Koniec roku to czas wymarzony dla wszystkich
książkoholików. Targi książki w Krakowie, targi książki w
Katowicach, targi książki we Wrocławiu... jest w czym wybierać. W
tym czasie można ogołocić swój portfel do cna, ale przy okazji
zdobyć też wymarzone prezenty gwiazdkowe dla domowników z
autografami ich ulubieńców- o ile na nich trafimy.
19. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie / 22.-25. października
Dla mnie tegoroczne targi książki były niemałym
wyzwaniem. Jako, że jestem w tak zwanym „stanie błogosławionym”
do ostatniej chwili biłam się z myślami, czy pojadę na moje
ukochane targi do Krakowa. Nauczona zeszłorocznym wypadem wiedziałam
czego się spodziewać- tłumów, niemożliwej do wytrzymania duchoty
na sali, a także ścisku w autobusie, bo EXPO Bus zawsze był
zawalony po brzegi. Jednakże w tym roku praktycznie wszystko było
przeciwko mnie, w szczególności, że już tydzień przed imprezą
ogłoszono, że będzie problem z dojazdem z uwagi na maraton. Lekko
zbladłam na tę wieść i byłam niemalże pewna, że nie będę
miała siły tłuc się autobusami po nie do końca znanym mi
Krakowie. I kiedy w ostatniej chwili nawalił mi kierowca, a także
tragarz książek w jednym totalnie podupadłam na siłach i byłam
bliska darowania sobie tego wypadku, który będzie koszmarem dla
mojego kręgosłupa. Na szczęście z pomocą zjawiła się moja
kochana Basieńka, która postanowiła być moim bodyguardem.
Spotkałyśmy się zatem na dworcu w Krakowie i ruszyłyśmy w drogę.
Do tej pory jestem Basi wdzięczna za wynajdowanie mi miejscówek
siedzących w komunikacji miejskiej i że z uporem maniaka opiekowała
się berbeciem! Muszę jednak przyznać, że i tak byłam zaskoczona
luzami w tramwaju i autobusie. Oczywiście, gdyby nie Basia
zgubiłabym się dwa razy, ponoć z kobietą w ciąży się nie
kłóci, choć akurat w tej kwestii powinno się! Dotarłyśmy o
dziwo, a tam... zaczęło się piekło!
Jak jeszcze bez problemu i kolejek przeszłam przez
bramkę dla blogerów, to potem zaczęły się schody. Oczywiście,
biegi wprowadziły drobne poślizgi w dojeździe na czas i nawet już
mój mały busik z Sosnowca do Krakowa opóźnił się z 10 minut.
Niby niedużo, ale jak ktoś ma dopracowany plan co do ostatniej
sekundy, to wiecie... Na miejsce dotarłam więc na 15 minut przed
rozpoczęciem się spotkania blogerów organizowanego przez wortal
Granice oraz Śląskich Blogerów Książkowych. Uderzam do szatni, a
tam kolejka w nieskończoność... zgrzana i zdyszana stwierdziłam,
że nie ma bata, abym tam stała. Udałam się odwiesić płaszcz po
zjeździe. I wtedy spotkał mnie pierwszy szok- bezpłatna szatnia!
Brawo. Rok temu trzeba było zapłacić 2 złote więc zmiana na
plus. Kolejnym pozytywem był sam zjazd. Najpierw ŚBKowcy wręczyli
Złote Zakładki laureatom- w tym Marcinowi Prokopowi, który
pozdrowił nas z filmiku, potem Granice nagrodziły blogerów. Po
rozdaniu nagród przeszliśmy do części integracyjnej. Niestety,
kiedy blogerzy dostali prezenty większość się zmyła. Szkoda,
aczkolwiek jest to zrozumiałe po części, bo to w końcu Targi, w
dodatku sobota, więc kumulacja atrakcji, więc większość pognała
smyrać ulubionych autorów o autografy. Kiedy inni zapoznawali się
z halą, w tym Ania i Gabrysia, które super było zobaczyć
ponownie, ja zostałam na spotkaniu. Miałam wielkie oczekiwania,
które zostały spełnione! Na pewno było 100 razy lepiej niż w
zeszłym roku. Trochę się pozwierzaliśmy z naszych sekretów
książkowych, choć szczerze przyznam, że ja osobiście nie znoszę
udzielać się na forum i za każdym razem jak piłeczka wpadała mi
do rąk, to przeżywałam mikrozawał. Już pomijam fakt, że
niewiele miałam do powiedzenia, jako, że tyle czytam i tak mało
uwagi do tego przykładam. Nawet nie byłam w stanie wybrać
najlepszej według mnie powieści w tym roku. Hm. Po spotkaniu
wyściskałam się z Kasiek, którą znam z sieci już baaardzo
długo, a nie widziałyśmy się ani razu- obie byłyśmy uradowane,
że w końcu nam się udało, a także z Kasią z ŚBKów, którą
ostatnio widziałam... kurde, z rok czasu już będzie. Cieszyłam
się z tych chwil, z każdej sekundy spędzonej z blogerami, których
znam i lubię, i z wielkim smutkiem uzmysłowiłam sobie, że być
może minie sporo czasu zanim znowu ich spotkam...
(kliknij, aby powiększyć)
Po niecałej godzinie miałam dość. Rozbolało mnie
już ramię od prezentów ŚBKowców, wielgachnego ilustrowanego
Pottera, Magnusa Chase'a, a także dwóch książek od Repliki.
Tak... wiem, że to mało, ale ciążyło strasznie. Na szczęście
udało mi się dorwać gdzieś jakieś ostatki picia i błagałam
męża, aby jak najszybciej po mnie przyjechał. Chciałam zobaczyć
więcej, chciałam odwiedzić wydawnictwo SQN i dorwać się do
zombiaków oraz gadżetów, no ale cóż zrobić.
(kliknij, aby powiększyć)
Najpozytywniejszym wydarzeniem z targów była dla mnie
wizyta na pierwszym stoisku po wyjściu ze spotkania blogerów, a
mianowicie na stanowisku Repliki. Większość już zna tę historię,
ale stwierdziłam, że chce mieć wszystkie wspomnienia z tego dnia w
jednym miejscu. Rzecz miała się następująco. Podbiłam do stoiska
Repliki, gdzie już na Facebooku widziałam, że książkę, którą
od nich chciałam, a mianowicie „17 szram” mieli w ultra
promocyjnej cenie. Wzięłam ją więc, a przy okazji poprosiłam
sprzedawcę również o „Czas zamykania” Ketchuma. Wtem podbija
drugi pan z wydawnictwa, spogląda na moje zakupy i rozgrywa się oto
taka dyskusja:
Pan
z wydawnictwa (patrząc na okładkę "17 szram"): "A
nie chciałaby Pani może autografu jednego z tych autorów?"
Agniecha
(z zaintrygowaniem i błyskiem w oku): "Hmmm.... a którego?"
PzW
(wskazując nazwisko Roberta Cichowlasa): "A tego tutaj!"
A
(uchachana z bananem na ryjku): "JAAAASNE!"
Agniecha
rozgląda się na stoisku za Panem Robertem, lekko zdziwiona. Nagle
Pan z Wydawnictwa do mężczyzny, który sprzedawał mi książki:
"Robercie, trochę się napracujesz!".
Agniecha do pana Roberta (strzelając buraka i mordując siebie samą w myślach, że nie poznała swojego ulubionego pisarza grozy w Polsce): "Przepraszaaaam! W ogóle Pana nie poznałam!"RC: "Bo ja tu jestem incognito, ale kolega każdemu musi zdradzać moją tożsamość! Dla kogo będzie?"A: "Dla Agniechy!"
Agniecha do pana Roberta (strzelając buraka i mordując siebie samą w myślach, że nie poznała swojego ulubionego pisarza grozy w Polsce): "Przepraszaaaam! W ogóle Pana nie poznałam!"RC: "Bo ja tu jestem incognito, ale kolega każdemu musi zdradzać moją tożsamość! Dla kogo będzie?"A: "Dla Agniechy!"
RC
(z lekkim zwiasem nad pseudonimem): "Agniecha... Skądś
kojarzę. Nie udziela się Pani może na Lubimy Czytać?"
A:
"A tam od razu udziela, czasem tylko coś tam dodam jak obejrzę.
Tzn. przeczytam! Aczkolwiek oglądam też filmy, choć horrory mniej.
Raz jednak wygrałam u Pana na blogu książkę "Szóstą erę"
i też dostałam od Pana autograf."
RC:
"Wiedziałem, że skądś kojarzę."
Takie
wydarzenia zawsze są dla mnie mega pozytywne, choć oczywiście nie
obyło się bez tego, że o mało zawału nie dostałam! Ach, jaka ja
nerwowa w tej ciąży. Nie mniej, dla takich niespodzianek, jak
spotkanie z Robertem Cichowlasem, zobaczenie Jolanty Kwaśniewskiej i
Piotra Fronczewskiego oraz dla wsparcia ze strony Basieńki [Orcia na diecie], dla
spotkania z Gosią [Gosiarella], Anią [Wyznania książkoholiczki], Gabrysią [Zanim zajdzie słońce], Kasiek [Z pasją o dobrych książkach] i Kasią [Przekładaniec kulturalny], warto
było przeżywać te koszmary i być po prostu w tym miejscu! Nie
żałuję żadnej z tych chwil, choć po powrocie do domu ledwo
mogłam się ruszać! Dziwne natomiast, że na te wszystkie stresy,
męczarnie i kilka godzin na nogach mały bobek, który w czasie
Targów miał być jeszcze Natanem w ogóle się nie poruszył. Hm.
I Śląskie
Targi Książki w Katowicach / 6.-8. listopada 2015
Po krakowskich targach byłam już tak wydojona z gotówki, że do
Katowic pojechałam w zasadzie tylko dla rozrywki. Pogoda zapowiadała
się ładnie, ja miałam na targi aż 15 minut jazdy autobusem, więc
w zasadzie- czemu nie! Wybrałam się więc 6 listopada, w piąteczek
i w dodatku w samo południe. Pierwszy raz odwiedzałam
Międzynarodowe Centrum Kongresowe i zrobiło na mnie piorunujące
wrażenie. Tak wielkie, jak ono same!
(kliknij, aby powiększyć)
Weszłam do wielkiego holu, tak wielkiego, że sama nie ogarniałam i
zapytałam uprzejme panie w samotnej recepcji na środku tego ogromu,
w którą stronę na targi książki. Na szczęście, były schody
ruchome, bo ogrom schodów mnie przeraził. Pozostało tylko oddać
kurtałkę do bezpłatnej szatni i ruszyć przez drzwi na
mikroskopijną wręcz halę, jeżeli przyrównać ją do holu. Hm.
Już na starcie rzucił mi się w oczy luz. Szerokie alejki i tak
niewiele ludzi. Innymi słowy bajka! Przy samych drzwiach Śląscy
Blogerzy Książkowi ogarniali wymianę. Miałam jedną książkę,
ale wiecie... nie bardzo miałam chęć się schylać z brzuchem,
żeby pogrzebać w tej stercie, a to co rzuciło mi się w oko
zbytnio mnie nie fascynowało, więc sobie darowałam wymianę. Drugi
rzut oka padł na stoisko Sklepu Komiksowego, a mianowicie na
rozrzucone komiksy, które sprzedawca sobie układał. Bowiem tam
dostrzegłam plakat z Supernatural. Podekscytowana pytam po ile
komiks, na co pan z uśmiechem odpowiada, że to jest tylko reklama.
Lekko się podłamałam, ale długo smutna nie byłam, bowiem okazało
się, że komiksy z Winchesterami też są! Musiałam jednak
poszwendać się trochę po hali i wrócić, bo gdzieś zaginęły w
akcji. Niestety, za bardzo nie było gdzie chodzić. Choć przyznam
szczerze, że obeszłam halę kilka razy, bo nie mogłam odnaleźć
wydawnictwa ZNAK, u którego chciałam kupić Paddingtona. Na
szczęście, wcześniej na recepcji dorwałam mapkę i program targów
więc wiedziałam gdzie szukać. No cóż... taką klitkę trudno
zauważyć, a i obawiałam się, że raczej nie będzie tam miśka.
Nie myliłam się. Zrezygnowana poszłam dalej. Nie spodziewałam się
zobaczyć stoiska wydawnictwa SQN i ucieszyłam się niezmiernie, że
znowu miałam szansę dostać torbę Zawodowego czytelnika i ekipę
zombiaków! Jako, że nie miałam nic- dla odmiany, mogłam zacząć
od zakupu u nich. Miły pan najwyraźniej rozpoznał mnie z
Facebooka, jako tę maniaczkę napastującą ich o The Walking Dead-
no chyba, że mój śladowy fejm wyprzedza mnie dalej niż wiem
(hehe!) i dostałam zniżkę, a także torbkę. Sympatycznie! Wtedy
postanowiłam, wracam na komiksy! Supernatural się odnalazł i znowu
dostałam go taniej, niż zakładaliśmy z panem sprzedawcą. Do tego
dobrałam sobie jeszcze kochanej Sailorki i stwierdziłam, z
radością, że wystarczy mi tego dobrego. Ruszyłam do domu.
(kliknij, aby powiększyć)
Całość łażenia po targach łącznie z podróżą na nie zajęło mi godzinę. Hm. Nie spotykałam się ani ze znajomymi, ani z gwiazdami. Dajcie spokój, był dopiero piątek rano. Większość wydawców nie miała nawet książek porozkładanych. Przerażająca była wielkość stanowisk i słabe wyposażenie, w zasadzie... same nowości. Ech. Trzeba stwierdzić, że Śląskie Targi wypadły zdecydowanie lepiej przed rokiem. Zniknęły sprzęty narciarskie i innego rodzaju bzdety, choć zaczęłam się śmiać na widok jacuzzi... Nie mniej, organizacyjnie wszystko wypadło lepiej, pewnie dlatego, że pieczę sprawowali organizatorzy Warszawskich Targów Książki.
Całość łażenia po targach łącznie z podróżą na nie zajęło mi godzinę. Hm. Nie spotykałam się ani ze znajomymi, ani z gwiazdami. Dajcie spokój, był dopiero piątek rano. Większość wydawców nie miała nawet książek porozkładanych. Przerażająca była wielkość stanowisk i słabe wyposażenie, w zasadzie... same nowości. Ech. Trzeba stwierdzić, że Śląskie Targi wypadły zdecydowanie lepiej przed rokiem. Zniknęły sprzęty narciarskie i innego rodzaju bzdety, choć zaczęłam się śmiać na widok jacuzzi... Nie mniej, organizacyjnie wszystko wypadło lepiej, pewnie dlatego, że pieczę sprawowali organizatorzy Warszawskich Targów Książki.
Kraków
kontra Katowice
Tych dwóch wydarzeń nie ma co w ogóle porównywać. Krakowskie
wydarzenie jest na miarę międzynarodową. Ludzi jest tam zawsze od
groma, tak samo zresztą jak różnego rodzaju gwiazd oraz wydawców.
Naprawdę wiele się dzieje więc nic dziwnego, że warunki jakie tam
panują wyglądają tak a nie inaczej. Dobrze jedynie, że
organizatorzy wychodzą naprzeciw i znieśli opłaty na szatnie,
uzbroili się w bankomat, no i odwiedzanie łazienek obyło się bez
opłat.
Natomiast Katowice to zdecydowanie mniejsze wydarzenie, z mniejszą
ilością ludzi, wystawców i gwiazd. Nie było żadnych
fascynujących spotkań, ani warsztatów, czy wykładów. Tu więc
już wszystko było za free, począwszy od wejścia poprzez szatnie,
na łazienkach skończywszy. Szkoda tylko, że nie uzbrojono się w
bankomat, choć może też go nie zauważyłam. Zdecydowanie więcej
przestrzeni, aczkolwiek hala nieporównywalnie mniejsza od tej
krakowskiej. Odnoszę wrażenie, że hol MCK był 5 razy większy od
hali wystawowej. Niestety, wystawcy byli o wiele słabiej
zaopatrzeni, widać było, że to taki odpoczynek po krakowskich
targach.
Oczywiście, ciężko jest porównywać te wydarzenia, jako, że na
targach w Krakowie byłam w sobotę- gdzie to dzień wolny, więc
nawał ludzi, a Katowice odwiedziłam w zwykły dzień roboczy. Nie
mniej, w kwestiach organizacyjnych te dwa wydarzenia mogłyby się
wzajemnie uzupełniać.
Prześlij komentarz