Reżyseria: Neill Blomkamp
Scenariusz: Neill Blomkamp
Zdjęcia: Trent Opaloch
Muzyka: Ryan Amon
Kraj: USA
Gatunek: Sci-Fi, Akcja
Premiera: 07 sierpnia 2013 (Świat) 16
sierpnia 2013 (Polska)
Obsada: Matt Damon, Jodie Foster, Sharlto Copley, Alice Braga, Diego Luna, Wagner Moura, William Fitchner
Obsada: Matt Damon, Jodie Foster, Sharlto Copley, Alice Braga, Diego Luna, Wagner Moura, William Fitchner
Swoim debiutem w świecie
pełnometrażowych produkcji na zawsze wbił się w pamięć fana
kina science fiction. „Dystrykt 9”
uznany został przez krytyków za osobliwość w swoim gatunku, a
swoimi rękami podpisał się pod nim sam Peter Jackson. Minęły
cztery lata po owym sukcesie a początkujący reżyser z RPA, Neill
Blomkamp, dzielnie sobie poczyna. Nie ustaje w wysiłkach i wciąż
próbuje dodać trochę świeżości do kina fantastycznego, tym
razem przy pomocy designerskiej wizji świata jutra na „Elizjum”.
Ziemia roku 2154. Zanieczyszczona.
Zniszczona. Przeludniona. Biedniejsi gnieżdżą się w swoich
domach, pracują w zatłoczonych zakładach, ledwo wiążąc koniec z
końcem. Druga część, ta bogatsza, która niegdyś mieszkała na
Ziemi wyleciała na sztuczną stację kosmiczną „Elizjum”
przystosowaną do takiego życia, do jakiego przyzwyczaili się jej
mieszkańcy. To właśnie oni mają dostęp do najbardziej
zaawansowanych technologii, które wykorzystują przede wszystkim w
medycynie. Jest to powodem coraz częstszych nielegalnych wypraw z
Ziemi, gdzie dostępność usług medycznych oraz ich jakość jest
mocno ograniczona. Kiedy pewnego dnia jeden z pracowników fabryki
robotów- Max (Matt
Damon), dostaje pełną
dawkę promieniowania, jego jedyną nadzieją pozostaje Elizjum.
Blomkamp zauroczył nas swoją
wizją podziału ziemian na ludzi i kosmitów, przyzwyczajając nas
do pewnego niesztampowego spojrzenia na problemy społeczne. Wraz z
„Elizjum” kontynuuje
swój nauczycielski odruch ukazując w niebanalny sposób walkę o
wolność i równouprawnienie w okrutnym świecie przyzwyczajonym do
luksusu. Nauki te, choć niekiedy bardzo inspirujące, znajdujące
zwieńczenie w genialnym, mało egoistycznym zakończeniu, to
prawdziwa droga przez mękę. Zdecydowana większość filmu to
nużące dygresje na temat człowieczeństwa i ludzkiej wrażliwości,
a także próba przeforsowania swojego okrucieństwa w imię
większego dobra, przy okazji będącego tym cenniejszym. Na scenie
stanowiącej zarówno podniszczoną Ziemię, jak i nowoczesną pod
względem technologicznym utopię rozgrywa się tradycyjna walka o
władzę, narzucenia swojego punktu widzenia wszystkim wokół.
Znaleźć można w tym pewien element moralizujący, dzięki czemu,
dla niektórych, wydawać może się to ciekawe. Jednakże walka z
egoizmem głównego bohatera jest tak monotonna, że aż w pewnym
momencie staje się denerwująca. Po raz pierwszy życzyłam komuś
tak szybkiego zniknięcia z ekranu. Szczęśliwie, nawet i taka męka
szybko się kończy, bowiem dochodzi do prawdziwej rozróby, do
prawdziwego testowania mocy, walki na dziwne mechanizmy i z dziwnymi
spluwami w dłoniach. To jest jednak niczym w obliczu pełnego
napięcia finału, który odwleka się niemiłosiernie robiąc
durszlak z naszych emocji. Innymi słowy, ostatnie kilkadziesiąt
minut to naprawdę spora huśtawka emocjonalna.
Film uznać można za prawdziwy
majstersztyk pod względem estetyki. Owszem, ma on swój nieodparty
urok skrywany pod piachem i ciasnawymi alejkami, ale i tak najwięcej
doznań wizualnych serwuje nam Elizjum i jego wysoce rozwinięta
technika. Nie jest to jednak wytworzone w tak przytłaczający
sposób, od jakiego rozbolałaby nas głowa, oj nie. Blomkamp
ponownie tak zabawił się efektami, że wszystko wydaje się
niezwykle rzeczywiste. Nie ma w tym zbędnej przesady, nie ma także
i odczucia, że czegoś tu brakuje. Świetnie wyważony, realistyczny
pod względem wykonania obraz.
Obsada w „Elizjum”
to niby bardzo wielkie gwiazdy. W końcu mamy tutaj samego Bourne'a,
a nawet kobietę, która nawiązała „Kontakt”.
Oboje kreacje stworzyli dość marnie. Damon jeszcze niczym nigdy mi
nie zaimponował, wobec czego za wiele się po nim nie spodziewałam.
Dało się go przeżyć, choć bardziej denerwującej postaci to już
chyba nie dało się stworzyć. Oj przepraszam, a jednak można, bo
sama Delacourt w wykonaniu Jodie Foster jest niesamowicie
dramatyczna, ale niestety nie z powodu charyzmy tej postaci. Jako
czarny charakter nie spisała się w ogóle. Jest to dość dziwne,
bowiem filmy i książki z kategorii antyutopii zawsze dawały pełną
gamę charakterów, które nie potrafiły sobą znudzić. Tu jest
wręcz przeciwnie. Najwięcej atrakcji i mocy dodawał tutaj Sharlto
Copley, któremu udało się wkręcić w dość kontrowersyjną rolę,
będącą z pewnością wyzwaniem, ale, jak się okazało, nie
stanowiącą żadnego problemu dla tego człowieka. Świetna postać
z charakterem i przede wszystkim- nie przesadzona! Zdecydowanie
skradł cały film.
„Elizjum”
ma swoje lepsze i gorsze chwile, gdzie ponad godzina to prawie same
złe. Bardzo licha historia, dość niemrawo poprowadzona, a
ukazująca swoją prawdziwą głębię dopiero u finiszu. Tym samym,
choć w większości można się zanudzić jak mops, to jednak warto
poświęcić te niecałe dwie godziny na seans. Poznamy nowe
spojrzenie na przyszły świat, ale przede wszystkim doznamy
najrozmaitszych emocji w tym kalejdoskopie biedoty i bogactwa. I choć
obsada tutaj nie zachęca, choć efekty nie są tak powalające jak
choćby w „Pacific Rim”
to jednak warto obejrzeć, bo zakończenie opowieści z pewnością
Was nie zawiedzie, a być może przesądzi nawet o odbiorze całego
filmu!
Ocena: 5/10
Recenzja dla portalu A-G-W.info!
Prześlij komentarz