NOWOŚCI

środa, 16 sierpnia 2017

1235. Artysta, reż. Michel Hazanavicius

     Świat, w którym aktualnie żyjemy to świat zdominowany przez technologię, trójwymiar i płaskie ekrany telewizyjne. Jest to świat, gdzie już od ponad 80 lat nie tworzy się filmów niemych, bo przecież nie po to powstał „Śpiewak jazzbandu”, aby teraz cofać się w rozwoju. Aczkolwiek to właśnie czyni francuski reżyser i scenarzysta- Michel Hazanavicius, który powrócił do korzeni i stworzył przełomowy, i zachwycający, czarno biały, i w dodatku niemy film o tytule „Artysta”. Okazało się być to kolejną receptą na sukces i zgarnięcie najważniejszych nagród w najważniejszych kategoriach.
    George Valentin (Jean Dujardin) jest najznakomitszą gwiazdą kina niemego od Kinograph Studios. Pewnego dnia na skutek zabawnego zbiegu wydarzeń poznaje uroczą Peppy Miller (Bérénice Bejo), która od razu zyskuje sympatię publiki oraz samego Valentina. Wkrótce po tym Hollywood musi wyjść naprzeciw postępującym zmianom, czyli przestawić się z kina niemego, na mówione. Na skutek tego Peppy pnie się coraz wyżej po szczeblach swojej kariery, podczas gdy Valentin, który zrobił z niej prawdziwą aktorkę nie może odnaleźć się w nowym świecie. Choć wokół niego wszystko kręci się wokół dźwięku, on sam bierze sprawy w swoje ręce i postanawia stworzyć kolejny film niemy.
     Niektóre filmy nie potrzebują dodatkowego rozgłosu, filmy te bronią się same niesamowitą historią, wspaniałymi kreacjami aktorskimi, czy też niepowtarzalną prezentacją. Oczywiście, „Artysta” nie oferuje widzowi wszystkich tych aspektów na jak najwyższym poziomie, ale nie czyni go to filmem złym. Tutaj mamy przede wszystkim aktorów, którzy, jakby nie było, stanowią najważniejszy element w kinie niemym. Zawsze tak było, jest i będzie. Obraz Hazanaviciusa nie różni się w tym niczym od klasyków światowej kinematografii. Taki Dujardin bardzo przypomina swojego kolegę po fachu Gene'a Kelly'ego, który zagrał w podobnym tematycznie filmie. Mężczyzna niesłychanie przystojny i do tego naładowany emocjami i zaangażowaniem w projekt. Do tego dochodzi oczywiście Bérénice Bejo, która stworzyła wraz z nim niesamowity duet. Jednakże jako jednostka chwilami bardziej irytowała niż się podobała, bo jest różnica pomiędzy wyrażeniem swoich myśli poprzez gesty, a przesadą. Bez względu na wszystko to właśnie ta dwójka wyrażała siebie oraz fabułę nie poprzez dialogi, ale przede wszystkim przez gesty i mimikę twarzy. Tutaj nie potrzeba było żadnych słów, oni sami byli słowami, wypowiadanymi zdaniami. I jeżeli ktoś kiedykolwiek obawiał się kina niemego i tego, że nie zrozumie co bohaterowie pragną mu przekazać, to jego niepokój jest całkowicie bezpodstawny.
      Aktorzy przekazują widzowi przede wszystkim bardzo dobrą historię, która być może poruszy wielu, aczkolwiek nie jest to coś czego nie widzieliśmy już wcześniej. Bardzo wiele klasyków porusza temat wejścia w życie filmów dźwiękowych, a tym samym problem większości aktorów kina niemego z dostosowaniem się do nowej rzeczywistości. I tak właśnie George Valentin wpada w pewnego rodzaju depresję, czując się bezużytecznym, a przy okazji pozbawionym adoracji swoich fanów. Ich wszystkich podkradła mu sama Peppy Miller,którą sam darzy bardzo wielką sympatią. Z początku jest to dość niewinna relacja, ale później przeradza się w coś interesującego. W pewnym momencie mamy wrażenie, że dziewczyna popada w lekką obsesję, ale jak sama tłumaczy chciała się jedynie zaopiekować swoim „przyjacielem”. Romans, który się tu zradza nie jest aż tak oczywisty, bo w końcu Valentin ma żonę, a Miller jest o wiele młodsza. Nie ma tutaj przyrostu nadmiernych gestów, czy pocałunków. Wszystko opiera się na przeciągłych spojrzeniach i rosnących w naszych głowach wzdychaniach.
     Generalnie rzecz ujmując, w „Artyście” nie ma mowy o najazdach na odczucia piękna w oczach widza. Nie mamy migotliwych światełek, wielobarwnych kreacji, ani przekombinowania z efektami specjalnymi. Nie oznacza to jednak, że i film w czarno-białej kolorystyce nie potrafi być widowiskowy. Choć ten od Hazanaviciusa nie jest może szczytem geniuszu dizajnerskiego, to jednak scenografie oraz zdjęcia oddają wszystko, cały klimat. Wydaje się jednak, że uwaga widza, a przy okazji słuchacza skupia się na zupełnie innym elemencie. Wszyscy świadomi są tego, że aktorzy to nie jedyny element do budowania struktury filmu i jego bazy emocjonalnej. Nawet w zwyczajnych kolorowych, gadanych filmach fabularnych muzyka sprzyja wylęganiu się pozytywnych, czy też negatywnych emocji. Wrażliwszy widz od razu wyłapie co ciekawsze brzmienia, które pozostaną z nim na dłuższą chwilę. A co dopiero przy takim kinie niemym, gdzie jedyne co słyszymy to zaledwie muzyka Ludovica Bource'a. Na marginesie należy dodać, że bardzo sprawnie wyprowadzono „Artystę” z kina niemego na dźwiękowy. Muzyka ta okazuje się być kwintesencją całego obrazu. Elementem sprzyjającym rozwojowi wydarzeń, ale przede wszystkim pomagającym w opowiedzeniu całej historii. Utwory są więc bardzo wyraziste, jednakże dość szybko znikają z naszej pamięci. Nic nie zapisuje się w umyśle na dłużej i można tego pożałować. Nie mniej, świadczy to jedynie o sile przebicia się kompozytora.
     Film, który obsypany został tak licznymi nagrodami, i to w dodatku tak prestiżowymi, to obraz, który trzeba zobaczyć chociażby się paliło i waliło. Jednakże „Artysta” nie do końca spełnia oczekiwania. Wszyscy wydają się zachwycać powrotem do przeszłości, bo oczywiście nie ma to jak odświeżenie klasyki w świecie zdominowanym przez komputery, ale w moim mniemaniu był to kolejny tani chwyt na zdobycie sympatii widzów i czytelników. Oczywiście, pod względem fabuły film jest bardzo mocny, to samo dotyczy aktorstwa, ale wydaje się, że twórcy znaleźli sobie przepis na oscarowy film. Jak nie temat tabu, to znowuż ukłon w stronę pierwszych kroków kina. Mnie osobiście produkcja ta dość znacząco wymęczyła, a bardziej od Dujardina zachwycałam się Goodmanem, czy uroczym pieskiem. Film do obejrzenia na jeden raz, choć nie wykluczam powrotu do niego w przyszłości.
Ocena: 7/10

Oryginalny tytuł: The Artist / Reżyseria: Michel Hazanavicius / Scenariusz: Michel Hazanavicius / Zdjęcia: Guillaume Schiffman / Muzyka: Ludovic Bource / Obsada: Jean Dujardin, Bérénice Bejo, John Goodman, James Cromwell, Penelope Ann Miller, Missi Pyle, Beth Grant, Ed Lauter / Kraj: USA, Belgia, Francja / Gatunek: Dramat, Romans, Niemy
Premiera kinowa: 15 maja 2011 (Świat) 10 lutego 2012 (Polska)

Prześlij komentarz