NOWOŚCI

wtorek, 19 czerwca 2018

1249. Coco, reż. Lee Unkrich, Adrian Molina

     Do jednych trzeba dojrzeć, a inne trzeba obejrzeć kilka razy, aby zakochać się po uszy. Oczywiście, pomaga w tym również dobra historia i genialny podkład muzyczny. Z tych powodów wiadomym było, że animacja „Coco” opowiadająca o jednej z najpiękniejszych meksykańskich tradycji, a ostatecznie zdobywczyni Oscara za najlepszą animację ubiegłego roku, będzie niewiarygodnym sukcesem. Twardziele płaczą, antymuzyczni zaczynają tańczyć, a ci co dotychczas nie mieli z tym problemu bliscy są załamania nerwowego. Najnowsza produkcja duetu Unkrich & Molina to emocjonalny rollercoaster, na który na długo zapada w pamięć. 
Źródło: Galapagos Films

     Miguel (Michał Rosiński) pochodzi z przeklętej rodziny. Wiele lat temu jego prapraprababkę i praprapradziadka rozdzieliła muzyka- ona chciała poświęcić się ich córeczce Coco, a on wolał poświęcić się muzyce. Od tamtej pory jego rodzina zajmuje się produkcją butów i chyba jako jedyna w Meksyku całkowicie separuje się od muzyki. Oczywiście, poza Miguelem, bo ten mały chłopiec kocha muzykę i swoją gitarę, a pasję tę zawdzięcza wielkiemu muzykowi Ernesto de la Cruzowi (Bartosz Opania). Kiedy w dniu meksykańskiego dnia zmarłych chłopiec odkrywa kto jest jego praprapradziadkiem postanawia wziąć udział w konkursie talentów. Niestety, niefortunny zbieg wydarzeń sprawia, że Miguel trafia do świata zmarłych i tam poznaje resztę swojej rodziny, a spotkanie to odmieni jego życie na zawsze.

     Aby w pełni zakochać się w „Coco” wystarczą dwa seanse. Wtedy zaczynamy dostrzegać znacznie więcej ponad tą przytłaczającą warstwą wizualną. To właśnie animacja jest tym elementem, który dostrzegamy od razu i który trafia do nas najbardziej. Pełnia kolorów, bardzo kontrastowych, momentami bardzo krzykliwych, dodatkowo urozmaiconych światłem. Pięknie to wygląda, ale prawdziwą moc, która w tym tkwi dostrzegamy dopiero za drugim razem. Przy pierwszym jest to szok, totalne oszołomienie wywołane oczopląsem od nadmiaru wrażeń kolorystycznych. Ciężko zauważyć coś więcej pod tą tęczową produkcją, pomarańczowością kwiatów aksamitek, pstrokatością strażników i bladymi licami kościotrupów. Nie trudno jednak docenić piękno, które w tym tkwi, bo przecież takie jest właśnie meksykańskie święto zmarłych- pełne mocy, światła i koloru.
Źródło: Galapagos Films

Film duetu Unkrich i Molina przedstawia nam tradycję meksykańską nie tylko od strony kolorystycznej. Dias de Muertos to zupełnie inny rodzaj święta niż nasz Dzień zmarłych. To zdecydowanie bardziej kolorowe, bardziej radosne i żywe święto. „Coco” przenosi nas do tej tradycji, w której tworzy się ołtarzyki w domach układając potrawy na stołach, dekoruje się groby zmarłych i zaprasza do wspólnego posiłku ich dusze. Oczywiście, animacja bardzo wiernie oddaje zamysł, ale dodatkowo cudownie interpretuje to, co w niej najważniejsze. Miguel ma rzadką możliwość poznania swoich bliskich i poczucia prawdziwej mocy, jaka tkwi w rodzinnej miłości. Poznaje podwaliny jego rodzimej tradycji, rozumiejąc każdy jej symbol- nawet ten ze zdjęciami bliskich na domowych otłarzykach. Twórcy bardzo sprytnie wykorzystali akurat ten element rytuału, otwierając drzwi dla swojej wyobraźni i rozbudzając ciekawość widza.

Temu najważniejszemu wątkowi towarzyszy również dramat rodzinny, który poróżnił kochających się ludzi, a którego powodem była nie tyle miłość do muzyki, co raczej chora ambicja. Wprowadzenie elementu grozy, do tej jaskrawej animacji całkowicie odmieniło charakter tej opowieści. Widać zdecydowane przejście pomiędzy beztroską, a czyhającym złem, które przychodzi znienacka. Nie mniej, wprowadza sporo zamieszania, a przede wszystkim jeden z najgenialniejszych twistów w historii animacji. Oczywiście, większość się tego spodziewała- wystarczyło wyłapać szczegóły z rozmów, ale i tak... „whooooaaaaaaaaaa!”. I wtedy się zaczyna....
Źródło: Galapagos Films

     … zaczyna się robić naprawdę melancholijnie, oczy nam się pocą i w ogóle szkoda gadać. Przepięknie zanimowane wspomnienia w połączeniu z niezwykle uroczym wykonaniem piosenki „Pamiętaj mnie”- trudno jest się nie rozkleić. I choć meksykańskie rytmy „Un Poco Loco”, „La Llorona” oraz „Corazon” wpadają w ucho i wprawiają w ruch stopy, to jednak pod względem emocjonalnym nic nie przebija „Pamiętaj mnie”. W szczególności, że sterroryzowano nas nią kilkakrotnie, w tym dwa razy w najbardziej odpowiednich do tego momentach, gdy chcemy wypłakać sobie oczy. To bardzo naładowany miłością utwór, który pokazuje prawdziwą moc miłości oraz wspomnień. Rozchwianie emocjonalne gwarantowane!

Wypowiadają się o animacjach za każdym razem powtarzam, że jeżeli dubbing to tylko w takich produkcjach. Nie mamy wtedy uczucia, że głos nie pasuje do konkretnej osoby. Muszę przyznać, że jeżeli chodzi o dobór obsady do polskiej wersji „Coco”, to spisano się tutaj znakomicie. W szczególności, że wszystkie piosenki wykonywali aktorzy! Tak, wiem... szczęka na kolanach! Michał Rosiński spisał się chyba lepiej niż oryginalny Miguel- świetnie! Wrażenia mojej mamy bezcenne: „To Kulesza? Poważnie?!”. Kilka razy, ale jest i to jaka... prawdziwa Meksykanka z charakterkiem. Do tego wszystkiego Maciej Stuhr, który zaczyna dzielnie kroczyć śladami ojca w kwestii dubbingowania filmów i jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych głosów w animacjach zaraz za swoim ojcem – Jerzym Stuhrem, oraz Jarosławem Boberkiem.
Źródło: Galapagos Films

     Mało jest takich animacji dla dzieci, które traktują o czymś. Zazwyczaj są to historie z historią raczej banalną, jakich wiele w dzisiejszych czasach. Natomiast „Coco” wnosi coś nowego, daje poznać zupełnie inny świat wraz z jego najciekawszą z tradycji. Oczywiście, wszystko to doprawione odrobiną grozy, ale przede wszystkim tonami słodkości, od której aż niedobrze się robi. Jest to jednak potrzebne dla tej historii i to czyni ją jeszcze bardziej wyjątkową, i emocjonującą. Produkcja Unkricha i Moliny to feeria barw i niesamowitych kompozycji muzycznych Michaela Giacchino. Wszystko podsycone meksykańskimi rytmami i kolorami. Jest żywo, jest zabawnie, jest przede wszystkim... bardzo uczuciowo, bo takiego ciepła i pozytywnych emocji po zakończeniu seansu już dawno nie doświadczyłam ze strony animacji dla dzieci.

Ocena: 8/10
Recenzja filmu DVD „Coco” - dystrybucja Galapagos Films

Oryginalny tytuł: Coco / Reżyseria: Lee Unkrich, Adrian Molina / Scenariusz: Adrian Molina, Matthew Aldrich / Muzyka: Michael Giacchino / Dubbing polski: Michał Rosiński, Maciej Stuhr, Bartosz Opania, Agata Kulesza, Ewa Szykulska, Tomasz Błasiak, Marian Opania, Paweł Wawrzecki, Teresa Lipowska / Kraj: USA / Gatunek: Animacja, Familijny, Przygodowy

Premiera kinowa: 20 października 2017 (Świat) 24 listopada 2017 (Polska)
Premiera DVD: 09 maja 2018

1 komentarz :