NOWOŚCI

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

1063. Weekend z królem, reż. Roger Michell

Oryginalny tytuł: Hyde Park on Hudson
Reżyseria: Roger Michell
Scenariusz: Richard Nelson
Zdjęcia: Lol Crawley
Muzyka: Jeremy Sams
Kraj: Wielka Brytania
Gatunek: Biograficzny, Dramat, Komedia
Premiera: 31 sierpnia 2012 (Świat) 01 marca 2013 (Polska)
Obsada: Bill Murray, Laura Linney, Samuel West, Olivia Colman, Elizabeth Marvel, Olivia Williams, Elizabeth Wilson

     Przyciąga do siebie interesującą fabułą. Fascynuje faktem, że podczas seansu spotkamy bohaterów docenianego i lubianego powszechnie „Jak zostać królem”. Jednakże biograficzna opowieść o największym sekrecie prezydenta Stanów Zjednoczonych Roosevelta nijak ma się do kontynuowania zmagań z jąkaniem króla George'a VI. Tym samym słowa wypowiadane z ust Rogera Michella, twórcy m.in. „Nothing Hill” to trochę odbiegające od prawdy bzdury powtarzane przez polskich marketingowców. Nie mniej problem „Weekend z królem” tkwi w czymś zupełnie innym, obraz ten jest totalnie nijaki.

     Franklin Delano Roosevelt (Bill Murray), wzięty polityk, prezydent Stanów Zjednoczonych, a także mąż, od wielu lat cierpi na polio, które uniemożliwia mu sprawne poruszanie się. Zmęczony problemami oraz polityką prosi o pomoc swoją daleką kuzynkę Daisy (Laura Linney) o towarzystwo i pomoc w odganianiu złych myśli. Między tą dwójką nawiązuje się romans, który staje się ich największym życiowym sekretem. Akurat w tym czasie do Hyde Parku nad rzeką Hudson przybywa król Anglii George VI (Samuel West) wraz ze swoją małżonką Elżbietą (Olivia Colman), aby prosić prezydenta o wsparcie w czasie wojny. Przed parą prezydencką, królewską, a także i przed Daisy weekend pełen wrażeń, układów i romansów.
     Już dawno, tak bardzo nie zawiodłam się na żadnym z filmów, które mogłam oglądać. Patrząc na zwiastun spodziewałam się czegoś lekkiego, sympatycznego i zabawnego. Niestety, „Weekend z królem” okazał się być daleki od któregokolwiek z tych epitetów. Z początku wydaje się, że historia ta będzie opowiadała o niezwykle silnej przyjaźni, jaka nawiąże się podczas wspomnianego weekendu pomiędzy prezydentem, a królem. Jednakże już po pierwszych kilkunastu minutach uzmysłowimy sobie, że produkcja ta traktuje o czymś zupełnie odmiennym- o płomiennych romansach prezydenta. Szybko okazuje się bowiem, że nie chodzi tutaj o George'a VI i jego dalsze losy z jąkaniem oraz na stanowisku królewskim, a bardziej o samego prezydenta, jego walkę z chorobą, a także uciechami cielesnymi. Do stworzenia filmowej wersji kawałka życia Roosevelta posłużyły pamiętniki zmarłej Daisy, która była jedną z wielu kochanek prezydenta. To właśnie one stały się bodźcem, może nie ze względu na relacje z głową państwa, co z powodu tzw. „hot dogowego pikniku”. Można by oczekiwać, że takie historie powinny porywać, zachwycać. No i na początkowym etapie jest to nawet magnetyczne, jednakże wraz z postępem filmu zwyczajnie zaczyna to już nużyć. Film pozbawiony jest jakiejkolwiek dynamiki. Wszystko płynie sobie spokojnym, wręcz monotonnym tempem, który nic nie wnosi do naszego postrzegania świata. Choć oczywiście, obraz warto docenić ze względu na wartość historyczną, w końcu na jaw wyszły dotąd nieznane sekrety Roosevelta i jego posiadłości w Hyde Park.
     Najbardziej interesujące z całej fabuły są spotkania prezydenta z Daisy. Dostarczają niewymownych emocji, czasem ukrytych w gestach, innym razem w uśmiechu. Jednakże są to jedyne chwile na prawdziwe wzloty i możliwość poczucia uroku tego obrazu. Cała reszta popsuta zostaje przez irytującego narratora (tak, denerwowało mnie to!) i nijakie podejście do innych wątków fabuły. Zdecydowanie zbyt powierzchowne potraktowanie tematu zdrady z jednoczesną próbą jej usprawiedliwienia oraz całkowite zepchnięcie na dalszy plan pary królewskiej z pewnością nie pomogły filmowi Michella.
     Bill Murray miewał lepsze i gorsze role. Od kiedy porzucił zabawy w aktorstwo na rzecz kina bardziej ambitnego wciąż uznaje się go za aktora z wyższej półki. Może i dorósł do pewnych ról, aczkolwiek na moje oko w ogóle nie poradził sobie z osobą Roosevelta. Nie, żebym znała człowieka, ale niektóre z reakcji Murraya były zdecydowanie zbyt przesadzone, mocno nad wyraz. Niekiedy widać było nienaturalność w jego postawie. Cała reszta obsady była mdła do niemożliwości, a sam Samuel West nawet odrobinę nie zbliżył się do genialniej kreacji George'a VI przez Colina Firtha. Nie potrafił się tak świetnie jąkać i całkowicie zginął pomiędzy przygniatającymi się wzajemnie postaciami.
    Niestety, z ciężkim sercem muszę stwierdzić, że „Weekend z królem” jest największym rozczarowaniem, jakie spotkało mnie w tym roku filmowym. Produkcja spłycona została do granic możliwości, a wiele wątków potraktowanych zostało bardzo powierzchownie. Wielcy i mali aktorzy nie podołali wizerunkom wytworzonym przez poprzedników, ale sam scenariusz również im w tym nie pomagał. Z pozoru fascynująca historia miłosna z polityką w tle, zamieniła się w nużącą i irytującą opowieść o niczym, która szybko wpada w oko, ale jeszcze szybciej wypada z naszej pamięci.

Ocena: 5/10

Recenzja dla Kino Świat!


2 komentarze :

  1. W pełni się zgadzam! Bill Murray według mnie do tej roli kompletnie nie pasuje..."Jak zostać królem" w zasadzie polubiłam od drugiego wejrzenia, tego filmu natomiast nie mam ochoty drugi raz oglądać.

    OdpowiedzUsuń
  2. dla mnie również ta produkcja jest niestety kompletną porażką, ledwo co przez nią przebrnęłam...

    OdpowiedzUsuń