NOWOŚCI

czwartek, 29 sierpnia 2013

1070. Elizjum, reż. Neill Blomkamp

Oryginalny tytuł: Elysium
Reżyseria: Neill Blomkamp
Scenariusz: Neill Blomkamp

Zdjęcia: Trent Opaloch
Muzyka: Ryan Amon
Kraj: USA
Gatunek: Sci-Fi, Akcja
Premiera: 07 sierpnia 2013 (Świat) 16 sierpnia 2013 (Polska)
Obsada: Matt Damon, Jodie Foster, Sharlto Copley, Alice Braga, Diego Luna, Wagner Moura, William Fitchner
     Swoim debiutem w świecie pełnometrażowych produkcji na zawsze wbił się w pamięć fana kina science fiction. „Dystrykt 9” uznany został przez krytyków za osobliwość w swoim gatunku, a swoimi rękami podpisał się pod nim sam Peter Jackson. Minęły cztery lata po owym sukcesie a początkujący reżyser z RPA, Neill Blomkamp, dzielnie sobie poczyna. Nie ustaje w wysiłkach i wciąż próbuje dodać trochę świeżości do kina fantastycznego, tym razem przy pomocy designerskiej wizji świata jutra na „Elizjum”.

     Ziemia roku 2154. Zanieczyszczona. Zniszczona. Przeludniona. Biedniejsi gnieżdżą się w swoich domach, pracują w zatłoczonych zakładach, ledwo wiążąc koniec z końcem. Druga część, ta bogatsza, która niegdyś mieszkała na Ziemi wyleciała na sztuczną stację kosmiczną „Elizjum” przystosowaną do takiego życia, do jakiego przyzwyczaili się jej mieszkańcy. To właśnie oni mają dostęp do najbardziej zaawansowanych technologii, które wykorzystują przede wszystkim w medycynie. Jest to powodem coraz częstszych nielegalnych wypraw z Ziemi, gdzie dostępność usług medycznych oraz ich jakość jest mocno ograniczona. Kiedy pewnego dnia jeden z pracowników fabryki robotów- Max (Matt Damon), dostaje pełną dawkę promieniowania, jego jedyną nadzieją pozostaje Elizjum.
     Blomkamp zauroczył nas swoją wizją podziału ziemian na ludzi i kosmitów, przyzwyczajając nas do pewnego niesztampowego spojrzenia na problemy społeczne. Wraz z „Elizjum” kontynuuje swój nauczycielski odruch ukazując w niebanalny sposób walkę o wolność i równouprawnienie w okrutnym świecie przyzwyczajonym do luksusu. Nauki te, choć niekiedy bardzo inspirujące, znajdujące zwieńczenie w genialnym, mało egoistycznym zakończeniu, to prawdziwa droga przez mękę. Zdecydowana większość filmu to nużące dygresje na temat człowieczeństwa i ludzkiej wrażliwości, a także próba przeforsowania swojego okrucieństwa w imię większego dobra, przy okazji będącego tym cenniejszym. Na scenie stanowiącej zarówno podniszczoną Ziemię, jak i nowoczesną pod względem technologicznym utopię rozgrywa się tradycyjna walka o władzę, narzucenia swojego punktu widzenia wszystkim wokół. Znaleźć można w tym pewien element moralizujący, dzięki czemu, dla niektórych, wydawać może się to ciekawe. Jednakże walka z egoizmem głównego bohatera jest tak monotonna, że aż w pewnym momencie staje się denerwująca. Po raz pierwszy życzyłam komuś tak szybkiego zniknięcia z ekranu. Szczęśliwie, nawet i taka męka szybko się kończy, bowiem dochodzi do prawdziwej rozróby, do prawdziwego testowania mocy, walki na dziwne mechanizmy i z dziwnymi spluwami w dłoniach. To jest jednak niczym w obliczu pełnego napięcia finału, który odwleka się niemiłosiernie robiąc durszlak z naszych emocji. Innymi słowy, ostatnie kilkadziesiąt minut to naprawdę spora huśtawka emocjonalna.
     Film uznać można za prawdziwy majstersztyk pod względem estetyki. Owszem, ma on swój nieodparty urok skrywany pod piachem i ciasnawymi alejkami, ale i tak najwięcej doznań wizualnych serwuje nam Elizjum i jego wysoce rozwinięta technika. Nie jest to jednak wytworzone w tak przytłaczający sposób, od jakiego rozbolałaby nas głowa, oj nie. Blomkamp ponownie tak zabawił się efektami, że wszystko wydaje się niezwykle rzeczywiste. Nie ma w tym zbędnej przesady, nie ma także i odczucia, że czegoś tu brakuje. Świetnie wyważony, realistyczny pod względem wykonania obraz.
     Obsada w „Elizjum” to niby bardzo wielkie gwiazdy. W końcu mamy tutaj samego Bourne'a, a nawet kobietę, która nawiązała „Kontakt”. Oboje kreacje stworzyli dość marnie. Damon jeszcze niczym nigdy mi nie zaimponował, wobec czego za wiele się po nim nie spodziewałam. Dało się go przeżyć, choć bardziej denerwującej postaci to już chyba nie dało się stworzyć. Oj przepraszam, a jednak można, bo sama Delacourt w wykonaniu Jodie Foster jest niesamowicie dramatyczna, ale niestety nie z powodu charyzmy tej postaci. Jako czarny charakter nie spisała się w ogóle. Jest to dość dziwne, bowiem filmy i książki z kategorii antyutopii zawsze dawały pełną gamę charakterów, które nie potrafiły sobą znudzić. Tu jest wręcz przeciwnie. Najwięcej atrakcji i mocy dodawał tutaj Sharlto Copley, któremu udało się wkręcić w dość kontrowersyjną rolę, będącą z pewnością wyzwaniem, ale, jak się okazało, nie stanowiącą żadnego problemu dla tego człowieka. Świetna postać z charakterem i przede wszystkim- nie przesadzona! Zdecydowanie skradł cały film.
     „Elizjum” ma swoje lepsze i gorsze chwile, gdzie ponad godzina to prawie same złe. Bardzo licha historia, dość niemrawo poprowadzona, a ukazująca swoją prawdziwą głębię dopiero u finiszu. Tym samym, choć w większości można się zanudzić jak mops, to jednak warto poświęcić te niecałe dwie godziny na seans. Poznamy nowe spojrzenie na przyszły świat, ale przede wszystkim doznamy najrozmaitszych emocji w tym kalejdoskopie biedoty i bogactwa. I choć obsada tutaj nie zachęca, choć efekty nie są tak powalające jak choćby w „Pacific Rim” to jednak warto obejrzeć, bo zakończenie opowieści z pewnością Was nie zawiedzie, a być może przesądzi nawet o odbiorze całego filmu!

Ocena: 5/10
Recenzja dla portalu A-G-W.info!

Prześlij komentarz