NOWOŚCI

poniedziałek, 4 marca 2013

1035. Wiecznie żywy, reż. Jonathan Levine

Oryginalny tytuł: Warm Bodies
Reżyseria: Jonathan Levine
Scenariusz: Jonathan Levine
Na podstawie: powieści Isaaca Mariona „Ciepłe ciała” [recenzja]
Zdjęcia: Javier Aguirresarobe
Muzyka: Marco Beltrami, Buck Sanders
Kraj: USA
Gatunek: Horror, Komedia, Romans
Premiera: 16 stycznia 2013 (Świat) 01 marca 2013 (Polska)
Obsada: Nicholas Hoult, Teresa Palmer, Rob Corddry, Analeigh Tipton, John Malkovich, Dave Franco, Cory Hardrict


    Teraz, kiedy skończyła się nasza przygoda z największym zekranizowanym romansem paranormalnym, jakim był „Zmierzch”, wydawałoby się, że twórcy pójdą w ślady powieściopisarzy i na ekrany zaczną wysypywać się równie szybko filmy utrzymane w podobnej koncepcji. A tutaj niespodzianka! Zamiast kolejnego romansu z wampirami, czy wilkołakami otrzymujemy zombie romans, którego prekursorem w świecie literatury jest Isaac Marion. To właśnie jego powieść o tytule „Ciepłe ciała”, która w Polsce ukazała się dzięki Wydawnictwu Replika, doczekała się filmowej adaptacji, choć w naszym kraju pod całkowicie zmienionym tytułem- „Wiecznie żywy”, a jej realizacji podjął się początkujący reżyser i scenarzysta Jonathan Levine („Wszyscy kochają Mandy Lane”).

    Świat po apokalipsie, podczas której wiele ludzi zostało zainfekowanych tajemniczym wirusem i przemieniło się w chodzących umarłych. Wielu z nich nie pamięta swojej przeszłości, a inni tak bardzo zatraceni w swoim nowym życiu po śmierci zamieniają się w chodzące szkielety. Wszyscy oni odgrodzeni zostali potężnym murem, a po jego drugiej stronie ludzie starają się żyć normalnie. Jednym z chodzących trupów jest młody chłopak pamiętający jedynie pierwszą literę swojego imienia- R (Nicholas Hoult). Kiedy wraz z kolegami trupami idzie na wyprawę w poszukiwaniu jedzenia odnajdują grupkę młodych wolontariuszy. Wśród nich znajduje się Julie (Teresa Palmer), ukochana Perry'ego (Dave Franco), któremu R właśnie zjada mózg. Tym samym przejmuje jego wspomnienia, a także całą gamę uczuć, którą żywił do Julie. R pomaga dziewczynie ujść z życiem i po pewnym czasie nawiązuje się pomiędzy nimi nietypowa więź. Więź, która zaraża innych wpływając na nich ożywiająco.
     Okazuje się, że stworzenie dobrej ekranizacji wcale nie jest niemożliwe. Przykładem jest tutaj „Wiecznie żywy”, który niekoniecznie jest wiernym odwzorowaniem lektury, a tym samym staje się dowodem na to, że przeniesienie książki co do zdania wcale nie musi być wyznacznikiem sukcesu. Co prawda, czytając książkę niejednokrotnie można złapać się za głowę i zastanawiać się nad celowością ułagodzenia takich mózgożerczych istot jakimi są zombie, no ale odebrano łaknienie krwi wampirom, to czemu i nie chęć jedzenia mózgów truposzom. A jak doda się do tego jeszcze romans... no cóż, nie jest to może i idealna lektura, gdyż nawet fajni paranormalnych romansów czują dość spory dyskomfort zagłębiając się w tę historię. Jednakże Jonathan Levine przenosi na ekran jedynie najważniejsze wątki, pomijając w dużym stopniu wprowadzenie do życia R i jego poprzedni związek. Dodaje do tego coś nowego, nadając opowieści zupełnie inny ton. I to jest fajne, jest odświeżające.
     A jak ma się interpretacja Levine do twórczości Mariona? Bardzo dobrze. Udaje mu się oddać przede wszystkim klimat tej historii i jej ogólny charakter. Przede wszystkim opowiada o zombie z ich punktu widzenia. Ciekawie rozwiązano tu problem pierwszoosobowej narracji, którą wykorzystał w książce Isaac Marion. Zwyczajnie wsadzono myśli do głowy R, zupełnie jak w „Dexterze”, z tą różnicą, że zombie zazwyczaj nie myślą, a tu taka niespodzianka. Bądź, co bądź, ale taki sposób nie tylko pomaga rozwinąć się historii w bardzo intrygujący sposób, ale przede wszystkim dostarcza sporo humoru. W końcu, nie ma nic bardziej zabawnego niż zombie zachwycający się zegarkiem, bądź marzący o ponownej śmierci z powodu nieudanej randki. Jednakże, niekiedy wydaje się, że te teksty wciśnięte zostały na siłę w pozbawione więcej głębi dialogi. Nieistotne. Bardziej intryguje wątek romantyczny. Nie jest to jednak tak obrzydliwe, jak całowanie zmumifikowanego Imhotepa, ale jednak nie wzbudza większego entuzjazmu. Nie ma tutaj niesamowitych uniesień, istnieją jedynie gesty. No i oczywiście zbawienna moc miłości, którą ukazuje się tu dosadnie. Uczucie dość kontrowersyjne, choć może nie tak bardzo opłakane w skutkach jak to w „Zmierzchu”. Pożałować można jedynie, że zabija się kolejny symbol grozy i okrucieństwa. Oczywiście, Levine'owi udaje się stworzyć niepowtarzalny klimat, ale charakteryzacja jest dość mocno ułagodzona, a wklejenie do tego wszystkiego mało mrocznej muzyki, no chyba, że ktoś uważa za takowy kawałek „Pretty Woman” (choć nawet dla Julie wydaje się on nieodpowiedni), wcale nie polepsza sprawy. Ma to jednak swój urok i odrobinę trąci groteską. Przyjemnie się ogląda, co jest zaskakujące, tak samo zresztą jak cała fabularna koncepcja.
     Mały chłopiec z pewnego filmu z Hugh Grantem o tytule „Był sobie chłopiec”, a także młoda Bestia z najnowszej odsłony „X-menów”. Dobrze zapowiadający się aktor kina przygodowego, czyli sam Nicholas Hoult, który rolą R udowadnia, że nie daje się zaszufladkować i dobrze sprawdza się również w mroczniejszych wcieleniach. Ze względu na swój uroczy wygląd może zrobić wielką karierę, bo dziewczyny na to lecą. Dziwne więc, że zatrudniono go do tego nietypowego romansu? Wręcz przeciwnie. Jako zombiak sprawdza się świetnie. Idealnie udaje mu się zaprezentować mimikę, ale przede wszystkim ruchy umarlaka, nawet wtedy kiedy biegnie- co jest dość komiczne. Tuż obok niego urocza blondyneczka- Teresa Palmer, również podbijająca serca nastolatków w kolejnych filmach, jak chociażby „Jestem numerem cztery”. Nazywają ją kolejną Kristen Stewart, ale prawda jest taka, że dziewczyna o wiele lepiej sprawdza się w typowych młodzieżówkach, na szczęście. Bohaterowie drugiego planu nie są tak fascynujący jak mogliby być. Jedynie Nora, czyli Analeigh Tipton próbuje się bronić, choć średnio jej się to udaje. Jeszcze bardziej wyblakły staje się John Malkovich, o ile w ogóle jest to możliwe. Szkoda, bo potencjał postaci stworzonych przez Mariona był przeogromny.
    Powinno się ostrzegać widzów przed „Wiecznie żywym”, bo po tym seansie już nigdy nie spojrzymy na zombiaki tak samo. Zakochany zombie, czy może być coś gorszego? Wydawałoby się, że pomysł skazany jest na niepowodzenie, aczkolwiek zaletą tego filmu, tak samo, jak i książki jest to, że wątek ten zepchnięty zostaje gdzieś na bok, aby ustąpić przed pozytywnym jego wpływem. Do tego produkcja zostaje bardzo dobrze wyważona zarówno pod względem ilości romantyzmu, jak i napięcia połączonego z grozą i obrzydliwością, a także humoru. Jest to całkowicie nietypowy film, wychodzący poza przyjęte ramy. Zaskakująco, po jego zakończeniu, na ustach pozostaje jedynie uśmiech. Kolejne zaskoczenie przychodzi za chwilę, kiedy uzmysłowimy sobie, że uśmiech malujący się na naszych twarzach nie symbolizuje naszej pogardy, a jedynie odzwierciedla pozytywne emocje, które wywołuje i pozostawia w sobie ten seans!

Ocena: 7/10

Recenzja dla portalu Anime-Games-World.


6 komentarzy :

  1. Ale mnie zachęciłaś ;) Jak znajdę chwilę wolnego to szybko pędzę do kina ! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko się zgadzam, podobne rzeczy napisałam u siebie w recenzji i też polecam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Też jestem pozytywnie zaskoczona tym filmem, nareszcie wyszło coś innego niż przemoc i krwawe jatki

    OdpowiedzUsuń
  4. "Gatunek: Horror, Komedia, Romans"
    Aha, no to podziękuję, bo łączenie horroru z romansem uważam za profanację gatunku.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mój klimat. Koniecznie muszę obejrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny film, totalne zaskoczenie. W kategorii teen movies jak najbardziej na plus. :)

    OdpowiedzUsuń