszystko staje się piękniejsze. W szczególności, że odnajduje swojego psa- Katie oraz swoją córkę. Jednakże Albert przybywa do Chrisa ze złą wiadomością. Okazuje się, że Annie nie mogła pogodzić się ze stratą dzieci, a później samego Chrisa i odebrała sobie życie. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że samobójcy nie trafiają do Nieba tylko do Piekła. Chris nie może się z tym pogodzić i wraz z Albertem wybiera się do Piekła, aby uwolnić z niego ukochaną Annie.
Aż wstyd się przyznać, że dopiero po całej dekadzie udało mi się obejrzeć ten film. Prawie dwugodzinny seans nie wygląda zbyt optymistycznie w telewizji, bo dołączając do tego reklamy wychodzi trzy godziny, a jeszcze dodając fakt, że jest to puszczane wieczorem to z pewnością odechciewa się go oglądać. W szczególności, że film nie jest łatwy w odbiorze, ale o dziwo oglądało się go bardzo przyjemnie i dwie godziny zleciały niczym sekunda. Nie ma się co dziwić, kiedy patrzy się nat akie wspaniałości czas leci szybko, bo wszystko co piękne szybko się kończy. Trudno jest mi ująć słowami to jakie mam uczucia względem tego filmu. Kończąc oglądanie wykrzyknęłam: „Piękny film!”. Jest piękny i to pod wieloma względami. Nie chodzi tutaj o wizualne odczucia, ale także o odczucia same w sobie jakie wywołuje przepiękna miłość. Zostało nam tutaj pokazane co to znaczy kochać do śmierci i nawet dłużej. Szkoda tylko, że taką miłość rzadko się spotyka.
Tego co widziałam w tym filmie dawno nie miałam okazji oglądać. Wizja Nieba jaka została tutaj przedstawiona jest niezwykle przepiękna, bajkowa. Serce napełnia aż to wspaniałe uczucie, uczucie radości oraz spokoju. Myślę, że każdego tawizja by zachwyciła a jeszcze jakby się go obejrzało w późniejszym czasie to prawdopodobnie pomogłoby nam przyswoić sobie śmierć i wierzyć, że w Niebie naprawdę jest pięknie, tak pięknie jak bardzo będziemy tego chcieli, że spotkamy tam ludzi, którzy już dawno odeszli z tego świata i możemy żyć z nimi dalej, w wiecznej miłości i radości. Niezwykłe kolory, które wypełniały ten film, niezwykle nasycone sprawiają, że nasze wrażenia zostają spotęgowane. Niebo malowane farbami, pełne życia. A później Niebo z prawdziwego zdarzenia, żadnej farby, a już tylko sama natura i Bóg. Krajobrazy również były przepiękne. Człowiek aż ma ochotę tam być i przeżywać dokładnie to samo co nasz bohater. Trudno jest oderwać od nich wzrok i tak właśnie powinno być. Coś wspaniałego.
Film to również spora dawka emocji. Nie tylko dla naszych bohaterów, ale też dla widzów, którzy już dawno zdążyli ich pokochać i utożsamić się w pewien sposób z nimi. Z początku nie jest to może takie oczywiste, ale kiedy z czasem poznajemy więcej szczegółów z dawnego życia Chrisa i Annie stają się nam bliżsi. Dokonać możemy tego dzięki genialnemu montażowi, który potrafił przenieść nas w jednej sekundzie do wydarzeń sprzed wielu lat a już chwilę później wrócić z powrotem do teraźniejszości. Nie dzieje się to jakoś chaotycznie, co sprawia, że film ogląda się wyjątkowo przyjemnie i staje się ciekawszy. Nie ma wątpliwości, że Chris i Annie bardzo się kochają. Pierwszy raz widzę taki film o miłości. Ich miłość jest dla nas oczywista, a to że Chris poświęca się dla Annie, aby wydostać ją z Piekła jest szczytem poświęcenia na jakie potrafi się zdobyć dusza. Każdy z nas marzy o takiej miłości- miłości po sam grób i nawet po śmierci.
Film jest doskonały także dzięki wspaniałej dwójce aktorów. Robin Williams jest głównie znany z komedii, ale o dziwo bardzo postarał się przy odgrywaniu postaci Chrisa. Przyszło mu to z łatwością i potrafił zachować powagę na twarzy. Myślałam, że nadaje się tylko do komedii, ale miał też role bardziej dramatyczne. Ta z „Między piekłem a niebem” jest jedną z lepszych. Bardzo mi się podoba w tym filmie i myślę, że każdy zapomni na czas seansu o jego zabawowej duszy. Dzielnie towarzyszyła mu Annabella Sciorra, której za specjalnie nie znam, ale tym co pokazała w tym filmie urzekła moje serce. Jej cierpienie bardzo mnie poruszyło i chciałabym, aby więcej aktorów i aktorek potrafiło tak wspaniale pokazać przedstawiane uczucia.
Film jest niezwykły, przepiękny i chwytający za serce. Myślę, że wielu osobom przypadnie do gustu. Ja żałuję, że tak długo zwlekałam, bo jest to nie tylko film o miłości, ale także o Niebie. Wszystko to przedstawione w niezwykłej oprawie graficznej. Wszystko było przepiękne i chciałabym, aby więcej filmów pozostawiało we mnie tak pozytywne uczucia jak ten. Możliwe, że stało się to także za sprawą zakończenia, które urzekło mnie, urzekło mnie tak bardzo, że pokochałam ten film.
Ocena: 9/10
Słyszałam o nim, miałam nawet raz okazję go zobaczyć w szkole, ale wolałam czytać świetną książkę i tak zostało, że go nie obejrzałam.
OdpowiedzUsuń