NOWOŚCI

czwartek, 1 sierpnia 2013

1062. Kwartet, reż. Dustin Hoffman

Oryginalny tytuł: Quartet
Reżyseria: Dustin Hoffman
Scenariusz: Ronald Harwood
Na podstawie: sztuki Ronalda Harwooda
Zdjęcia: John de Borman
Muzyka: Dario Marianelli
Kraj: Wielka Brytania
Gatunek: Dramat, Komedia
Premiera: 09 września 2012 (Świat) 12 kwietnia 2013 (Polska)
Obsada: Maggie Smith, Tom Courtenay, Billy Connolly, Pauline Collins, Michael Gambon, Sheridan Smith, Gwyneth Jones

    Patrząc na nazwisko Dustin Hoffman wielu ma przed oczami jego wiekompomne role w filmach takich, jak „Tootsie”, czy „Rodzina Kramerów”. Dwukrotnie nagradzany Oskarem za aktorstwo, niemalże osiemdziesięcioletni charyzmatyczny człowiek, tym razem debiutuje po drugiej stronie kamery, aby rozliczyć się z cieniami starzenia się poprzez ekranizację sztuki autorstwa Ronalda Harwooda. Tym samym „Kwartet” okazał się być na wskroś przenikliwy, ale i nie pozbawiony ciepła i uroku, którym emanuje reżyser.

    Dom spokojnej starości, gdzie schronienie odnajdują przygasłe gwiazdy muzyki dawnych lat. To właśnie w tym miejscu znajduje się trójka najlepszych przyjaciół- Wilf, Cissy oraz Reg (Billy Connolly, Pauline Collins, Tom Courtenay), którzy w latach swojej świetności tworzyli najlepszy Kwartet na Wyspach. Jednakże na skutek niefortunnego splotu wydarzeń ich drogi rozchodzą się z ich koleżanką Jean Horton (Maggie Smith), na wiele wiele lat. Tym większe jest ich zaskoczenie, kiedy kobieta uzupełniająca ich grupę staje na progu domu starości. Jej niespodziewane pojawienie się nie wszystkim jednak przypada do gustu, przede wszystkim jej byłemu mężowi Reginaldowi, który nie potrafi wybaczyć jej pomyłki sprzed lat. Teraz może uda im się złożyć topór wojenny, aby po wielu latach jeszcze raz wystąpić w Kwartecie na rzecz Domu starości z okazji urodzin Verdiego.
    „Kwartet” okazał się być filmem, który zaskakuje już od pierwszych minut. Sklasyfikowany do dość pokrętnej kategorii na granicy dramatu i komedii, nie gwarantował jakichkolwiek chwil na rozbawienie. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy Dustin Hoffman przywitał każdego widza właśnie z humorem. Ani perwersyjnym, ani obraźliwym, po prostu zwyczajnym, naturalnym poczuciem humoru, którego pozazdrościć mógłby mu każdy. Świetni wyważony i wprowadzony dzięki znakomitym kreacjom aktorskim stanowił sporą osłodę dla okrucieństwa, jakie niesie za sobą starość. Rzecz, jakże nieunikniona, a jednocześnie poprzez produkcję filmową ukazująca prawdziwą siłę, mądrość, ale przede wszystkim energię życiową, która tkwi w tych radosnych staruszkach. Czyżby dlatego, że spełnionych? Choć większość z nich nie ma bliskich, który mogliby ich odwiedzić. Czy po prostu szczęśliwych z powodu współtowarzyszy i ogólnego zamiłowania do słowa śpiewanego i muzyki? Na pewnym etapie seansu uzmysłowimy sobie, że uśmiech wciąż tkwi na naszych ustach, bez względu na to, czy Wilf zarzucił kolejnym dowcipem, czy też obserwowaliśmy, jak myszkował po szklarni.
    Humor nie jest tutaj jedynym atutem, bardziej rzuca się na nasze serca urok, który bije od samej historii. Nie jest to bowiem pięknie odegrana opera, która zrzesza w sobie największych muzyków, ale również i ukryta pod nią opowieść o miłości rozkwitającej na nowo w późnej starości. Rozczulał Was kiedyś widok dziadka trzymającego za rękę babcię? To tutaj całkowicie się zatracicie. Nieporozumienia i błędy z przeszłości stają na drodze do szczęścia i choć tak wiele lat minęło od rozstania, uczucia wydają się być wciąż żywe. Stają jednak naprzeciw trudom, jakie niesie za sobą nieubłaganie mijający czas. Jedni walczący z chorobami układu kostnego, inni nie mogący poradzić sobie z Alzheimerem, czy słabym sercem. Jednakże wydaje się to być ich najmniejszym problemem w obliczu utraty fanów, czy zawiedzenia samego siebie z powodu starzejącego się wraz z nimi talentu. Dlatego nic tak bardziej nie wzrusza, jak scena finałowa, w której kumulują się wszystkie nagromadzone dotychczas w nas emocje!
    Ze wspaniałą muzyką Dario Marianelliego („Anna Karenina”), który ponownie pokazał jak wielką duszę ma do wielkich brzmień, aktorzy wspaniale pracowali. Tytułowy kwartet to cztery najznakomitsze nazwiska brytyjskiego kina, którzy wznieśli się na szczyt poprzez mniej bądź bardziej światowe role. Moc tkwi oczywiście w samych postaciach, które świetnie uwidocznione same w sobie stanowiły zapis nutowy dla obsady aktorskiej. Za bardziej rozrywkowe i dowcipne role uznać można Wilfa i Cissy. W tym starciu lepiej wypada Connolly, bo stał się przy okazji uwodzicielski i szarmancki w tym swoim humorze. Z kolei Collins dość zdziecinniała obrazując zupełnie inny problem starości. Drugą stronę stanowili Jean i Reggie, którzy bardziej stonowali walczyli przede wszystkim ze swoją własną, wspólną przeszłością. Z Maggie Smith i Toma Courteneya bije pewna elegancja, a zarazem powściągliwość, co wykorzystali oczywiście na potrzeby filmu. Cała czwórka wspólnie tworzyła naprawdę świetny kwartet śpiewaków.
    „Kwartet” to jeden z najbardziej zaskakujących filmów, jakie przyszło mi ostatnio oglądać. Jest to niesamowicie ciepła opowieść z lekko gorzkim zabarwieniem, gdzie bohaterowie walczą ze swoją pamięcią, ruchliwością, czy emocjami. Zupełnie, jakby sam Dustin Hoffman przelał na swój film wszelkie swoje obawy i odczucia. Zupełnie, jakby stanowiło to pewną pociechę dla ludzi w podeszłym wieku i dowód na to, że nawet najbardziej schorowani potrafią cieszyć się na starość ze swojego życia. Tym samym całkowicie rozczulające są zwyczajne stresy, które przeżywają młodzi, gdy się zakochają, bądź trema zanim ponownie wystąpią na scenie. Jest tu miejsce na wspaniałe mowy, a także najczulsze gesty, czym udowadnia się, że miłość pojawić może się tam, gdzie w ogóle się jej nie spodziewamy, w wieku, kiedy wydaje nam się, że wszystko co najpiękniejsze jest już za nami. Piękny film!

Ocena: 8/10

2 komentarze :

  1. Mnie też się ten film bardzo podobał Taki ciepły i jak to trafnie ujęłaś rozczulający. Z"tych klimatów" polecam "Hotel Marigold" również z Maggie Smith ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie był to jeden z najprzyjemniejszych seansów w ostatnich miesiącach. Nie można odmówić uroku ani całemu filmowi, ani postaciom. No i świetni aktorzy!
    Pozdrawiam :).

    OdpowiedzUsuń