NOWOŚCI

sobota, 27 września 2014

1146. Miasto 44, reż. Jan Komasa

Reżyseria: Jan Komasa
Scenariusz: Jan Komasa
Zdjęcia: Marian Prokop
Muzyka: Antoni Łazarkiewicz
Kraj: Polska
Gatunek: Dramat, Wojenny
Premiera: 30 lipca 2014 (Świat) 19 września 2014 (Polska)
Obsada: Józef Pawłowski, Zofia Wichłacz, Anna Próchniak, Antoni Królikowski, Maurycy Popiel, Filip Gurłacz, Michał Mikołajczak, Karolina Staniec, Tomasz Schuchardt
     Tego roku minęło dokładnie 70 lat od wybuchu wielkiego powstania warszawskiego, które pochłonęło dziesiątki tysięcy ofiar. Historia o ogromnej odwadze ludzi chcących wyzwolić się z niemieckiej okupacji zainspirowała reżysera młodego pokolenia- Jana Komasę, do stworzenia dwóch całkowicie odmiennych filmów wojennych. Pierwszy z nich „Powstanie warszawskie” ma szansę powalczyć w przyszłym roku o Oscara, natomiast drugi- „Miasto 44”, już obsypane zostało polskimi nagrodami na Festiwalu w Gdyni. I choć na pierwszym nie zostawiłam suchej nitki, to jednak drugi zdaje się prezentować jeszcze niższy poziom. Choć nie do końca...

     Pewnej kobiecie, byłej aktorce, przychodzi samotnie wychowywać dwóch synów w okupowanej przez Niemców Warszawie, po tym jak jej mąż oficer Wojska Polskiego zaginął na froncie. Obowiązki głowy rodziny przejął najstarszy syn- Stefan (Józef Pawłowski), pracujący w fabryce Wedla, gdzie codzienne dostrzega i doświadcza brutalnego traktowania ze strony Niemców. Dlatego, gdy traci pracę pomaga mu jego najbliższa przyjaciółka Kama (Anna Próchniak), która wbrew zastrzeżeniom matki Stefana wciąga go do ruchu oporu. Tam wśród przysiąg ochrony Polski przed najeźdźcą i przygotowań do walki nie tylko poznaje nowych przyjaciół, ale przede wszystkim zakochuje się w nieśmiałej Alicji (Zofia Wichłacz). Jednakże, gdy wybije godzina powstania, młodzi ludzie staną do walki z wrogiem, który obedrą ich z resztek młodzieńczej niewinności. Nie gasi to ani ich ducha, ani namiętności i miłości.
     Oceniać filmy hołdujące tak ważnej polskiej historii jest niezwykle ciężko. Jest to walka nie tylko z samym sobą, ale i społeczeństwem, w którego mentalności utkwiło to, że wszystko co dotyczy okresu wojennego Polski jest rzeczą świętą i lepiej nie próbuj się negatywnie o tym wypowiadać- nawet jeżeli chodzi o produkcje filmowe, którym daleko jest do ideału. Taki problem jest właśnie z „Miastem 44”, bo gdzie człowiek nie wejdzie i nie wypowie swojego zdania- niekoniecznie przychylnego, zostaje zaatakowany przez pseudopatriotów. Większość z nich nie zauważa, że filmem o powstaniu było „Powstanie warszawskie”, a drugi film pomysłu Komasy w tym temacie jest czym zgoła odmiennym. Najnowszy obraz z założenia ma opowiadać o wielkiej „miłości w czasach apokalipsy” (jak głoszą plakaty). I w teorii tak jest, ale nie do końca. Fabuła ma tak wiele warstw, że z trudem przychodzi takie ich rozdzielenie, aby znaleźć w tym głębszy sens. Oczywiście, jest to obraz powstania warszawskiego, gdzie najważniejsze jest bohaterstwo i chęć wyzwolenia, a które staje się tłem dla historii miłosnej, niestety dość płytkiej i mało ogarniętej.
Nie ma bowiem nic bardziej denerwującego w tym filmie, jak wiekopomne sceny, w których widz czuje lekką żenadę, a wręcz jest zaskoczony głupotą bohaterów. Kultowy już pocałunek widziany w zapowiedziach jest ewidentnym tego przykładem, bo po nim cała reszta filmu i ten jeden wielki wątek przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Jak można mówić tutaj o powadze i zachowaniu czci dla powstańców, gdy dzieciaki stają sobie centralnie na linii strzału i z pasja się całują, kiedy wkoło ich „przyjaciele” umierają starając się ich ochraniać. Przyrównywaną do tego wydarzenia jest scena łóżkowa- również całkowicie wyrwana z kontekstu i będąca swoistego rodzaju ironią w odniesieniu do zdrady kolegów powstańców. Jednakże na swój sposób jest to bardzo piękna rzecz, bowiem odpowiednie połączenie ujęć wraz z muzyką, czyni ją jedną z najlepiej wykonanych scen z całego filmu. Poza tymi romantycznymi uniesieniami dużo się widz naogląda krwi. Brutalność jest tutaj momentami bardzo dosadna, Jan Komasa nie szczędzi nam tych straszliwych widoków. Dobitnie pokazuje okropieństwo wojny, które nie ma litości nad nikim, ani nad starszymi, ani niemowlakami. Pokazuje dramat człowieka pozbawionego dobytku, umorusanego, nie mającego szansy na pożywny posiłek, skrywającego się w piwnicach, gdzie nie wiadomo, czy jakiś Niemiec nie wrzuci granatu. Nie mniej, pomimo wszystko, nie potrafi zbudować ani grama napięcia wokół tego całego dramatyzmu i rozmachu, przez co przechodzimy nad tymi wydarzeniami do porządku dziennego, nie uroniwszy ani jednej łzy.
     Jednakże „Miasto 44” jest pod pewnym względem wyjątkowy- ma niesamowite efekty specjalne! Nic dziwnego, że jest to jedna z kategorii w jakiej film dostał Złotego Lwa. Zjawiskowo makabryczny deszcz- najobrzydliwsza scena z całego obrazu, ale jakże świetnie pomyślana, rewelacyjnie wybuchowe sceny, no i przede wszystkim genialne ujęcie zniszczonej Warszawy. Połową sukcesu są tutaj piękne zdjęcia, które dodatkowo stały się bardzo plastyczne dla montażystów. Taka chociażby wyżej wspomniana scena seksu połączona z podkradaniem się powstańców- tak śliczna w swoich ozdobnikach w odpowiednich miejscach, no i z tą muzyką... dupstep niby takie nic, niby sprawia wrażenie jakby trawił nasze uszy, ale jak nic idealnie podkreślał jej charakter. To jedyny taki przypadek w całym filmie, bowiem muzycznie nastawiony jest na bardziej klasyczne kawałki- chociażby takiego Czesława Niemena „Dziwny jest ten świat”. W jakiś pokrętny sposób utwory te nie wypadają abstrakcyjnie, ale bardzo naturalnie zupełnie jak dodanie do soundtracku „300” mocniejszych tonów. To połączenie przeszłości ze współczesnością wypada całkiem ciekawie, ten kontrast wspaniale się wypełnia, a zwieńczeniem tego jest ostatnie ujęcie, przepiękne ujęcie Warszawy.
     Zazwyczaj, gdy w filmie sprawdza się fabuła, to kuleje coś innego- aktorstwo. Tutaj szczęśliwie, tak nie jest, a Anna Próchniak jest objawieniem tego filmu. Postać gra co prawda dość... mało konsekwentną, momentami mało przyjazną, ale za to niezwykle żywiołową. W chwili, gdy uśmiech wykwita na jej twarzy nic więcej człowiekowi do szczęścia nie potrzeba- nawet jak jest usmolona od góry do dołu. Po piętach depcze jej Zosia Wichłacz, która dawała radę w bardziej dramatycznych sytuacjach, aczkolwiek jej wybuchy histerii były momentami denerwujące. Jednakże... zdarzały się chwile, takie małe ujęcia, gdy wyglądała jak Emilia Clarke w roli Daenerys- tak pięknie... Natomiast płeć męska.. oczywistym jest, że na pierwszy plan wyskakiwał Józef Pawłowski, bo w końcu to on jest jak gdyby głównym bohaterem „Miasta 44”. Twarz mega przyjazna, więc teraz pewnie dużo kobiet będzie do niego wzdychać po tym seansie. Jest do kogo, w szczególności, że jego postać jest tak wszechstronna, dająca wiele możliwości do interakcji.
     Choć najnowszy film Jana Komasy mógłby być filmem absolutnie doskonałym, ale jednak sporo mu brakuje do perfekcji. „Miasto 44” to przede wszystkim widowisko wizualne kładące nacisk na spójnym połączeniu historii z przeszłości z brzmieniami i efekciarstwem współczesności. Na tym tle stworzona zostaje całkiem nowa opowieść pełna heroizmu, miłości, ale też i głupoty bohaterów. Pokazuje nie tylko dramat tamtych wydarzeń, ale przede wszystkim udowadnia, że bez względu na okoliczności niektóre rzeczy pozostają niezmienne. Choć wspaniałe zdjęcia oddają dramatyczny charakter wydarzeń z roku 1944, to jednak nie wywołują większych emocji, nie potrafią trzymać w napięciu. Przez to po zakończeniu seansu widz czuje spory niedosyt, momentami wręcz zdegustowanie co niektórymi scenami, do tego stopnia, że zaczyna doceniać prostotę i subtelność wcześniejszego obrazu Komasy - „Powstania warszawskiego”.
Ocena: 5/10
Recenzja dla portalu A-G-W.info!
a-g-w.info
cinema-city.pl

8 komentarzy :

  1. A we mnie ten film wzbudził tyle emocji, że chociaż minęło już kilka dni od seansu, nadal o nim myślę. Zgadzam się, że momentami Komasa trochę popłynął (a dokładniej - w dwóch momentach, o których też tutaj napisałaś), ale jakoś wybitnie mi to nie przeszkadzało.
    Pod względem technicznym, uważam "Miasto 44" za majstersztyk i byłabym przeszczęśliwa, gdyby większość polskich filmowców poszła do tego reżysera na niejedną lekcję.
    Mimo, że nietrudno wyczuć, że nie zostałaś fanką tego filmu, to tak szczerze wymieniłaś wszystkie zalety, których po prostu nie da się nie zauważyć - świetnie!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie, to ja też nawet teraz myślę o tym filmie :))

      Usuń
  2. A ja aż się sobie dziwiłam, bo mimo iż widziałam wszystkie wady i doskonale zdaje sobie sprawe z braków "Miasta 44" nie mogłam ukryć wzruszenia i miałam łzy w oczach przed lwią część seansu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze bałam się, że polacy popsują ten film (nie lubię bardzo polskiego kina) i w sumie z tego co czytam moje obawy się potwierdzają. Cóż. W środę wybieram się na to do kina więc zobaczymy czy zmarnuję pieniądze, czy jednak może coś mi się spodoba.

    OdpowiedzUsuń
  4. Według mnie jedna z najlepszych produkcji ostatnich kilku lat w Polsce - konkuruje z Pod Mocnym Aniołem, który był genialny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Film dobry, bardzo dobry, produkcja zrobiona z wielkim rozmachem, nie koniecznie potrzebne były te efekty rodem z Matixa. Jak na Polską produkcję uważam go za majstersztyk - emocje gwarantowane. Cytując klasyka Plusy przysłoniły Minusy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Moim zdaniem wszyscy odbierają ten film zbyt oczywiście. Nie zastanawiają się nad drugim dnem. Pocałunek wśród pocisków mógł być tylko wyobrażeniem tych dwojga, sceny uniesienia pokazane bardzo fizycznie, wręcz bez uczuciowo, może miały właśnie tak wyglądać? Odnalezienie Biedronki na wyspie, może jest tylko złudzeniem Stefana?

    OdpowiedzUsuń