NOWOŚCI

niedziela, 25 października 2015

1190. American Horror Story: Sabat, aut. Ryan Murphy, Brad Falchuk

     Ryan Murphy i Brad Falchuk, którzy od dwóch lat cieszą się popularnością i wprawnym gustem za sprawą serii „American Horror Story”, powracają. Po tym jak zabrali nas do nawiedzonego domu i szpitala psychiatrycznego przyszedł czas na kolejną, tym razem mocno nietypową, odsłonę innej przerażającej koncepcji chętnie wykorzystywanej przez Amerykanów- czarownice. To właśnie one są bazą dla leżącej na granicy współczesności i czasów spętanej niewolnictwem wojny secesyjnej historii o niewybrednym podtytule „Coven”, z polska- „Sabat”.
     Nastolatka imieniem Zoe Benson (Taissa Farmiga) podczas swojej inicjacji seksualnej morduje własnego chłopaka. Nie rozumiejąca swoich mocy i przytłoczona tajemnicą, klątwą ciążącą na jej rodzinie dziewczyna trafia do szkoły dla czarownic w Nowym Orleanie. Na miejscu poznaje nie tylko Cordelię (Sarah Paulson) zarządzającą całym budynkiem i edukacją dziewcząt, ale również i nowe przyjaciółki, które z gracją wrednych nastolatek witają ją w gronie czarownic. Wszystko wydaje się być w porządku, gdyby nie to, że do miasta przybywa matka przełożona Fiona (Jessica Lange), która nie cofnie się przed niczym, aby zachować swoje piękno i władzę. W tym celu zawiera pakt nie tylko z lokalną wiedźmą voodoo (Angela Bassett), ale również z najstraszliwszą kobietą z czasów wojny secesyjnej, która potrafiła zachować młodość (Kathy Bates).
      Zaledwie trzynastoepizodyczne sezony, które zawierają całą kwintesencję historii, oczywiście w swojej współczesnej aranżacji. „American Horror Story: Coven” zawiera niemalże wszystko to, co potrzebne czarownicy- od jej początków, aż po koniec. Mamy narodziny gwiazdy, niesamowite metamorfozy więc i determinacja w samodoskonaleniu, przyrost ambicji, a przede wszystkim powrót do korzeni tych historii i cofnięcia się do prymitywnych czasów, gdzie odpowiedzią na inność kobiety, w serialu także na zbrodnie wobec innych czarownic, było spalenie jej na stosie. Jednakże twórcy tej odsłony „AHS” poszli w zupełnie inną historię, bowiem bazą są nie tylko podania o czarownicach, na których wyrasta nowe pokolenie, ale przede wszystkim niewolnictwo XIX wieku. Ten drugi motyw odbija się niemalże w każdym odcinku, gdyż staje się powodem do walki dwóch różnych zgromadzeń czarownic- niekoniecznie z podziałem dla dobrych i złych, ale raczej ze źródeł czerpania energii. Zaskakujące jest to, że i na tym poziomie odbywa się swoisty podział rasowy, gdzie biali walczą z czarnymi. Kwintesencją tego jest pojawienie się Madame LaLaurie, która słynęła z brutalnego traktowania służby, swojej... czarnoskórej służby. Trzeba przyznać, że nie tylko było to brutalne, ale też i krwawe, a co za tym idzie- obrzydliwe! Nic więc dziwnego, że pojawienie się dość mrocznych zaklęć voodoo przysparza najwięcej utrapień dla białoskórych bohaterów, mała część, jak przykładowo atak zombie, ukierunkowany głównie w Delphine dodawała grozy i wybudzała z otępienia.
     Wrzucenie do fabuły młodocianych bohaterów z ewidentnymi problemami z kontrolowaniem swoich emocji, a co za tym idzie mocy, przysparza nie lada niezrównoważonego charakteru. Chęć pozostania celebrytą, doświadczanie pierwszych seksualnych przygód, ale również doświadczanie gwałtów, to może niekoniecznie najważniejsze i najpowszechniejsze z problemów nastolatek, w szczególności, że dysponowanie paranormalnymi zdolnościami dodatkowo pogarsza sprawę, przez co nie ma tu mowy o jakikolwiek przesłodzieniu, a jedynie o typowej podgrzanej rywalizacji. Jej finał skupi się w ostatnim odcinku serii, który momentami mocno zaskakuje, innym razem szokuje w dość niesmaczny sposób, ale z drugiej strony swoją formą i serwowaniem wielobarwnych emocji przypomina wszelkiego rodzaju programy rozrywkowe typu „Mam talent”. Tutaj talent do czarowania.
     Od strony estetycznej wszystko wygląda cudownie. Wszechobecny klimat próżniowej grozy idealnie pasujący do całości kompozycji. Z jednej strony otwarte przestrzenie i klaustrofobiczna szkoła, pomimo swojej wszędobylnej bieli, a z drugiej rewelacyjna stylistyka XIX wiecznych kreacji i dekoracji wnętrz, nawet tych zakrwawionych zasługujących na miano sali tortur. Do tego genialna ścieżka dźwiękowa, która bardzo często przytłacza widza. Świetny openning utrzymany w muzycznej aranżacji z poprzednich sezonów, natomiast kolaż różnorakich, niepokojących ujęć przyprawia o ciarki, które towarzyszą aż do ostatnich sekund kolejnych epizodów. Charakterystyczne jest tutaj nie tylko intro, ale również i zamknięcie, tzw. credit song. Tutaj kawałek „Lala lala song” skomponowany przez Jamesa S. Levine'a, który jest jednocześnie niewinny ze swoim lalala oraz przerażający i przywołujący gęsią skórkę. 
      Aktorstwo wciąż pozostaje jednym z najmocniejszych atutów „AHS”. Twórcy wciąż zapraszają do kolejnych sezonów te same twarze, sprawnie żonglując ich charakterami i pozwalając na odkrywanie coraz większych pokładów ukrytych w nich talentów. Nie mniej, jedni pozostają wciąż w tym samym odzieniu, jak Taissa Farmiga, która wciąż jest lekko zdystansowaną, ale nie do końca bezcharakterną postacią, a inni, tak jak Lily Rabe zmieniają się niczym kameleony. Raz stuknięta wariatka, innym razem opętana siostra zakonna, aby teraz dać jej jedną z najnaturalniejszych ról, jakie przyszło jej zagrać w tym serialu. Świetnie sprawdza się tutaj również i Jessica Lange, stała bywalczyni na salonach amerykańskiej opowieści. Niczym nie zaskakująca w swojej kreacji, gdyż tak jak w przypadku Farmigi podobny image jej się trafił w udziale. Mamy tutaj także i kilka całkiem nowych twarzy. W serii debiutuje Emma Watson, która nie zachwyca, ale bardzo dobrze prezentuje się na tle grupy. To samo dotyczy Gabourey Sidibe. Do mocniejszych ról zaliczyć można występ Angeli Bassett, która okazała się wielopłaszczyznową postacią, potrafiącą wzbudzić skrajne emocje. Największe zaskoczenie serwuje jednak Kathy Bates. Przypadła jej w roli najbardziej niewdzięczna postać, która nadaje się jedynie do znienawidzenia. Jednocześnie przechodzi ona największą metamorfozę, sprawiając, że w pewnym momencie widzowi jest jej nawet i żal (szok!). Trzeba przyznać, że cała obsada spisała się tutaj na medal!
      „American Horror Story: Coven” to kolejna i na pewno nie ostatnia odsłona amerykańskich pomysłów na straszenie widzów. „Sabat” okazuje się być wielowątkową, ale przede wszystkim wielopłaszczyznową opowieścią o tolerancji, rasizmie i niewolnictwie otoczonej białą i czarną magią w towarzystwie zaklęć voodoo. Momentami zaskakująca, innym razem zatrważająca, ale przede wszystkim mocno wbijająca się w pamięć widza swoją brutalnością, ale niekiedy i delikatnością. Świetna historia czarownic, młodych wiedźm popełniających błędy, ale też i dążących do doskonałości, utrzymanych w bardzo mrocznym, ale niekiedy i niewinnym klimacie. Wykreowane postaci są wisienką na torcie. Może i nie jest to jeden z najlepszych sezonów, ale z pewnością jest mocny i dobry!

Ocena: 7/10

Oryginalny tytuł: American Horror Story Coven / Reżyseria: Ryan Murphy i inni / Twórca: Ryan Murphy, Brad Falchuk / Zdjęcia: Michael Goi / Muzyka: James S. Levine / Obsada: Sarah Paulson, Jessica Lange, Lily Rabe, Kathy Bates, Taissa Farmiga, Emma Roberts, Gabourey Sidibe, Jamie Brewer, Evan Peters, Frances Conroy, Denis O'Hare, Angela Bassett / Kraj: USA / Gatunek: Horror / Liczba odcinków: 13
Premiera: 09 października 2013 (FX) 20 października 2013 (FOX)

Prześlij komentarz