Reżyseria:
Steven Quale
Scenariusz:
John Swetnam
Zdjęcia:
Brian Pearson
Muzyka:
Brian Tyler
Kraj:
USA
Gatunek:
Katastroficzny
Premiera:
07 sierpnia 2014
(Świat) 08 sierpnia 2014
(Polska)
Obsada:
Richard Armitage, Sarah
Wayne Callies, Matt Walsh, Max Deacon, Nathan Kress, Alycia Debnam
Carey, Arlen Escarpeta, Jeremy Sumpter
Lata
90te były wylęgarnią całkiem dobrych filmów, w tym też
produkcji katastroficznych. Wtedy wówczas powstał chociażby taki
tytuł jak „Twister” w reżyserii Jana De Bonta,
który na zawsze odmienił postrzeganie tornad w kinie. W nowym
millenium, przy dyspozycji nowych technologii do kreowania efektów
specjalnych, coraz więcej twórców próbuje powtórzyć sukcesy
swoich poprzedników. Wśród nich jest Steven Quale, który
powiększa trąbę powietrzną i sieje zniszczenie w najnowszym
filmie od Warner Bros. o tytule „Epicentrum”.
Źródło: Warner Bros.
|
Słoneczny
dzień w miasteczku Silverston. Lada chwila ma się odbyć ceremonia
wręczenia dyplomów, na którą przybywa również wicedyrektor
szkoły imieniem Gary (Richard Armitage) wraz ze swoją dwójką
synów (Max Deacon, Nathan Kress) - miłośnikami kręcenia
filmów. To właśnie oni dokumentować mają całą ceremonię.
Niespodziewanie zaczyna formułować się potężna burza, która
wygania wszystkich rodziców i uczniów do szkolnego schronu. Tylko
grupa badaczy i łowców burz dowodzona przez Pete'a (Jeremy
Sumpter) jest świadoma tego, że nad Silverston ma pojawić się
trąba powietrzna. Nikt nie spodziewa się tego z jaką siła uderzy
tornado.
Zainteresowanie
widzów filmami, gdzie główną rolę odgrywają kataklizmy nie
słabnie. Prawdopodobnie spowodowane jest to rozmachem z jakim
zostają zrealizowane, a przy tym wrażeniami, jakie wywołują. To
wszystko znajdziemy w „Epicentrum”, którego
pierwsza połowa nie jest może zbyt porywająca, ale jak już się
rozkręci- to na maxa! Wokół tornad, a w zasadzie na ich tle,
twórcy tworzą historię, która jest mniej bądź bardziej
rozchwytywana przez widzów. Już w pierwszych minutach poznajemy
niecodzienną rodzinkę, na której odcisnęło się piętno
przeszłości pod postacią utraty ukochanej osoby. Nie trudno jest
więc odgadnąć, że to oni będą głównymi bohaterami całego
filmu. Ich problemy z dogadaniem się, obwinianie siebie wzajemnie,
to w pewien sposób determinuje całą opowieść. Do tego dochodzi
oczywiście druga strona barykady, czyli część bardziej naukowa
wykreowana przez szalonych badaczy- miłośników burz. Dialogi typu:
„Całe życie czekałem na taką burzę!” idealnie
obrazują ich powołanie, a także do czego są zdolni, aby osiągnąć
swój cel. To właśnie wśród takich ludzi tworzy się film, który
jest momentami szalenie głupi, bo przecież oczywistym jest, że jak
w naszą stronę zdąża gigantyczna trąba powietrzna, to stoimy jej
na drodze i gapimy się na nią z przerażeniem tudzież zachwytem.
Źródło: Warner Bros.
|
Z
drugiej zaś strony, co niektóre chwyty, postępowania bohaterów są
za bardzo schematyczne. Dla kogoś kto uwielbia filmy katastroficzne,
w szczególności te dotyczące tornad wykorzystanie dziwacznych
dziur w fabrykach nie będzie zbytnim zaskoczeniem. Aczkolwiek trzeba
przyznać, że momentami fabuła przybiera nieoczekiwany kierunek, a
żarty nawiązujące do zombieapokalipsy i ich połączenie z jedną
z postaci naprawdę potrafią rozbawić. Nie mniej, już po chwili
szybko okazuje się, że nie chodzi tutaj jedynie o dramatyzm chwili-
niespodziewanie film wzrusza w najbardziej ku temu potrzebnych
momentach, ale przede wszystkim to, co serwuje swoją
widowiskowością.
Nie
należy przecież zapominać, że choć aktorów jest tutaj całkiem
sporo, to tak naprawdę głównym bohaterem jest tylko jedno –
tornado! Mylnie jednak uważano, że trąba powietrzna sklasyfikowana
5tką a występująca w „Twisterze” jest największą
z możliwych, prawdziwym potworem wśród tornad. Oto bowiem
nadchodzi bohater jeszcze większy, jeszcze bardziej potężny!
Niszczy wszystko, co spotka na swojej drodze i nawet najlepsze
uziemienia nie dają mu rady! Aczkolwiek i tak najgenialniejszą
sceną z tych wszystkich niesamowitości powietrznych jest to, co
rozgrywa się na lotnisku. Wtedy dopiero poznajemy prawdziwą siłę,
która zatrważa! Nie zmienia to faktu, że tornada są zjawiskiem
bardzo śmiercionośnym, ale jednocześnie tak niesamowicie pięknym.
Nie mniej, przyznać trzeba, że w jednym z momentów twórcy
przesadzili...
Źródło: Warner Bros.
|
Kolejnym
atutem jest z pewnością forma, w jakiej wykonany jest film. Łączy
w sobie wszystkie możliwe sposoby operowania kamerą. Mamy
tradycyjne rozwiązania, a także zdjęcia z pierwszej ręki uczniów
liceum, czy badaczy, no i przede wszystkim całkiem genialne ujęcia
z kamer szkolnych, czy jakoś dziwnie przyczajonych urządzeń z tyłu
samochodu, itp. Wszystkie te techniki z jednej strony nadają
obrazowi autentyczności, ale z innej zaś nie pozwalają zapomnieć,
że to wciąż jest film fabularny, a nie mockdokument, który pełno
w dzisiejszych czasach. Jest to fajne, naprawdę interesujące
posunięcie ze strony twórców, które dodatkowo uatrakcyjnia cały
film!
Aktorsko
nie jest to żadne wybitne przedstawienie. Można wręcz powiedzieć,
że tworzą się tutaj stereotypowe charaktery, które niczym w
zasadzie nie wybijają się przed szereg. Młodociani zagniewani
sprzeciwiający się ojcu, którego obwiniają o całe zło świata;
ojciec, nie potrafiący dogadać się ze swoimi potomkami- acz to
przecież sam Thorin!; facet goniący za sławą, oddający całe
życie swojej pasji, no i para przygłupów, która liczy na to, że
porwanie przez tornado nabije im miliony wejść na YouTube.
Wszystkich bohaterów łączy jednak jedno- głupota! To właśnie ta
zaiście wyrazista cecha charakteru sprawia, że od czasu do czasu
mamy ochotę sami zaserować sobie plaskacza prosto w twarz. Nie
dochodzi tu do żadnych swoistych rewolucji. Bez względu na to, czy
doktor Sara Tancredi ratuje Thorina, czy na odwrót- wiadomo, zawsze
trafiają w odpowiednim momencie, tuż przed tym jak macki
złowieszczej wichury mają ochotę porwać ich w tany.
Źródło: Warner Bros.
|
Film
ma całą masę wad, począwszy od fabularnych luk, skończywszy na
mało konkretnych postaciach. Jednakże, gdyby wziąć na bok
wszystkie te niedostatki dostajemy całkiem porywające, emocjonujące
kino rozrywkowe, które idealnie sprawdza się jako przestroga w
wakacyjne zawieruchy. „Epicentrum” nie powala może
i inteligencją, nie jest też największym dramatycznym dziełem,
ale przyznać trzeba, że ma w sobie coś co nie tylko zachęca do
obejrzenia, ale także i do powrotu do tej opowieści. Co to takiego?
Zjawiskowe efekty specjalne, jedne z mocniejszych scen przy użyciu
tornada, no i przede wszystkim napięcie, które od pewnego momentu
towarzyszy nam w każdej sekundzie seansu. Warto zobaczyć, aby nie
tylko się wzruszyć, ale też zobaczyć jak majestatyczne zjawisko
jakim jest trąba powietrzna o stopniu 6 niszczy wszystko co napotka
na swojej drodze. Piękności!
Ocena: 6/10
Film obejrzałam dzięki zaproszeniu od Warner Bros.!
Prześlij komentarz