NOWOŚCI

czwartek, 19 listopada 2015

[Relacja] Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie vs. Śląskie Targi Książki w Katowicach

Koniec roku to czas wymarzony dla wszystkich książkoholików. Targi książki w Krakowie, targi książki w Katowicach, targi książki we Wrocławiu... jest w czym wybierać. W tym czasie można ogołocić swój portfel do cna, ale przy okazji zdobyć też wymarzone prezenty gwiazdkowe dla domowników z autografami ich ulubieńców- o ile na nich trafimy.
19. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie / 22.-25. października

Dla mnie tegoroczne targi książki były niemałym wyzwaniem. Jako, że jestem w tak zwanym „stanie błogosławionym” do ostatniej chwili biłam się z myślami, czy pojadę na moje ukochane targi do Krakowa. Nauczona zeszłorocznym wypadem wiedziałam czego się spodziewać- tłumów, niemożliwej do wytrzymania duchoty na sali, a także ścisku w autobusie, bo EXPO Bus zawsze był zawalony po brzegi. Jednakże w tym roku praktycznie wszystko było przeciwko mnie, w szczególności, że już tydzień przed imprezą ogłoszono, że będzie problem z dojazdem z uwagi na maraton. Lekko zbladłam na tę wieść i byłam niemalże pewna, że nie będę miała siły tłuc się autobusami po nie do końca znanym mi Krakowie. I kiedy w ostatniej chwili nawalił mi kierowca, a także tragarz książek w jednym totalnie podupadłam na siłach i byłam bliska darowania sobie tego wypadku, który będzie koszmarem dla mojego kręgosłupa. Na szczęście z pomocą zjawiła się moja kochana Basieńka, która postanowiła być moim bodyguardem. Spotkałyśmy się zatem na dworcu w Krakowie i ruszyłyśmy w drogę. Do tej pory jestem Basi wdzięczna za wynajdowanie mi miejscówek siedzących w komunikacji miejskiej i że z uporem maniaka opiekowała się berbeciem! Muszę jednak przyznać, że i tak byłam zaskoczona luzami w tramwaju i autobusie. Oczywiście, gdyby nie Basia zgubiłabym się dwa razy, ponoć z kobietą w ciąży się nie kłóci, choć akurat w tej kwestii powinno się! Dotarłyśmy o dziwo, a tam... zaczęło się piekło!
Jak jeszcze bez problemu i kolejek przeszłam przez bramkę dla blogerów, to potem zaczęły się schody. Oczywiście, biegi wprowadziły drobne poślizgi w dojeździe na czas i nawet już mój mały busik z Sosnowca do Krakowa opóźnił się z 10 minut. Niby niedużo, ale jak ktoś ma dopracowany plan co do ostatniej sekundy, to wiecie... Na miejsce dotarłam więc na 15 minut przed rozpoczęciem się spotkania blogerów organizowanego przez wortal Granice oraz Śląskich Blogerów Książkowych. Uderzam do szatni, a tam kolejka w nieskończoność... zgrzana i zdyszana stwierdziłam, że nie ma bata, abym tam stała. Udałam się odwiesić płaszcz po zjeździe. I wtedy spotkał mnie pierwszy szok- bezpłatna szatnia! Brawo. Rok temu trzeba było zapłacić 2 złote więc zmiana na plus. Kolejnym pozytywem był sam zjazd. Najpierw ŚBKowcy wręczyli Złote Zakładki laureatom- w tym Marcinowi Prokopowi, który pozdrowił nas z filmiku, potem Granice nagrodziły blogerów. Po rozdaniu nagród przeszliśmy do części integracyjnej. Niestety, kiedy blogerzy dostali prezenty większość się zmyła. Szkoda, aczkolwiek jest to zrozumiałe po części, bo to w końcu Targi, w dodatku sobota, więc kumulacja atrakcji, więc większość pognała smyrać ulubionych autorów o autografy. Kiedy inni zapoznawali się z halą, w tym Ania i Gabrysia, które super było zobaczyć ponownie, ja zostałam na spotkaniu. Miałam wielkie oczekiwania, które zostały spełnione! Na pewno było 100 razy lepiej niż w zeszłym roku. Trochę się pozwierzaliśmy z naszych sekretów książkowych, choć szczerze przyznam, że ja osobiście nie znoszę udzielać się na forum i za każdym razem jak piłeczka wpadała mi do rąk, to przeżywałam mikrozawał. Już pomijam fakt, że niewiele miałam do powiedzenia, jako, że tyle czytam i tak mało uwagi do tego przykładam. Nawet nie byłam w stanie wybrać najlepszej według mnie powieści w tym roku. Hm. Po spotkaniu wyściskałam się z Kasiek, którą znam z sieci już baaardzo długo, a nie widziałyśmy się ani razu- obie byłyśmy uradowane, że w końcu nam się udało, a także z Kasią z ŚBKów, którą ostatnio widziałam... kurde, z rok czasu już będzie. Cieszyłam się z tych chwil, z każdej sekundy spędzonej z blogerami, których znam i lubię, i z wielkim smutkiem uzmysłowiłam sobie, że być może minie sporo czasu zanim znowu ich spotkam...

 (kliknij, aby powiększyć)
Po spotkaniu przyszedł czas na najgorsze i najlepsze zarazem- łażenie po hali. Już na samą myśl robiło mi się słabo, ale ucieszyłam się, że mam bardzo okrojone plany zakupowe- miałam się kusić jedynie na wyjątkowe okazje. To nic, że kilka przegapiłam, bo nie miałam już siły targać więcej książek. Już wychodząc ze spotkania blogerów byłam obładowana dwiema. Zostaliśmy obdarowani książkami, a w ogóle się na to nie przygotowałam! Ruszyłam więc zaczynając od sekcji A i tak dalej wzdłuż po kolejnych stoiskach, względnie ułożonych, choć jednego musiałam się naszukać. Łażenie po hali okazało się być nie lada wyczynem, jeszcze większym niż sądziłam. Te wszystkie kolejki do sławnych i bogatych, ci ludzie zachowujący się jak bydło... przerosło mnie to i już w połowie chodzenia, czyli po pół godziny miałam serdecznie dość i chciałam stamtąd uciekać. W szczególności, że przy stanowisku z Piotrem Fronczewskim jakiś wyrośnięty smarkacz mnie potrącił, gdy z turbodoładowaniem wyruszył zza moich pleców, rozpychając się i biegnąć w stronę prezydentowej Kwaśniewskiej. Totalnie jednak rozbroiło mnie, jak musiałam się cofnąć do wcześniejszej alejki, aby dojść do jednego wydawcy, bo cała droga przede mną zawalona była ludźmi, którzy wręcz wisieli przy stanowisku Burdy nad biedną Martyną Wojciechowską i machali jej książkami nad głową, aby dała im autograf. Serio? Nie dało się ustawić w kolejce jak cywilizowani ludzie?! Porażka. Więcej klasy zachowano przy Jolancie Kwaśniewskiej, aczkolwiek to wiadoma sprawa ochrony, która dzielnie odgradzała zafascynowany tłum od pięknej kobiety. Ukradkiem udało mi się zrobić jej zdjęcie. Żałuję, że już byłam taka obładowana i obolała, może wtedy sama stanęłabym w kolejce, aby i dla mnie podpisała kolorowankę!
Po niecałej godzinie miałam dość. Rozbolało mnie już ramię od prezentów ŚBKowców, wielgachnego ilustrowanego Pottera, Magnusa Chase'a, a także dwóch książek od Repliki. Tak... wiem, że to mało, ale ciążyło strasznie. Na szczęście udało mi się dorwać gdzieś jakieś ostatki picia i błagałam męża, aby jak najszybciej po mnie przyjechał. Chciałam zobaczyć więcej, chciałam odwiedzić wydawnictwo SQN i dorwać się do zombiaków oraz gadżetów, no ale cóż zrobić.

 
 (kliknij, aby powiększyć)
Najpozytywniejszym wydarzeniem z targów była dla mnie wizyta na pierwszym stoisku po wyjściu ze spotkania blogerów, a mianowicie na stanowisku Repliki. Większość już zna tę historię, ale stwierdziłam, że chce mieć wszystkie wspomnienia z tego dnia w jednym miejscu. Rzecz miała się następująco. Podbiłam do stoiska Repliki, gdzie już na Facebooku widziałam, że książkę, którą od nich chciałam, a mianowicie „17 szram” mieli w ultra promocyjnej cenie. Wzięłam ją więc, a przy okazji poprosiłam sprzedawcę również o „Czas zamykania” Ketchuma. Wtem podbija drugi pan z wydawnictwa, spogląda na moje zakupy i rozgrywa się oto taka dyskusja:

Pan z wydawnictwa (patrząc na okładkę "17 szram"): "A nie chciałaby Pani może autografu jednego z tych autorów?"
Agniecha (z zaintrygowaniem i błyskiem w oku): "Hmmm.... a którego?"
PzW (wskazując nazwisko Roberta Cichowlasa): "A tego tutaj!"
A (uchachana z bananem na ryjku): "JAAAASNE!"
Agniecha rozgląda się na stoisku za Panem Robertem, lekko zdziwiona. Nagle Pan z Wydawnictwa do mężczyzny, który sprzedawał mi książki: "Robercie, trochę się napracujesz!".
Agniecha do pana Roberta (strzelając buraka i mordując siebie samą w myślach, że nie poznała swojego ulubionego pisarza grozy w Polsce):
"Przepraszaaaam! W ogóle Pana nie poznałam!"RC: "Bo ja tu jestem incognito, ale kolega każdemu musi zdradzać moją tożsamość! Dla kogo będzie?"A: "Dla Agniechy!"
RC (z lekkim zwiasem nad pseudonimem): "Agniecha... Skądś kojarzę. Nie udziela się Pani może na Lubimy Czytać?"
A: "A tam od razu udziela, czasem tylko coś tam dodam jak obejrzę. Tzn. przeczytam! Aczkolwiek oglądam też filmy, choć horrory mniej. Raz jednak wygrałam u Pana na blogu książkę "Szóstą erę" i też dostałam od Pana autograf."
RC: "Wiedziałem, że skądś kojarzę."

(kliknij, aby powiększyć)
Takie wydarzenia zawsze są dla mnie mega pozytywne, choć oczywiście nie obyło się bez tego, że o mało zawału nie dostałam! Ach, jaka ja nerwowa w tej ciąży. Nie mniej, dla takich niespodzianek, jak spotkanie z Robertem Cichowlasem, zobaczenie Jolanty Kwaśniewskiej i Piotra Fronczewskiego oraz dla wsparcia ze strony Basieńki [Orcia na diecie], dla spotkania z Gosią [Gosiarella], Anią [Wyznania książkoholiczki], Gabrysią [Zanim zajdzie słońce], Kasiek [Z pasją o dobrych książkach] i Kasią [Przekładaniec kulturalny], warto było przeżywać te koszmary i być po prostu w tym miejscu! Nie żałuję żadnej z tych chwil, choć po powrocie do domu ledwo mogłam się ruszać! Dziwne natomiast, że na te wszystkie stresy, męczarnie i kilka godzin na nogach mały bobek, który w czasie Targów miał być jeszcze Natanem w ogóle się nie poruszył. Hm.

I Śląskie Targi Książki w Katowicach / 6.-8. listopada 2015

Po krakowskich targach byłam już tak wydojona z gotówki, że do Katowic pojechałam w zasadzie tylko dla rozrywki. Pogoda zapowiadała się ładnie, ja miałam na targi aż 15 minut jazdy autobusem, więc w zasadzie- czemu nie! Wybrałam się więc 6 listopada, w piąteczek i w dodatku w samo południe. Pierwszy raz odwiedzałam Międzynarodowe Centrum Kongresowe i zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Tak wielkie, jak ono same! 


(kliknij, aby powiększyć)
Weszłam do wielkiego holu, tak wielkiego, że sama nie ogarniałam i zapytałam uprzejme panie w samotnej recepcji na środku tego ogromu, w którą stronę na targi książki. Na szczęście, były schody ruchome, bo ogrom schodów mnie przeraził. Pozostało tylko oddać kurtałkę do bezpłatnej szatni i ruszyć przez drzwi na mikroskopijną wręcz halę, jeżeli przyrównać ją do holu. Hm. Już na starcie rzucił mi się w oczy luz. Szerokie alejki i tak niewiele ludzi. Innymi słowy bajka! Przy samych drzwiach Śląscy Blogerzy Książkowi ogarniali wymianę. Miałam jedną książkę, ale wiecie... nie bardzo miałam chęć się schylać z brzuchem, żeby pogrzebać w tej stercie, a to co rzuciło mi się w oko zbytnio mnie nie fascynowało, więc sobie darowałam wymianę. Drugi rzut oka padł na stoisko Sklepu Komiksowego, a mianowicie na rozrzucone komiksy, które sprzedawca sobie układał. Bowiem tam dostrzegłam plakat z Supernatural. Podekscytowana pytam po ile komiks, na co pan z uśmiechem odpowiada, że to jest tylko reklama. Lekko się podłamałam, ale długo smutna nie byłam, bowiem okazało się, że komiksy z Winchesterami też są! Musiałam jednak poszwendać się trochę po hali i wrócić, bo gdzieś zaginęły w akcji. Niestety, za bardzo nie było gdzie chodzić. Choć przyznam szczerze, że obeszłam halę kilka razy, bo nie mogłam odnaleźć wydawnictwa ZNAK, u którego chciałam kupić Paddingtona. Na szczęście, wcześniej na recepcji dorwałam mapkę i program targów więc wiedziałam gdzie szukać. No cóż... taką klitkę trudno zauważyć, a i obawiałam się, że raczej nie będzie tam miśka. Nie myliłam się. Zrezygnowana poszłam dalej. Nie spodziewałam się zobaczyć stoiska wydawnictwa SQN i ucieszyłam się niezmiernie, że znowu miałam szansę dostać torbę Zawodowego czytelnika i ekipę zombiaków! Jako, że nie miałam nic- dla odmiany, mogłam zacząć od zakupu u nich. Miły pan najwyraźniej rozpoznał mnie z Facebooka, jako tę maniaczkę napastującą ich o The Walking Dead- no chyba, że mój śladowy fejm wyprzedza mnie dalej niż wiem (hehe!) i dostałam zniżkę, a także torbkę. Sympatycznie! Wtedy postanowiłam, wracam na komiksy! Supernatural się odnalazł i znowu dostałam go taniej, niż zakładaliśmy z panem sprzedawcą. Do tego dobrałam sobie jeszcze kochanej Sailorki i stwierdziłam, z radością, że wystarczy mi tego dobrego. Ruszyłam do domu.


(kliknij, aby powiększyć)
 

Całość łażenia po targach łącznie z podróżą na nie zajęło mi godzinę. Hm. Nie spotykałam się ani ze znajomymi, ani z gwiazdami. Dajcie spokój, był dopiero piątek rano. Większość wydawców nie miała nawet książek porozkładanych. Przerażająca była wielkość stanowisk i słabe wyposażenie, w zasadzie... same nowości. Ech. Trzeba stwierdzić, że Śląskie Targi wypadły zdecydowanie lepiej przed rokiem. Zniknęły sprzęty narciarskie i innego rodzaju bzdety, choć zaczęłam się śmiać na widok jacuzzi... Nie mniej, organizacyjnie wszystko wypadło lepiej, pewnie dlatego, że pieczę sprawowali organizatorzy Warszawskich Targów Książki.

Kraków kontra Katowice

Tych dwóch wydarzeń nie ma co w ogóle porównywać. Krakowskie wydarzenie jest na miarę międzynarodową. Ludzi jest tam zawsze od groma, tak samo zresztą jak różnego rodzaju gwiazd oraz wydawców. Naprawdę wiele się dzieje więc nic dziwnego, że warunki jakie tam panują wyglądają tak a nie inaczej. Dobrze jedynie, że organizatorzy wychodzą naprzeciw i znieśli opłaty na szatnie, uzbroili się w bankomat, no i odwiedzanie łazienek obyło się bez opłat.
Natomiast Katowice to zdecydowanie mniejsze wydarzenie, z mniejszą ilością ludzi, wystawców i gwiazd. Nie było żadnych fascynujących spotkań, ani warsztatów, czy wykładów. Tu więc już wszystko było za free, począwszy od wejścia poprzez szatnie, na łazienkach skończywszy. Szkoda tylko, że nie uzbrojono się w bankomat, choć może też go nie zauważyłam. Zdecydowanie więcej przestrzeni, aczkolwiek hala nieporównywalnie mniejsza od tej krakowskiej. Odnoszę wrażenie, że hol MCK był 5 razy większy od hali wystawowej. Niestety, wystawcy byli o wiele słabiej zaopatrzeni, widać było, że to taki odpoczynek po krakowskich targach.
Oczywiście, ciężko jest porównywać te wydarzenia, jako, że na targach w Krakowie byłam w sobotę- gdzie to dzień wolny, więc nawał ludzi, a Katowice odwiedziłam w zwykły dzień roboczy. Nie mniej, w kwestiach organizacyjnych te dwa wydarzenia mogłyby się wzajemnie uzupełniać.

Prześlij komentarz